Witam,
Mam pewien problem który wraca jak bumerang otóż Jestem z moim narzeczonym od 5 lat od 2 lat mieszkamy ze sobą w jego mieszkaniu które dostał od rodziców. Niedługo mamy wziąść ślub moi rodzice zaproponowali nam abyśmy wyszykowali sobie góre ponieważ stawiają dom i zamieszkali z nimi wszystko bedziemy mieć osobne kuchnie,łazienkę i 2 pokoje w sumie jakieś 90 m2 tylko wejście będzie wspólne. Obecnie mieszkamy w bloku 38 m2 na 4 piętrze bez windy mieszkanie jest małe i nie wyobrażam sobie mieszkania w nim z małym dzieckiem ani nawet wchodzenia na 4 piętro w ciąży. Jednak mój narzeczony problemu nie widzi i nie chce wyprowadzić się do moich rodziców. On ma stała prace z umową na czas niekreślony jednak pensje ma niezbyt dużą ja niestety pracuje na umowach smieciowych i juz kilka razy byłam bezrobotna i mówiąc szczerze ciężko nam się było utrzymać z jednej pensji gdzie są tylko 2 osoby a wiadomo gdy przyjdzie dziecko na świat są to wydatki z którymi boje się ze nie damy rady. Do tego będe uwiązana do mojego przyszłego męża w ten sposób że sama z wózkiem nie zejde z 4 pietra i nie zostawie malucha samego bo wiadomo to jest niby chwila ale moze stać sie wszystko. Jednak mój narzeczony wszystko widzi w jasnym barwach byle się tam nie wyprowadzić bo on bedzie tam nie szcześliwy tylko prawda też jest taka że te bloki nie są moim szczytem marzeniem i nie wiem czy dziecko będzie z nami takie szczesliwe gdy nię będziemy mogli mu zapewnić bytu bo nam teraz brakuje pieniędzy
Co zrobić jak mu to wytłumaczyć ?