W styczniu minęło 12 lat małżeństwa. Od 3 lat nie mieszkam z żoną i synem, wyprowadzili się. 08.06.2016 w sądzie jest pierwsza rozprawa rozwodowa. Pozew wniosła żona. Nie miałem nic przeciwko temu tymbardziej że od dawna łączy nas tylko syn. Płacę na syna dobrowolnie alimenty i dość często się widujemy. Żona od czasu zajścia w ciążę nie pracuje zawodowo. Syn z racji niskiej odporności często choruje. Staram się pomagać na tyle na ile mogę.
Kwestia materialna jest załatwiona /była rozdzielczość majątkowa zaraz po ślubie na wniosek żony/. Żona nie ma dochodu więc będzie walczyć o to by rozwód był z mojej winy co otwiera jej drogę do wystąpienia o alimenty na nią. Żona nie została w żadnym wypadku zdradzona i nie ma ku temu dowodów. Ma jedynie świadka - siostrę cioteczną z którą nie mam kontaktu od kilku lat i w moim mniemaniu ona będzie się opierać na tym co jej powie żona. Rozwód jest konsekwencją tego że miedzy nami się po prostu nie ułożyło w życiu i nie potrafiliśmy się porozumieć.
Nie chcę wojny na wyniszczenie a zwyczajnie się rozstać i niech każde pójdzie w swoją stronę. Chcę być w porządku wobec syna a o kontaktach z nim by decydował sąd. Czy ktoś może podpowiedzieć, zasugerować jak mam się zachować na sali sądowej, co grozi za ewentualne odezwanie się bez pytania? Jak ewentualnie mogę wybronić się przed *winą* której tak naprawdę nie ma? Nadmieniam że żona wystąpiła o pieniądze z programu 500+ i niewykluczone że je dostanie. Wszystkie formalności z mej strony zostały dopełnione.
Jeśli mój post został umieszczony w złym dziale proszę o przeniesienie do właściwego działu.