Spostrzegłam u siebie dziwną przypadłość, daje mi do myślenia, dlatego proszę o bezstronną ocenę, komentarz.
Chodzi o to, że całe życie praktycznie w kimś jestem zauroczona, zakochana miałam tylko małe przerwy i jeśli już się zakochałam , zwykle bez wzajemności ( a z kolei we mnie niby się zakochiwali tacy co ich nie chciałam) to trzymało mnie latami, 3 lata a nawet więcej, wzdychanie, myślenie, ale gdy spotkałam te osoby np po kilku latach , patrzyłam na nie i myślałam "co ja w nim widziałam?",no poza jednym którego nie mogę sobie wydarować, nawet będąc w związku widzę, że szybciej mi to zauroczenie przeszło niż w przypadku tych nieosiągalnych i w sumie nie wiem co czuję ;/ choc byłam pewna że kocham , a chłopak naprawdę świetny dla mnie, jak każdy ma wady ale takie w granicach rozsądku, dużo też dla mnie zmienił np rzucił fajki, co świadczy że bardzo Mu zależy. Ja się martwię co się ze mną dzieje
marzę o pięknej, jedynej miłości na całe życie.Może to normalne co czuję, może po prostu kwestia nastawienia. Nic już nie rozumiem, nie rozumiem siebie
Myśli, które mi przychodzą są różne, ale zanim się nimi podzielę, czekam co Wy o tym napiszecie proszę o komentarze, rady.
Niektórzy ludzie z zaburzeniami tak mają, że muszą ciągle być w niepewności żeby się nie nudzić w związku, bo jak jest za dobrze, to jest wtedy niedobrze
Lubisz emocje, wiec stabilnosc Cie nudzi. Znajdz takiego, ktory bedzie je u Ciebie co jakis czas podkrecal i tyle.
Być może jako mała Natalka nie zostałaś obdarzona dostateczną dawką akceptacji, ciepła, opieki, i jako dorosła kobieta odczuwasz miłość nie wtedy, kiedy ona jest, tylko wtedy kiedy jej nie ma.
Szukasz bowiem tęsknoty, bo wydaje ci się boleśnie znajoma.
Dziękuję wszystkim.
Nie mam pojęcia skąd się to bierze we mnie chcę bardzo stabilności. Na pewno jestem osobą emocjonalną, wychowywała mnie samotnie mama, ale ciepła z Jej strony i miłości nie brakowało. Momentami nadopiekuńczość wręcz z Jej strony.A teraz nie umiem być szczęśliwa w związku, w którym ufam, czuję się bezpieczna itd
Dziękuję wszystkim.
Nie mam pojęcia skąd się to bierze we mniechcę bardzo stabilności. Na pewno jestem osobą emocjonalną, wychowywała mnie samotnie mama, ale ciepła z Jej strony i miłości nie brakowało. Momentami nadopiekuńczość wręcz z Jej strony.A teraz nie umiem być szczęśliwa w związku, w którym ufam, czuję się bezpieczna itd
Skoro wychowywała cię samotna matka to milosci ci brakowało. Matka, nawet najlepsza, nie moze kochac za ojca.
To jak z kawą - jeżeli lubisz kawę z mlekiem i zabraknie ci mleka to od dodania podwójnej ilosci kawy nie stanie się to kawą z mlekiem. Bedzie tylko duzym kubkiem czarnej kawy.
Wydaje mi się że to co napisała ósemka jest bardzo trafne.
Pytanie tylko co dalej?
Faktycznie macie rację Iceni i ósemka , to może stąd wynikać mama opowiadała mi,że jako mała dziewczynka często wyglądałam za ojcem, bardzo chciałam żeby z nami był.To niby niewiele znaczące , a jednak , dzieciństwo ma ogromny wpływ
ja np zauwazyłam, że idealizuję strasznie facetów, którzy mi się podobają, poza tym sama nie wiem czego chcę tak do końca, jestem niezdecydowana, tzn wiadomo, mam pewne wytyczne że np musi być kulturalny i koniec, ale trudno mi się jakoś odnależc w uczuciu, choć chłopak stara się jak może i ba nawet nie wie , że ja wciąż mam takie dylematy, chaos, bardzo bym go zraniła. Czy to oznacza, że takie osoby jak ja nie będą nigdy szczęśliwe w związkach? nie są zdolne, by naprawdę kochać?
jakoś ostatnimi czasy bardzo wzięłam swoją osobę pod lupę , przyglądam się, obserwuję, myślę , wiem że mogę stworzyć szczęśliwy związek jeśli sama będę ze sobą ok, dlatego próbuję ratować ten związek. Moim zdaniem chłopak jest najlepszym kandydatem na męża jakiego do tej pory spotkałam, On już coś nawet wspomina, planuje, a ja się boję małżeństwa
Tzn z jednej strony bardzo ale to bardzo chcę mieć szczęśliwy dom, którego ja nie miałam, rodzinę, ale z 2 jest we mnie lęk straszny i jakieś skrajne uczucia , nie da się jednocześnie kochać i bać :(coś jest ze mną nie tak i nie wiem co z tym robić , czy mogę z tego wyjść jakoś. Niby zawodowo np wiem co chcę robić, udało mi się pracować w zawodzie, spełniam się całkiem ok, dorabiam, każdy ma mnie za inteligentną , wesołą, zaradną, a w środku nie wiedzą co ja czuję, jak każdego dnia walczę z tym chaosem, dlatego tu piszę, niewiadomo na co licząc...
