Cześć...
Znamy się 7 miesięcy od początku nie było za łatwo. Ja byłam po toksycznym związku, a on niestety szybko... za szybko coś do mnie poczuł. Było między nami różnie, on się zakochał, a ja leczyłam psychikę po poprzednim związku.
Tak minęło parę miesięcy, doszły nowe problemy, inny facet... dzięki temu zrozumiałam, że też zaczynam coś do niego czuć... po pewnym czasie mogłam sama przed sobą przyznać - tak, jestem zakochana. Cieszyłam się jak głupia, bo czułam, że to normalne uczucie nie chore uzależnienie jak w przypadku poprzedniego związku. Wtedy powiedziałam - spróbujmy. Im bardziej zaczęłam się angażować tym było gorzej... wiele razy wyganiał mnie do psychologa, ale ja twierdziłam, że wszystko jest ok i razem damy sobie rade stworzyć normalny związek mimo zrażenia do nich po ex... mieliśmy wspólne plany... wakacje razem. Poszłam do pracy z nim... działy się tam różne akcje w drodze i po pracy o których nie będę się rozpisywać, bo za długo by to trwało. Wiedziałam, że on też co raz bardziej tego nie wytrzymuje, a ja stale naciskałam, bo chciałam mieć pewność, że mnie kocha i mu na mnie zależy... po tygodniu pracy nocował jedna noc u mnie i się widzieliśmy tak jak było w planach. W sumie było ok jednak od poniedziałku coś zmieniło się w jego zachowaniu. Ja nie byłam w stanie iść do pracy ( okres) na następny dzień nie czułam już właściwie, że mu zależy bym do niej poszła i ogólnie był obojętny to też odpuściłam sobie ją. Nie wiedziałam co się stało, myślałam że ma mnie w dupie nie wiedziałam co robić. W czwartek planowaliśmy razem obejrzeć mecz też do tego nie doszło w piątek też spotkania nie było. Dałam mu jasno do zrozumienia, że mam dosyć tej sytuacji i albo jest ze mną albo nie. Miał dwie szanse się wykazać. We wtorek razem obejrzeć mecz, a w czwartek ( jutro) miała być nasza trzymiesięcznica... w końcu wczoraj się spotkaliśmy. Niby było ok, ale ja dalej czułam się zraniona po tym co się stało w ciągu ostatniego tygodnia. Nie chciałam się żalić tylko o tym zapomnieć jednak na wieczór zebrało się tego wszystkiego za dużo we mnie i zaczęłam odstawiać akcje... w końcu musiał iść do domu i rozstawaliśmy się w takiej niefajnej atmosferze. Czułam ze chce z nim to wszystko wyjaśnić, bo już wtedy docierały do mnie powody większości naszych kłótni dlatego pobiegłam za nim. Zdążyłam wbić do autobusu w którym on już był. Usiadłam trochę od niego i nie wiedziałam co robić... w końcu zdecydowałam się podbić do niego i pogadać. Wtedy też powiedział, że chciał tamten tydzień odpocząć, ponieważ myślał o rozstaniu, ale nie chciał tego robić. Pogadaliśmy, ja byłam w fatalnym stanie, ale nie podnosiłam głosu nic... odprowadziłam go pod jego dom przytulił mnie powiedział, że wciąż mnie kocha i odszedł. Chciałam go zatrzymać i jeszcze raz pragnęłam żeby mnie przytulił jednak gdy wołałam to zamknął drzwi i już mnie nie słyszał. Nie miałam nic przy sobie nawet telefonu, żeby dać mu inaczej znać a tak go potrzebowałam. Zabolało mnie to, że tak o mnie zostawił w tak złym stanie. Przestałam nad sobą panować i powiedziałam, albo raczej wykrzyczałam parę słów nie na miejscu...ledwo wróciłam do domu. Gdy już w nim byłam napisałam ze już jestem zobaczyłam tylko wiadomość, że jutro mi odda kartę, ja mu książeczkę... czyli taka wiadomość ze chce się rozstać. Okazało się, że pobudziłam jego rodzinę i ma dosyć po tej akcji z krzykiem... wpierw ustalimy ze dzisiaj się spotkamy i pogadamy jeszcze na spokojnie. Przespaliśmy się z tym oboje, ale rano dalej był nastawiony, że to raczej koniec... stwierdziłam, że to bez sensu, żeby jutro przychodził z nastawieniem "odbiorę papiery, posłucham jej gadania i żegnam" bo to nic nie da... Chciałam żeby czuł, że razem można coś z tym wszystkim jeszcze zrobić i, że jeśli czas by miał mu w tym pomóc to walić trzymiesięcznice i wszystko... jakoś to przeżyje i poczekam jeśli czas by miał zmienić jego nastawienie i sprawić, żeby od razu nas nie skreślał. Stwierdził, że może faktycznie dłuższy odpoczynek będzie lepszy, bo wiem jak wygląda jego obecne nastawienie. Ze nie wie co będzie może minie choć trochę może nie. Miałam trochę czasu, żeby pomyśleć o tym wszystkim, bo i tak nie mogłam się na niczym skupić i doszłam do wniosku czemu odwalałam takie rzeczy. Jutro mam wizytę u psychologa w innej sprawie co prawda, ale napisałam mu, ze jeśli chce i to coś zmieni to mogę pogadać z psycholog na temat swoich lęków, obaw i złego odbierania jego zachowań co mam spaczone przez poprzedni związek. Że teraz zaczynam to dopiero zauważać jakim to jest problemem i że to jest główną przyczyną problemów w naszym związku. Że mogę z tym walczyć jeśli jeszcze wgl chce spróbować ze mną być...
