Relacja matka - dorosła córka - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » RELACJE Z PRZYJACIÓŁMI, RELACJE W RODZINIE » Relacja matka - dorosła córka

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 31 ]

Temat: Relacja matka - dorosła córka

Zawsze uważałam, że moje dzieciństwo było naprawdę szczęśliwe. Zdanie powoli zaczęłam zmieniać, kiedy dwa lata temu poddałam się terapii leczenia uzależnień. Dużo czytałam o tym co się ze mną dzieje, jakie są tego przyczyny, jak mogę sobie pomóc. Natrafiłam na listę dech DDA i okazało się, że wszystkie do mnie pasowały. Ale alkohol w moim domu pojawiał się naprawdę sporadycznie. Skąd zatem cechy osoby dysfunkcyjnej? Stopniowo zaczęłam odświeżać sobie wspomnienia, które tkwiły we mnie w niezmienionym kształcie od dzieciństwa. Ale tym razem obrazy, które przywoływałam zupełnie co innego w sobie przenosiły. Wzbudziłam w sobie dosłownie lawinę ciężkich wspomnień, które zaczęły dawać mi informacje, że nie wszystko tak do końca było wspaniałe. Okazało się, że matka od zawsze była zimna, że nigdy nie miała ze mną jakiegokolwiek kontaktu dotykowego, nigdy mnie nie przytuliła, nie pogłaskała, nie posadziła sobie na kolanach. Jakiekolwiek rozmowy o uczuciach nie istniały w moim domu, co więcej - ich przejaw był prześmiewany. W życiu liczyła się siła wewnętrzna, odporność, parcie do sukcesu. A ja w takim wyścigu nie czułam się dobrze, moim ulubionym zajęciem było spokojne czytanie, odrywanie się od rzeczywistości i odpływanie w literaturę, mimo że obowiązki szkolne traktowałam niezwykle poważnie.

Matka była też ogromną kontrolerką i despotką. Wszystko funkcjonowało zawsze w taki sposób, jaki był do zaakceptowania przez nią; jakiekolwiek próby buntu były miażdżone w zarodku. Matka nigdy nie przepraszała, a bez względu na to, jaki przebieg miały scysje, przepraszać, kajać się musiałam ja. Mój brat ulegał takiej presji i nigdy się z rodzicami nie kłócił. Ja natomiast próbowałam jakoś zaistnieć, zaznaczyć swoje niezadowolenie, ale po awanturze i tak karnie wykonywałam to, co i tak miało być wykonane.

Wypływające bez końca wspomnienia dawały ogromne uczucie złości i gniewu i nie wiedziałam specjalnie co mogłabym z nimi zrobić. Na bieżąco co prawda rozmawiałam o tym z terapeutą, ale czułam podskórnie, że on jednak mnie nie rozumie; w jakimś stopniu koncentrował się na kwestii uzależnień i była w tym jakaś logika, bo przecież terapia była temu właśnie poświęcona.

Narastająca we mnie frustracja w stosunku do matki w końcu miała swoje prawdziwe ujście. Pewnego dnia matka zadzwoniła do mnie z pytaniem jak się czuję - a wówczas wiedziała już o moim leczeniu uzależnień (jestem alkoholiczką). Na informację o tym, że nie radzę sobie ogólnie z emocjami, powiedziała, że może jednak nieco przesadzam, bo inni miewają gorzej, a ja przecież miałam takie udane dzieciństwo, rodzice mnie tak kochali i z tego powinnam czerpać... Nie wiem czemu przywołała akurat taki argument, ale to mną wstrząsnęło i poprosiłam ją o spotkanie. Zgodziła się na nie ochoczo, bo z lubością odgrywała wówczas rolę troskliwej matki - kwoki, która jest pomocna i wrażliwa.
Ale na spotkaniu nie czekała na nią kolejna porcja zwykłych zwierzeń córki, mimo że do tej pory praktykowałam to bardzo często. Powiedziałam, że dotarłam do wspomnień, które dały mi solidną informację o jej stosunku do mnie, przypomniałam jak pobiła mnie, kiedy będąc w wieku 21 lat chciałam spotykać się z chłopakiem, który niespecjalnie odpowiadał jej wyobrażeniu mojego faceta, mówiłam o różnych rzeczach, ale wszystko to spięłam jedną klamrą; "czarna sztafeta" - ty, mamo zostałaś skrzywdzona, skrzywdziłaś mnie, a ja teraz krzywdzę swoją córkę. W odpowiedzi usłyszałam, że jako matka nie ma sobie nic do zarzucenia! A wszystko to, co usłyszała ode mnie nie jest prawdą, że to o czym mówiłam w ogóle nie miało miejsca. Nie pamiętała nawet, abym kiedykolwiek spotykała się ze wspomnianym chłopakiem. Wszystkiemu zaprzeczyła. Siedziałam na tym spotkaniu u niej tak długo, aż w moim odczuciu "zagłaskałam" efekt tego, o czym powiedziałam. Zależało mi na tym, aby wszystko jakoś rozmyć, winę rozłożyć na życiowe zdarzenia. Z jednej strony chciałam jej o wszystkim powiedzieć, z drugiej zaś, nie chciałam ranić jej tak dobitnie. Sporo też było w tym strachu, bo odkąd pamiętam, zawsze się jej bałam. I spotkanie zakończyło się pewnym rozejmem.

