Coś co sobie wymyśliłem. - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » RELACJE Z PRZYJACIÓŁMI, RELACJE W RODZINIE » Coś co sobie wymyśliłem.

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 31 ]

1 Ostatnio edytowany przez BantrothThane (2016-05-07 22:49:28)

Temat: Coś co sobie wymyśliłem.

Witajcie.

Ciężko mi się teraz oddycha, dlatego tekst, który napiszę może być w jakiś sposób nieczytelny, za co przepraszam z góry.
Część z was pewnie rozpoznaje mój nick i może coś tam pamiętacie z moich "wypocin", o tym, jaką miałem przeszłość i jak na mnie ona wpłynęła. Piszę tutaj, bo muszę to z siebie wyrzucić, a czuję, że nie mam tak naprawdę komu, poza tym forum.

Mam 23 lata i w zasadzie piszę tego posta płacząc. Czuję się słaby z tego powodu, minęło tyle lat, od kiedy moja matka traktowała mnie jak śmiecia, a to nadal potrafi mnie tak mocno uderzyć, zwłaszcza, jak powie coś w stylu "przecież byłam idealną matką, powinnam być tylko bardziej surowa, wtedy byś wiedział co to życie". Sparafrazowałem, bo przez mój stan nie przypomnę sobie dokładnej kwestii. 23 lata i płaczę, jak dziecko...
Przez to, jak moje otoczenie podchodziło do historii, jaką ze sobą niosę często sam w sobie zaczynam kwestionować, czy to wszystko było aż tak straszne, czy tylko ja jestem bardzo słabym człowiekiem. Nie byłem bity, fizycznie, miałem jedzenie, dach nad głową, warunki do nauki... Nie miałem rodziców. Od pewnego wieku ich tak nie postrzegałem. Dbali o potrzeby fizyczne, ale nigdy nie miałem w nich oparcia. Dawniej tłumaczyłem sobie to tym, że moja matka miała syndrom "DDA", ale to nie było to. Zaczęło się dość niewinnie. Byłem pulchnym dzieckiem, dobrze się uczyłem, byłem pełny radości, aż nadszedł okres dorastania i postanowiłem, że nie chcę już być dzieckiem, co zaskutkowało np. zmianą stylu ubierania, czy nową fryzurą. Moja matka w tym czasie zaczęła dokazywać ubliżając mi, że wyglądam okropnie, co jeszcze nie było aż takie złe. Problem pojawił się w momencie, w którym ja nie chciałem się podporządkować. Wszystko jakoś tak płynnie postępowało przez pół roku, a może rok, w którym od obelg doszliśmy do momentu, w którym ubliżanie było już standardem. Nie pamiętam dokładnego momentu, w którym bardzo mnie to uderzyło. Może trwało już tak długo, że nie wytrzymałem, ale słyszałem na swój temat masę okropieństw. Byłem niejako nieudacznikiem. Przynajmniej w oparciu o to co mówiła. Prawdziwy kryzys przyszedł potem.
Gdy byłem już w liceum po pół roku stałem się wrakiem człowieka. Do tego stopnia, że moja wychowawczyni poczuła się w obowiązku, by ze mną rozmawiać, zrozumieć, czemu jestem taki nieobecny, wiecznie smutny i ogólnie mało we mnie życia. Na to, co jej opowiedziałem zareagowała, jak każda inna osoba, której to powiedziałem. Niedowierzaniem. To był mój problem przez całe życie. Nikt nie wierzył w to, że tak miła osoba, jak moja matka potrafi powiedzieć do syna, że jest "gruby, jak beczka", "tak brzydki, że wstyd się z nim pokazywać", "tak brzydki, że nikt go nigdy nie pokocha", "tak brzydki i gruby, że rodzina za plecami go obgaduje i się go wstydzi"... Tego była masa, a nie jestem w stanie sobie tego wszystkiego przypomnieć. Większość ludzi nie wierzy, że słowa mogą tak ranić, twierdzą, że człowiek "wydziwia", nie wie co mówi i sobie coś wymyśla. To mnie najbardziej bolało. Paradoksalnie wtedy byłem na dobrej drodze do pozytywnej wagi, ale im dłużej to trwało... W pewnym momencie nie ufałem ludziom. Mijałem obcych na ulicy i bałem się im patrzeć w oczy, bo w myślach widziałem, jak się ze mnie śmieją, obgadują... Miałem łzy w oczach za każdym razem. Moja matka wmawiała mi, że wszyscy się ze mnie śmieją, że wszyscy uważają mnie za brzydala, który po prostu jest okropny, jednocześnie chwaląc moich rówieśników. Doszło do tego, że w nocy tuliłem się do kołderki i praktycznie całą potrafiłem przepłakać. Raz płakałem przez cały miesiąc, noc, w noc. Wstawałem rano, słyszałem o sobie okropne rzeczy od matki, w szkole rówieśnicy mnie nie lubili za bardzo i naśmiewali się z tego, że chodzę smutny, specjalnie nie przychodziłem na wcześniejszy autobus, by na przystanku spędzić 1.5h, które były lepsze, niż każda minuta w domu, jak wracałem, znowu były teksty o mnie, kładłem się i płakałem.
To trwało kilka lat. Próbowałem w tym czasie komuś o tym powiedzieć, ale nikt nie chciał mnie słuchać. Byłem bardzo wierzący i poszedłem do kościoła, opowiedziałem cząstkę z tego księdzu, a on zaczął mi wtedy wmawiać, że rodziców trzeba kochać, Boga trzeba kochać, że on nas wybrał... Jezu, nigdy w życiu nie słyszałem takiego bełkotu, którego wnioskiem było to, że muszę wierzyć w Boga, bo tak trzeba. Załamałem się.
W internecie znalazłem osoby, które poznały moją historię. Jedna była starsza ode mnie o 10 lat i pomogła mi w jakiś sposób. Wtedy byłem w takim stanie, że dosłownie w każdym miejscu miałem myśli samobójcze. Czasem jak przechodzę przez tory kolejowe, przypominam sobie te dni. Jest masa takich miejsc, które w pewnym sensie stały się magiczne przez to, że myśli samobójcze były tam najintensywniejsze. Nie byłem jednak samolubny, gdybym skoczył pod pociąg, jego kierowca mógłby mieć traumę.
W skrócie przed jej spotkaniem byłem na granicy próby samobójczej. W trakcie przypomniałem sobie o jednej osobie, która mogłaby się zadręczać, gdybym długo nie odpisywał na jej wiadomości. Smutne, bo to był jedyny powód, który trzymał mnie przy życiu. Jedna osoba, obca, poznana w internecie, która pokazała, że jej zależy.
Przypadkiem trafiłem na młodą panią psycholog. Przyjechała na praktyki, temat zeszedł na temat mojej przeszłości i w zasadzie robiła mi pewnego rodzaju spotkania, na których uczyła mnie żyć. Brzmi poważnie, ale wtedy kompletnie nie wiedziałem jak rozmawiać z ludźmi, jak w ogóle przełamać fobie i to wszystko, co zostało mi wcześniej zaszczepione. W bólach się udało. Byłem "normalny". Przynajmniej umiałem udawać.