9 2016-07-16 14:12:38 Ostatnio edytowany przez Iceni (2016-07-16 14:13:04)
Mnie jest trudno ci radzić, u mnie kiedy tylko cos idzie ku lepszemu od razu wlącza się syndrom ucieczki, ale to akurat ma inne przyczyny.
Myślałaś o rozmowie z psychoterapeutą? Może warto sobie parę spraw ułożyć w głowie, żeby wiedzieć skąd się takie a nie inne twoje reakcje biorą.
Mnie jest trudno ci radzić, u mnie kiedy tylko cos idzie ku lepszemu od razu wlącza się syndrom ucieczki, ale to akurat ma inne przyczyny.
Myślałaś o rozmowie z psychoterapeutą? Może warto sobie parę spraw ułożyć w głowie, żeby wiedzieć skąd się takie a nie inne twoje reakcje biorą.
Tak, rozmawiałam kilka razy z psychoterapeutą. Ostatnio jednak Pani mi powiedziała, że mój związek wg Niej zmierza do końca , że skoro mam takie wątpliwości to nie kocham chłopaka. I to mnie zasmuciło. Ciężko mi rozróżnić czy faktycznie ta Pani ma rację czy po prostu mój entuzjazm który towarzyszy każdemu na początku znajomości zwyczajnie opadł i trzeba o to dbać czuję się zagubiona i mam mega bałagan, który próbuję jakoś ogarnąć.
Boisz się. Strach to takie samo uczucie jak każde inne, gdy mu pozwolimy, gdy nie będziemy go pielęgnować, przeminie. ważniejsza sprawa jest to, co robimy bojąc się: czy żyjemy mimo strachu, czy owemu lekowi podporządkowujemy życie.
Boisz się małżeństwa. Małżeństwa, czyli czego?
Nikt nigdy nie da Ci gwarancji, że Twoje życie, Twój związek, Twoje małżeństwo będzie udane. Co można z tym lękiem zrobić? Można dojść do źródeł owego lęku, w bezpiecznych warunkach dokonać konfrontacji z nim (wyżej wspomniano o psychoterapii) i... zaryzykować życie pod jednym dachem z mężczyzną. Można też swój lęk pielęgnować, podlewać, decydując się, by on był decydentem życia.
Wiesz o sobie sporo, wiesz, że idealizujesz mężczyzn; zastanów się, po co to robisz.
Natalio/Rosalindo/Agnieszko/Ismeno przrepraszam jesli nie spamietalam wszystkich Twoich przybranych imion. Pomysl powaznie o pojsciu do psychologa. To juz zaczyna byc tragicznie smutne. Przyznaj wreszcie ze masz powazny problem i daj sobie pomoc. Obcy ludzie z forum nie zrobia tego za ciebie. Niewazne ile tematow zalozysz i ile nickow wymyslisz
Boisz się. Strach to takie samo uczucie jak każde inne, gdy mu pozwolimy, gdy nie będziemy go pielęgnować, przeminie. ważniejsza sprawa jest to, co robimy bojąc się: czy żyjemy mimo strachu, czy owemu lekowi podporządkowujemy życie.
Boisz się małżeństwa. Małżeństwa, czyli czego?
Nikt nigdy nie da Ci gwarancji, że Twoje życie, Twój związek, Twoje małżeństwo będzie udane. Co można z tym lękiem zrobić? Można dojść do źródeł owego lęku, w bezpiecznych warunkach dokonać konfrontacji z nim (wyżej wspomniano o psychoterapii) i... zaryzykować życie pod jednym dachem z mężczyzną. Można też swój lęk pielęgnować, podlewać, decydując się, by on był decydentem życia.Wiesz o sobie sporo, wiesz, że idealizujesz mężczyzn; zastanów się, po co to robisz.
Masz rację, to samo powiedziała mi psychoterapeutka i niby wiem wszystko, ale niekiedy ciężko z tym wszystkim, odnalezć się w tych prawdach. Są dwie drogi: albo lęk albo miłość , tylko czy da się tak podążać wciąż ścieżką miłości ? bez strachu? nie umiem się konfrontować ze strachem , nie mam pomysłu jak to zrobić, każdy mówi wejdz w to, ale jak
jozefina nie rozumiem Cię
Możesz dalej operować kategoriami 'łatwo-trudno', możesz niczego w swym życiu nie zmieniać i usprawiedliwiać taką swą decyzję, możesz pozwalać, by strach rządził Twym życiem.
