Jestem w kiepskim stanie, może ktoś tutaj byłby w stanie powiedzieć coś rozsądnego, nie mówię pocieszającego, bardziej - szczerego, nawet jeśli bolesnego.
Poznałam Go rok temu . Nie był to mój pierwszy związek, ale z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to moja największa miłość. Taka już bardziej dojrzała, niż te poprzednie znajomości. Dawał z siebie wszystko, na tyle, na ile potrafił. Traktował bardzo dobrze. Nigdy nic przykrego nie powiedział, choć wiadomo, były sprzeczki, fochy, niedogadanie czasami, jak to w związku. Bardzo liczył się ze mną. Dbał, troszczył. Snuł plany na przyszłość. Ja również dawałam z siebie bardzo wiele, zakochałam się, ale byłam ostrożna. Cały czas lekki dystans. Dlaczego? Jestem DDA. Niespełna miesiąc po tym jak się poznaliśmy, zaprosił mnie do swoich znajomych. Miałam tam pojechać zaraz po kinie z koleżanką. Pojechałam. Zastałam go totalnie pijanego, nie mogącego mówić, nad stołem. Pozostali znajomi zachowywali się normalnie, z klasą, rozmawiali, żartowali.Chciałam zerwać. Starał się, przepraszał. Wybaczyłam. Potem była niemalże sielanka, tzn. normalne fajne życie. Od grudnia zaczęło się. Zepsuł mi urodziny, święta, Sylwestra, po którym znowu prawie się rozstaliśmy, potem kolejna jakaś impreza, gdzie ja znowu miałam dość. Ale trwaliśmy przy sobie, liczyłam cały czas na to, że opamięta się. Nie mówię, że miał przestać pić, ale nie upijać się do takich stanów, bym ja nie czuła się bezpiecznie. Nie czułam się szanowana. Zapewne syndrom DDA. Dodam, ze nie zachowywał się po alkoholu agresywnie, powiedziałabym raczej - żałośnie... Nie znał umiaru, nie zapalała mu się "lampka". Owszem, były imprezy, ze nie pił, ale jak już na jakiejś zaczął, to koniec. Jeszcze miał pretensje potem, jak byłam zła, że go nie stopowałam... ale chyba nie taka jest rola kobiety? Ja zawsze po takich sytuacjach przestałam się odzywać. Raz w góry jechaliśmy z samego rana, okazało się, ze jechał na potężnym kacu, bo dnia poprzedniego nie znał umiaru. W marcu po chyba dwutygodniowej przerwie między nami, myślałam, zew wreszcie coś dotarło. Aż pojechaliśmy na majówkę i czara goryczy przelała się. Wracaliśmy od znajomych z hotelu, gdzie mój mężczyzna zataczał się od krawężnika do krawężnika i nie był w stanie poruszać się do przodu. Dzięki Bogu nikt nas nie zaczepiał po drodze, bo musiałabym albo bronić siebie i jego, albo go tam zostawić i uciekać. Nie chciałam niszczyć nam wyjazdu i dopiero po powrocie z majówki powiedziałam, że z nim zrywam, że dłużej tak nie chcę. Najpierw zapytałam, czy jest w stanie się zmienić. Powiedział, że nie. AHA! Dowiedziałam się jeszcze w trakcie majówki, ze regularnie pali trawkę, o czym przez ROK nie miałam pojęcia. Tydzień później chciał sie spotkać, porozmawiać. Przeprosił, obiecał, ze nie będzie pił i palił trawy. Nie chciałam wierzyć. Potem kolejne dwa miesiące to była taka szarpanina, on czasem napisał, ja czasem napisałam, odrzucałam go ciągle choć tęskniłam i kochałam go i ciągle o nim myślałam. Ale złość była silniejsza. I strach. Pojechałam sama na wakacje, on takze. Zaczął znowu pić, coraz więcej. Próbowaliśmy po ponaddwumiesięcznej przerwie dogadać się, spróbować jeszcze raz, były chyba 3 takie spotkania, ale nie szło nam to. Ja w końcu doszłam do wniosku, ze chcę spróbować, ze może będę w stanie znieść gdy się napije, pod warunkiem, ze będzie to kontrolował, bo powinnam cenić go za to, że jest facetem bardzo wiernym, oddanym, kochajacym dzieci, troskliwym. Że to jest ważniejsze. Że przecież wszyscy piją. On nagle zmienił taktykę. Nie chciał kontaktu. Zaczęło go denerwować, że czegoś wymagam. Wiem, ze bardzo mocno go zraniłam swoim zachowaniem, odrzuceniem, że nigdy wcześniej nie był tak zakochany i oddany komuś. Kiedyś pojechałam do niego, bo nie zniosłam, ze nie odpowiada na wiadomości i telefony. Zostałam na dwa dni, ale potem usłyszałam, ze on nie chce tego. Że nie jest w stanie w ciągu kilku dni postanowić, ze wraca do tego co było. Że nie wie,czy to miłość czy sentyment. Że