Potem życie zdawało się wychodzić na prostą, poznałem dziewczynę, poszedłem na studia, nowi ludzie, nowe środowisko... Aż z nich nie zrezygnowałem ze względu na zdrowie psychiczne wspomnianej dziewczyny. Poznałem ją przez moją przeszłość, ona też miała problemy i w jakiś sposób sobie pomagaliśmy. Gdy poszedłem na studia miała napady nerwicowe, a że mieszkała daleko, musiałem zmienić plany, by o nią zadbać. Moja przeszłość sprawiła, że zawsze stawiałem innych przed sobą, zwłaszcza ją. Wiele rzeczy mógłbym jej zarzucić, zwłaszcza, że swoje życie budowałem w oparciu o nią, ale nie w tym rzecz. Wszystko się zawaliło w pewnym momencie. Rozstaliśmy się, ona poznała innego faceta, jak chciałem wrócić, to się do tego nie przyznała, byłem szalupą ratunkową, na wypadek, gdyby się jej nie udało. Po czasie okazało się, ze w zasadzie poszło o wygląd. Był przystojniejszy i stwierdziła, że jest suką i powinienem ją tak nazywać, bo z płytkich powodów mnie nie wybrała. Wtedy byliśmy po 4.5 roku związku.
Piszę o tym, bo wtedy moja psychika pękła. Wróciły teksty matki o tym, że nikt mnie nie pokocha, bo jestem za brzydki, wróciło w zasadzie wszystko.

Oderwałem się, zacząłem studia, ponownie. Wszystko szło dobrze, byłem jednym z najlepszych uczniów, aż zaczęły się problemy ze zdrowiem. W sumie opóściłem więcej dni, niż byłem na uczelni i nie jestem już w stanie tego nadrobić. Zwłaszcza, że nadal mam problemy zdrowotne. Muszę jakoś przetrwać 2 miesiące tutaj, ale już nie daję rady. Za 2 miesiące się wyprowadzam, mam nadzieję, że na stałe, ale z dnia na dzień jest coraz trudniej. To wszystko we mnie siedzi. Jak się domyślacie, moja matka daje mi popalić.
Nie wiem, czy dla kogoś jest to zrozumiałe, piszę, bo muszę to z siebie wyrzucić. W opowieści nie ma mojego ojca, bo on zawsze milczał. Gdy moja matka mówiła mi te rzeczy, on nigdy się nie odezwał. Po latach stwierdził, że nie chciał podważać przy dziecku autorytetu matki, ale to kpina, a nie odpowiedź.

Jestem zmęczony. Psychicznie. 3 dni temu prawie wpadłem przez to pod samochód. Nie umiem się skupić i poniekąd znowu wraca ten człowiek, który chodził do liceum. W głowie mam cały czas myśli, że jestem nieudacznikiem. 23 lata i średnie wykształcenie, ze studiami, które zakończą się fiaskiem.
Nie wiem, czego oczekuję. Może tego, żeby ktoś mi powiedział, że to nie było jednak piękne dzieciństwo. Mam problemy, których nigdy nie będzie się dało rozwiązać, rany, które nigdy się nie zagoją i brakuje mi ludzi, którzy potrafiliby to przyjąć i zaakceptować. Tu nie chodzi o użalanie się, chodzi o to, że pewnych rzeczy nie da się zmienić, po prostu trzeba nauczyć się z tym żyć.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.

Cholera jasna.
Ty wiesz, że jesteś jednym z moich Ulubieńców na forum, prawda? smile

Czy zostawiła Cię ta głuchoniema Dziewczyna?

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.

Witaj. Niestety dziecko nie może wybrać rodziny, w której przychodzi na świat. Niektórzy rodzą się w szczęśliwej, kochającej się rodzinie, a inni niestety w rodzinie problemowej. Tak już jest na tym świecie i trzeba to po prostu zaakceptować. Jednak to, jakie będziemy mieć dorosłe życie, zależy od nas samych. Ktoś, kto wychowuje się w kochającej się rodzinie, oczywiście ma o wiele łatwiejszy start w dorosłe życie, jednak te pozostałe osoby mogą również wiele osiągnąć, tylko muszą w to włożyć (przynajmniej na początku) więcej swojej pracy.

Twoja mama źle robiła, że Cię ciągle krytykowała. Nie powinna tego robić. Raniła Cię bardzo tymi słowami i dobrze to wszystko zachowałeś w swojej głowie. Dalej Cię to rani.
W takiej sytuacji jak Twoja, najlepsza byłaby jakaś długotrwała terapia, bo masz bardzo zaniżoną samoocenę, a koniecznie musisz ją sobie podwyższyć. Bo wiara w siebie jest potrzebna praktycznie do wszystkiego. Bez tego bardzo ciężko żyć. Jeśli wybrałbyś się na dobrą terapię, to byłbyś w stanie nie reagować już tak emocjonalnie na swoją przeszłość. Mógłbyś zacząć prawdziwie żyć i być szczęśliwy. Na terapii jednak wraca się do niektórych trudnych chwil i trzeba dobrze się napracować, by były zadowalające efekty. Mimo wszystko, bardzo warto.

Dobre dzieciństwo to nie tylko dach nad głową, potrzebne rzeczy... To przede wszystkim odczuwalna bliskość z rodziną, wsparcie, bezpieczeństwo i wpajanie dziecku, że jest w stanie osiągnąć w swoim życiu bardzo wiele.

Będzie jeszcze bardzo dobrze, zobaczysz! smile

4 Ostatnio edytowany przez BantrothThane (2016-05-07 23:27:21)

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.

Krejzolka82: Nie wiedziałem, choć to bardzo miłe. smile
Nie, nie zostawiła, kocha mnie bardzo mocno i w tej sytuacji, kiedy mam problem z oceną, czy ja nie stworzyłem sobie tego "tragicznego" dzieciństwa, ona może być mało obiektywna. Czuję taką troszkę specyficzną samotność, bo poza nią, nikt z mojego otoczenia nie wierzy w tę historię. Pewnie przez to, że moja matka jest z pozoru bardzo miłą osobą, robi dobre wrażenie, umie grać swoją rolę.

zaklopotana123451: Będę musiał o tym pomyśleć, jak już się wyprowadzę. Obecie to by było zbyt trudne. smile

5 Ostatnio edytowany przez Krejzolka82 (2016-05-07 23:44:22)

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.
BantrothThane napisał/a:

Nie wiedziałem, choć to bardzo miłe. smile
Nie, nie zostawiła, kocha mnie bardzo mocno i w tej sytuacji, kiedy mam problem z oceną, czy ja nie stworzyłem sobie tego "tragicznego" dzieciństwa, ona może być mało obiektywna. Czuję taką troszkę specyficzną samotność, bo poza nią, nikt z mojego otoczenia nie wierzy w tę historię. Pewnie przez to, że moja matka jest z pozoru bardzo miłą osobą, robi dobre wrażenie, umie grać swoją rolę.