Co do moich problemów... myślałam, że jakoś się z tym uporam, ale jak widać przeszłość za bardzo się na mnie odbiła. Po skończeniu poprzedniego związku regularnie się zastanawiałam czy dam sobie jakoś rade...ba dziwiło mnie ze tak potrafię normalnie funkcjonować, ale jak widać nie w pełni. Mam do siebie pretensje, że nie zauważyłam przyczyn mojego zachowania i jak już to prędzej starałam się doszukiwać ich w tym, że znowu może zaczynam się uzależnia od jednego człowieka dlatego odwalałam akcje, żeby sobie samej udowodnić, przed sobą ze tak nie jest. Pokazać sobie, że jak będę chciała to mogę go w każdej chwili zostawić, poradzić bez niego byle się znowu od kogoś nie uzależnić i tak nie cierpieć... a z drugiej strony testowałam go czy zachowa się jak były czy jednak faktycznie mnie kocha i mu zależy...cały czas cholernie się bałam. Robiłam wszystko żeby zapobiec powtórce. Chcąc być pewna dwóch rzeczy których najbardziej się obawiałam wchodząc w nowy związek odwalałam kupę gówna...niestety przeszłości nie zmienię. Mogę teraz chodzić do psychologa, ale jeśli nie da nam drugiej szansy t,o to nic nie zmieni...wiadomo że wszystkiego od razu nie zmienię, ale jeśli się chce to można wszystko. Naprawdę zależy mi na tym człowieku. Mówi ze jemu na mnie nadal tez, że był szczęśliwy, ale nie jest w stanie tego znosić. Że pomyśli o tym wszystkim, ale nie wie czy chce to dalej ciągnąć. Ze mam iść do psychologa i zobaczy się co powie, ale mam się na nic nie nastawiać, bo on nie wie co zrobi. Jak myślicie czy jest coś co mogę jeszcze zrobić? Chce sprawić że uwierzy w to, że może być dobrze skoro teraz już wiem w czym leży problem... wiem że też ogromnie to wszystko przeżywa i źłe znosi... myślicie że czas coś da skoro się sprawdził w poprzednim tygodniu? 3/4 dnia spędzał w łóżku bo nie miał na nic sił...ja podobnie. Co zrobić żeby go odzyskać eh...
1 2016-06-22 21:32:19 Ostatnio edytowany przez BlackPanda (2016-06-22 21:42:07)
Wydaje mi się, że oboje szukaliście lekarstwa, bez zdiagnozowania choroby.
Wyszłaś zrujnowana z poprzedniego związku.
On, według Ciebie, zbyt szybko się zaangażował.
Dlaczego, Twoim zdaniem?
Czy nie pozwoliłaś na to wcześniej?
Zorientował się w końcu, że miał być tylko opatrunkiem -lekarzem Twoich traum i stąd ostre zerwanie "plastra".
Nakłoń go do szczerej rozmowy. O przyczynach. A także skutkach.
Innego wyjścia, poza zamilknięciem, nie widzę.
Musisz najpierw poradzić sobie sama ze sobą, poukładać wszystko w głowie na spokojnie. Wyciszyć się, zdystansować. Dać odpocząć sobie i jemu...
On zakochał się w Tobie, Ty w końcu w nim także, więc powinno być pięknie, zwłaszcza, że to dopiero 3 m-ce, to dopiero początek.
Poznajecie się, miłość kwitnie, szukacie ewentualnych kompromisów w spornych kwestiach, których na początku nie powinno być wiele...
a tymczasem między Wami ciągle burza, kłótnie w domu, w drodze do pracy (i tak w kółko), Ty biegniesz za nim żeby się pogodzić, po czym awanturujesz się pod jego domem? Żenujące
"Wiedziałam, że on też co raz bardziej tego nie wytrzymuje, a ja stale naciskałam, bo chciałam mieć pewność, że mnie kocha i mu na mnie zależy..."