Nastąpił względny spokój w naszych relacjach i wydawało mi się, że mogę budować naprawdę nowy kontakt z matką... Do czasu, kiedy zauważyłam, że narasta w niej złość, która często nie była nawet maskowana; w końcu matka pękła i zażądała (dosłownie) spotkania, bo - jak się wyraziła - "zrujnowałam jej życie" i to, że kilka tygodni temu pewne rzeczy uznała, nie oznacza że się z tym na dzisiaj zgadza i chciałaby swoje zdanie odwołać. Powiedziałam, że nie chcę tego spotkania, bo po poprzednim długo do siebie dochodziłam i że nie będę umiała poradzić sobie ze swoimi emocjami i grozi mi to powrotem do picia.
Matka uznała wówczas, że może wejść do mego mieszkania pomimo to i faktycznie pojawiła się tam tak szybko, jak to tylko możliwe. Tym razem jednak wystąpiła w roli zbitej staruszki, która została brutalnie potraktowana przez swoją okrutną córkę.

I tak właściwie jest do dziś, a po drodze minął ponad rok. Pomiędzy nami trwa istna huśtawka emocjonalna, która jednak w swoich wahaniach ma zadziwiającą przewidywalność. Jeśli z jakiegoś powodu uznam, że mogę jej odpuścić, zacząć budować relację porozumienia i względnej przyjaźni (czego tak naprawdę, jak się okazało, bardzo potrzebuję), dostaję zwrotnie złość, długotrwałe milczenie.

Mocno się w tym gubię. Z jednej strony ewidentnie mam w sobie niewypalone pokłady gniewu i żalu, ale zaraz na drugiej szali pojawia się jakiś rodzaj zatroskania - "ona tam biedna sama siedzi, na pewno jest przybita i przez kogo to wszystko - oczywiście przeze mnie!". I tak bez końca. Mam obsesję na jej punkcie, na koncentrowaniu się na tej relacji. Tak na marginesie - mam nerwicę natręctw.

Zadaję sobie też pytanie - jakie mam obowiązki wobec niej, jak często powinnam się z nią kontaktować. Gdybym miała robić to zgodnie z poczuciem wolności - nie kontaktowałabym się wcale, albo bardzo rzadko, ale mam w sobie poczucie obowiązku: "dobra córka jest na bieżąco z sytuacją matki".  Dodam, że matka jest zdrowa i sprawna, uprawia nordic walking, ma spore grono koleżanek, prowadzi dość ożywione życie towarzyskie, ma wysoką emeryturę, więc żyje godnie i dostatnio. Kiepsko radzę sobie z kwestią spontanicznych kontaktów telefonicznych. Ona dzwoni do mnie rzadko, to raczej ja częściej inicjuję kontakt. Na teraz jesteśmy w jakimś zawieszeniu. pewnie dlatego, że ostatnio kupiłam jej uczestnictwo w pewnym wydarzeniu, na którym mi zależało, aby się pojawiła - wydawało mi się, że to ją uszczęśliwi, rozpogodzi. No i teraz - ona nie dzwoni, próbując, jak sądzę, pionizować mnie po swojemu, skoro okazałam ostatnio tyle "miękkości" i być może uznała, że chcę powrotu do pozycji uległej córki. Straszny mam mętlik...

Jest jeszcze kwestia mojej córki, która - w momencie, kiedy zepsuły się moje relacje z matką - stała się wnuczką przezroczystą. Co prawda moja córka ma 20 lat i nie potrzebuje niańczenia, ale nie mogę wyjść ze zdumienia, że nagle babcia uznała, że wnuczka nie istnieje. Syn mego brata zaś, jest istnym oczkiem w głowie. Ale to wydaje się zrozumiałe, skoro brat tonie w łaskach matki, bo żyje z nią zgodnie i w lepkiej symbiozie.

Przeczytałam wątek "Nieprzeciętej pępowiny..." i muszę przyznać, że sporo znalazłam tam siebie. Oczywiście inna jest skala problemu, ale moje rozważanie i bicie się z myślami jest momentami naprawdę bardzo podobne. Wciąż zastanawiam się czy krzywdzę i jeśli tak, do jakiego stopnia; co mi wolno; jak bardzo jestem winna. Z jednej strony wiem, że mam swoje prawa osoby dorosłej, z drugiej wciąż postrzegam siebie jako małą zależną dziewczynkę, która bez mamy jest w ciągłym strachu lub zkolei przejmuję rolę rodzica nad matką i martwię się tym, że jednak sprawiam jej przykrość.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Relacja matka - dorosła córka

Od dawna jesteś dorosłą osobą, a mimo to kurczowo trzymasz pępowinę i nie decydujesz się ją puścić.
Pytasz o tzw. powinności wobec matki. Oprócz obowiązku alimentacyjnego (a ten, wobec dobrej sytuacji materialnej matki, jest odległą przyszłością) nic nie musisz, niczego nie powinnaś. Używasz słów, które zamiast dodawać sił, wzmacniać, osłabiają Cię. Słowa, które obniżają i tak niezbyt wysokie poczucie wartości to: "powinnam", "chciałabym", "muszę". Te, które wzmacniają, to: "decyduję", "wybieram", "zależy mi".

Napisałaś o wolności. Jesteś wolna dopóty, dopóki nie z wolności nie rezygnujesz. Możesz utrzymywać kontakty z matką. Nie musisz. Możesz być zależną od matki. Nie musisz. Każda z tych sytuacji ma wady i zalety. Wiedz jednak, że brak decyzji też jest decyzją.


Napisałaś, że masz mętlik w głowie. Cóż... tak to jest, gdy raz decydujesz się być dorosłym człowiekiem, innym razem filcujesz się do poziomu zależnej, biernej, kilkulatki. Taka huśtawka gwarantuje nie tylko mętlik, ale też torsje.




