Witam..
Mam pewien problem, który nie daje mi spokoju, nie chodzi tutaj o miłość czy o związek tylko wyłącznie o przyjaciela.
Spotykałam się od ponad roku z moim eks facetem z dawnych lat, nasze stosunki były normalne, żadne z Nas nie chciało wiązać się z nikim, a tym bardziej sami ze sobą.
Spędzaliśmy ze sobą każda wolną chwilę.. Wracając do problemu który mnie dręczy.
Od właściwie tygodnia nie odzywał się do mnie, martwiłam się o niego cholernie.. więc pisałam i zdzwoniłam, ale zero rezultatu. Postanowiłam że pojadę do niego i sprawdzę czy wszystko z nim w porządku. Jadąc autobusem, spotkałam kolegę, który jak wiadomo wypytywał się co ja tu robię, a wiec opowiedziałam co mnie dręczyło.. Postanowił razem ze mną wysiąść. Poszedł ze mną do mojego przyjaciela, najpierw zapytaliśmy się sąsiada obok czy coś wie na temat mojego przyjaciela..odpowiedź była krótka - nie.
Dzwoniłam, pukałam.. zostawiłam kartkę, że się martwię i żeby się odezwał. Poszłam z kolega na piwo, wypiłam i stwierdziłam że nie ma sensu, więc wracam do domu. Rozdzieliłam się, poszłam na przystanek.. po dosłownie 2min dostałam wiadomość od przyjaciela "żebym nie robiła kichy", nie wiedziałam o co jemu chodzi, wróciłam się prędko i co się okazało, że mój kolega z jakimś innym chłopakiem ( którego tylko z widzenia znałam ) zaczęli włamywać się przez okno, walić w drzwi, drzeć się, robić hałas.. aby poinformować że moja osoba prosi o odezwanie się, byłam w szoku, gdyż nie prosiłam, nie kazałam, wręcz nie chciałam takiego obrotu sprawy.
Chciałam jemu wyjaśnić wszystko, nie dało się. Nie dość że przyjechałam z dobrymi intencjami, to na dodatek obarczono mnie winą.
Jestem na co dzień bardzo wrażliwą, upartą, szczerą, miła kobietą.. niestety z nerwów, przez tą sytuację, uderzyłam przyjaciela w twarz. Byłam na niego tak zła, tak wściekła, że nie umiem opisać tego własnymi słowami. Źle się z tym czułam.. i czuję się do tej pory. Nigdy w życiu, nikogo nie uderzyłam, zawsze starałam się doprowadzić powolutku do jakiegoś dialogu.
Kolega jak się pojawił, tak znikł. Jedynie to, to że dostałam sms od niego "Zależy mi na Tobie, zrozum w końcu, dlatego to robiłem". Skąd mogłam wiedzieć że kolega, zrobił taką szopkę tylko dlatego że zależało jemu, ale przecież nigdy nie dawałam "znaków" że ja i on.. nie!
Postanowiłam że pojadę do domu i wszystko wytłumaczę po kolei na Facebook.. Opisałam całe zdarzenie, jak było.. ( wiem, że to zły sposób, ale w sms nie starczyło by mi linijek, a o rozmowie mogłam zapomnieć )
Pisaliśmy jeszcze wczoraj, starałam wytłumaczyć wszystko jeszcze raz.. Jego zdaniem w dalszym ciągu to moja wina, że to ja nasłałam kolegę na niego.. Próbowałam ratować Naszą przyjaźń i chce ratować, bo jedynie jaka moja wina w tym jest, to że uderzyłam nie potrzebnie jego w twarz. A reszta?! Wspominałam wcześniej.
Oczywiście wiem że przy uderzeniu, obok był jego sąsiad, no i chyba jego kolega, to na pewno nie był fajny widok - dlatego na pewno przeproszę sąsiada oraz kolegę za swoje zachowanie, wręcz muszę to zrobić..
Lecz co w takim wypadku, zrobić z przyjacielem? Zależy mi bardzo na Naszej przyjaźni, nie chce stracić jego, nie przez moją winę.. a może to była jednak moja wina?!
Pogubiłam się bardzo, nie potrafię zebrać myśli, moim głównym celem teraz jest to, aby chociaż spróbować uratować.. naprawić...
Co mi radzicie? Czy jest w ogóle jakaś rada na to wszystko? Czy próbować naprawić? Jeżeli tak, to w jaki sposób?
Przepraszam za chaotyczne pisanie..
Proszę o odpowiedź, o pomoc.