To już wiesz smile

A to super smile
Aha, czyli pisałeś o swojej przeszłości.

BantrothThane jeżeli to jest przeszłość, dlaczego teraz zdecydowałeś się o tym napisać?
Aha i rozumiem, że to się "ciągnie" za Tobą, jestem ciekawa dlaczego akurat dzisiaj Cię naszło, żeby opisać swoje smutne życie.

6

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.
Krejzolka82 napisał/a:

BantrothThane jeżeli to jest przeszłość, dlaczego teraz zdecydowałeś się o tym napisać?

W zasadzie to przeszłość, aż do teraźniejszości. smile
Moja matka potrafiła mnie bombardować wiele razy w ciągu tego roku pewnymi rzeczami, które powodowały ból, ale dzisiaj coś we mnie pękło. Pierwszy raz nie dałem rady wytrzymać rozmowy z nią i musiałem wyjść, żeby "wypuścić" emocje. W takiej chwili zastanawiałem się komu w ogóle mogę powiedzieć czemu właśnie się popłakałem i czemu od jakiegoś miesiąca jestem wyniszczony. W tym momencie zdałem sobie sprawę z tego, że jest tylko jedna taka osoba. Może zabrzmi brutalnie, ale zawsze dostaję od niej tę samą odpowiedź i to sprawia, że jestem troszkę samotny w tej kwestji. Chyba podświadomie szukam kogoś, kto przeszedł coś podobnego i tak po prostu napisze, że wie, co czuję/czułem.

7

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.

Trudno nie uwierzyć w coś, co powtarza nam osoba, która z zasady ma nas kochać i pragnąć przede wszystkim naszego dobra. Zwłaszcza, że słyszy się to przez połowę swojego życia, codziennie, a inna najbliższa osoba nie widzi w tym nic złego (skoro nie przeczy, to znaczy, że się zgadza).
Trudno wyobrazić sobie co czujesz po doświadczeniu tak długiej, dotkliwej przemocy psychicznej. Wszystko o czym piszesz, w kontekście wydarzeń z przeszłości, wydaje się naturalną koleją rzeczy. Nie ma człowieka tak niezniszczalnego, który by wyszedł po tym bez szwanku. (Musiałby być psychopatą i nic nie czuć). Jest mi przykro, że byłeś i jesteś tak traktowany, nie znam cię, ale mimo to czuję twój ból. To musiało być masakrycznie trudne dzieciństwo. Nie dziwne jest to, że czujesz się wykończony. Przemoc psychiczna, tak jak fizyczna, zostawia po sobie ślady. Śmiem twierdzić, że twoja matka się nad tobą znęcała.
Nie musi to cię definiować. Radzisz sobie pomimo to. Ale nie pozwól sobie wmówić że to było normalne.
Ale skoro cię to nie definiuje, nie nazywasz siebie "ofiarą" to co ci zostaje? Wyleczenie się, odpoczynek, regeneracja, pozwolenie sobie na uzdrowienie, na przeżycie tego. Przyjęcie do świadomości niezwykle trudnej, bolesnej perspektywy - osoba, która miała mnie kochać ponad wszystko, dać mi co najlepsze, cenić, chronić, chciała mnie zniszczyć. A potem - odbudowa. Ty na pierwszym miejscu.

8

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.
BantrothThane napisał/a:
Krejzolka82 napisał/a:

BantrothThane jeżeli to jest przeszłość, dlaczego teraz zdecydowałeś się o tym napisać?

W zasadzie to przeszłość, aż do teraźniejszości. smile
Moja matka potrafiła mnie bombardować wiele razy w ciągu tego roku pewnymi rzeczami, które powodowały ból, ale dzisiaj coś we mnie pękło. Pierwszy raz nie dałem rady wytrzymać rozmowy z nią i musiałem wyjść, żeby "wypuścić" emocje. W takiej chwili zastanawiałem się komu w ogóle mogę powiedzieć czemu właśnie się popłakałem i czemu od jakiegoś miesiąca jestem wyniszczony. W tym momencie zdałem sobie sprawę z tego, że jest tylko jedna taka osoba. Może zabrzmi brutalnie, ale zawsze dostaję od niej tę samą odpowiedź i to sprawia, że jestem troszkę samotny w tej kwestji. Chyba podświadomie szukam kogoś, kto przeszedł coś podobnego i tak po prostu napisze, że wie, co czuję/czułem.

Ja na szczęście nie mogę napisać Ci co czułam w podobnej sytuacji, ponieważ jej nie miałam.
Dobra, pozadawałam pytania, więc czas coś napisać.

Straszne jest to co napisałeś.
Najstraszniejsze, że przykrości spotkały Cię od Osoby, która powinna Cię chronić w takich sytuacjach (oczywiście nie tylko), od której powinieneś dostać najwięcej miłości.
Niestety tak się nie stało.

Pomimo, iż nie wiem co czujesz, to coś Ci napiszę.

Na pewno musisz przejść terapię.
A może warto pójść do Mamy i powiedzieć Jej tylko "nie wiem, czemu mnie tak traktowałaś i chyba nie chcę wiedzieć, bo to tak naprawdę nic nie zmieni, ale chcę, żebyś wiedziała, że ja jednak dam radę. Radę poczuć się lepszym Człowiekiem. Zrobię to dla siebie, ale także dla Ciebie".
I po prostu wyjdź, nie słuchaj niczego, obelg, przeprosin, niczego.

I wiesz co?
Wtedy zacznij żyć od nowa.
Po prostu od nowa.

Wiem, że brzmi to patetycznie a może i śmiesznie, ale tak to "widzę".

Pamiętaj Twoim priorytetem jest wybranie się do dobrego specjalisty!!!

Trzymam za Ciebie kciuki.
Pamiętaj, że my tu jesteśmy, że ja tutaj jestem!!!

9 Ostatnio edytowany przez kwadrad (2016-05-08 03:13:24)

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.

Przypuszczalnie bez pomocy psychologa sobie nie poradzisz.
Ale zaczynasz to już dobrze chyba układać.
" Po latach stwierdził, że nie chciał podważać przy dziecku autorytetu matki, ale to kpina, a nie odpowiedź"
W tym momencie podważasz autorytet ojca. W którymś momencie podważysz autorytet matki.
Potem sam staniesz się dorosłym i będziesz podważał autorytet innych dorosłych.
Będziesz zastanawiał się jak funkcjonują i jakie motywy nimi kierują.
Oraz sprzeciwiał się czasami ich postępowaniu i ich decyzją, ponieważ masz do tego prawo.
Nie bądź bierny. Nie przyjmuj slow i decyzji jako fakty.
Fakty to będą wtedy kiedy nie wyrazisz sprzeciwu wink

I to jest cały glue wkładu edukacyjnego twoich rodziców w twoją osobowość.
Twoja osobowość powinna się rozwinąć tak żebyś zaczął wyrażać sprzeciw smile
To jest kwestia poczucia ze moje jest tak samo ważne jak twoje.
Ty mówisz ze twoje jest ważniejsze ale to nieprawda ponieważ było/jest tak samo ważne.
Może zastanów się nad powodami dla których ktoś mówi ze twoje jest mniej ważne, z reguły to są rozmaite powody.