Co proponuję? Wstań z klęczek i zacznij traktować kobietę, która Cię urodziła jak równą sobie - macie takie same prawa.

3

Odp: Relacja matka - dorosła córka

...łał, kilka zdań, a pozamiatało wszystko...
Nie zwróciłam uwagi na rodzaj słów, jaki używam, ale faktycznie sporo w treści mego postu odniesień do "powinności".

Kilka dni temu mąż powiedział mi dosłowne to samo: "masz równe prawa" i przyznaję, że wzięłam sobie to do serca. Problem jedynie w tym, że zapału do traktowania siebie w taki właśnie sposób starcza mi na chwilę, po czym wpadam w dobrze znany schemat podległości. Kiedy samodzielnie wtłaczam sobie pewne przekonania, wprowadzenie ich w życie jest dla mnie sporą trudnością. Nie mam zaufania do swoich uczuć i przekonań. Wiem, że zawsze uczucia matki były dla mnie ważniejsze niż moje i tak jest niestety do dziś. Mam świadomość jak być powinno, ale wyjście z tego stwarza mi ogromną trudność. W ogóle nie wiem czy kiedykolwiek uda mi się poczuć całkowitą wolność od koncentracji na matce.

Zastanawiam się czy na dzisiaj kwestia pełnego powstania z kolan możliwa jest bez terapii. Nie chciałabym już chyba wchodzić ponownie w rozdrapywanie dzieciństwa i dzielenia włosa na czworo. Sporo ze swojej historii poznałam sama i przykładam dużą wagę do obserwowania własnych emocji, nazywania ich i przeżywania bez znieczulenia. Przyznam, że całkiem dobrze mi to idzie. Jedynie w kwestii relacji z matką mam wrażenie, że idę jeden krok do przodu i pół do tyłu. Jakiś postęp sama oczywiście zauważam, ale zastanawiam się czy pełne poradzenie sobie z problemem jest w zasięgu ręki.
W ogóle mam wrażenie, że do pełnego uwolnienia się zostało mi już naprawdę niewiele. Czy "trening" postawy i czas mogą tu być wystarczające?

Wielokropku, bardzo dziękuję za odpowiedź i sugestie smile

4

Odp: Relacja matka - dorosła córka

Zacznę od cytatu smile

Irvin D. Yalom napisał/a:

Pierwszym krokiem w każdej zmianie jest przyjęcie odpowiedzialności za swoje życie. Jak bowiem możemy je zmieniać, jeśli w ogóle nie czujemy się za nie odpowiedzialni?

Jeśli uwierzysz, że jesteś odpowiedzialna za swe zycie (a jesteś, niezależnie od Twej opinii), to Twoim drugim imieniem będzie DETERMINACJA.
Wiesz wszystko, co potrzebne jest Ci do życia niezależnego, do Ciebie należy decyzja, co z tą wiedzą zrobisz. Trawestując zdania z mej sygnatury: szukasz powodów czy sposobów?

I jeszcze jedno. Tak jak w ciąży nie można być trochę, tak i nie można z kolan wstać trochę. Albo kucasz, albo stoisz na nogach. I to też jest wybór i decyzja.

5

Odp: Relacja matka - dorosła córka

Schematy mają to do siebie, że są łatwe - już je znamy na pamięć, są bezpieczne, bo wiemy, że takie zachowanie spowoduje taką reakcję, inne - inną, wszystko obcykane. Bolesne, ale przewidywalne i łatwe. Za to zmiana - to już wymaga wytrwałości, bólu, otwierania się, uczenia się nowych rzeczy. Trudno wejść w pozycję osoby, która na nowo musi czegoś się uczyć.

Widzę w tym co piszesz trochę siebie. U mnie nie poszło w alkohol, ale zajadałam stres. Za to schemat z matką podobny. I moja też nie pamięta, że mnie zlała tak dotkliwie, że przez tygodnie miałam siniaki na rękach i nogach. Nie pamięta, wyparła. Też była zimna, niedostępna przez całe moje dzieciństwo.

Też miotam się trochę pomiędzy "jestem dorosła, mam prawa, wymagam szacunku do siebie, nie dam sobą pomiatać, mam godność" a "ona jest taka biedna, stara, też była skrzywdzona, nie rozumie, ja powinnam okazać wdzięczność za to, że mnie wychowała".
Jak to znaleźć rozwiązanie?

Ja dla siebie nie widzę rozwiązania innego niż skonfrontować to wszystko... Bo to ja na tym cierpię. To ja teraz mam problemy emocjonalne, to ja zostałam zraniona, teraz muszę się z tego zbierać. Po części winna jest temu matka. Dla mnie tkwienie w tym impasie nie przynosi nic dobrego. Kiedy przychodzi mi do głowy myśl "powinnam być dobrą córką" to wraca mi też "ONA powinna być dobrą matką". A nie taką, która leje i nie przytula. Więc sobie tak myślę, że powrót do bycia dobrą córką może nastąpić wtedy, gdy nastąpi też "dobra matka". I póki nie otworzę tego, póki nie wyjaśnię, to pewnie będę tak się miotać pomiędzy byciem uległą a wredną. Tylko cały czas pozostaję w takim układzie na pozycji dziecka.

