Ja bym wiała.
Nie wyobrażam sobie, żebym ja miała mówić mojemu partnerowi, co może trzymać w mieszkaniu (które formalnie do mnie należy), a co nie. Przecież zależy mi, żeby czuł się w nim u siebie, bo to przecież jest "nasze" mieszkanie, skoro razem w nim mieszkamy. Ma prawo w nim urządzać jak chce i trzymać co chce. Nie wyobrażam sobie, że gdyby to było jego mieszkanie, ja miałabym jakieś zakazy tego typu. No nie wyobrażam sobie.
Jeśli uważasz, że w relacji partnerskiej, w której ludzi łączy miłość, jedna strona nie troszczy się o stan psychiczny drugiej (np. spowodowany brakiem poczucia bezpieczeństwa "mieszkaniowego", czy brakiem akceptacji dla swojego wyglądu), to to nie jest to, co ja nazywam związkiem. Wiałabym i szukała partnera, z którym stworzyłabym relację opartą na miłości, empatii i wzajemnej trosce.
No chyyyba że problemem jest tylko sposób komunikowania swoich odczuć. Dajmy na to, że uważam, że jakiś element garderoby mojego chłopa mi się nie podoba. Mogę powiedzieć: Kochanie, jesteś takim przystojnym facetem, że bardzo chciałabym, żebyśmy kupili Ci taką koszulę/spodnie/marynarkę/nowy garnitur, bo wyglądałbyś w tym fantastycznie. Ale - mając na myśli w sumie to samo i brak umiejętności właściwej komunikacji - mogłabym też powiedzieć: "Wyglądasz jak łachmyta, kupimy nowy garnitur, albo nie idę z Tobą". Jeśli to jest problemem - można popracować nad komunikacją.
Ale to już Ty wiesz najlepiej.