Na szczęście, bycie szczęśliwym nie jest obowiązkowe.
jozefina nie rozumiem Cię
Ja tylko pisze ze zakladasz wiele tematow pod roznymi nikami. I wszystkie sa o tym samym. Wszystkie pokazuja jak bardzo Ci zle z sama soba i jak bardzo jestes zagubiona.
Tylko ze kolejny z rzedu temat i kolejne Twoje wcielenie nie pomoze Ci rozwiazac tego problemu. Ludzie nie napisza Ci czegos innego tylko dlatego ze teraz jestes Natalia. Ludzie nie rozwaza Twoich problemów, tylko Ty sama mozesz to zrobic.
Myślę,że powinnaś porozmawiać o tym ze swoim chłopakiem. Ukrywanie emocji nic nie pomoże tak jak tylko sama psychoterapia. Potrzebujesz jego. Potrzebujesz zapewnienia,że jest mimo Twoich obaw. Nie odrzucaj miłości,bo kiedyś będziesz tego żałować.
(...) Potrzebujesz jego. (...)
To nie jest dobry fundament związku.
Jozefino ja nie mam rozdwojenia jazni , ba tu nawet nie chodzi o rozdwojenie, sugerujesz coś dziwnego, ale mniejsza z tym. Może mnie z kimś pomyliłaś
Dziewczyny , właśnie nie chcę odrzucać miłości, ale też nie mogę powiedzieć chłopakowi prawdy, bo Go zranię tym, a tego nie chcę. Chcę dla nas obojga dobrze, dlatego zaczęłam pracę nad samą sobą na początek
Dawniej myślałem, że małżeństwo trzeba założyć z idealną dla mnie kobietą -- tę jedyną, wyjątkową, niepowtarzalną.
Dzisiaj WIEM, że małżeństwo można założyć i być szczęśliwym z kimś, z kim da się zwyczajnie żyć.
Dlatego jeśli jesteś z chłopakiem szczęśliwa, to nie wahaj się -- żyjcie razem.
Nie unikniesz jednak porywów serca za kimś obcym -- tak sie dzieje w małżeństwach.
Czy zdradzisz? To zależy od Ciebie już. Nie sterujesz sercem, ale czynami tak.
Wstyd mi troszkę o tym pisać, ale jednak jest mi na tyle smutno, że chcę. Jestem już prawie półtora roku w związku z chłopakiem.Mamy grubo po 20.
Dzieli nas 50km.Mój chłopak chciałby nocować u mnie w weekend, ale mama jest przeciwna. Mieszkamy na wsi i mama boi się, że wezmą mnie na języki, po 2 nie czuje się swobodnie, jakos szczególnie też nie przepada za chłopakiem, nie to, że Go też jakoś nie lubi , ale tak sobie. Głupio mi jest powiedzieć, że mama nie chce ;/ raz mu wspomnaiłam, wrócił do tematu. Wiadomo, że mielibyśmy więcej czasu no i zaoszczędziłby kasę na dojazdy, ale głównie chodzi o czas. Do niedawna pracowałam w dużymi mieście, dojeżdżał 100km i nocował oczywiście, cieszę się bo miałam okazję Go bliżej poznać dzięki temu. Ale tam wynajmuję pokój, tu mam własny a jednak mamie przeszkadza. Nie wiem jak mam ją pytać po raz kolejny, czy ma to sens w ogóle? czy Ona ma rację Waszym zdaniem? eh dziwne to trochę, staram się Ją zrozumieć ale cóż.
Coz Natalio ja to widzę tak ze dopoki mieszkasz u mamy to ona decyduje kto nocuje u niej w domu. Swoja droga kobieta pod 30 moze juz pora sie wyprowadzic? Wynajac mieszkanie albo pokoj razem. Wtedy nie bedzie tych problemow
Dzięki. Wiesz, przecież nie będę afery robić. Akurat wynajmuję, ale teraz mam wolne wakacje, które chciałam spędzić w domu rodzinnym, by odpocząć od dużego miasta skoro mam okazję. Chciałabym, żeby mógł zostać, ale trudno. Poza tym dziwi mnie trochę podejście mamy, bo co jeśli się pobierzemy i wyniknęłaby sytuacja że np jakiś czas krótki z różnych powodów musielibyśmy zamieszkać właśnie u Niej. No chyba, że nas do domu w ogóle nie wpuści, przykre. I tu nie chodzi o usamodzielnienie, nic nie biorę od mamy, nic nie potrzebuję, ale są różne sytuacje, różnie jest w życiu, więc fajnie jakby podejście zmieniła
Byc moze jesli sie pobierzecie to podejscie mamy sie zmieni. Wtedy odpadnie jej argument o ludzkim gadaniu. Coz chlopakowi powiedz prawde jak jest. Zrozumie albo nie ale bedzie musial przyjac do wiadomosci.
Cóż chłopak rozmawiał dziś ze mną przez tel, spytał czy nocleg załatwiony? ja powiedziałam jak jest. ON na to, że ok ale to chore dla niego i staroświeckie ze str mamy. Zabolało.Oczywiście powiedziałam kilka słów na obronę mamy.