Bez faceta jesteś nikim! - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Bez faceta jesteś nikim!

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 33 ]

Temat: Bez faceta jesteś nikim!

/Przepraszam jeżeli wybrałam nieodpowiedni dział i ewentualnie proszę o przeniesienie/

Takiej oto prawdy zawartej w tytule, dowiedziałam się o sobie po ostatnim spotkaniu w gronie (wydawało mi się) bardzo dobrych koleżanek. Do tej pory myślałam, że jako człowiek wierny swoim przekonaniom i kierujący się w życiu pewnymi zasadami - jestem wartością samą w sobie. O ja głupia… Otóż nie! Dowiedziałam się, że wartość kobiety określa się przez pryzmat jej partnera czy też męża, lub co gorsza - przez jego brak.
Dyskusja o moim bezwartościowym jestestwie zaczęła się całkiem niewinnie. Jednej z dziewczyn przypadł do gustu pewien sąsiad, który to zdaje się nie odwzajemnia owego zainteresowania naszą koleżanką. Co prawda spotkali się kilka razy, zawsze w gronie znajomych, którzy to dodatkowo nie ukrywają swojego zdania o koledze i mówią wprost – Ferdek Kiepski. Koleżanka, deklarująca chęć posiadania gromadki dzieci, a także z braku zainteresowania jej osobą płci przeciwnej, zaczęła dostrzegać w sąsiedzie materiał na męża. Mówi, że on taki spokojny, taki wrażliwy i dobry taki... Po kilku kolejnych faktach, w głowie zapaliła mi się czerwona lampka, nakazująca ewakuację z tej znajomości w trybie natychmiastowym, o czym nie omieszkałam poinformować koleżanki, podając przy tym (w moim odczuciu) konkretne argumenty. Jednak dla pozostałych dziewczyn, koleś okazał się być zesłanym koleżance darem z niebios, w tej ciężkiej drodze do ołtarza. Że on leniwy? Dla ciebie się zmieni. Że nie wykazuje zainteresowania tobą? Nieśmiały jest. Że co wieczór piwko? Bez przesady, to tylko piwko. Że nigdzie dłużej nie pracował? Zacznie, niech się tylko dzieci pojawią. Prawo jazdy robi od lat? Pecha ma, egzaminatorzy to zaraza, ale jaki on przy tym wytrwały. Nie dostałaś nawet kwiatka na urodziny? No w sumie miał racje mówiąc, że szkoda kasy, bo za chwilę i tak zwiędnie, tzn. że praktyczny jest. To dobrze. Itd. Miałam wrażenie, że nastąpiło nakręcanie kółka wzajemnej adoracji i w tym wszystkim ja - stojąca w opozycji. Każdy mój argument był zbity argumentami dziewczyn, a że w tej żwawej dyskusji miały swoją większość, to i być może poczuły odwagę, by uświadomić mnie, że bez faceta jestem nikim i jak każda samotna kobieta, zasługuję na współczucie. A jako samotna po trzydziestce, to już w ogóle zasługuję na politowanie. Już lepiej być samotną matką lub chociażby rozwódką, bo taką ktoś chciał, więc jakąś tam swoją wartość miała...
I wiecie co? Może ta sytuacja nie dotknęłaby mnie do tego stopnia, by zdezorientowana pisać na forum, gdyby nie fakt, że wszystkie te słowa, które wówczas padły, wypowiedziane były przez kobiety 30+ które to uwielbiam, ale z całym szacunkiem, autorytetem w dziedzinie związków i relacji męsko – damskich, to one dla mnie nie są. Jedna jest w dziesięcioletnim związku na odległość, w którym to następują cyklicznie rozstania i powroty. Rozstania, bo ona chce stabilizacji, męża i dzieci. Powroty, bo on złożył kolejną deklarację oświadczyn – telefoniczną. Druga koleżanka upatruje sobie kandydata na męża w każdym mężczyźnie na odpowiednim stanowisku, który to zaproponuje jej randkę. Wówczas opowieściom o spotkaniu wielkiej miłości nie ma końca. Końcem okazuje się kop w dupkę zadany przez wybranka. Trzecia (opisana powyżej), to niezrozumiały dla mnie przypadek kobiety, której towarzyszy permanentny brak zainteresowania jej osobą ze strony mężczyzn. Czwarta – mężatka z dwójką dzieci. Mąż na emigracji zaginął w akcji między nogami irlandzkiej kobiety, ale jej to nie zraża, ona da mu szansę, bo misiaczek nie jest zły, misiaczek się tylko pogubił...  [Chciałam zaznaczyć, że opis dziewczyn nie miał na celu obrażania którejkolwiek, bo znamy się od lat, możemy na siebie liczyć i w moich oczach (za wyjątkiem kwestii męsko - damskich), są to naprawdę wartościowe i ogarnięte babeczki.] A ja? Ja mam stanowcze zasady dotyczące związków, których nie ukrywam i nie naginam. Nie jestem ideałem, w ideały nie wierzę, ideału nie szukam. Jednak nie toleruję braku lojalności, braku wierności, braku szczerości. Poczucie bezpieczeństwa dają mi min. jasne sytuacje i wszelkie zwodzenia, niedopowiedzenia czy gierki – nie dla mnie. Kiedy odchodzę, to już nie wracam. Robię to z pełną odpowiedzialnością konsekwencji. Nie marnuję czasu (z nadzieją, że dla mnie się zmieni) na księciunia, z którym to zasadniczo różnimy się poglądowo, wartościowo czy mentalnie – zostawiam go dla odpowiedniej mu księżniczki.
Ewidentnie coś w naszej babskiej relacji pękło. Do tej pory każda lubiła wspólne spotkania i pełne śmiechu dyskusje o wszystkim do świtu. Niejednokrotnie (co jest kwestią normalną), miałyśmy odmienne zdania, ale zawsze potrafiłyśmy porozumieć się na poziomie. I to było świetne! Nie sądziłam, że będę kiedyś siedzieć i smęcić w tej kwestii na forum… Nie chcę dramatyzować czy wyolbrzymiać, ale zdaje się, że moje być albo nie być w towarzystwie, zależne jest od dostosowania się do panujących w nim norm. Norm, których ja w swoim życiu nie chcę…

Kobietki, czy to naprawdę tak działa? O co w tym chodzi, bo ja nie rozumiem. Nie przekonują mnie argumenty dziewczyn w stylu: „niejedna już miała swoje zasady i została dożywotnią starą panną”. Czy status żony zaczął dawać gwarancję udanego życia? Wątpię, ale może ja o czymś nie wiem? Osobiście z dwojga złego wolałabym być sama, niż w związku, w którym musiałabym żebrać o szacunek. Jednak z zaistniałej sytuacji wynika, że lepszy taki „związek” niż żaden, bo bez faceta jestem nikim...

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Bez faceta jesteś nikim!

Przybijam Ci internetową piątkę smile

Trzymaj się swoich zasad, a One nich sobie mówią co chcą.
Ważniejsze od tego gadania powinno być Twoje szczęście.

Byłabyś nikim, gdybyś związała się z facetem z braku "laku" i ten by traktował Cię, jak ostatniego śmiecia. To wtedy byłabyś nikim, ale nikim dla takiego faceta.

3

Odp: Bez faceta jesteś nikim!

zasady, godność i szacunek do samej siebie, to coś, co warto pielęgnować i się tego trzymać.

nie warto rezygnować z tego dla żadnego misiaczka.

boleśnie się o tym przekonałam na dwóch poprzednich związkach.

choćbym miała umrzeć jako Stara panna z kotami, to nie zamierzam już naginać swoich zasad.

never ever

Odp: Bez faceta jesteś nikim!

Zgadzam sie z Toba smile
Absolutnie nie uwazam, ze wyznacznikiem szczescia czy wartosci w zyciu kobiety jest facet.

5 Ostatnio edytowany przez Naprędce (2016-07-28 02:07:39)

Odp: Bez faceta jesteś nikim!

Autorko, jak rozumiem nie oczekujesz konkretnej rady ( i to od faceta) ale jest taka riposta, która zazwyczaj zamyka dyskusję tego typu, choć dość radykalnie. 
Coś w rodzaju: "No wiesz, ja to bym nawet chciała kogoś, ale jak obserwuje Wasz związek to mi szybko przechodzi"
<znalezione na tym forum>

6

Odp: Bez faceta jesteś nikim!

