kochani nie wiedziałem gdzie zamieścić ten post w której grupie wątków, mam nadzieje, że go nie zamkniecie i doradzicie coś. Otóż trzy tygodnie temu rozstałem się ze swoją kobietą. Był to związek toksyczny. Wyniszczył mnie maksymalnie. Do dnia dziesiejszego jest mi źle, jestem od mojej ex uzależniony jak od narkotyku bo rozmyślam cały czas i wspomnienia są obecne non stop ze mną. Teraz źle a w związku jeszcze gorzej, sam już nie wiem. Nie ważne. Od dnia rozstania staram się każdego dnia mieć maksylanie zajęty czas by nie myśleć i nie dołować się. Taka moja metoda. Dlatego po pracy o odpoczynku jadę do kumpli, gdziekolwiek. Taka jakaś ucieczka przed samym sobą chyba ale inaczej nie dałbym rady. Każdego dnia coś robię a w weekendy czyli piątek i sobota jestem na mieście w pubach lub klubach na imprezach z kumplem lub u niego na osiedlu. Wracam w nocy, idę spać i zlatuje weekend który jest dla mnie najtrudniejszy bo mam w pamięci chwile z moją ex i wiem, że ona już dobrze się bawi z innym. Ale konkretnie - czasem czyli raz na tydzień spotykam się ze swoją dobrą koleżanką z pracy, znamy się 4 lata. Jak ją poznałem to zakochała się we mnie ale od razu jej powiedziałem że nic z tego nie będzie i nie chce jej zwodzić (to było 4 lata temu). Ona wówczas zerwała kontakt ze mną. Po jakimś czasie kontakt się odnowił, pracowaliśmy w tej samej firmie i traktowała mnie jak kolegę bo poznała kogoś i myślała że to wypali ale okazalo się, że on ją zostawił. Teraz też pracujemy w jednej firmie i nieraz mnie zaprasza na działkę lub idziemy na miasto posiedzieć pogadać. Ja jej doradzałem w kwestii jej problemów, ona mi kiedy byłem w związku pomagała się nie załamać. Problem rodzi się wówczas taki, że ja od zawsze traktuje ją jak koleżankę ale nie jak kobietę ale ona chyba traktuje mnie nadal jak kogoś ważnego. Zaprasza mnie coraz częściej, coraz częściej chce bym ja ją gdzieś zapraszał, a to mam jechać z nią nad morze a to do kina a to do pubu itp. Szczególnie, że jak to mówi, jestem teraz sam więc mam czas i powinienem go poświęcać odpowiednim osobom i nie tylko kolegom. Mówię jej, że mam różne plany i różne priorytety i obecnie chodzę do klubów bo może poznam kogoś ciekawego i zapomnę o mojej ex (może niedobra metoda, ale ja taką podjąłem) a moja koleżanka mówi, że to niedojrzałe i że mogę iść do klubu z nią na imprezę. Odpowiadam wówczas, że chcę poznać kogoś a ją traktuje jak dobrą koleżankę ale nie ma z moje strony żadnego pociągu do niej i nigdy nie było a ona na to, że pociąg się zrodzi kiedy będziemy cześciej się widywać. Nie rozumie, że nie zrodzi się nic i nie chcę tego. Mówi, że dobrze się dogadujemy i to najważniejsze jest a nie pociąg seksualny a ja mam inne zdanie, dla mnie wszystko jest ważne a nie tylko charakter. Kobieta musi mi się podobać i muszę czuć namiętnośc, pociąg fizyczny. Ona jest atrakcyjna i podoba się facetom ale akurat nie jest w moim typie. Kazałem jej szukać kogoś nowego bo ma 33 lata i powinna walczyć o swoje szczęście a ona mi odpowiada że nie zamierza nigdzie szukać bo co najwyżej może kogoś wybrać ze swojego grona znajomych. Bo ich zna dobrze i wie jaki by się nadawał na męża. Wypomina mi potem, że ja się bawię w randki w ciemno jak nastolatek i ta droga nie zaprowadzi mnie do dobrego finału. Moim zdaniem cały świat się tak poznaje, czy to przez internet czy gdziekolwiek indziej i tak się ludzie szukają a ona ma inne zdanie i uważa, że powinienem wybierać z grona koleżanek które znam a nie takich obcych. Nie rozumie mojego podejścia do sprawy. Gdy mówię, że nie spotkam się z nią bo idę na zabawę to się obraża i od razu wypomina, że zawsze była mi oddana i pomocna a ja mam ją w dupie. Mówię jej, że przecież spotkać możemy się zawsze i nie musimy regularnie i że przyjaźń polega na tym, że pomożemy sobie w trudnych chwilach ale ja chcę sobie na nowo układać życie. Przecież pomocy jej nie odmówie bo zrobiła dla mnie wiele, ale nie oznacza to że muszę być jej zakładnikiem i na wezwanie. To chore. Nie chcę jej ranić i dawać nadziei dlatego odmawiam spotkań, migam się jakoś. Mógłbym wykorzystać sprawę i zabawić się z nią, ale ja mam zasady i nigdy tak nie postąpiłem i nie postąpię z nikim. Byłbym najgorszym chamem i ścierwem wówczas. Jak postępować by ona nabrała dystansu? nawet w pracy gdy żartuję z koleżankami to ona zaraz ma z nimi na pieńku bo uważa je za rywalki swoje. Dusi mnie to.
u ciężka sprawa Ci powiem, myśle że jeśli nie rozumie po dobroci , bo z tego co napisałeś otwarcie mówisz jej ,że na nic nie ma szans a ona dalej swoje, to nie masz innego wyjścia jak zerwać z nią całkowicie kontakt, bo tak to jeśli będziesz rozmawiał z nia normalnie to na pewno nie da ci spokoju, tylko będzie myślała, że skoro macie fajny kontakt to może próbować dalej cie namawiać na spotkania i randki. Albo powiedz jej że jeśli jeszcze raz nie zrozumie cie co do niej mówisz to powiedz, ze przestaniesz całkiem z nią rozmawiać, bo przecież zmiany pracy nie będę ci proponować bo to już przesada.
Trafiłeś na kobietę, która nie przyjmuje do wiadomości jasnych komunikatów. Zagięła na Ciebie parol już dawno i nie odpuści. Dopóki będziesz utrzymywał z nią kontakt, umawiał się na spotkania, ona będzie żyć w przekonaniu, że w końcu dopnie swego i uda jej się rozkochać Cię w sobie.
Każdy Twój kontakt z nią, a zwłaszcza spotkanie, to dla niej nadzieja. Trafiłeś na wyjątkowo uparty i odporny na wszelkie sugestie "egzemplarz".
Jedyne rozsądne wyjście z tej nieciekawej sytuacji, to wycofać się po angielsku, powoli ograniczać kontakty do"0", ewentualnie przeciąć tę ciuciubabkę jednym cięciem, powiedzieć wprost, że to koniec przyjaźni i koniec jakichkolwiek kontaktów, dla jej dobra.
No to miałeś toksyczną partnerkę, a teraz masz toksyczną koleżankę. W obu przypadkach obowiązuje ten sam sposób działania: od toksycznych ludzi się odcina. Czujesz się jak w pułapce? Uwolnij się, bo nikt za Ciebie tego nie zrobi.