im bardziej ja nalegam i chcę, tym bardziej on się blokuje i nie chce. Jednocześnie mówi, że nie jest szczęśliwy prowadząc takie imprezowe życie jak kiedyś, zanim mnie poznał. Co weekend chlanie na umór. Nawet w poniedziałek nie poszedł do pracy, takiego miał kaca. Poprosiłam, by poinformował mnie, jaka jest jego decyzja. Może nie odzywać się kolejny miesiąc, dwa, ale niech nie każe mi żyć w niepewności. Nic na to nie odpowiedział. Chciałabym zacząć od początku, pod warunkiem, że każdy z nas wykaże więcej zrozumienia, postara się z druga stroną więcej rozmawiać i na bieżąco rozwiązywać konflikty, iść na kompromisy. Kiedyś powiedział, że sam nigdy nie zrezygnuje ze mnie,chyba że ja to zrobię. I zrobiłam...ale skoro tak kochał, to chyba to nie mija tak ot? Dwa tygodnie temu mówił, że mu źle beze mnie, że tęskni, ale to już chyba była tylko urażona duma, proces "końca miłość" trwał... bo przeze mnie ciągle przemawiała złość i niepewność. Teraz pytanie, co wybierze - imprezowe życie, kolegów i alkohol, czy mnie i stabilizację, o której niby tak marzył? Powiedział mi wczoraj, ze mam zacząć żyć własnym życiem i nie chce bym cierpiała. Że nie chce mnie ranić swoją obojętnością podczas spotkań. Przestał się kontaktować. Czekam na jego decyzję, ale może on właśnie teraz już ją podjął, a ja tego nie widzę?...
Dobrze czujesz Autorko....
Z tego co opisujesz on juz raczej zrezygnował ...
Na razie nie kontaktuj się z nim.
Odpuść na chwilę obecną.
Pomyśl i skup się teraz na sobie
3 2016-07-28 04:16:31 Ostatnio edytowany przez Tunbergia (2016-07-28 04:17:55)
Znam alkoholika ,który od 20 lat nie pije ale wciąż powtarza ,alkoholikiem pozostaje się na całe życie.
Żadna kobieta , żadna miłość do drugiej osoby nie spowoduje ,że choroba da za wygraną. Alkoholik musi sam chcieć przestać pić dla siebie ,jeśli tego nie zrobi ,jeśli przez chwilę nie będzie samolubny, nie wygrasz .Będziesz przeżywać ciągłe rozterki i patrzeć jak stacza się na dno bez możliwości na wygraną ,Twoją wygraną. Może to zabrzmi okrutnie, ale to nie Ty zmienisz osobę uzależnioną, musi to zrobić sama. Czy chce ? - chyba odpowiedź usłyszałaś.
4 2016-07-28 10:23:56 Ostatnio edytowany przez Amethis (2016-07-28 10:25:42)
Chciałabym zacząć od początku, pod warunkiem, że każdy z nas wykaże więcej zrozumienia, postara się z druga stroną więcej rozmawiać i na bieżąco rozwiązywać konflikty, iść na kompromisy.
w zasadzie, chcesz dobrze, sęk w tym że nie jesteś w stanie tego wymusić na drugiej osobie
czy uważasz że osoba, w takim stanie, jest gotowa na więcej rozmowy, na rozwiązywanie konfliktów, na trzeźwo
przecież to jest w pewnym sensie ucieczka od rozmowy i od rozwiązywania konfliktów, zresztą w większości te problemy są otoczką "spożywania alkoholu, palenia trawki"
w ogólnym rozumieniu, on się reguluje tym, bo bez tej "laski do podparcia" nie jest w stanie inaczej, pokusiłbym się o stwierdzenie że ma już dobrze wyrobiony nawyk
Kiedyś powiedział, że sam nigdy nie zrezygnuje ze mnie,chyba że ja to zrobię. I zrobiłam...ale skoro tak kochał, to chyba to nie mija tak ot?
oddał Ci się z całym inwentarzem, potem zawsze można rzec widziały gały co brały
Teraz pytanie, co wybierze - imprezowe życie, kolegów i alkohol, czy mnie i stabilizację, o której niby tak marzył? Powiedział mi wczoraj, ze mam zacząć żyć własnym życiem i nie chce bym cierpiała. Że nie chce mnie ranić swoją obojętnością podczas spotkań. Przestał się kontaktować. Czekam na jego decyzję, ale może on właśnie teraz już ją podjął, a ja tego nie widzę?...
i tak będziesz czekać, wypatrywać księcia z bajki, "przyjedzie" czy "nie przyjedzie"??
zwłaszcza że mówi że "nie przyjedzie" czy dasz się nabrać na własne współczucie, i jego rzekomą wspaniałomyślność
pewnie żeby to mogło się zmienić, musiałby coś nad sobą popracować, w pewnym sensie jest szczery,
żebyś zaczęła żyć własnym życiem i przestała się przejmować jego obojętnością
bo on na chwilę obecną inaczej nie potrafi, chyba nie dodał
rozsądnych decyzji i konsekwencji w działaniu Ci życzę