Zasadniczo zgadzam się z Tobą,  że człowiek sam w sobie jest całością i druga osoba ma być tylko miłym dodatkiem,  nie sensem istnienia. Ale za cholerę nie podoba mi się Twój sposób wypowiedzi o " bardzo dobrych koleżankach" i ich pomyśle na życie. One nie zgadzają się z Tobą, nie do.końca słusznie,  ale i Ty negujesz,  i to bardzo pogardliwie, ich zasady. O czym oczywiście " nie omieszkujesz"  ich uświadamiać. Zastanów się, może to nie odmienne teorie, a brak szacunku do siebie i swojej odmienności Was poróżnil. Co Ci w sumie szkodzi, że koleżanka poderwie tego sąsiada?  Jej życie, jej błędy, a może właśnie niekoniecznie. A nuż facet nie okaże się taki zły i niechętny. Ludziom warto życzyć dobrze, a już zwłaszcza dobrym  koleżankom. I radzić,  oczywiście,  ale taktownie i z wyczuciem. W końcu dorosłe są.

7

Odp: Bez faceta jesteś nikim!
użytkownik_nie_istnieje napisał/a:

Do tej pory myślałam, że jako człowiek wierny swoim przekonaniom i kierujący się w życiu pewnymi zasadami - jestem wartością samą w sobie.

Człowieku wierny swoim przekonaniom - czemuż je zmieniasz po jednym spotkaniu w grupie nakręconych bab?

użytkownik_nie_istnieje napisał/a:

Kobietki, czy to naprawdę tak działa? O co w tym chodzi, bo ja nie rozumiem. Nie przekonują mnie argumenty dziewczyn w stylu: „niejedna już miała swoje zasady i została dożywotnią starą panną”. Czy status żony zaczął dawać gwarancję udanego życia? Wątpię, ale może ja o czymś nie wiem? Osobiście z dwojga złego wolałabym być sama, niż w związku, w którym musiałabym żebrać o szacunek. Jednak z zaistniałej sytuacji wynika, że lepszy taki „związek” niż żaden, bo bez faceta jestem nikim...

O to w tym chodzi, że to działa tak, jak sobie sama wymyślisz. Twoje koleżanki kierują się swoimi wartościami i przekonaniami, Ty możesz kierować się swoimi. Status małżeństwa obecnie, mniej niż kiedyolwiek wcześniej, daje gwarancję udanego życia. To widać wszędzie dookoła. Koleżanki nie widzą? Nie Twoją rolą jest je oświecać. Ale też nie widze najmniejszego powodu, dla którego miałabyś oziębiac długotrwałe znajomości tylko dlatego, ze koleżanki uważają, że niezbędny Ci jest facet smile Niech sobie uważają co chcą, Ty uważaj sobie swoje ( smile ) i dalej cieszcie sie swoim towarzystwem. Chyba, że waszą jedyną wspólną rozrywką są rozmowy o facetach i zwiazkach - wtedy faktycznie to nie ma przyszłości smile

Edit:
a mi się niesamowicie podoba Twój sposób wypowiedzi smile

8

Odp: Bez faceta jesteś nikim!

mam wrazenie, że niektóre kobiety muszą kogoś mieć, nawet na siłe, nawet jeśli to bez sensu…

9 Ostatnio edytowany przez gagatka0075 (2016-07-28 12:36:49)

Odp: Bez faceta jesteś nikim!

A ja,  na podstawie tego forum,  mam wrażenie odmienne - sporo jest teraz ludzi, dla których nikt nie jest wystarczająco dobry, by dostąpić zaszczytu   zostania ewentualną "drugą połówka", a nawet jeśli już,  to i tak bez przekonania, za to ze szczegółowym i bezustannym wyliczaniem wad. Pół biedy, jeśli ten wybrzydzacz jest rzeczywiście idealny. Albo jeśli ktoś autentycznie chce być sam i to go uszczęśliwia.
Najgorsi są tacy, którzy niby chcą,  ale tak nierealne wymagania mają, że nikt nie da rady. Wtedy, najczęściej po czterdziestce, budzą się i płaczą,  że samotni. Albo bezdzietne. Mądre przysłowie mówi: " jak sobie pościelisz, tak się wyspisz".
I to samo dotyczy koleżanek: życzliwe rady, tolerancja,  jak najbardziej, ale wlażenie z butami i krytyka... Przed takimi koleżankami chroń mnie losie. Takie znajomości powinny być głównie wsparciem, odskocznią i terapią na smutki, a nie mamuśkowatymi nakazami i zakazami.

10

Odp: Bez faceta jesteś nikim!

Coz, nie mam faceta od lat i nie czuje sie z tego powodu nieszczesliwa. Ale gdybym nie miala dziecka nieszczesliwa bym byla.
Wiec moze nie tak calosciowo, ale raz w zyciu facet mi sie przydal i bez zaistnienia tego faktu MOJE zycie byloby niekompletne.

11 Ostatnio edytowany przez Czarnaczarna (2016-07-28 12:41:22)

Odp: Bez faceta jesteś nikim!

Ale faceci to samo. Akurat osobiście znam więcej facetów tego typu niż babek, nawet procentowo, ale to niczego nie zmienia.

Niemniej o ile sama jestem daleka od takich opinii to ja myślę, że łatwo popaść w skrajności... ale mówię to z punktu widzenia winnej tym skrajnościom.

Sposob wypowiedzi o koleżankach sugeruje, że one zdają sobie sprawę, że uważasz je za niezbyt rozgarnięte w relacjach damsko-męskich i jesli to jest to, co one uważają za bardzo ważne, a Ty im manifestujesz, że robią durnie, to nie dziwota, że może je to uwierać. Lub tworzyć pęknięcia w relacji, bo one mogę Cię za autorytet też nie mieć, a Ty tu im próbujesz zaburzyć postrzeganie.

I mówię to, bo sama straciłam kilka koleżanek, bo pod podobnym względem byłyśmy różne. Ale znam też moją przyjaciołkę i jej dobre koleżanki, które mają takie podejście jak Twoje kumpele. I co różni mnie i moją przyjaciółkę, to to, że jest mniej... zdecydowana w swoim zdaniu niż ja. Sama opinii nie zmienia, ale nie próbuje nikogo do niczego przekonać. Przyjmuje, że one tak robią, bo chcą i chociaż dla niej to abstrakcja, to spoko.

Nazwanie Cię bezwartościową, bo nikt Cię nie chce jak dla mnie wygląda na reakcję obronną po prostu. Może też tak myślą, ale czy to ważne, jeśli nie skaczą Ci z tym przed oczami? Koleżanki chcą widzieć rzeczy w okreslonym świetle, ale rozbijanie bańki w której ktoś żyje nie jest z reguły witane z entuzjazmem. Jak ktoś chce, to sam Cię o to poprosi, jak nie to możesz rzucać argumentami, których nie powstydziliby się mistrzowie retoryki, a i tak nie dotrze. Więcej: mogą Cię zobaczyć jako wroga.

Generalnie to się zgadzam z vinnga.

12 Ostatnio edytowany przez Błękitny_nosorożec (2016-07-28 13:05:22)

Odp: Bez faceta jesteś nikim!
Iceni napisał/a:

Coz, nie mam faceta od lat i nie czuje sie z tego powodu nieszczesliwa. Ale gdybym nie miala dziecka nieszczesliwa bym byla.
Wiec moze nie tak calosciowo, ale raz w zyciu facet mi sie przydal i bez zaistnienia tego faktu MOJE zycie byloby niekompletne.

Facet czy dziecko - jeden pies. No może z tym pierwszym więcej problemów... smile
Idąc tym tropem - czy życie ludzi, którzy nie mają dzieci jest niekompletne? Oczywiście nie posiadanie dzieci pozbawia nas całej ogromnej gamy cudownych (nawet jeśli trudnych) doświadczeń ale czy brak jakiś doświadczeń czyni życie niekompletnym? Nie żyjąc na codzień z facetem również nie masz dostępu do pewnych doświadczeń i jakoś, na szczęście, w tym problemu nie widzisz. W ogóle sama idea że coś albo ktoś nadaje życiu większą wartość dla mnie jest dyskusyjna.
A kobietom, które mają wdrukowane że bez faceta są mniej wartościowe należy współczuć.