A tutaj potrzebni są dwaj dorośli. I ja, i ona. Nie dziecko, które czuje lęk przed karzącym rodzicem, i nie rodzic, który może sprawować władzę nad dzieckiem.
Jeśli nawet nie zmuszę matki do przyjęcia roli dorosłego, to i tak sukces, gdy  w kontaktach z nią uda mi się zachować jak dorosły, który ma uczucia, ma prawo, a nawet obowiązek bronić swoich uczuć i nie może nikomu pozwolić na deptanie swoich granic.

Co do terapii - możesz spróbować innej niż terapii uzależnień. Np.  Gestalt. Lubię tę szkołę terapeutyczną, bo w przeciwieństwie do innych skupia się na całokształcie człowieka, nie tylko na przeszłości, jak terapia psychodynamiczna, czy na zachowaniach, jak behawioralna. Pozwala na zobaczenie teraźniejszości i na postępowanie w przód, daje narzędzia do zmiany, a nie tylko do zrozumienia.

6

Odp: Relacja matka - dorosła córka
Monoceros napisał/a:

powrót do bycia dobrą córką może nastąpić wtedy, gdy nastąpi też "dobra matka".

To, w moim odczuciu, może być pułapką. Jest w tym przecież ciągle myślenie życzeniowe: "jeśli ona się zmieni". A przecież wiadomo, że toksyczne matki się nie zmieniają, bo są... toksyczne, gdyby takimi nie były, nie miałybyśmy problemu.

Chyba najważniejszą sprawą jest w tym wszystkim uniezależnienie się emocjonalne. Oczywiście tym stwierdzeniem prochu nie odkrywam, ale dla mnie to oczywisty kolejny etap rozwoju. Jeśli uniezależnienie nie dokonało się samoistnie, w sposób naturalny z udziałem i aprobatą matki, to muszę zrobić to sama. A kiedy będę niezależna emocjonalnie, to nie będzie mi zależało na informacji czy ona jest "dobrą matką". Zamknę wówczas przeszłość i zostanie mi już tylko świadomość problemu, a nie żal, gniew i złość.

Ale to teoria...

I jeszcze coś - staram się nie rozliczać jej przed nią samą. Nie wiem na razie czy robię to ze strachu, czy taka już się zrobiłam "dojrzała" wink Matka ma wiele przewin, za które można byłoby ją ciągać, wypominać i informować, że również z ich powodu nasze relacje są trudne. Ale wychodzę z założenia, że ona jest zabetonowana i choćbym Rejtanem rzuciła się przed nią, to z obrzydzeniem i zdegustowaniem przejdzie obok. Jest ślepa.
I tu mam delikatny zgryz - może należałoby wskazywać jej: a to, że przenosi nasz konflikt na wnuczkę; a to, że manipuluje poczuciem winy, itp. Nie wiem. I nie wiem również z jakiego powodu to robię.

Ale ponad tym wszystkim jest stwierdzenie: WSTAŃ Z KOLAN. To jest coś z czym wczoraj zasypiałam i z czym się dzisiaj obudziłam. Nie wiem co będzie dalej - czy się cofnę w swoim nastawieniu, czy stanę w miejscu, czy pójdę do przodu. Ale potrzebowałam jakiegoś zdjęcia z ramion ciężaru, usprawiedliwienia, że mi wolno.

7

Odp: Relacja matka - dorosła córka
janka-a napisał/a:
Monoceros napisał/a:

powrót do bycia dobrą córką może nastąpić wtedy, gdy nastąpi też "dobra matka".

To, w moim odczuciu, może być pułapką. Jest w tym przecież ciągle myślenie życzeniowe: "jeśli ona się zmieni". A przecież wiadomo, że toksyczne matki się nie zmieniają, bo są... toksyczne, gdyby takimi nie były, nie miałybyśmy problemu.

Chyba najważniejszą sprawą jest w tym wszystkim uniezależnienie się emocjonalne. Oczywiście tym stwierdzeniem prochu nie odkrywam, ale dla mnie to oczywisty kolejny etap rozwoju. Jeśli uniezależnienie nie dokonało się samoistnie, w sposób naturalny z udziałem i aprobatą matki, to muszę zrobić to sama. A kiedy będę niezależna emocjonalnie, to nie będzie mi zależało na informacji czy ona jest "dobrą matką". Zamknę wówczas przeszłość i zostanie mi już tylko świadomość problemu, a nie żal, gniew i złość.

Ale to teoria...

I jeszcze coś - staram się nie rozliczać jej przed nią samą. Nie wiem na razie czy robię to ze strachu, czy taka już się zrobiłam "dojrzała" wink Matka ma wiele przewin, za które można byłoby ją ciągać, wypominać i informować, że również z ich powodu nasze relacje są trudne. Ale wychodzę z założenia, że ona jest zabetonowana i choćbym Rejtanem rzuciła się przed nią, to z obrzydzeniem i zdegustowaniem przejdzie obok. Jest ślepa.
I tu mam delikatny zgryz - może należałoby wskazywać jej: a to, że przenosi nasz konflikt na wnuczkę; a to, że manipuluje poczuciem winy, itp. Nie wiem. I nie wiem również z jakiego powodu to robię.

Ale ponad tym wszystkim jest stwierdzenie: WSTAŃ Z KOLAN. To jest coś z czym wczoraj zasypiałam i z czym się dzisiaj obudziłam. Nie wiem co będzie dalej - czy się cofnę w swoim nastawieniu, czy stanę w miejscu, czy pójdę do przodu. Ale potrzebowałam jakiegoś zdjęcia z ramion ciężaru, usprawiedliwienia, że mi wolno.