Może faktycznie powinnaś się udać do psychologa?
"a w czwartek ( jutro) miała być nasza trzymiesięcznica" raczej "męczennica".
Chyba obydwoje macie inne wyobrażenie związku i miłości.
5 2016-06-23 12:47:37 Ostatnio edytowany przez BlackPanda (2016-06-23 12:50:57)
Wydaje mi się, że oboje szukaliście lekarstwa, bez zdiagnozowania choroby.
Wyszłaś zrujnowana z poprzedniego związku.
On, według Ciebie, zbyt szybko się zaangażował.
Dlaczego, Twoim zdaniem?
Czy nie pozwoliłaś na to wcześniej?
Zorientował się w końcu, że miał być tylko opatrunkiem -lekarzem Twoich traum i stąd ostre zerwanie "plastra".
Nakłoń go do szczerej rozmowy. O przyczynach. A także skutkach.
Innego wyjścia, poza zamilknięciem, nie widzę.
Może i pozwoliłam, ale potem już było za późno, żeby udawać ''kumpli''.
Nie zorientował się... sama do tego doszłam on po prostu miał dosyć szopek które odstawiałam i się nie dziwie.
Co do rozmowy... lepiej odczekać parę dni Twoim zdaniem? Byłam dzisiaj u tego psychologa i ona też stwierdziła, że jeśli podejmowane są zmiany na lepsze to czas może pomóc.. chcę, żeby on się do tego wszystkiego zdystansował i odpoczął dzięki czemu może zacznie na to inaczej patrzeć, bo wiem, że w tym momencie za bardo nie ma ochoty się widzieć... tydzień temu mu to pomogło tylko, że nic nie zrobiliśmy, żeby znależć powód tych problemów i to wróćiło po pierwszym spotkaniu po przerwie..
Co masz na myśli pisząc ''zamilknięcie''? Danie mu odpocząć parę dni bez narzucania ?
Musisz najpierw poradzić sobie sama ze sobą, poukładać wszystko w głowie na spokojnie. Wyciszyć się, zdystansować. Dać odpocząć sobie i jemu...
Tak... dlatego nie chciałam na siłe się spotykać i teraz rozmawiać o tym tylko dać mu odpocząć, żeby inaczej na to spojrzał tylko się obawiam, że to nie pomoże i nie zauważy już sensu tego związku i, że można śmiało to pokonać tylko musi chcieć...
On zakochał się w Tobie, Ty w końcu w nim także, więc powinno być pięknie, zwłaszcza, że to dopiero 3 m-ce, to dopiero początek.
Poznajecie się, miłość kwitnie, szukacie ewentualnych kompromisów w spornych kwestiach, których na początku nie powinno być wiele...
a tymczasem między Wami ciągle burza, kłótnie w domu, w drodze do pracy (i tak w kółko), Ty biegniesz za nim żeby się pogodzić, po czym awanturujesz się pod jego domem? Żenujące
"Wiedziałam, że on też co raz bardziej tego nie wytrzymuje, a ja stale naciskałam, bo chciałam mieć pewność, że mnie kocha i mu na mnie zależy..."
Może faktycznie powinnaś się udać do psychologa?
"a w czwartek ( jutro) miała być nasza trzymiesięcznica" raczej "męczennica".
Chyba obydwoje macie inne wyobrażenie związku i miłości.
Byłam dzisiaj u psychologa.. za parę dni mam kolejną wizytę. Napisał już dzisiaj i się dopytywał jak było... może jeszcze nie wszystko stracone.
BlackPanda, jakich dowodów jego miłości potrzebowałaś? Ciągłych wyznań, czułości, całkowitego poświęcenia i podporządkowania się, opieki gdy się źle czujesz, ciągłego wsparcia bo przecież jest Ci ono potrzebne, noszenia na rękach, rezygnacji z własnych pasji i towarzystwa???
Zależało mu na Tobie, bo nie znał Cię od tej strony, a gdy w końcu zaczęliście być razem okazało się, że Twoja wizja związku zdecydowanie różni się od jego wyobrażeń, mało tego, Ty awanturą i przemocą, chcesz wymusić na nim oczekiwane zachowania.
Właściwie nie napisałaś niczego konkretnego, jakie sytuacje powodowały, że czułaś się niepewnie, niekochana i niedoceniona?
Trochę nie na temat: nie wiem, czy dobrze zrozumiałam, zrezygnowałaś z pracy z powodu bolesnej miesiączki?