13 Ostatnio edytowany przez Iceni (2016-07-28 13:28:18)

Odp: Bez faceta jesteś nikim!
Błękitny_nosorożec napisał/a:
Iceni napisał/a:

Coz, nie mam faceta od lat i nie czuje sie z tego powodu nieszczesliwa. Ale gdybym nie miala dziecka nieszczesliwa bym byla.
Wiec moze nie tak calosciowo, ale raz w zyciu facet mi sie przydal i bez zaistnienia tego faktu MOJE zycie byloby niekompletne.

Facet czy dziecko - jeden pies. No może z tym pierwszym więcej problemów... smile
Idąc tym tropem - czy życie ludzi, którzy nie mają dzieci jest niekompletne? Oczywiście nie posiadanie dzieci pozbawia nas całej ogromnej gamy cudownych (nawet jeśli trudnych) doświadczeń ale czy brak jakiś doświadczeń czyni życie niekompletnym? Nie żyjąc na codzień z facetem również nie masz dostępu do pewnych doświadczeń i jakoś, na szczęście, w tym problemu nie widzisz. W ogóle sama idea że coś albo ktoś nadaje życiu większą wartość dla mnie jest dyskusyjna.
A kobietom, które mają wdrukowane że bez faceta są mniej wartościowe należy współczuć.

Ale zauwazylas, ze ja tam podkreslilam "moje"? Wiec co ma do rzeczy nie posiadanie dzieci przez inne kobiety? MOJE zycie byloby niekompletne, poniewaz posiadanie dziecka rozwija w czlowieku pewne instynkty niedostepne w inny sposob. Ja tez z powodu jakiegos nieszczesliwego wypadku moge na powrot stac sie osoba bezdzietna - ale to doswiadczenie pozostanie we mnie na zawsze.

Podobnie jest z "posiadaniem faceta" - (faceta mialam, znam to doswiadczenie, przezylam to i to z mojej pamieci nie zniknie) - mozna na to patrzec przez pryzmat spojrzenia przyjaciolek autorki i posiadania partnera na zasadzie "zeby miec i nie byc sama" , mozna do tego podchodzic "wole byc sama niz miec byle kogo" albo mozna byc z kims, bo to wznosi na emocjonalny "next level".

Bez mezczyzny kobieta jest nikim (i na odwrot) nie wtedy, kiedy fizycznie on tkwi u jej boku, ale jest "nikim" wtedy kiedy nie doswiadczyla milosci mezczyzny i do mezczyzny. To zmienia postrzeganie swiata, daje pelny obraz doswiadczen i uczuc. I bez tego czlowiek jest niepelny - bo tak jestesmy skonstruowani psychicznie, ze czlowiek ( a kobieta zwlaszcza) dąży do związków - tak nasuksztaltowala ewolucja i 100 lat wolnosci seksualnej tego nie zmieni.

Dlatego ja rozumiem kobiety, które "glupieja" w pewnym wieku i daza nawet do byle jakich zwiazkow. "Supersamcow" nie starczy dla wszystkich.

Nie kazdego stac na podroz do Afryki - czy zatem wizyta w ZOO bedzie haniebna?

14 Ostatnio edytowany przez Błękitny_nosorożec (2016-07-28 13:58:25)

Odp: Bez faceta jesteś nikim!
Iceni napisał/a:

Ale zauwazylas, ze ja tam podkreslilam "moje"? Wiec co ma do rzeczy nie posiadanie dzieci przez inne kobiety? MOJE zycie byloby niekompletne, poniewaz posiadanie dziecka rozwija w czlowieku pewne instynkty niedostepne w inny sposob. Ja tez z powodu jakiegos nieszczesliwego wypadku moge na powrot stac sie osoba bezdzietna - ale to doswiadczenie pozostanie we mnie na zawsze.

Podobnie jest z "posiadaniem faceta" - (faceta mialam, znam to doswiadczenie, przezylam to i to z mojej pamieci nie zniknie) - mozna na to patrzec przez pryzmat spojrzenia przyjaciolek autorki i posiadania partnera na zasadzie "zeby miec i nie byc sama" , mozna do tego podchodzic "wole byc sama niz miec byle kogo" albo mozna byc z kims, bo to wznosi na emocjonalny "next level".

Bez mezczyzny kobieta jest nikim (i na odwrot) nie wtedy, kiedy fizycznie on tkwi u jej boku, ale jest "nikim" wtedy kiedy nie doswiadczyla milosci mezczyzny i do mezczyzny. To zmienia postrzeganie swiata, daje pelny obraz doswiadczen i uczuc. I bez tego czlowiek jest niepelny - bo tak jestesmy skonstruowani psychicznie, ze czlowiek ( a kobieta zwlaszcza) dąży do związków - tak nasuksztaltowala ewolucja i 100 lat wolnosci seksualnej tego nie zmieni.

Dlatego ja rozumiem kobiety, które "glupieja" w pewnym wieku i daza nawet do byle jakich zwiazkow. "Supersamcow" nie starczy dla wszystkich.

Nie kazdego stac na podroz do Afryki - czy zatem wizyta w ZOO bedzie haniebna?

Posłużyłem się Twoją wypowiedzią jako tłem do ogólnych refleksji, faktycznie owo "MOJE" zmienia przekaz. Twoje życie jest Twoje i jako jego właścicielka możesz mieć na jego temat dowolne opinie. A jeśli chodzi o posiadanie dziec - kto doświadczył ten w zasadzie nie ma szans się nie zgodzić.

Abstrahując od fizycznej obecności i płci, ja powiedziałbym że generalnie nic tak nie ubogaca życia jak Miłość (celowo pisana przez duże M - ludzie tę miłość damsko-męska często mylą z czymś zupełnie innym). A Miłości najłatwiej doświadczyć właśnie w relacjach z dziećmi. Doświadczenie jej w stosunku do mężczyzny czy kobiety to może właśnie taki trochę level up.
W pogoni za miłością ludzie przeróżne głupoty robią, dlaczego mielibyśmy od razu krytykować związki z "rozsądku" czy z braku laku...
Ale przekonanie że bez czegoś tam jest się nikim nigdy nie będzie "zdrowe".

15

Odp: Bez faceta jesteś nikim!
Iceni napisał/a:

Bez mezczyzny kobieta jest nikim (i na odwrot) nie wtedy, kiedy fizycznie on tkwi u jej boku, ale jest "nikim" wtedy kiedy nie doswiadczyla milosci mezczyzny i do mezczyzny. To zmienia postrzeganie swiata, daje pelny obraz doswiadczen i uczuc.

Moim zdaniem każdy człowiek jest kimś, nikt nie jest niepełny i nie powinien się za " nikogo " uważać i być tak postrzegany. To nie partner/ dziecko/ pies/ kot nas wartościują. I nie mają być w naszym życiu konieczni,  a jedynie mile widziani.
Owszem, ja też uważam, że powinniśmy uczynić zadośc biologii, bo inaczej grozi nam wyginięcie. Ale Ci, którzy chcą. I do tego nie trzeba dożywotniego związku. Ale miło jest być z kimś,  nie na siłę i gdy jest źle. Uważam, że przesadzają Ci,  którzy tak widzą świat związków - byle kto, byle był. Znam takie, owszem, ale jest ich niewiele w porównaniu z tymi z przekonania i chęci.

16

Odp: Bez faceta jesteś nikim!
użytkownik_nie_istnieje napisał/a:

Jednak nie toleruję braku lojalności, braku wierności, braku szczerości. Poczucie bezpieczeństwa dają mi min. jasne sytuacje i wszelkie zwodzenia, niedopowiedzenia czy gierki – nie dla mnie. Kiedy odchodzę, to już nie wracam. Robię to z pełną odpowiedzialnością konsekwencji. Nie marnuję czasu (z nadzieją, że dla mnie się zmieni) na księciunia, z którym to zasadniczo różnimy się poglądowo, wartościowo czy mentalnie – zostawiam go dla odpowiedniej mu księżniczki.

Odkąd stosuję w swoim życiu zasadę, jaką wpisałam do sygnaturki (nie czyń samego siebie przedmiotem kompromisu, bo jesteś wszystkim, co masz), wszelkie dylematy czy wątpliwości szybko udaje mi się rozwiewać.
Lepiej być dożywotnią starą panną niż desperatką rozpaczliwie chwytającą się spodni - bylejakich byleby były. I nie ma magicznej różdżki, która sprawi, że ktoś nagle zmieni swoją osobowość, kształtowane latami nawyki i przyzwyczajenia. Owszem, można próbować na drugą osobę wpływać, ale trzeba robić to mądrze, przy czym nigdy nie będą to kluczowe zmiany, ewentualnie jakieś wypracowane kompromisy. Niejedna naiwna istota na takim myśleniu, jakie przedstawiły Twoje koleżanki już się przejechała.