Z powrotem do dobrej matki mam na myśli to, że 1. może to być nieosiągalne, dlatego że matka się nie zmieni. Chyba że tego zechce i zacznie nad sobą pracować. Ale skoro ona się nie zmienia i nie jest dobrą matką, zwalnia mnie to z obowiązku bycia dobrą córką. Bądź co bądź sama sobie zapracowała na takie traktowanie - gdyby była inna, ja bym miała do niej inne podejście. Gdyby mnie nie skrzywdziła, to nie miałabym teraz oporów, by być z nią w bliskiej relacji, prawda? Ale to ona była dorosła i jako dorosła popełniła błędy, których konsekwencją jest to, że między nami dobra, przyjazna relacja jest niemożliwa. 2. Gdyby jednak się zmieniła, to wtedy wyobrażam sobie, że z chęcią bym podejmowała kontakt. (Ale to myślenie życzeniowe). To nie pułapka, tylko ustalam co jest akceptowalne - jakie zachowania są w porządku - wyciągam konsekwencje, jeśli moje granice są naruszane.
I to jest to wstanie z kolan, o których mówisz. Nie jesteśmy nic winni rodzicom, nawet gdyby byli najlepszymi rodzicami na świecie, rodzą nas i wychowują nas nie dla siebie, żeby mieć grzeczne sługi, ale po to, żebyśmy my coś robili ze swoim życiem. Oczywiście, że ci wolno. Jesteś dorosłym człowiekiem, który potrafi rozeznać, gdzie są twoje granice, co jest dla ciebie dobre, co jest dobre dla twojej rodziny, twojej córki. Twoim zadaniem jest chronić nie tylko siebie, ale też córkę przed naruszaniem jej granic, przed skrzywdzeniem jej przez twoją matkę.

8

Odp: Relacja matka - dorosła córka
Monoceros napisał/a:

Twoim zadaniem jest chronić nie tylko siebie, ale też córkę przed naruszaniem jej granic, przed skrzywdzeniem jej przez twoją matkę.

Muszę zapytać Cię wprost - czy olewanie wnuczki, nieinteresowanie się nią jest naruszeniem jej granic? Z poczuciem granic, wyznaczaniem ich oraz ogólnie z uświadomieniem sobie czym są mam naprawdę potężny problem...

Ale napiszę dokładniej.
Latem ubiegłego roku wyjechaliśmy z mężem na tygodniowe wakacje. Córka została w domu sama. Mamy, albo raczej mieliśmy, taką niepisaną zasadę w naszej rodzinie, że jeśli nas nie było w domu przez dłuższy czas, córka wpadała na jakiś obiad lub kolację do babci (mieszkamy na jednym osiedlu). Taka wizyta miała być w założeniu czymś niezobowiązującym, bo chodziło raczej o pewne poczucie, że ma gdzie wpaść, pogadać i przy okazji odwiedzić babcię. W kwietniu ubiegłego roku rozpoczęła się burza pomiędzy mną a matką, bo to wtedy właśnie powiedziałam jej o swoich żalach i pretensjach.
I przez cały czas naszej nieobecności babcia nie zainteresowała się wnuczką ani telefonicznie, ani tym bardziej osobiście. To był szok! Nie mogłam w to uwierzyć, że moją matkę stać na tak obrzydliwe zachowanie. Co więcej - przy pierwszym spotkaniu babci z wnuczką, babcia zaatakowała ją publicznie, że nie może zrozumieć jak wnuczka mogła ją tak zignorować i nie wykazać żadnego zainteresowania.

Ogólnie na teraz babcia nie interesuje się wnuczką (owszem, kiedy rozmawiamy przez telefon, pyta zdawkowo co u niej, ale mam wrażenie, że robi to dla własnego poczucia, że jako babcia nie ma sobie nic do zarzucenia).

No i tu się gubię. Czy powinnam wywalić matce, że jako babcia zachowuje się nie w porządku? Córka ma 20 lat, więc może powinna sama na takie rzeczy zwracać uwagę. Ale wiem, że w stosunku do babci tego nie zrobi, a że odczuwa przykrość - to inna sprawa.
Wciąż jeszcze sporo we mnie strachu przed matką - całe życie się jej bałam.

9 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2016-05-08 23:16:20)

Odp: Relacja matka - dorosła córka

Zaraz, zaraz. Latem ubiegłego roku wyjechaliście na tydzień, zostawiając w domu córkę, miała wówczas 19 lat. Była (i jest) dorosłą kobietą, która nie wymaga (bo nic nie wspomniałaś o tym, że jest niepełnosprawną) opieki. Twoja córka przez ten czas nie zainteresowała się tym, co słychać u babci, czy ona czegoś nie potrzebuje. Rozumiem, że córka nie czuła takiej potrzeby, nie dziwię się temu. Skąd zatem pretensje do babci (a Twej matki) o to, że nie skontaktowała się z dorosłą wnuczką?



Boisz się matki. Hm... . A co ona realnie może Ci, dorosłej kobiecie, zrobić?

10 Ostatnio edytowany przez janka-a (2016-05-08 23:37:23)

Odp: Relacja matka - dorosła córka

Czyli w kwestii żalu o brak kontaktu z moją córką nie miałam racji... OK. To chciałam wiedzieć.

Przyznaję, że mam mętlik w tej sprawie (chyba nie tylko w tej), bo syn mego brata jest traktowany jak książę udzielny i jest dosłownie oczkiem w głowie mojej matki. Prawdopodobnie sytuacja taka wynika z tego, że brat jest spojony z matką nie pępowiną, ale rurociągiem i w każdej kwestii stara się mieć takie samo zdanie jak matka, po śmierci ojca stał się właściwie jej partnerem. Ale kiedy zastanawiałam się czy chciałabym takiego lepkiego zainteresowania babci wnuczką i wtrącania się w wychowywanie, to odpowiedź jest prosta, że "nie".