Teoretycznie można powiedzieć tak wszystko co przeżyłeś przeżyłeś dlatego żeby się czegoś nauczyć i stać się lepszym i rozumieć pewne rzeczy
I może zrozumieć ze musisz wyrażać sprzeciw. I mądrze odseparować ten sprzeciw wobec rodziców wobec innych rzeczy.
Żeby nie zostać np lewakiem albo anarchista albo pijakiem lub ćpunem wink

To że chcemy żyć , to nie bierze się z tego ze ktoś nam "coś da".
To chore smile
Masz bardzo zawężone horyzonty, może widzisz swoją rodzinę jako cały swój wszechświat który włada twoim życiem.
To śmieszne.
O to chodzi żebyś zanegował stare porządki i zrobił taki swój wszechświat jaki ci pasuje.
Bez oglądania się na to co co ktoś da albo co powie bo zupełnie nie ma sensu smile
Nie podoba ci się coś to to zmieniaj, mów ze ci nie pasuje.
O to właśnie chodzi smile

10

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.

Twoja matka to niezły kawałek narcyza. Obawiam się, że ona już się nie zmieni.
Masz rodzeństwo?
Czy sądzisz, że jest szansa na odnowienie kontaktu z tą młodą panią psycholog, która Ci pomogła?

11

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.

strasznie to smutne co piszesz
oczywiście ze wierze w to co piszesz
matka stosowała wobec ciebie przemoc psychiczna
a ty byleś dzieckiem wiec nie mogłeś się obronić tym bardziej ze to najbliższa osoba
ale teraz jesteś dorosły i na pewno poukładasz sobie to wszystko w glowie i nauczysz się z tym zyc
z tego co piszesz i jak wynika ze jesteś bardzo inteligentny, wrażliwy i dobry a to się ceni
co do tej dziewczyny to pomysl ile osob nie spotyka przez cale swoje zycie kogos kto odwzajemnia ich uczucie, ty miałeś to szczęście wiec jeszcze ułożysz sobie życie tak jak chcesz
masz dopiero 23 lata i wszystko przed tobą
pozdrawiam

12 Ostatnio edytowany przez odludek (2016-05-08 14:45:20)

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.
Krejzolka82 napisał/a:

A może warto pójść do Mamy i powiedzieć Jej tylko "nie wiem, czemu mnie tak traktowałaś i chyba nie chcę wiedzieć, bo to tak naprawdę nic nie zmieni, ale chcę, żebyś wiedziała, że ja jednak dam radę. Radę poczuć się lepszym Człowiekiem. Zrobię to dla siebie, ale także dla Ciebie".
I po prostu wyjdź, nie słuchaj niczego, obelg, przeprosin, niczego.

Wiesz co krejzolko tez przeszedlem to co autor i to co piszesz tak naprawde nic nie da, ona jeszcze powie ze nie obchodzi jej jego zdanie. Moze dosc do sytuacji ze poslucha jakie to sa malo wartosciowe dla niej jego slowa oraz ze i tak jej nie rania.

@BantrothThane - niestety musze powiedziec ze wiem co czujesz, jestem mlodszy o rok ale przechodzilem to co ty dokladnie podobne okreslenia itd. o tyle tylko ze mnie matka nie wychowywala ale czasami wpadala oprocz tego ze dzwonila i zawsze sluchalem tego co ona mowi, wiesz glupi dzieciak majacy nadzieje ze matka go pokocha ale tak naprawde ona tylko mi tylko noz w serce coraz bardziej wbijala, moze gdybym byl wtedy bardziej rozumny to bym urwal kontakt z matka. Wlasnie pare dni temu calkowicie odseparowalem sie od tej patologii bo u mnie w domu tez jeszcze byl alkohol(w bardzo duzych ilosciach), matka jak twoja tez jest DDA(tylko ona jedna w rodzinie jest taka, jej rodzenstwo jest calkiem inne - moze to dla tego ze moj dziadek nie pil jak oni byli mali ale zaczal duzo pozniej) i znalazla sobie partnera ktory pije(to nie jest moj ojciec) on tez jej pomagal w wmawianiu mi jaki to jestem do niczego.
Chcialbym pomoc i sobie i tobie, ale naprawde na razie nie wiem jak mysle czy by mi nie pomoglo teraz calkowite odseparowanie sie od rodziny(calej, zeby nie utrzymywac z nikim kontaktu). Reszta twojego opisu tez sie zgadza o ile tez na jedzenie jakos tam bylo musialem sobie sam je przygotowac majac parenascie lat to pieniedzy na inne potrzeby jak ogrzewanie nie bylo, ale powiem ci ze nawet jesli ty miales na ubrania i nic cie nie brakowalo to jak sam widzisz to nic nie zmienia jestesmy w takie samej pozycji ja co prawda teraz wpadlem w pogon za pieniedzmi, zeby miec na wszystko czego inni ludzie nie maja zeby kupowac samochody ktore maja nie liczni ale to raczej taka proba zagluszenia tego co bylo aby poczuc sie przez chwile czegos wartym tylko ta chwila nie trwa zbyt dlugo. Teraz powiem ci ze jakos ostatnio bardzo mi zle mam prace w ktorej malo zarabiam(czuje ze coraz mniej ludzi bede interesowal, bo juz mnie nie moge sobie pozwolic na to co kiedys). Aktualnie czuje sie jak taki przegrany, ktory mysli zeby skoczyc ale za malo jaj zeby to zrobic, znowu z drugiej strony wiem ze jestem potrzebny w pracy i to mnie trzyma przy zyciu ze jeszcze komus jestem przydatny. Moim zdaniem to cale gadanie ze mamy rowny start, czy ze jestesmy mlodzi i jeszcze ulozymy sobie zycie - to takie maslo maslane ludzie nie wiedza co to za bol.

13

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.
odludek napisał/a:
Krejzolka82 napisał/a:

A może warto pójść do Mamy i powiedzieć Jej tylko "nie wiem, czemu mnie tak traktowałaś i chyba nie chcę wiedzieć, bo to tak naprawdę nic nie zmieni, ale chcę, żebyś wiedziała, że ja jednak dam radę. Radę poczuć się lepszym Człowiekiem. Zrobię to dla siebie, ale także dla Ciebie".
I po prostu wyjdź, nie słuchaj niczego, obelg, przeprosin, niczego.

Wiesz co krejzolko tez przeszedlem to co autor i to co piszesz tak naprawde nic nie da, ona jeszcze powie ze nie obchodzi jej jego zdanie. Moze dosc do sytuacji ze poslucha jakie to sa malo wartosciowe dla niej jego slowa oraz ze i tak jej nie rania.

Nie piszę, że ma tak zrobić bo ja tak każę.
Nie wiem czy to pomoże, ja po prostu napisałam, jak ja to widzę.