7 2016-06-23 14:37:54 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2016-06-23 14:41:05)
na następny dzień nie czułam już właściwie, że mu zależy bym do niej poszła i ogólnie był obojętny to też odpuściłam sobie ją
A to chłopakowi ma zależeć, żebyś Ty chodziła do pracy??? Czy Ty po prostu uwiesiłaś się na nim i cały świat oprócz niego jest nieważny, a on ma klęczeć non stop przed Tobą, wielbić Cię i zapewniać o uczuciach, żebyś Ty przypadkiem ani przez chwilę nie poczuła się niekochana? Rozmawiałaś o tym z psychologiem, czy tylko o tym, że się pokłóciliście i chcesz, żeby wrócił?
Psycholog,to warunek podstawowy.Ewidentnie nie radzisz sobie,do tego dusisz faceta...bo TY chcesz,TY oczekujesz,TY się awanturujesz,TY stwierdzasz...że nie ma sensu. aby tak kończyć "związek".
Sorrki...ale jesteś bluszczem.
Fatalne zauroczenie.
9 2016-06-23 17:30:52 Ostatnio edytowany przez BlackPanda (2016-06-23 17:38:25)
na następny dzień nie czułam już właściwie, że mu zależy bym do niej poszła i ogólnie był obojętny to też odpuściłam sobie ją
A to chłopakowi ma zależeć, żebyś Ty chodziła do pracy??? Czy Ty po prostu uwiesiłaś się na nim i cały świat oprócz niego jest nieważny, a on ma klęczeć non stop przed Tobą, wielbić Cię i zapewniać o uczuciach, żebyś Ty przypadkiem ani przez chwilę nie poczuła się niekochana? Rozmawiałaś o tym z psychologiem, czy tylko o tym, że się pokłóciliście i chcesz, żeby wrócił?
Nie oto chodzi. Po prostu ja bym nie musiała dorabiać, bo mam kasę, ale postanowiłam, że będę chodzić z nim, bo tak nam obu było łatwiej i przyjemniej, ale gdy nie czułam, że mu na tym zależy to już nie miałam motywacji by iść.
I nie. Nie oczekiwałam nigdy od niego takiego czegoś po prostu gdy nachodziły mnie głupie myśli chciałam coś miłego usłyszeć, bo się obawiałam jak np. tego nie dostawałam to zaczynał się problem.
Tak rozmawiałam o tych problemach i o ciężkiej przeszłości z której one wynikają. Niedługo kolejna wizyta.. chcę się pozbyć tych chorych myśli, bo obu nas tym zamęczyłam...
BlackPanda, jakich dowodów jego miłości potrzebowałaś? Ciągłych wyznań, czułości, całkowitego poświęcenia i podporządkowania się, opieki gdy się źle czujesz, ciągłego wsparcia bo przecież jest Ci ono potrzebne, noszenia na rękach, rezygnacji z własnych pasji i towarzystwa???
Zależało mu na Tobie, bo nie znał Cię od tej strony, a gdy w końcu zaczęliście być razem okazało się, że Twoja wizja związku zdecydowanie różni się od jego wyobrażeń, mało tego, Ty awanturą i przemocą, chcesz wymusić na nim oczekiwane zachowania.
Właściwie nie napisałaś niczego konkretnego, jakie sytuacje powodowały, że czułaś się niepewnie, niekochana i niedoceniona?
Trochę nie na temat: nie wiem, czy dobrze zrozumiałam, zrezygnowałaś z pracy z powodu bolesnej miesiączki?
Nie, nie ciągłych. Tak jak wyżej napisałam - Nie oczekiwałam nigdy od niego takiego czegoś po prostu gdy nachodziły mnie głupie myśli chciałam coś miłego przykładowo usłyszeć, bo się obawiałam i gdy tego nie dostawałam to zaczynał się problem z moją psychiką która się bała powtórki z przeszłość. W poprzednim związku owszem. Byłam uzależniona od tego człowieka. W tym wypadku rożnymi głupotami chciałam się upewniać, że tak nie jest, bo stale żyje w lęku, że znowu przestane normalnie kochać...
I to był jeden z powodów różnych rzeczy które odwalałam.. chciałam sobie udowodnić, że dalej potrafię w każdym momencie jakby mnie zostawił albo ja bym go musiała sobie poradzić, a druga to, że stale obawiałam się, że go stracę... odejdzie z dnia na dzień, zniknie jak poprzedni...dlatego najmniejsza rzecz sprawiała, że moje zaufanie zostawało nadwyrężone, a sporą część jego zachowań błędnie rozumiałam przez swoje chore rozkminy co prowadziło do awantur...
Tak. Pierwszy dzień nie poszłam z tego powodu.
Postanowiłam wyjechać nad morze na czas nie określony. Tzn, że jak on poczuje, że chce się zobaczyć to wrócę. A tak nie będę pisać ani nic chyba, że on by chciał pogadać ( obecnie piszę codziennie pyta jak tam ect... )
Co myślicie o tej decyzji? W moim mieście dostaje szału to stwierdziłam, że tak będzie łatwiej mi to wszystko przeczekać.