Przykre, że odmienność Waszych poglądów tak bardzo ochłodziła Wasze wzajemne relacje, ale dziewczyny być może uraziło, że wprost wytknęłaś coś, z czego podświadomie doskonale zdają sobie sprawę, za to łatwiej im udawać i wzajemnie się przekonywać, że to tak jednak nie działa. Niestety działa. 

gagatka0075 napisał/a:

I to samo dotyczy koleżanek: życzliwe rady, tolerancja,  jak najbardziej, ale wlażenie z butami i krytyka... Przed takimi koleżankami chroń mnie losie. Takie znajomości powinny być głównie wsparciem, odskocznią i terapią na smutki, a nie mamuśkowatymi nakazami i zakazami.

Ależ na tym właśnie polega prawdziwa przyjaźń, żeby się wzajemnie wspierać, ale wspieranie to NIE jest bezkrytyczne popieranie czyichś pomysłów i życiowych wyborów, ale właśnie wskazywanie na istniejące zagrożenia oraz stawianie do pionu, kiedy ktoś błądzi.

P.S. Mnie sposób wypowiedzi Autorki też bardzo się podoba smile.

17

Odp: Bez faceta jesteś nikim!

Ktos mi kiedys krotko powiedzial:

"W zyciu dwie rzeczy powinny byc wysokie.
Obcasy i standardy"


Tego nie zmieniaj.

18

Odp: Bez faceta jesteś nikim!
Olinka napisał/a:
gagatka0075 napisał/a:

I to samo dotyczy koleżanek: życzliwe rady, tolerancja,  jak najbardziej, ale wlażenie z butami i krytyka... Przed takimi koleżankami chroń mnie losie. Takie znajomości powinny być głównie wsparciem, odskocznią i terapią na smutki, a nie mamuśkowatymi nakazami i zakazami.

Ależ na tym właśnie polega prawdziwa przyjaźń, żeby się wzajemnie wspierać, ale wspieranie to NIE jest bezkrytyczne popieranie czyichś pomysłów i życiowych wyborów, ale właśnie wskazywanie na istniejące zagrożenia oraz stawianie do pionu, kiedy ktoś błądzi.

Zgadzam się z obiema paniami, chociaż sobie zaprzeczają pozornie. Autorka nazwała panie koleżankami. Dobrymi, bo dobrymi, ale koleżankami. Prawdziwi przyjaciele to wyższa półka, więc i oczekiwania są inne.

19

Odp: Bez faceta jesteś nikim!
Czarnaczarna napisał/a:
Olinka napisał/a:
gagatka0075 napisał/a:

I to samo dotyczy koleżanek: życzliwe rady, tolerancja,  jak najbardziej, ale wlażenie z butami i krytyka... Przed takimi koleżankami chroń mnie losie. Takie znajomości powinny być głównie wsparciem, odskocznią i terapią na smutki, a nie mamuśkowatymi nakazami i zakazami.

Ależ na tym właśnie polega prawdziwa przyjaźń, żeby się wzajemnie wspierać, ale wspieranie to NIE jest bezkrytyczne popieranie czyichś pomysłów i życiowych wyborów, ale właśnie wskazywanie na istniejące zagrożenia oraz stawianie do pionu, kiedy ktoś błądzi.

Zgadzam się z obiema paniami, chociaż sobie zaprzeczają pozornie. Autorka nazwała panie koleżankami. Dobrymi, bo dobrymi, ale koleżankami. Prawdziwi przyjaciele to wyższa półka, więc i oczekiwania są inne.

Oczywiście. W życiu to jeżeli ktoś ma  jednego prawdziwego przyjaciela,  to już  jest szczęściarzem.

Odp: Bez faceta jesteś nikim!

Dziękuję Wam wszystkim za wypowiedzi, wszystkie coś wnoszą i dają do myślenia.
Zasadniczo plan mam taki, by bez względu na odpowiedzi jakie tu padną, wątek pokazać dziewczynom, byśmy mogły przedyskutować kilka kwestii. Nie wiem, może się tak zafiksowałyśmy na tych naszych wspólnych spotkaniach, że zwyczajnie brakuje nam nowego spojrzenia na pewne sprawy. Jedna z Was wspomniała o skrajnościach, o których my, w tej burzliwej wymianie zdań zapomniałyśmy i w tym wszystkim było tylko białe – czarne. Może po prostu najłatwiej będzie wyznaczyć sobie pewne granice tematów, których będąc razem nie będziemy poruszać. Mam nadzieję, że temat poukładamy na tyle, by znów każda z nas czuła się komfortowo w naszej relacji. Tak jak pisałam, wzajemnie określałyśmy się jako ‘dobre kumpele’, nie jako ‘przyjaciółki’. Żadna z nas nie czuła tej specyficznej nici jaka łączy z przyjacielem, więc i używanie tego słowa byłoby nadużyciem. Niemniej jednak cenimy sobie wspólnie spędzony czas i te nasze babskie rozmowy do świtu. Wyciągałyśmy się już z niejednej opresji, więc mam nadzieję, że i tym razem się uda. Potrzebne tu było spojrzenie z zewnątrz.

Odp: Bez faceta jesteś nikim!
gagatka0075 napisał/a:

Ty negujesz,  i to bardzo pogardliwie, ich zasady. O czym oczywiście " nie omieszkujesz"  ich uświadamiać.

Nie zgodzę się z tym. W żaden sposób w mojej wypowiedzi nie było pogardy, bo to absolutnie nie było moim celem, co zresztą zaznaczyłam. To nie są fakty naginane pod moją osobę, na dzień dzisiejszy tak wygląda rzeczywistość.
(Ale nie wykluczam, że jak emocje opadną i gdy posiądę już tą niezbędną tajemną wiedzę do zrozumienia pewnych spraw, to nie stwierdzę, że przegięłam i nie przyznam Ci racji. Choć wątpię.)

gagatka0075 napisał/a:

Co Ci w sumie szkodzi, że koleżanka poderwie tego sąsiada?  Jej życie, jej błędy, a może właśnie niekoniecznie. A nuż facet nie okaże się taki zły i niechętny.

Nic, absolutnie nic. Tylko jeżeli ów facet nie okaże się tym jednym jedynym na milion, który to „dla ciebie się zmieni”, to będzie to powtórka z rozrywki. I ok., tak jak piszesz – jej życie, jej błędy, jej sprawa. Ale w momencie, w którym pojawiłyby się dzieci (których ona bardzo chce), to już nie chodziłoby tylko o jej życie. I co w momencie gdyby on jednak nie zechciał się łaskawie zmienić na lepsze? Czym innym jest być w szczęśliwym związku, mieć dzieci i rozstać się, a czym innym potencjalnie skazywać dzieci na przejścia, wynikające ze świadomych, nieodpowiedzialnych wyborów rodziców.
Owszem, historia zna przypadki cudownej przemiany, ale żeby się zmienił, to przede wszystkim on musi tego chcieć, a póki co, on chce zupełnie czego innego. A takim gadaniem i kibicowaniem jej, wbijamy ją tylko na minę. Owszem, kiedy trzeba będzie, będę ją ratować i pomogę zawsze! Reanimowałyśmy się już nie raz. Tylko pytam się, po co robić priorytet z kogoś, kto ma nas gdzieś?

gagatka0075 napisał/a:

I radzić,  oczywiście,  ale taktownie i z wyczuciem.

Ale jak w tej sytuacji taktownie radzić? Żeby kupowała mu piwa bezalkoholowe z nadzieją, że posmakują? Ma się cieszyć, że to tylko codzienne piwka, bo mogłaby to być wódka? Tak, uważam że terapia wstrząsowa nie działa jak afrodyzjak, ale niekiedy jest terapią najlepszą. W żaden sposób nie obraziłam tego faceta ani dziewczyn, moje argumenty dokładnie opierały się na tym co mówiła koleżanka. Przez powtarzanie jej słów, chciałam by posłuchała siebie. Głową rodziny miałby być facet, który w wieku 36 lat, prowadzi życie na kredycie w kieszeni mamuśki. No litości… Już tak kolokwialnie i głupio pisząc, nie mieszkamy w kurniku gdzie jest deficyt kogutów i z uczuciem wyróżnienia i wiarą we własne szczęście, bierze się co jest.