Możliwe, że nie da, zgadzam się z Tobą.
Dlatego napisałam, żeby tylko to powiedział i wyszedł, nie słuchał, nie dyskutował.
Ale nie chcę, żeby Ją zraniły czy nie zraniły Jego słowa, chcę, żeby Autor po prostu symbolicznie zakończył tamten zły rozdział w Jego życiu, żeby przestał słuchać Matki, niech sobie gada, bo to pewnie zaburzona Kobieta, a On niech robi swoje.
Musi przestać tak żyć.

14 Ostatnio edytowany przez odludek (2016-05-08 15:14:59)

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.
Krejzolka82 napisał/a:

Możliwe, że nie da, zgadzam się z Tobą.
Dlatego napisałam, żeby tylko to powiedział i wyszedł, nie słuchał, nie dyskutował.
Ale nie chcę, żeby Ją zraniły czy nie zraniły Jego słowa, chcę, żeby Autor po prostu symbolicznie zakończył tamten zły rozdział w Jego życiu, żeby przestał słuchać Matki, niech sobie gada, bo to pewnie zaburzona Kobieta, a On niech robi swoje.
Musi przestać tak żyć.

Wiem ze ty chcesz dobrze, nie mowie ci nic zlego. Moze jestem zlym czlowiekiem i nie mam sumienia, ale moim zdaniem powienien znikanac z jej zycia wyprowadzic i nie dawac znaku zycia nie utrzymywac kontaktu to chyba najlepsze rozwiazanie. Tak on musi tak przestac zyc ale wiesz jakie to trudne, szczegolnie jak to pisze autor jestes samotny nikt ci nie rozumie, nie chce wam nic mowic ale latwo zawsze wszystkim mowic jak to prosto bo nie jestescie w takiej sytuacji(i bardzo sie z tego ciesze). Wydaje mi sie ze autor jeszcze po wyprowadzce bedzie sie meczyl dosc dlugi czas z tym problemem a i tak nigdy nie zostanie zrozumiany, to juz takie uroki polskiej mentalnosci. Po drugie autor nie ma jak przestac tak zyc bo nie ma z tego co widze zadnej pracy za co on ma sie wyprowadzic, kibicuje mu zeby znalazl prace zeby chociaz moze to bedzie ta pomoc ktora bedzie mu potrzebna wyprowadzi sie, bo teraz to jest w ciemnej dup...e

15

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.
odludek napisał/a:
Krejzolka82 napisał/a:

Możliwe, że nie da, zgadzam się z Tobą.
Dlatego napisałam, żeby tylko to powiedział i wyszedł, nie słuchał, nie dyskutował.
Ale nie chcę, żeby Ją zraniły czy nie zraniły Jego słowa, chcę, żeby Autor po prostu symbolicznie zakończył tamten zły rozdział w Jego życiu, żeby przestał słuchać Matki, niech sobie gada, bo to pewnie zaburzona Kobieta, a On niech robi swoje.
Musi przestać tak żyć.

Wiem ze ty chcesz dobrze, nie mowie ci nic zlego. Moze jestem zlym czlowiekiem i nie mam sumienia, ale moim zdaniem powienien znikanac z jej zycia wyprowadzic i nie dawac znaku zycia nie utrzymywac kontaktu to chyba najlepsze rozwiazanie. Tak on musi tak przestac zyc ale wiesz jakie to trudne, szczegolnie jak to pisze autor jestes samotny nikt ci nie rozumie, nie chce wam nic mowic ale latwo zawsze wszystkim mowic jak to prosto bo nie jestescie w takiej sytuacji(i bardzo sie z tego ciesze). Wydaje mi sie ze autor jeszcze po wyprowadzce bedzie sie meczyl dosc dlugi czas z tym problemem a i tak nigdy nie zostanie zrozumiany, to juz takie uroki polskiej mentalnosci.

Spoko, nic złego nie pomyślałam.
Nie znam Cię, więc nie wiem, jakim jesteś Człowiekiem.
Oczywiście, że musi raz na zawsze odciąć się od Mamy i dlatego wymyśliłam taki scenariusz dla Autora.
Ja tam nie wiem, kto jaką ma mentalność, mogę napisać od siebie, że wierzę Autorowi i bardzo mi przykro, że urodziła Go taka Osoba.

16

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.
Krejzolka82 napisał/a:

Spoko, nic złego nie pomyślałam.
Nie znam Cię, więc nie wiem, jakim jesteś Człowiekiem.
Oczywiście, że musi raz na zawsze odciąć się od Mamy i dlatego wymyśliłam taki scenariusz dla Autora.
Ja tam nie wiem, kto jaką ma mentalność, mogę napisać od siebie, że wierzę Autorowi i bardzo mi przykro, że urodziła Go taka Osoba.

No ja ciebie nie znam ale ocenilem po wpisach, ktore kiedys czytalem jestes bardzo mila osoba.
Jestem tylko ciekawy czemu, ani ja ani autor nie skonczylismy w domu dziecka co napewno byloby duzo lepszym wyrokiem. Skoro jestesmy tak malo warci to po co nas wychowywano? - O tyle u mnie to oczywiste, to nie wiem po co matka autora az sie tak trudzila i w miedzy czasie niszczyla to co stworzyla.
Moze to glupie ale jestem za legalizacja aborcji, moze wtedy tacy ludzie nie beda mieli dzieci.

17 Ostatnio edytowany przez BantrothThane (2016-05-08 18:56:24)

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.

Przyznam się szczerze, że nie spodziewałem się, że ktoś może tak dobrze wiedzieć co przeszedłem i co siedzi w mojej głowie. Przez niemal rok żyłem praktycznie sam. Rodzice wyjechali za granicę, ja tu miałem pracę, do tego studia i jakoś się układało. To nie jest tak, że nie próbowałem się wyrwać, ale moje plany były związane z poprzednią dziewczyną, a po wszystkim zostałem poniekąd z niczym. Musiałem zostać i żyć w miejscu, które jest dla mnie po prostu często bolesne.
Obecnie w tajemnicy zbieram potrzebne papiery i kompletuję listę rzeczy, które muszę ze sobą zabrać. Opcja na wrócenie tutaj po dodatkowe rzeczy nie przejdzie, bo sam wyjazd spowoduje, że zostanę zlinczowany i będę nękany, a co dopiero, gdybym wrócił.
Zawsze miałem w planach zerwanie kontaktu, ale nie można nic robić pohopnie. Mógłbym już dzisiaj jechać w jakieś miejsce, z oszczędności wynająć mieszkanie i poszukać pracy, ale nawet gdybym ją znalazł, to żyłbym od pierwszego, do pierwszego, z deficytami finansowymi. Dlatego musiałem zostać tutaj, ale to się zmieni.

odludek dobrze to wszystko określił. Mogę uciec z domu, ale nie ucieknę od bólu. Czym innym jest znęcać się psychicznie nad osobą dorosłą, niż nad dzieckiem, dlatego napisałem wyżej, że o ile się nie użalam nad sobą, to pewnych rzeczy już nigdy nie zmienię. Moje procesy myślowe zostały upośledzone i terapia nie służy temu, bym je "poprawił", tylko nauczył się z tym żyć. Dlatego czuję się w tej kwestii samotny, podejrzewam, że tak samo, jak odludek.