Jestem wciąż w rozkroku jeśli chodzi o moje oczekiwania w stosunku do matki. Z jednej strony chcę uniezależnienia emocjonalnego, ale z drugiej - boli mnie, że nie kontaktuje się ze mną. Oczywiście wiem, że na dzisiaj jej unikanie kontaktu to próba wzbudzenia we mnie poczucia winy i spowodowania mego powrotu do roli podległej córki... niemniej jednak jakoś to wszystko mnie boli. Może też potrzebuję czasu do ułożenia wszystkiego.
Nie wiem.

A lęk przed matką... rozkładając to wszystko rozumowo - wiem, że nie stanowi żadnego zagrożenia, ale jej ton i wzrok wprawiają mnie w dygot. To jest coś czego boję się chyba najbardziej ze wszystkiego.
Jak można się od tego lęku uwolnić? Trenując wykonywanie tego, czego nigdy bym się wcześniej wykonać nie odważyła? Zamknąć oczy i przeć po prostu przed siebie?

11

Odp: Relacja matka - dorosła córka

I znowu pretensje do Twej matki o brak kontaktu. Chcesz tego kontaktu, to zainicjuj go, nie czekaj na to, aż ona to zrobi.
Możesz do końca swego życia stać w rozkroku. Tylko... nie szkoda Ci życia?

Ezra Pound napisał/a:

Niewolnikiem jest ten, kto czeka, aż ktoś inny przyjdzie i go uwolni.

12

Odp: Relacja matka - dorosła córka

No właśnie - w rozkroku jestem cały czas.


Nie mam pojęcia czemu zawiesiłam się tak pomiędzy.
Kiedy wywaliłam jej rok temu swoje żale i pretensje dotyczące dzieciństwa - w efekcie ona się obraziła i starała się mnie ukarać okazywaniem złości lub ignorancji. A ja po swojej stronie chciałam jej uznania własnej winy. Zagłaskiwałam całą tę sytuację, próbując - może przed samą sobą - pokazać, że mimo wszystko nasze kontakty są OK. Cały czas jednak - nie wiem czy świadomie - robiłam coś wbrew sobie. I teraz kiedy nastąpił z mojej strony krok w kierunku większej normalizacji, a może nawet serdeczności - ona wzięła odwrót i ignoruje mnie zupełnie.
Wydaje mi się, że nie o sam kontakt tu chodzi, ale o to, że ciągle jestem w konflikcie wewnętrznym.
Żałuję, że pozwoliłam sobie na jej niezadowolenie z powodu mojej szczerości, zamiast samej obrazić się i zerwać, przynajmniej na jakiś czas kontakty. Przypuszczam, że to pozwoliłoby mi na jakiś emocjonalny rewanż.

Chciałabym tak naprawdę czuć do niej otwartą złość i mieć do tego faktyczny powód. I nie wiem czy obecna sytuacja nie jest ku temu dobrą okazją. Tak naprawdę nie chcą z nią kontaktów i nie chcę jej widzieć, szukam jedynie powodu dla którego mogłabym to oficjalnie zrobić.

13

Odp: Relacja matka - dorosła córka

Jak ja to dobrze rozumiem. Sama jestem w takim "rozkroku" pomiędzy chęcią odpuszczenia ale zachowaniem kontaktu. Wydaje mi się, że potrzeba wyrysowania nowych granic, nowych reguł funkcjonowania naszej relacji. Tylko moja mama każdą taką sugestię odbiera jako atak na siebie, więc atakuje mnie, zrzuca winę, a ja w poczuciu winy ulegam.

Trudno mi zachować pozycję dorosłego w tej relacji. Ciągle wracam do schematu "nie można sprawiać mamusi przykrości", "nie można być niegrzeczną dziewczynką". Moje emocje stają się mało ważne, bo przeważa u mnie poczucie, że muszę chronić? mamę. Albo coś w tym stylu. Nie wolno mi mówić jej, że jestem niezadowolona, bo karała mnie - jako dziecko - za to albo milczeniem (tygodniowym i dłuższym), albo laniem, albo odwracała sytuację tak, że to ja byłam winna, a ona biedną ofiarą.
Co mi zostaje? Zatrzymać jakoś ten schemat. Jeśli czuję złość, to mówię o tym. Jeśli ona uważa, że moja złość nie powinna mieć miejsca, to mam prawo zachować się jak dorosły człowiek i bronić swoich uczuć - rozumiem, że ona tego nie rozumie, ale takie są moje uczucia i życzę sobie, żeby je uszanowała, bo ja takiego traktowania nie zniosę.
Heh. Czasem wychodzi, czasem nie.

Co do kontaktu z wnuczką - jeśli zawiesiła kontakt z wnuczką przez to tylko i wyłącznie co się działo między tobą a nią, to uważam, że zachowała się nie w porządku. Przeniosła swój gniew na inną osobę i ukarała ją za błędy innego dorosłego. Nie wiem, co na to twoja córka, może jej to pasowało? A jeśli nie, to wiesz, milczenie i ignorowanie też jest formą przemocy.
Pytanie, czy powinnaś się wtrącać między ich relacje - chyba nie. Przynajmniej nie w sytuacji, gdy twoja córka nie  cierpi z tego powodu. A gdy cierpi, no to zawsze możesz zasugerować mamie, że karanie ciebie poprzez karanie twojej córki jest ciosem poniżej pasa i że ona sprawia ból zupełnie niewinnej osobie, i jak chce, to niech na ciebie się złości, ale niech rozgraniczy, z kim jest w konflikcie.