Odp: Bez faceta jesteś nikim!
vinnga napisał/a:

Człowieku wierny swoim przekonaniom - czemuż je zmieniasz po jednym spotkaniu w grupie nakręconych bab?

Nie, nie zmieniam. Ale też nie należę do osób, które uważają, że moja racja to święta racja. Nie wykluczam też, że zwyczajnie się mylę lub nie dostrzegam wszystkiego. Może nieświadomie pomijam jakieś istotne informacje, z których to mogłabym zaczerpnąć czegoś dobrego. Sama myśląc o temacie niczego konkretnego bym nie wymyśliła, bo po weekendzie targają mną jeszcze emocje, dlatego chciałam poznać punkt widzenia innych osób. Osób z innymi przeżyciami, doświadczeniami, wartościami.

vinnga napisał/a:

Chyba, że waszą jedyną wspólną rozrywką są rozmowy o facetach i zwiazkach - wtedy faktycznie to nie ma przyszłości smile

Ooo losie broń! smile Gdyby to był nasz jedyny temat, to wątku by nie było, bo i nie byłoby naszej znajomości. Cenimy sobie wspólne spotkania i dyskusje wszelakie. Wiadomo jak to na takich spotkaniach, przekrój tematów jest ogromny, od nowinek kosmetycznych, po politykę i infrastrukturę krajów ‘trzeciego świata’. smile

23 Ostatnio edytowany przez Olinka (2016-07-28 22:07:24)

Odp: Bez faceta jesteś nikim!
Czarnaczarna napisał/a:

Sposob wypowiedzi o koleżankach sugeruje, że one zdają sobie sprawę, że uważasz je za niezbyt rozgarnięte w relacjach damsko-męskich i jesli to jest to, co one uważają za bardzo ważne, a Ty im manifestujesz, że robią durnie, to nie dziwota, że może je to uwierać. Lub tworzyć pęknięcia w relacji, bo one mogę Cię za autorytet też nie mieć, a Ty tu im próbujesz zaburzyć postrzeganie.

Tak, one zdają sobie sprawę, że mnie pewne kwestie zwyczajnie dziwią. Tak jak dziewczyny dziwi moje postępowanie. Jednak do tej pory potrafiłyśmy opanować emocje i kulturalnie zakończyć temat. Choć od pewnego czasu zbierało się, zbierało i wybuchło. Niezrozumiałe dla mnie jest to, że ich zdanie zależne jest od okoliczności. Kiedy w ich życiu następuje np. rozstanie, potrafią trzeźwo ocenić sytuację i same przyznać, że nie jest to coś, co je uszczęśliwia. Niektóre idą porozmawiać z psychoterapeutą i przyznają, że wiele im to daje, że są świadome sytuacji, że widzą. Jednak wystarczy np. jeden telefon i kolejne bajki o szczęśliwym życiu, żeby dowiedzieć się, że zdaniem dzwoniącego, wszyscy wokół łącznie z terapeutą chcą dla koleżanki źle, bo zazdroszczą jej związku.

Dziewczyna zainteresowana sąsiadem, jest po czteroletnim związku, o który zabiegała i dbała dając całą siebie. Na koniec znajomości on jej zarzucił, że swoją nachalnością zmarnowała mu cztery lata życia. Momentu w którym przyszła do mnie i zobaczyłam ją w drzwiach, a także momentów w których zmieniałam jej opatrunek na twarzy, nie zapomnę do końca życia. Dlatego jak usłyszałam, że sąsiad ma skłonności alkoholowe, że nie pracuje, że ma ją gdzieś, a ona zdaniem dziewczyn ma działać, bo on się dla niej zmieni, to nie wytrzymałam i wyraziłam swoje zdanie. I tym oto sposobem, jestem tu z Wami.


--------------------
Nie pisz, proszę, postów jeden pod drugim - jest to sprzeczne z Regulaminem Forum. Jeśli chcesz coś dopisać, użyj funkcji "edytuj".
Z góry dziękuję i pozdrawiam, Olinka

24 Ostatnio edytowany przez gagatka0075 (2016-07-28 20:06:18)

Odp: Bez faceta jesteś nikim!
użytkownik_nie_istnieje napisał/a:
gagatka0075 napisał/a:

Ty negujesz,  i to bardzo pogardliwie, ich zasady. O czym oczywiście " nie omieszkujesz"  ich uświadamiać.

Nie zgodzę się z tym. W żaden sposób w mojej wypowiedzi nie było pogardy, bo to absolutnie nie było moim celem, co zresztą zaznaczyłam. To nie są fakty naginane pod moją osobę, na dzień dzisiejszy tak wygląda rzeczywistość.
(Ale nie wykluczam, że jak emocje opadną i gdy posiądę już tą niezbędną tajemną wiedzę do zrozumienia pewnych spraw, to nie stwierdzę, że przegięłam i nie przyznam Ci racji. Choć wątpię.)

gagatka0075 napisał/a:

Co Ci w sumie szkodzi, że koleżanka poderwie tego sąsiada?  Jej życie, jej błędy, a może właśnie niekoniecznie. A nuż facet nie okaże się taki zły i niechętny.

Nic, absolutnie nic. Tylko jeżeli ów facet nie okaże się tym jednym jedynym na milion, który to „dla ciebie się zmieni”, to będzie to powtórka z rozrywki. I ok., tak jak piszesz – jej życie, jej błędy, jej sprawa. Ale w momencie, w którym pojawiłyby się dzieci (których ona bardzo chce), to już nie chodziłoby tylko o jej życie. I co w momencie gdyby on jednak nie zechciał się łaskawie zmienić na lepsze? Czym innym jest być w szczęśliwym związku, mieć dzieci i rozstać się, a czym innym potencjalnie skazywać dzieci na przejścia, wynikające ze świadomych, nieodpowiedzialnych wyborów rodziców.
Owszem, historia zna przypadki cudownej przemiany, ale żeby się zmienił, to przede wszystkim on musi tego chcieć, a póki co, on chce zupełnie czego innego. A takim gadaniem i kibicowaniem jej, wbijamy ją tylko na minę. Owszem, kiedy trzeba będzie, będę ją ratować i pomogę zawsze! Reanimowałyśmy się już nie raz. Tylko pytam się, po co robić priorytet z kogoś, kto ma nas gdzieś?

gagatka0075 napisał/a:

I radzić,  oczywiście,  ale taktownie i z wyczuciem.

Ale jak w tej sytuacji taktownie radzić? Żeby kupowała mu piwa bezalkoholowe z nadzieją, że posmakują? Ma się cieszyć, że to tylko codzienne piwka, bo mogłaby to być wódka? Tak, uważam że terapia wstrząsowa nie działa jak afrodyzjak, ale niekiedy jest terapią najlepszą. W żaden sposób nie obraziłam tego faceta ani dziewczyn, moje argumenty dokładnie opierały się na tym co mówiła koleżanka. Przez powtarzanie jej słów, chciałam by posłuchała siebie. Głową rodziny miałby być facet, który w wieku 36 lat, prowadzi życie na kredycie w kieszeni mamuśki. No litości… Już tak kolokwialnie i głupio pisząc, nie mieszkamy w kurniku gdzie jest deficyt kogutów i z uczuciem wyróżnienia i wiarą we własne szczęście, bierze się co jest.

No i to jest właśnie kolejny przykład różnicy w podejściu do życia. Nie chcesz podejmować ryzyka, nie wierzysz w możliwość zmiany charakteru czy przynajmniej stylu innego człowieka,  we wszystkim dopatrujesz się negatywów... Ok. Masz do tego prawo. Ale pogodz się przynajmniej z tym, że ktoś może mieć odmienne standardy, zasady, postrzegać coś/ kogoś inaczej niż Ty. Bo tak właśnie prawdopodobnie mają te Twoje koleżanki. Tak jak ich prawda niekoniecznie jest jedyną słuszną,  tak i Twoja nie musi. Jeśli ona się na tego sąsiada uprze to i tak jej nie powstrzymasz. Może się sparzy,  może dostanie kosza, może jednak nie i trzasnie sobie to dziecko z nim, ale się rozstaną...jest kilka scenariuszy i nikt nie ma i nie będzie mieć  pewności, jak to się potoczy. Ale to będzie jej wybór, bo to jej życie. Ja doceniam w ludziach to, że próbują,  że ryzykują,  i nawet jeśli nie pójdzie, tak jak chcieli, to robią coś w kierunku spełnienia marzeń i zaspokojenia swoich potrzeb. Jeśli ktoś woli pozostać w swojej strefie komfortu, to też dobrze. Ale te dwa podejścia powinny się tolerować i współistniec, a nie walczyć ze sobą,  uważając wyłącznie swoje racje jako oczywiste. Bo tego co będzie nikt nie wie i nie przewidzi. A już na pewno nikt nie wie, co siedzi w głowie drugiego człowieka. Choć niektórym najwidoczniej tak się wydaje smile
Edit: niczego Ci nie powiem, bo ja nie dyktuje ludziom, jak mają żyć i jakie mają mieć zasady. To jest własnie ta zasadnicza różnica między nami. Ludzie błądzą,  temu się nie da zapobiec. Chcesz się bawić w kaznodzieje moralizatora,  Zbawiciela świata,  Twój wybór, ale na wielki sukces bym nie liczyła.