Jeżeli miałbym się skupić na mojej matce i jej motywacji, to narcyzm nie był dominującą cechą. DDA nabawiła się najprawdopodobniej przy dziadku, jak jeszcze pił alkohol dość ostro. Było odwrotnie, niż u odludka. Ona była najstarsza i obrywała, a potem dziadek się opanował i reszta dzieci jakoś się poukładała. Im młodsze było takie dziecko, tym pozytywniejszym człowiekiem się stało. Ona po prostu wymyśliła sobie taką metodę wychowawczą. Zawsze musiała postawić na swoim i chciała dostosować mnie do jej wyidealizowanego obrazu perfekcyjnego syna. Ja jestem i byłem introwertykiem. Cichy, spokojny chłopak, który w pewnym wieku chciał się po prostu dostosować lub spodobać rówieśniczkom. Próby zmiany mojego charakteru i stylu, które były pokojowe, nie działały, dlatego w pewnym momencie idealną metodą wychowawczą był system kar słownych i wmawiania pewnych rzeczy. Pomijając to, że mam wady psychiczne, to fizycznie też nie było za wesoło. Od małego opowiadała mi straszne rzeczy o tym, co robili lekarze. To był jej sposób na to, bym dbał o zdrowie. Problem był taki, że jak jakiś problem się już pojawił, to ja o nim bałem się mówić i błahe rzeczy urastały do ogromnych, fizycznych problemów.
Może część z was straci do mnie szacunek, jak to napiszę, ale moja matka nigdy nie grzeszyła rozumem. To główny powód, dla którego wybrała takie metody wychowawcze i tego, że do dzisiaj uważa się za matkę perfekcyjną. Ja byłem taką czarną owcą, która w rodzinie chyba jako jedyna interesowała się czymś poważniejszym i to poniekąd często prowadziło do kłótni. Używałem takiego języka, jaki przejmowałem w szkole, od nauczycieli i w pewnym momencie był to zbyt niezrozumiały język, dla moich rodziców. Czuli się gorsi i to chyba napędziło spiralę traktowania mnie źle. Brzmi, jakbym był zarozumiały? Nie w tym cel. Chodzi o to, że matka miała problem, żeby mnie zrozumieć i może nie przyznając się do tego, odbierała normalne sformułowania, jako obelgi rzucane w jej stronę. Dzisiaj tak to próbuję sobie tłumaczyć.

Dawniej próbowałem pogadać o tym z matką. Wyjaśnić, że być może nieświadomie wyrządzała mi przez długi czas krzywdę. Tak, jak napisał odludek, to nie działa. To w ogóle nie trafia tam, gdzie powinno.
Wyobraźcie sobie, że jestem kimś, kto bardzo lubi dyskutować na argumenty. To przyjemny i skuteczny sposób, bo pozwala na szybko ocenić, czyje są silniejsze i ogólnie może zmienić postępowanie. Problem polegał i polega na tym, że moja matka o ile ma własne argumenty, to do moich ma jeden, jedyny klucz. Jeżeli się w nim zmieszczę i powiem, że była dobrą matką, to super, ale każdy inny argument jest kwitowany stwierdzeniem typu: "Zamknij się debilu!" Potem zawsze jest dodawana część, która opisuje, że nie mam racji w stylu: "Inni by chcieli mieć tak dobrze, jak Ty miałeś!". Tak się kończą nasze dyskusje.

I ja naprawdę nie jestem kimś złym, kto jest smutny przez to, że w tej konkretnej kwestji dziewczyna go nie rozumie. Ja jestem szczęśliwy, że ją mam i szczęśliwy, że ona nie wie jaki ból rodzic może sprawić dziecku. Zwyczajnie czuję często samotność, bo nawet gdybym bardzo chciał, nie potrafię pokazać innym co siedzi mi w głowie. Jak wiele może tam być smutku przez coś, co miało miejsce lata temu. W nowej rodzinie na wigilii [rodzina mojej dziewczyny, do której się wyprowadzam] panowała taka miła atmosfera. Jej babcia to taki dobry duszek, który potrafi każdego rozweselić i pobudzić do działania. W takich chwilach czuję ogromny smutek, zwłaszcza, jak patrzę na ich zdjęcia z dawnych lat. To takie uczucie, jakby dziecko szło w deszczową noc ulicą i obok w oknie widziało szczęśliwą rodzinę, w której matka potrafi przytulić dziecko i powiedzieć, że jest jej skarbem, niezależnie od tego, co zrobi. Jednocześnie oczywiście cieszę się, że do takiej rodziny trafiam.

18

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.

Jeżeli będziesz patrzył na pewne rzeczy w ten sposób że to ci to należy i jesteś pokrzywdzony.
Przez nie wiadomo jak długo to sam narobisz sobie biedy.
Trzeba umieć pogodzić się z rzeczami którymi się nie zmieni takimi jak przeszłość.
To jest bardzo trudna ale przydatna umiejętność.

"obok w oknie widziało szczęśliwą rodzinę, w której matka potrafi przytulić dziecko i powiedzieć, że jest jej skarbem, niezależnie od tego, co zrobi."
To jest tak wyidealizowane ze aż nierealne.
Żyjesz jakimś marzeniem , tęsknotą, taplasz się w tym, może żeby sam siebie upokorzyć i poczuć się tym gorszym.
Może wrócić do tej sytuacji jak to było miedzy wami.

Ale to jest twoja decyzja czy chcesz w tym tkwić albo iść naprzód.
To już  nie jest zależne od tego jaka była twoja matka.
Przeszłość to przeszłość, przeszłość jest niezmienna.
Jedyne co masz to przyszłość a twoja przeszłość już zeżarła kawał przyszłości.

19

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.

Moje procesy myślowe zostały upośledzone i terapia nie służy temu, bym je "poprawił", tylko nauczył się z tym żyć.

Terapia służy temu, żebyś nie myślał o sobie w kategorii "miałem źle i nigdy się od tego nie uwolnię" tylko wskazał winnych, nawet jeśli to będzie zespół czynników a nie jedna osoba, przeżył żałobę po utraconym dzieciństwie, po utraconych szansach i zmienił to, jak myślisz o sobie i o świecie. Do tego zazwyczaj dąży terapia.

W takich chwilach czuję ogromny smutek, zwłaszcza, jak patrzę na ich zdjęcia z dawnych lat. To takie uczucie, jakby dziecko szło w deszczową noc ulicą i obok w oknie widziało szczęśliwą rodzinę, w której matka potrafi przytulić dziecko i powiedzieć, że jest jej skarbem, niezależnie od tego, co zrobi. Jednocześnie oczywiście cieszę się, że do takiej rodziny trafiam.

To co tutaj opisujesz to żal, żałoba, strata po czymś, co już nie wróci, czymś, z czym trzeba się pożegnać, tak jak żegna się z marzeniami, których się nigdy nie zrealizuje, czy tak jak żegna się z przyjacielem, który umarł. I tak jak żałoba po osobie przechodzi, tak czas leczy rany po takich doświadczeniach. Pod warunkiem, że ma się czas na uzdrowienie, a nie tkwi się w tym samym środowisku, które rani.

