Cała wspólna kasa jest fatalna. Nie pójdziesz do dentysty, bo on powie, że jego kosztem. On nie pójdzie do pubu z kolegami, bo powiesz, że bierze na piwo z pieniędzy, które powinny być przeznaczone na obiad rodzinny z dziećmi. On będzie ciułał na motor, a Ty na nowe buty. Kupisz buty, ograniczysz jego motor. On kupi motor, zrujnuje oszczędności z 2 lat. Była taka para, co umówili się, że będą mieli wspólny "koszyczek"... tylko że on sobie kupił kurtkę i awantura, bo ona chciała buty.
Muszą być osobne konta oraz wspólne konto -- razem trzy konta -- jego, twoje, wspólne. Z zarobków część pieniędzy powinna trafiać na wspólne konto. Wspólne wydatki (= rachunki za prąd) rozliczanie ze wspólnego konta. Buty kupujesz ze swojego konta. On kupuje motor ze swoich pieniędzy, ale jak chce dofinansowania ze wspólnych pieniędzy, to umawiacie się ile tego dofinansowania dostanie. Jak trzeba robić remont dachu, to z prywatnych kont dofinansowujecie wspólne konto i ze wspólnego konta płacicie.
Kto ile przelewa na wspólne konto? Hmmm... Jak mąż zarabia 8 tys, a żona 2 tys, to żona np. przelewa 1500zł, a mąż 6 tys. Jak żona opiekuje się dziećmi w domu, mąż zarabia 8 tys, żona zero, to mąż na wspólne konto daje 6 tys zł, na żony konto daje 1000zł, jemu zostaje 1000 zł.
Jak mąż zarabia 2000 tys, żona 2000tys zł, trójka dzieci na wychowaniu... no to cała kasa na wspólne konto do utrzymania rodziny. Zakup butów czy motoru trzeba negocjować.