14

Odp: Relacja matka - dorosła córka

Wielokropek to mądra kobieta .

Alkoholik szuka usprawiedliwienia swojego nałogu prawda jest taka że zawsze jest to wina kogoś nie jego ,gdy przekracza linie pomiędzy RACJONALNE a PRZYMUS.
Jest problem .
Mam apodyktyczna mamę ale nie mieszkam z nią 26 lat prowadzę własne życie i nie zwalam niczego na nią.
W domu miałam rygor ,w małżeństwie( byłym) teściowa chciała rządzić naszym małżeństwem.Skończyło się rozwodem.
Sorry szacunek szacunkiem ale po wyjściu z domu sami podejmujemy decyzję.
Mam dorosłe dzieci w sumie na wylocie z domu i raczej zachęcam je do podejmowania własnych decyzji łącznie z konsekwencjami.
Moja rola jako osoby decyzyjnej się skończyła tak jak rola mojej mamy gdy się wyprowadziłam z domu .
Moje decyzje i ja ponoszę ich konsekwencje nikt inny.
W tym przypadku nie widzę aby winę ponosiła matka to raczej spychologia utwierdzana przez psychologa.

15

Odp: Relacja matka - dorosła córka

...potrzeba wyrysowania nowych granic... OK.
Mam zatem pytanie czy te granice mogą być wyznaczane przeze mnie poprzez konkretne zachowanie? Czy to wystarczy, czy powinnam usiąść, porozmawiać, wyłożyć pewne rzeczy i powiedzieć o swoich oczekiwaniach?
Jak teraz to piszę, to przypomniało mi się, że kilka miesięcy temu matka przyszła do mnie i zapytała kiedy nasze stosunki wrócą do normy, kiedy będziemy z powrotem spotykać się na kawki tak jak kiedyś. Powiedziałam, że tamto nie wróci już nigdy, bo chciałabym odciąć pępowinę, uniezależnić się od niej i zrobić coś, co powinno się wydarzyć dawno temu. Matka powiedziała, że rozumie, że szanuje moje zdanie, ale jej zachowanie wcale o tym nie świadczy.

Anula70, nie zrozumiałam Twojego stwierdzenia "nie widzę, aby winę ponosiła matka, to raczej spychologia utwierdzona przez psychologa". Nie chodzi mi o to, że chcę Twoją opinię od razu zanegować - jedynie nie mogę załapać do czego się odniosłaś. Czy chodziło o to, że na tym etapie oderwanie pępowiny jest TYLKO I WYŁĄCZNIE w mojej gestii? I jeśli tego nie robię, to dlatego, że nie chcę się uwolnić?

16

Odp: Relacja matka - dorosła córka

Zacznę od cytatu.

Kartezjusz napisał/a:

Aby dowiedzieć się, co ludzie naprawdę myślą, trzeba zwrócić większą uwagę na to, co robią, niż na to, co mówią.

Zdanie to jest odpowiedzią na Twe pytanie o wyznaczeniu granic. Jeśli za Twymi słowami nie idą czyny, jeśli na inne osoby przerzucasz odpowiedzialność za wasze relacje, to dowodzisz, że Twój sposób myślenia nie zmienił się ani na jotę. Że zmieniłaś tylko fasadę, że w dalszym ciągu jesteś zależną.
Mam dla Ciebie złą (?) wiadomość. To od Twego zachowania zależy zachowanie Twej matki; jeśli będziesz niezależną psychicznie, decyzyjną, to ona albo dopasuje się, albo dalej walczyć będzie o to, by wasze relacje wróciły na stare tory.

Poza tym można być niezależną i spotykać się ze swą matką na kawie, a można być zależną i takich spotkań unikać. Niezależność nie ma nic wspólnego z wspólnym piciem kawy.

17 Ostatnio edytowany przez renatta (2016-05-10 20:12:06)

Odp: Relacja matka - dorosła córka

Wielokropku, czytam Twoje posty, bo znajduje w nich madre slowa. Moze zapoznasz sie z moim problemem i napiszesz jak Ty to widzisz?

18

Odp: Relacja matka - dorosła córka

Przyznam,że nie bardzo rozumiem i wierzę w takie "odkrywanie","uświadamianie" sobie pewnych sytuacji z przeszłości.
Rozumiem,że leczysz się obecnie z alkoholizmu,więc wiadomym jest,że w momencie gdy z Tobą było źle z tego powodu to pewnych rzeczy możesz nie kojarzyć,nie pamiętać,nie ogarniać.
Ale Ty piszesz o uświadomionych sytuacjach z dzieciństwa.
Czy dziecko,nastolatka nie ma świadomości,że brak mu/jej przytulania,brak zainteresowania,że nikt nie pyta o uczucia  i że cięzko z tym żyć?

Mam podobnie,ż tym,że ja zawsze byłam taka jaką zyczyła sobie mnie widzieć moja mama.Robiłam dwie szkoły,na studiach zarabiałam na siebie,po studiach poszłam do pracy,zostałam matką i żoną.Nie mam żadnych nałogów,zyję normalnie a i tak moja mama uważa,że nieodpowiednio wybrałam zawód (powinnam  być skrzypaczką przecież),nieodpowiednio ulokowałam uczucia i nieodpowiednio wychowuję dziecko i za mało od niego wymagam.