20

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.
kwadrad napisał/a:

Żyjesz jakimś marzeniem , tęsknotą, taplasz się w tym, może żeby sam siebie upokorzyć i poczuć się tym gorszym.

Po prostu opisuję wam co czuję, kiedy wracają do mnie wspomnienia. Nie oznacza to, że jestem pajacem, który cały czas patrzy wstecz i na każdym kroku płacze z tego powodu, że w dzieciństwie był źle traktowany. W normalnych okolicznościach po prostu o tym nie myślę, żyję dalej. Wczoraj poczułem, że muszę się tu zwierzyć, bo nie mogłem wiecznie wszystkiego w sobie dusić. Nie pisałem tego po to, by ktokolwiek tutaj się nademną litował, czy czuł żal, nie uniżam też swojej wartości na siłę.
Potrzebowałem jedynie zrozumienia i być może kontaktu z kimś, kto przeszedł coś podobnego.
Czy idealizuję to, co mógłbym mieć, a nie miałem? Nie koniecznie. Po prostu tam gdzie normalny człowiek czuje coś pozytywnego, ja w normalne dni nie czuję nic. Mam pustkę, a w dni takie, jak wczorajszy, cierpienie. Samo stwierdzenie tego faktu nie powinno oznaczać tego, że chcę się czuć gorszy i się upokorzyć.

21

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.
BantrothThane napisał/a:
kwadrad napisał/a:

Żyjesz jakimś marzeniem , tęsknotą, taplasz się w tym, może żeby sam siebie upokorzyć i poczuć się tym gorszym.

Po prostu opisuję wam co czuję, kiedy wracają do mnie wspomnienia. Nie oznacza to, że jestem pajacem, który cały czas patrzy wstecz i na każdym kroku płacze z tego powodu, że w dzieciństwie był źle traktowany. W normalnych okolicznościach po prostu o tym nie myślę, żyję dalej. Wczoraj poczułem, że muszę się tu zwierzyć, bo nie mogłem wiecznie wszystkiego w sobie dusić. Nie pisałem tego po to, by ktokolwiek tutaj się nademną litował, czy czuł żal, nie uniżam też swojej wartości na siłę.
Potrzebowałem jedynie zrozumienia i być może kontaktu z kimś, kto przeszedł coś podobnego.
Czy idealizuję to, co mógłbym mieć, a nie miałem? Nie koniecznie. Po prostu tam gdzie normalny człowiek czuje coś pozytywnego, ja w normalne dni nie czuję nic. Mam pustkę, a w dni takie, jak wczorajszy, cierpienie. Samo stwierdzenie tego faktu nie powinno oznaczać tego, że chcę się czuć gorszy i się upokorzyć.

Nie przejmuj sie ludzie ktorzy mieli chociaz troche ciepla i uwagi w domu nigdy nie pojma co my w srodku czujemy. Normalny czlowiek jest nauczony ze ma matke i ojca ktorzy go wspieraja a nie krytykuja za wszystkie podjete decyzje nawet jesli sie kiedys cos robilo tak jak rodzice chcieli to w innych rodzinach byly pochwaly u mnie bylo milczenie(czasami nawet krytyka bo zawsze mozna bylo to lepiej zrobic), pewnie tez to znasz. Ja bedac pierwszy raz w normalnej rodzinie bylem po prostu w szoku jak to tak naprawde wyglada, wiadomo ze sa jakies problemy ale relacje miedzy ludzmi ich poziom oraz stosunek rodzicow do dzieci normalnie to normalnie cos niesamowitego. Rodzice nie narzekali caly czas na dzieci jakie one sa nie dobre jakie to z nich smiecie bo wlasnie firma w ktorej pracowali bankrutowala i zwalniali ludzi tylko pocieszali i starali sie im pomoc, u mnie to bylo zaraz ale ty jestes len do niczego sie nie nadajesz co z ciebie za czlowiek. Dla ludzi to sa sprawy normalne dla nas to cos nie mozliwego do osiagniecia.

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.

Wkurza mnie to, że cały czas mówicie o tym, że jeśli ktoś czegoś nie przeżył, to nie potrafi tego zrozumieć. Nie zgodzę się z tym. Nawet jeśli dwie osoby przeszły przez podobne sytuacje, to i tak nie przeżyły dokładnie TEGO SAMEGO. Każdy człowiek jest inny, każdy ma inną rodzinę, inne przeżywa sytuacje, nawet jeśli są podobne do siebie. Nie można łączyć dwóch osób ze sobą kontra reszty świata, bo jest to niesprawiedliwe i szkodliwe przede wszystkim dla Was. Jeśli szukamy osób podobnych do siebie i się nakręcamy nawzajem, to nie jest to dobre rozwiązanie. Szukać można osób, które przeszły podobne sytuacje, jedynie po to, aby one pokazały nam jak można z tego się wydostać, aby pokazały nam drogę do lepszego życia. Ale niektórzy lubią żyć swoimi problemami, ponieważ innego życia nie znają. Dlatego trzeba szukać i jak najczęściej bywać w tym innym świecie. Należy uczyć się tego świata i doświadczać w nim coraz więcej radości.

23

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.

@zaklopotana123451: Odbierasz to w sposób czarno-biały. Jasne, że nikt nie wie co czuje inna osoba, bo każdy ma indywidualne przeżycia, ale czy potrzeba na to, by poznać kogokolwiek, kto zna pewne uczucia jest czymś złym? Bo tak odbieram to, co część osób tutaj pisała. Nikt tutaj się w niczym nie nakręca, zwyczajnie zostały tu opisane pewne myśli i przeżycia, które nie dla każdej osoby będą zrozumiałe. Nie oznacza to, że patologicznie będziemy pogarszali swój stan, nie ma nadziei, życie jest beznadziejne, oznacza to tyle, że każdy ma coś w sobie, co może jest enigmatyczne dla innych, ale zrozumiałe, dla wybranych. Jeżeli przeżyjesz sztorm, na łodzi, będziesz blisko śmierci, to takie uczucie będzie znała tylko garstka ludzi i w przypadku gdy będziesz chciała o tym pogadać, tylko nieliczni będą wiedzieli co MOGŁAŚ czuć. Tak samo jest tutaj. Czy to oznacza, że ktoś się wywyższa lub ma na celu tylko utwierdzenie się w przekonaniu, że życie jest do dupy? Masz wiele grup, które spotykają się po to, by pogadać o swoich problemach i nikt tego nie kwestionuje, np. AA. Tam oczywiście są porady o życiu, ale głównie chodzi o to, by być w środowisku, które chce wyjść z nałogu, ale go rozumie.

Odnoszę się do tego w taki sposób tylko dlatego, że odbierasz ten temat, jako ja i odludek, kontra reszta świata. Tak nie jest. Z nikim tutaj nie walczę, zauważyłem tylko, że są rzeczy, które może zrozumieć tylko osoba, która coś takiego przeszła.
Tak samo, jak ofiarę gwałtu może zrozumieć w pełni tylko inna ofiara gwałtu. Zrozumieć. Nie koniecznie pomóc, czy odmienić życie, ale zrozumieć.
Przepraszam, jeżeli zabrzmiało to negatywnie.