Odp: Bez faceta jesteś nikim!
gagatka0075 napisał/a:

I to samo dotyczy koleżanek: życzliwe rady, tolerancja,  jak najbardziej, ale wlażenie z butami i krytyka... Przed takimi koleżankami chroń mnie losie. Takie znajomości powinny być głównie wsparciem, odskocznią i terapią na smutki, a nie mamuśkowatymi nakazami i zakazami.

Twoje słowa dają mi jasny komunikat, że nie powinnam w żaden sposób wypowiadać się źle np. na temat relacji jednej z nas z facetami, którzy to bardzo często nie przestrzegają podstawowych zasad fair play. Zasad w stosunku do żony. Powiedz mi jeszcze, że bycie kochanką to społeczne wyżyny.

26

Odp: Bez faceta jesteś nikim!
użytkownik_nie_istnieje napisał/a:
Czarnaczarna napisał/a:

Sposob wypowiedzi o koleżankach sugeruje, że one zdają sobie sprawę, że uważasz je za niezbyt rozgarnięte w relacjach damsko-męskich i jesli to jest to, co one uważają za bardzo ważne, a Ty im manifestujesz, że robią durnie, to nie dziwota, że może je to uwierać. Lub tworzyć pęknięcia w relacji, bo one mogę Cię za autorytet też nie mieć, a Ty tu im próbujesz zaburzyć postrzeganie.

Tak, one zdają sobie sprawę, że mnie pewne kwestie zwyczajnie dziwią. Tak jak dziewczyny dziwi moje postępowanie. Jednak do tej pory potrafiłyśmy opanować emocje i kulturalnie zakończyć temat. Choć od pewnego czasu zbierało się, zbierało i wybuchło. Niezrozumiałe dla mnie jest to, że ich zdanie zależne jest od okoliczności. Kiedy w ich życiu następuje np. rozstanie, potrafią trzeźwo ocenić sytuację i same przyznać, że nie jest to coś, co je uszczęśliwia. Niektóre idą porozmawiać z psychoterapeutą i przyznają, że wiele im to daje, że są świadome sytuacji, że widzą. Jednak wystarczy np. jeden telefon i kolejne bajki o szczęśliwym życiu, żeby dowiedzieć się, że zdaniem dzwoniącego, wszyscy wokół łącznie z terapeutą chcą dla koleżanki źle, bo zazdroszczą jej związku.

Dziewczyna zainteresowana sąsiadem, jest po czteroletnim związku, o który zabiegała i dbała dając całą siebie. Na koniec znajomości on jej zarzucił, że swoją nachalnością zmarnowała mu cztery lata życia. Momentu w którym przyszła do mnie i zobaczyłam ją w drzwiach, a także momentów w których zmieniałam jej opatrunek na twarzy, nie zapomnę do końca życia. Dlatego jak usłyszałam, że sąsiad ma skłonności alkoholowe, że nie pracuje, że ma ją gdzieś, a ona zdaniem dziewczyn ma działać, bo on się dla niej zmieni, to nie wytrzymałam i wyraziłam swoje zdanie. I tym oto sposobem, jestem tu z Wami.

Ja się z Tobą więcej niż zgadzam generalnie. I też jestem z tych osob, które "za często" powiedzą swoje zdanie, ale zauważyłam, że ani to mi ani im nie pomaga. Może mamy inne doświadczenia, ale mam przeświadczenie, że jak ludzie chcą w coś wierzyć, to im nie przetlumaczysz. Więcej! Wedlug moich spostrzeżeń im bardziej ich się próbuje z tego wyciągnąć, tym bardziej się zapierają przy swoim. Może to przez to, że ten ideał miłości mimo wszystko jest gdzieś tam obecny? Więc jak psychoterapeuta, koleżanka i wszyscy wokoło mówią nie, to się im jeszcze bardziej wydaje, że jest o co walczyć?

Zasadniczo to są dorosłe panie. Dorosłe panie powinny umieć dbać o siebie. I jak całym sercem i umysłem popieram Twoje stanowisko i sposób myślenia, to jeśli one same nie zechcą dać sobie "pomóc", to jedyne co możesz osiągnąć uświadamieniem, to ich protest/niechcęć do siebie. I teraz możesz prezentować swoje poglądy, być ze swoim sumieniem, ale liczyć się z tym, że one i tak nic nie zmienią plus się na przykład obrażą albo spróbować raz niezbyt dobitnie i jeśli nie wykazują zainteresowania to po prostu nie komentować i "pozwolić" im robić ze sobą co chcą.

27

Odp: Bez faceta jesteś nikim!
Czarnaczarna napisał/a:

Zgadzam się z obiema paniami, chociaż sobie zaprzeczają pozornie. Autorka nazwała panie koleżankami. Dobrymi, bo dobrymi, ale koleżankami. Prawdziwi przyjaciele to wyższa półka, więc i oczekiwania są inne.

Rzeczywiście, choć sama bardzo ważę słowo "przyjaciel", a w pierwszym poście pojawiło się określenie "bardzo dobre koleżanki", to chyba wpadłam w sidła nadinterpretacji. To trochę zmienia moje spojrzenie na temat, ale nie do końca, bo człowiek sam ze sobą czuje się źle, kiedy udaje, że w danej kwestii nie ma nic do powiedzenia. W takiej sytuacji, jak opisywana, można więc wyrazić swoje zdanie, tym samym skazując się na ataki, albo można milczeć - jedna i druga opcja wydaje się nie być doskonała.

28

Odp: Bez faceta jesteś nikim!
użytkownik_nie_istnieje napisał/a:

