Witam wszystkich. Piszę bo mam problem i nie wiem w którą stronę iść. Czy tutaj w tej historii ktoś ma winę? czy ja czy moja kobieta? a może razem? proszę o pomoc bo sam chyba nie jestem w stanie tego mądrze ocenić.
Z moją dziewczyną jesteśmy dziesiąty miesiąc. Regularnie od samego początku mamy spięcia które przeradzają się z ciche dni i kłótnie kosmiczne. Podczas kłótni padają mocne słowa z obu stron. Potem się godzimy i jest tak wielka euforia i miłość jakby była jeszcze potężniejsza. Po kilku dniach wszystko powszednieje i dla mnie jest to normalne, bo nie da się non stop jechać na euforii i na motylkach w brzuchu przysłowiowych, ale dla mojej kobiety ta powszedniość jest trudna do zaakceptowania. Ona chciałaby abyśmy cały czas czuli euforię i przeżywali to wszystko cały czas tak samo mocno. Uważam, że to nierealne. Wszystko powszednieje, ale przecież miłość zostaje. My się kochamy cały czas ale zanika gdzieś ten pierwotny ogień. Mi to nie przeszkadza. Wiem że ją kocham i robię zawsze dla niej wszystko. Zapraszam tu i tam, robię obiadki, kupuję to czego ona chce, mówię jej każdego dnia że ją kocham, wiele razy dziennie to powtarzam, przytulam ją, jestem miły, otaczam ją opieką itp. Ona natomiast twierdzi, że to jest takie mechaniczne, że się przyzwyczajamy do siebie, że ja już nie celebruję naszych chwil tak jak dawniej, że tak się nie cieszę nawet jeśli robię dla niej to wszystko. A ja uważam inaczej. Ja pragnę codziennie się z nią widywać, być przy niej, dawać jej miłość i wsparcie i to jest dla mnie sednem miłości a nie euforia która zawsze minie, nie motylki, ale to co gotowi jesteśmy dla siebie zrobić. Ona inaczej uważa i na tym tle są spory. Ona staje się chłodna, niedostępna i docina mi różnymi tekstami, prowokuje mnie, jest zdenerwowana na samo spotkanie ze mną, wtedy mnie wyprowadza z równowagi i mamy batalię dwudniową albo nawet trzydniową. Wiele razy chcieliśmy to zakończyć ale jesteśmy jednak razem. Robię to co ona chce, piszę do niej czułe smsy, jestem na każde zawołanie a mimo to ona zawsze uważa, że ja się nie staram i jej nie doceniam i mi to podcina skrzydła i potem nie mam siły już się starać skoro ona tego nie chce zauważyć i kiedy widzi, że ja w jakiś sposób pauzuję to zaczyna mi docinać słownie i traktować mnie niewłaściwie. Źle mi z tym. Gdy odpieram ataki to jestem tym najgorszym i wszelkie zasługi ona przypisuje sobie.
Teraz przykład z sytuacji ostatniej po której chciałem zakończyć związek na zawsze. W środku tygodnia umawialiśmy się że spędzimy razem cały weekend. W piątek siedzę u niej wieczorem i nagle dostała smsa od koleżanki, że ona chce do mojej wpaść w sobotę na godzinę 20 pić. Moja dziewczyna mi oznajmiła to i powiedziała, że w sobotę od dwudziestej pije z kumpelą u siebie w domu ale ja mogę się z nią zobaczyć popołudniu. Powiedziałem jej, ze przecież umawialiśmy się wcześniej że spędzimy czas razem, miałem plany dla nas a ona że przesuniemy je a spędzimy dwie godzinki popołudniem i potem przychodzi koleżanka. Dodała, że gdyby koleżanka nie przyszła to możemy spędzić cały wieczór. Nie chciałem się już zaczynać kłócić i zmieniliśmy temat. Następnego dnia z rana napisałem do niej gdy moje emocje opadły, że owszem wpadnę na 17 do 19 i potem idę do kumpli a ona na to, że chciała ze mną spędzić cały wieczór bo kumpela nie wpada. Na co odpisałem, że nie może mnie traktować w ten sposób jak mebel który można wypożyczyć o potem odstawić na bok i że nie zamierzając siedzieć w domu wieczorem ugadałem się z kumplami bo wiedziałem, że moja kobieta będzie z koleżanką. Ona się obraziła i napisała, że zrobiłem jej na złość. Nie potrafiła zrozumieć, że też chcę mieć zapełniony czas i gdybym był z nią umówiony to przecież nie ustawiałbym się z nikim innym. Focha miała i zaczęliśmy się smsowo przegadywać aż w końcu napisałem jej co o tym myślę i podziękowała mi za czas i nie kazała już przychodzić. Potem zaczęliśmy się kłócić telefonicznie poszły już inne tematy i bardzo mocne słowa (mam jej wiele do zarzucenia bo wiele razy bardzo źle się zachowała w stosunku do mnie na co ja zawsze reagowałem także atakiem i wykazywaniem jej błędów a ona nigdy swojej winy nie widzi). Zerwałem po tej kłótni, miałem jej dosyć. Poszła pić do kumpla jakiegoś. Zawsze gdy się kłócimy chodzi pić do znajomych i wraca pijana. Nie lubię tego. Nie mieszkamy razem, ale potem ona pijana pisze lub dzwoni w nocy. Nie ma taktu. Zerwałem a ona w nocy dzwoniła a ja nie odbierałem bo napisałem jej że z pijaną nie chce gadać. Pocisnęła ze mną. W niedziele chciałem iść do niej oficjalnie zakończyć związek w kilku zdaniach. Gdy poszedłem to się rozpłakała i kazała mi zostać bo mnie kocha i nie chce żyć beze mnie. Powiedziałem jej, że nie daje już rady przez te jej restrykcje i wahania emocjonalne, ale ona powiedziała, że to nie może być przyczyną rozpadu związku bo się kochamy. Boli mnie to ale ją kocham. Chodzę znerwicowany bo nie wiem co będzie dziś co jutro. Dodam, że ostatnio powiedziała mi, że dusi się już i chce więcej spotkań ze swoimi znajomymi nie ze mną. Przystałem na to, ale i tak będzie miała mi za złe że pojadę do swoich koleżanek a ja muszę akceptować to, ze chleje ze swoimi kumplami i nie wiem co potem tam robi po pijaku. Ja nie pije, mam normalne towarzystwo, a ona samych niemoralnych ludzi zna i tylko z nimi się trzyma. Tylko chlanie w głowach i nic ponad to.
Co robić? dziękuję za porady