24

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.

Pamiętam, jak pisywaliśmy do siebie i ile mi wtedy pomogłeś. Nie przeżyłam tego co Ty, więc mogę jedynie Ci powiedzieć, żebyś się nie załamywał, bo jesteś silniejszy niż myślisz.
Przesyłam wirtualny uścisk, może dla pozytywnej energii odległość nie stanowi problemu? smile

25

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.

@Manzanita: Wbrew pozorom to dla mnie dużo znaczy. smile

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.

BantrothThane - ważne pytanie w tej sprawie: Czy Ty potrzebujesz tylko kogoś, kto będzie czuł, co Ty; czy jednak potrzebujesz ludzi, którzy wiedzą, jak poradzić sobie z tą sytuacją i naprowadzą Cię na dobrą drogę. Takie to pytanie do refleksji. Nie musisz tutaj na nie odpowiadać, myślę, że odpowiedź dużo Ci pomoże w Twojej sytuacji.

27 Ostatnio edytowany przez Krejzolka82 (2016-05-08 23:40:54)

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.

Myśląc dzisiaj nad tym wątkiem, kiedy bodajże gotowałam obiad pomyślałam to samo co Zakłopotana123451 .

Jeżeli potrzebujesz poznać kogoś kto przeżył podobne życie do Twojego to chyba lepiej, abyś napisał na tematycznym forum.

Każdy jest inny, nie ma takich samych zdarzeń są podobne, nie takie same.

Uważam, że warto poczytać/posłuchać nie tylko ludzi o podobnych przeżyciach.

Fajnie jest porozmawiać, powymieniać się podobnymi przeżyciami, ale nie możesz tylko rozmawiać z ludźmi podobnymi do siebie,  bo możecie zamiast sobie pomóc  zaszkodzić w tym "zatracaniu" się w nieszczęśliwej przeszłości.
Powinieneś  przynajmniej wysłuchać ludzi, którzy pomimo tego, że nie przeżyli tego co Ty, gdyż oni mogą ukazać Ci jak widzą dany problem.

Nie napiszę Ci kto ma rację a kto nie, bo nie wiem, ale wiem, że chcemy Ci pomóc i dlatego udzielamy się w Twoim wątku.

P.S. Gdybyśmy chcieli znać tylko i wyłącznie opinie osób o podobnych przeżyciach to to forum nie istniałoby.

Jeszcze jedno, w jaki sposób może pomóc osoba,która przeżywa to samo, która nie potrafi zmienić siebie, nie potrafi przestać cierpieć?
Super wspierajcie się, ale nie pomagajcie sobie wzajemnie, bo możecie sobie tylko zaszkodzić.

A tak z ciekawości, wyobraziłeś sobie, pomyślałeś, powiedziałeś scenariusz który ja Ci napisałam?

28

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.

Krejzolka82: W zasadzie taki miałem plan jeszcze przed pisaniem pierwszego posta tutaj, jednak postanowiłem, że nie będę czekał do końca czerwca i po badaniach, a raczej wynikach zacznę od nowa, za miesiąc. Nie myślałem o tym, by jakoś głębiej to zakomunikować matce, bo to by się skończyło tym, że podjęłaby jakieś desperackie kroki, by mnie zatrzymać, co mogłoby się źle skończyć. Mogłaby np. wyrwać mi moje dokumenty i spalić, bo jest do tego zdolna. Prościej będzie zostawić list. Tutaj nie było sensu chodzić na terapię z kilku powodów. Głównym była odległość od jakiegokolwiek specjalisty, pobocznym to, że to nie jest odpowiednie miejsce. Trzeba się odseparować i wtedy zacząć terapię. smile

29 Ostatnio edytowany przez kwadrad (2016-05-08 23:57:23)

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.

Gdyby tylko określona grupa osób mogła zrozumieć określona grupę osób na podstawie ich przeżyć to chyba mało kto by kogoś rozumiał.
Emocje  są bardziej uniwersalne.
Może nie chodzi o zrozumienie ale o coś innego.

30

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.
BantrothThane napisał/a:

Krejzolka82: W zasadzie taki miałem plan jeszcze przed pisaniem pierwszego posta tutaj, jednak postanowiłem, że nie będę czekał do końca czerwca i po badaniach, a raczej wynikach zacznę od nowa, za miesiąc. Nie myślałem o tym, by jakoś głębiej to zakomunikować matce, bo to by się skończyło tym, że podjęłaby jakieś desperackie kroki, by mnie zatrzymać, co mogłoby się źle skończyć. Mogłaby np. wyrwać mi moje dokumenty i spalić, bo jest do tego zdolna. Prościej będzie zostawić list. Tutaj nie było sensu chodzić na terapię z kilku powodów. Głównym była odległość od jakiegokolwiek specjalisty, pobocznym to, że to nie jest odpowiednie miejsce. Trzeba się odseparować i wtedy zacząć terapię. smile

Ale możesz to powiedzieć podczas wyprowadzki i wtedy nic Ci nie zrobi.
Większy szok będzie dla Niej jak powiesz Jej osobiście, ale oczywiście nie namawiam.

Zostaw list, ale nie pisz elaboratu, bo prawdopodobnie nie przeczyta.
Napisz krótko, zwięźle.

Trzymam za Ciebie kciuki, żebyś był szczęśliwym Człowiekiem i uporał się z przeszłością!!!!!!!!!

31

Odp: Coś co sobie wymyśliłem.

Mi mocno pomógł trening uważności. W niektórych miastach jest prowadzona terapia tą metodą w normalnych ośrodkach i klinikach. Oczywiście jednorazowa terapia niewiele da i potem trzeba samemu trenować, ale daje dużo. Powoduje, że teraz po prostu przyjmuję informacje takie jakie są, bez ich oceniania. Skupiam się na tym co się dzieje teraz. A jeszcze w grudniu i na początku stycznia mój stan psychiczny był fatalny. Teraz jest o niebo lepiej, mimo że nie odciąłem się od osób to powodujących, bo na dobrą sprawę się nie da, ale całkowicie inaczej je traktuję i to co one mówią. Zacząłem żyć własnym życiem, nie cudzym i traktować zdanie tak, że coś wpływa i wypływa. Nie oceniam. Trudne, ale do zrobienia. Zmroziło mnie to co przeczytałem. Matki już nie zmienisz. Znam ten typ osób. Niestety. I trzeba tu się z Tobą zgodzić. W głowie za wiele często nie mają, nie liczą się z uczuciami innych i są to osoby toksyczne. Ojciec ma też swoje za uszami, ale pewnie po prostu chciał mieć spokój i nie interweniował. Wręcz modelowy opis. Niestety.

Posty [ 31 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » RELACJE Z PRZYJACIÓŁMI, RELACJE W RODZINIE » Coś co sobie wymyśliłem.

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024