Dyskusja o moim bezwartościowym jestestwie zaczęła się całkiem niewinnie. Jednej z dziewczyn przypadł do gustu pewien sąsiad, który to zdaje się nie odwzajemnia owego zainteresowania naszą koleżanką. Co prawda spotkali się kilka razy, zawsze w gronie znajomych, którzy to dodatkowo nie ukrywają swojego zdania o koledze i mówią wprost – Ferdek Kiepski. Koleżanka, deklarująca chęć posiadania gromadki dzieci, a także z braku zainteresowania jej osobą płci przeciwnej, zaczęła dostrzegać w sąsiedzie materiał na męża. Mówi, że on taki spokojny, taki wrażliwy i dobry taki... Po kilku kolejnych faktach, w głowie zapaliła mi się czerwona lampka, nakazująca ewakuację z tej znajomości w trybie natychmiastowym, o czym nie omieszkałam poinformować koleżanki, podając przy tym (w moim odczuciu) konkretne argumenty. Jednak dla pozostałych dziewczyn, koleś okazał się być zesłanym koleżance darem z niebios, w tej ciężkiej drodze do ołtarza. Że on leniwy? Dla ciebie się zmieni. Że nie wykazuje zainteresowania tobą? Nieśmiały jest. Że co wieczór piwko? Bez przesady, to tylko piwko. Że nigdzie dłużej nie pracował? Zacznie, niech się tylko dzieci pojawią. Prawo jazdy robi od lat? Pecha ma, egzaminatorzy to zaraza, ale jaki on przy tym wytrwały. Nie dostałaś nawet kwiatka na urodziny? No w sumie miał racje mówiąc, że szkoda kasy, bo za chwilę i tak zwiędnie, tzn. że praktyczny jest. To dobrze. Itd. Miałam wrażenie, że nastąpiło nakręcanie kółka wzajemnej adoracji i w tym wszystkim ja - stojąca w opozycji. Każdy mój argument był zbity argumentami dziewczyn, a że w tej żwawej dyskusji miały swoją większość, to i być może poczuły odwagę, by uświadomić mnie, że bez faceta jestem nikim i jak każda samotna kobieta, zasługuję na współczucie. A jako samotna po trzydziestce, to już w ogóle zasługuję na politowanie. Już lepiej być samotną matką lub chociażby rozwódką, bo taką ktoś chciał, więc jakąś tam swoją wartość miała...
I wiecie co? Może ta sytuacja nie dotknęłaby mnie do tego stopnia, by zdezorientowana pisać na forum, gdyby nie fakt, że wszystkie te słowa, które wówczas padły, wypowiedziane były przez kobiety 30+ które to uwielbiam, ale z całym szacunkiem, autorytetem w dziedzinie związków i relacji męsko – damskich, to one dla mnie nie są. Jedna jest w dziesięcioletnim związku na odległość, w którym to następują cyklicznie rozstania i powroty. Rozstania, bo ona chce stabilizacji, męża i dzieci. Powroty, bo on złożył kolejną deklarację oświadczyn – telefoniczną. Druga koleżanka upatruje sobie kandydata na męża w każdym mężczyźnie na odpowiednim stanowisku, który to zaproponuje jej randkę. Wówczas opowieściom o spotkaniu wielkiej miłości nie ma końca. Końcem okazuje się kop w dupkę zadany przez wybranka. Trzecia (opisana powyżej), to niezrozumiały dla mnie przypadek kobiety, której towarzyszy permanentny brak zainteresowania jej osobą ze strony mężczyzn. Czwarta – mężatka z dwójką dzieci. Mąż na emigracji zaginął w akcji między nogami irlandzkiej kobiety, ale jej to nie zraża, ona da mu szansę, bo misiaczek nie jest zły, misiaczek się tylko pogubił...  [Chciałam zaznaczyć, że opis dziewczyn nie miał na celu obrażania którejkolwiek, bo znamy się od lat, możemy na siebie liczyć i w moich oczach (za wyjątkiem kwestii męsko - damskich), są to naprawdę wartościowe i ogarnięte babeczki.] A ja? Ja mam stanowcze zasady dotyczące związków, których nie ukrywam i nie naginam. Nie jestem ideałem, w ideały nie wierzę, ideału nie szukam. Jednak nie toleruję braku lojalności, braku wierności, braku szczerości. Poczucie bezpieczeństwa dają mi min. jasne sytuacje i wszelkie zwodzenia, niedopowiedzenia czy gierki – nie dla mnie. Kiedy odchodzę, to już nie wracam. Robię to z pełną odpowiedzialnością konsekwencji. Nie marnuję czasu (z nadzieją, że dla mnie się zmieni) na księciunia, z którym to zasadniczo różnimy się poglądowo, wartościowo czy mentalnie – zostawiam go dla odpowiedniej mu księżniczki.
Ewidentnie coś w naszej babskiej relacji pękło. Do tej pory każda lubiła wspólne spotkania i pełne śmiechu dyskusje o wszystkim do świtu. Niejednokrotnie (co jest kwestią normalną), miałyśmy odmienne zdania, ale zawsze potrafiłyśmy porozumieć się na poziomie. I to było świetne! Nie sądziłam, że będę kiedyś siedzieć i smęcić w tej kwestii na forum… Nie chcę dramatyzować czy wyolbrzymiać, ale zdaje się, że moje być albo nie być w towarzystwie, zależne jest od dostosowania się do panujących w nim norm. Norm, których ja w swoim życiu nie chcę…

.

Taak to bywa, w przyjaźniach, czy koleżeństwie, ze nie we wszystkim się zgadzamy z innymi. To czasami denerwujące, ale jak się tak bliżej przyjrzeć, to się człowiek zastanawia, , dlaczego ja się w ogóle tak denerwuję opiniami na dany temat innych osób? Czyżby koleżanki poruszyły tu jakąs czułą strunę? Zabrzmi to złowieszczo, ale jeśli takie sytuację sie będą powtarzać, to wasze relacje mozeliwe, że się rozluźnią. Ty ich nie zrozumiesz, one nie zrozumieją Ciebie - takie dwa światy bez szansy na porozumienie w tym temacie.
NAdajecie na innych falach.

Tak to widzę. Aha i co do tematu, to mam zbliżone podejście do Twojego. Związki Twoich koleżanek - ani jeden mnie nie przekonuje. A moze ich teżnie przekonuje, ale się nie chc przyznać same przed sobą, a tym bardziej przed kimś innym.

Odp: Bez faceta jesteś nikim!
gagatka0075 napisał/a:

trzasnie sobie to dziecko z nim

Trzaśnie? TRZAŚNIE?! yikes No to rzeczywiście dyskusję mamy na wątpliwym poziomie.
Nie wiem jak u Ciebie, ale w moim świecie, trzasnąć to sobie można co najwyżej drzwiami.
Ilość dzieci skrzywdzonych przez nieodpowiedzialnych rodziców jest ogromna. Takich właśnie dorosłych traktujących dziecko jako antidotum na związkowe rozterki. Większości z nich jakby wydaje się, że to tylko dziecko, a w tym „tylko” - kryje się rozumna istota. Więc trochę poszanowania.
(Tylko nie pisz mi, że czepiam się słówek, bo to słowo mogłaś zastąpić co najmniej kilkoma innymi).


gagatka0075 napisał/a:

Ja doceniam w ludziach to, że próbują,  że ryzykują,  i nawet jeśli nie pójdzie, tak jak chcieli, to robią coś w kierunku spełnienia marzeń i zaspokojenia swoich potrzeb.

Cudownie! Ja także doceniam takich ludzi, szalenie mnie inspirują! Niemniej jednak między pozytywnymi szaleńcami, a głupotą, jest różnica. smile
Tak, tak, wiem – co kto lubi. Przeczytaj / doczytaj  moje odpowiedzi. Tylko wiesz, ze zrozumieniem albo wcale. smile

Odp: Bez faceta jesteś nikim!
rossanka napisał/a:

Czyżby koleżanki poruszyły tu jakąs czułą strunę?

Nie, absolutnie nie. W obecnej sytuacji, na ile dałam radę, jestem pogodzona z pewnymi faktami, które miały miejsce w moim życiu. To nie jest tak, że jestem jakąś zimną samicą gardzącą płcią przeciwną, wręcz przeciwnie. Byłam w związku, w którym to w pewnym czasie, wszystko zaczęło we mnie krzyczeć, że to nie ten. I tu nie chodziło o rozrzucone skarpetki, których to ja, jako dama czy księżniczka podnieść nie mogę. Tu chodziło o znaczące rozbieżności. Np. o namawianie mnie na posiadanie dziecka nie dlatego, że się kochamy i chcemy być rodziną, a dlatego, że koledzy zaczynają się z księciunia śmiać i insynuują jakoby nie mógł mieć dzieci. Na moje pytanie jak on sobie to wyobraża (bo nawet nie mieszkaliśmy razem) usłyszałam, że dzieckiem może zajmować się jego mama, bo jest na emeryturze i ma czas. O wyprowadzce od rodziców nawet nie chciał słyszeć (wówczas miał 31 lat), bo jak twierdził, płacenie obcym to frajerstwo, skoro u rodziców płacić nie musi... Spokojnie przerobiliśmy ze trzy miesiące długich i wyczerpujących, mniej lub bardziej burzliwych dyskusji. Zapewne moglibyśmy jeszcze tak dyskutować / negocjować przez kolejne miesiące, tylko po co? Ta sytuacja jasno pokazała mi moją „pozycję” w tej relacji, która to okazała się być dużo niżej, aniżeli pozycja kolegów, i to pozbyło mnie złudzeń.
Oczywiście słyszałam rady, że jak księciunio zobaczyłby dzieciątko, to zachciałoby mu się być mężczyzną i zakładać ze mną rodzinę. Może i nawet taką pod jednym dachem. Może tak, a może nie. Nie podjęłam wyzwania i odeszłam. Uważam, że dziecko nie może być kartą przetargową w dorosłych relacjach. To się sprawdza tak rzadko, że praktycznie nigdy. Rozstanie nie spłynęło po mnie ot tak. Mam uczucia więc swoje przeryczałam - wiadomo. Dodatkowo nie pomagały mi komentarze, że już nigdy nikogo nie znajdę (miałam wówczas 25 lat), a on przecie taki pachnący, zadbany, na stanowisku…
Każde z nas poszło w swoją stronę. Księciunio w szybkim czasie stał się ojcem trójki dzieci. Czy poczuł ojcowski instynkt i rodzinną atmosferę? Nie wiem. Trzeba byłoby o to zapytać kobiet, z którymi ma dzieciaczki.
A ja? Ja, kiedy już czas upływał w całkiem sporych miesiącach, kiedy do granic możliwości wysłuchiwałam jaką to niewdzięcznicą jestem rozchodząc się z księciuniem - spotkałam mężczyznę, zakochałam się do szaleństwa i czułam się kochana. Wiedziałam, że działamy w jednej drużynie, mamy wspólne wartości i poglądy na życie. Każde potrafiło zrobić taką reorganizację swojego życia, by móc je połączyć w jedno wspólne. Fizycznie nie ma Go przy mnie od trzech lat, ale byliśmy razem do końca.
Dziewczyny wiedzą, dlaczego nie widzę się jeszcze w nowym związku. Jeszcze nie do końca przerobiłam żałobę, a nie chcę obarczać nowego wybranka związanymi z tym humorami. Dlatego też męczą mnie wszelkie ich insynuacje, które to z niemalże każdego mojego kumpla, czyniły „materiał” na męża. No, ale przynajmniej dowiedziałam się, dlaczego tak się działo.

Odp: Bez faceta jesteś nikim!
Czarnaczarna napisał/a:

I też jestem z tych osob, które "za często" powiedzą swoje zdanie, ale zauważyłam, że ani to mi ani im nie pomaga. Może mamy inne doświadczenia, ale mam przeświadczenie, że jak ludzie chcą w coś wierzyć, to im nie przetlumaczysz. Więcej! Wedlug moich spostrzeżeń im bardziej ich się próbuje z tego wyciągnąć, tym bardziej się zapierają przy swoim. Może to przez to, że ten ideał miłości mimo wszystko jest gdzieś tam obecny? Więc jak psychoterapeuta, koleżanka i wszyscy wokoło mówią nie, to się im jeszcze bardziej wydaje, że jest o co walczyć?

Zasadniczo to są dorosłe panie. Dorosłe panie powinny umieć dbać o siebie. I jak całym sercem i umysłem popieram Twoje stanowisko i sposób myślenia, to jeśli one same nie zechcą dać sobie "pomóc", to jedyne co możesz osiągnąć uświadamieniem, to ich protest/niechcęć do siebie. I teraz możesz prezentować swoje poglądy, być ze swoim sumieniem, ale liczyć się z tym, że one i tak nic nie zmienią plus się na przykład obrażą albo spróbować raz niezbyt dobitnie i jeśli nie wykazują zainteresowania to po prostu nie komentować i "pozwolić" im robić ze sobą co chcą.

Do takich właśnie wniosków doszłam.
Może nam się uda ustalić granice, których będziemy wspólnie przestrzegać.
Teraz to wszystko sobie w głowie ułożę, następnie zresetuję się na urlopie i podejmę próbę rozmowy. smile

Dziękuję.

32 Ostatnio edytowany przez gagatka0075 (2016-07-29 08:01:39)

Odp: Bez faceta jesteś nikim!
użytkownik_nie_istnieje napisał/a:
gagatka0075 napisał/a:

trzasnie sobie to dziecko z nim

Trzaśnie? TRZAŚNIE?! yikes No to rzeczywiście dyskusję mamy na wątpliwym poziomie.
Nie wiem jak u Ciebie, ale w moim świecie, trzasnąć to sobie można co najwyżej drzwiami.
Ilość dzieci skrzywdzonych przez nieodpowiedzialnych rodziców jest ogromna. Takich właśnie dorosłych traktujących dziecko jako antidotum na związkowe rozterki. Większości z nich jakby wydaje się, że to tylko dziecko, a w tym „tylko” - kryje się rozumna istota. Więc trochę poszanowania.
(Tylko nie pisz mi, że czepiam się słówek, bo to słowo mogłaś zastąpić co najmniej kilkoma innymi).


gagatka0075 napisał/a:

Ja doceniam w ludziach to, że próbują,  że ryzykują,  i nawet jeśli nie pójdzie, tak jak chcieli, to robią coś w kierunku spełnienia marzeń i zaspokojenia swoich potrzeb.

Cudownie! Ja także doceniam takich ludzi, szalenie mnie inspirują! Niemniej jednak między pozytywnymi szaleńcami, a głupotą, jest różnica. smile
Tak, tak, wiem – co kto lubi. Przeczytaj / doczytaj  moje odpowiedzi. Tylko wiesz, ze zrozumieniem albo wcale. smile

Problem w tym, że Ty też nie czytasz że zrozumieniem, i ludzi również tak nie traktujesz. Masz swoje ideały,  może piękne, ale mało realne, i wszystko to,  co od nich odstaje, jest według Ciebie złe.
Owszem, czepiasz się słówek. Znaczy...masz książęco- angielskie poczucie humoru smile Ale tu też idealizm wiedzie prym. Gdyby dzieci pochodziły wyłącznie ze szczęśliwych, trwałych związków,  mielibyśmy fajny, uporządkowany świat, tylko niezbyt gęsto zaludniony. Wręcz pusty. Więc chyba dobrze, że tak nie jest,  dzieci wychowuje często jeden rodzic, lub niekoniecznie rodzic, ale jakoś to się kręci. Dramaty dzieci zdarzają się także w przykładnych, pełnych rodzinach.
Może dla Twojej koleżanki to nie miałoby być "antidotum na związkowe rozterki ", bo przecież związku jako takiego nie ma, i bez chcenia drugiej strony może nigdy nie powstać,  tylko potrzeba zostania matką,  z racji biologii wpadająca już w lekką desperację. Sama pisałaś, że nie cieszy się ona zainteresowaniem ze strony mężczyzn. Więc i szanse na coś, co dla niej ważne,  ma nieduże. Z jakichś powodów jej wybór padł na sąsiada. Którego spośród czterech kobiet tylko Ty oceniasz negatywnie. Myślisz, że reszta równie jak koleżanka ślepa i zauroczona ?  Może to jednak Ty nie masz racji. Target, w który celujesz, o ile taki istnieje,  może nie jest ich wymarzonym.
Nie bronię sąsiada dlatego,  że to  extra towar, tylko dlatego, że Twoje kryteria oceny są dla mnie niekoniecznie słuszne. Znam miłych, eleganckich, szarmanckich abstynentow,  którzy okazali się tyranami i katami. Stąd oduczylam się oceniać ludzi po pozorach, lepiej poznać ich bliżej i dopiero wtedy wydawać sądy. Zwłaszcza,  że znam też birbantów,  którzy po wpadce się ogarnęli i są odpowiedzialnymi głowami rodziny.
Nie przekonuję Ciebie do zmiany zdania. Zdajesz się mieć wyjątkowo zatwardziałe poglądy,  które, aż sama jestem ciekawa,  do czego Ciebie doprowadzą. Ale koleżance może pozwól na własne wybory, nawet nietrafione, które ostatecznie mogą nie okazać się takie złe. A może się takie okażą, oczywiście,  ale błądzić jest rzeczą ludzką, a bywa, że i przyjemną.

33

Odp: Bez faceta jesteś nikim!
Błękitny_nosorożec napisał/a:
Iceni napisał/a:

Coz, nie mam faceta od lat i nie czuje sie z tego powodu nieszczesliwa. Ale gdybym nie miala dziecka nieszczesliwa bym byla.
Wiec moze nie tak calosciowo, ale raz w zyciu facet mi sie przydal i bez zaistnienia tego faktu MOJE zycie byloby niekompletne.


Idąc tym tropem - czy życie ludzi, którzy nie mają dzieci jest niekompletne?.

Pewnie jest, jeśli te kobiety chciałyby mieć dzieci, ale nie mają ich z jakiegoś powodu. Jeśli nie mają, bo nie chcą mieć, to niczego nie tracą.

Podobnie jest pewnie z posiadaniem faceta - jak marzysz o związku, ślubie itp, a nie masz nikogo, to się czujesz niekompletna, ale jeśli jesteś niezależna i dobrze Ci jest samej, masz inne sprawy na głowie, to też nie będziesz tego odczuwać jako braku czegoś.

Posty [ 33 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Bez faceta jesteś nikim!

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024