Jako dziecko czułam,że wciąż nie spełniam oczekiwań mamy.Fakt,że nie jestem najlepsza,że za mało pracuję był zawsze mi uświadamiany.
Jest tak zresztą do dziś.Moja mama próbuje układać mi zycie.Nie wychodzi...
Ale ostatnio dowiedziałam się,że to ja zawsze jej życie układałam-bo np. jak od czasu do czasu zapraszała mnie z mężem na obiad to musiała gotować dwa dania:mięsne i bezmięsne,że musiała ze trzy razy w tygodniu odebrać wnuczkę z przedszkola,że jakiś czas temu pokrzyżowałam jej plany bo zadzwoniłam,że muszę zostać na szkoleniu i poprosiłam ją by odebrala wnuczkę ze szkoły.

19 Ostatnio edytowany przez janka-a (2016-05-11 09:25:25)

Odp: Relacja matka - dorosła córka

gojka102, w to, że odkrywanie rzeczy z przeszłości daje szansę na ułożenie teraźniejszości, to nie jest kwestia wiary w jego sens lub jej braku. To są pewne metody sprawdzone, potwierdzone i działające już od lat.
Nie leczę się już z alkoholizmu w sensie dosłownym, bo terapię zakończyłam. Ale alkoholikiem jest się do końca życia więc na pewne stany emocjonalne należy uważać i mieć siebie pod kontrolą. Jednak nie stanowi to już jakiegoś dużego problemu. Na dziś po prostu nie piję i jest naprawdę fajnie.
Natomiast jako nastolatka, a nawet osoba mocno dorosła absolutnie nie miałam świadomości braku przytulania i chłodu emocjonalnego. Ja w ogóle uważałam, że moi rodzice są przykładem na to jak należy żyć, wychowywać, funkcjonować. Oni byli moimi wzorcami. Jednak CAŁY CZAS przewijało się gdzieś z tyłu głowy uczucie obrzydzenia, niechęci i gniewu do matki. To było kompletnie nieuświadomione, ale jednak było.

I dopiero terapia uświadomiła mi co leży we mnie pod spodem, pod tym całym zakłamaniem. A kiedy się to rozszczelniło na odrobinę, to wylała się taka fala, która była już nie do zatrzymania. Przez około półtora roku wylewał się ze mnie gniew, złość, wściekłość i nienawiść. I mam wrażenie, że na teraz ten etap powoli się kończy, bo zauważam w sobie mniej koncentracji na faktach z przeszłości, na podsycaniu złości. Na teraz szukam rozwiązania jak wyjść z zależności emocjonalnej od matki. Już nie chcę podniecać się przeszłością, chcę rozwiązania na dziś. Myślę też, że jestem również gotowa do prawdziwego wybaczenia, choć od mniej więcej połowy roku próbuję wybaczyć, ale niestety to nie wychodzi. Uważam zatem, że pewne rzeczy muszą się wypalić w sposób naturalny, bo nie chcę niczego zamiatać pod dywan i znowu udawać, że jest OK.

20

Odp: Relacja matka - dorosła córka

Szczerze mam podobną sytuację, długo się zastanawiałem o co tu chodzi. Tak naprawdę to banda rozpieszczonych przez socjalizm i komunizm 6 latek te nasze matki. Reszta to jakaś polityka wszystko w europie jest bardzo polityczne i marketing. Jeśli nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze i mieszkanie. Moja matka ma siostrę milionerkę i się zachowuje jak milionerka cale życie ojca zamęczyły tymi swoimi fanaberiami emerytury nawet nie dożył.
O córciu ale sobie męża znalazłaś, ale sobie teraz pożyjemy. Nie wierzcie w nic co piszą w internecie to czysty marketing.
Polacy to takie śmieszne zaprogramowane przez socjologów i programistów robociki gadacie i robicie to co chcą nawet o tym nie wiecie heh.

21

Odp: Relacja matka - dorosła córka

Ja mam okropna matkę i w naturalny sposób wcale nie utrzymuję z nią kontaktów. Absolutnie mnie nie obchodzi czy się gniewa czy nie. Spaprała swoją robotę jako rodzicielka, to niech teraz ponosi konsekwencje.

Twarde?- tak. Niesprawiedliwe?- nie.

22

Odp: Relacja matka - dorosła córka
neutral napisał/a:

Tak naprawdę to banda rozpieszczonych przez socjalizm i komunizm 6 latek te nasze matki. Reszta to jakaś polityka wszystko w europie jest bardzo polityczne i marketing. .

6 latka z założenia powinna być po procesie zrozumienia i rozwoju kontaktu z potrzebami psychologicznymi, przynajmniej teoretycznie, więc samodzielnie mogła by już egzystować emocjonalnie bez szkody dla otoczenia i potomstwa
niestety tak nie jest

gdzieś nie dawno czytałem że do przeważnie 2,5 -3 latki, są emocjonalnie wink, w różnych źródłach się to pokazało

co do polityki i marketingu, a do czego on się i skuteczność techniki, "sprzedażowych" odwołują, jak nie do ograniczeń z mechanizmów wynikających smile

23 Ostatnio edytowany przez Ajko (2020-01-14 18:36:42)

Odp: Relacja matka - dorosła córka

*

24

Odp: Relacja matka - dorosła córka

odswieze temat, podepne sie bo tez mam podobny problem... jak wiele kobiet chyba..
tez trudna matka - chlod emocjonalny, zawsze miejaca racje, i... karanie milczeniem itp itd, obecnie dosc trudna babcia...  Mieszkamy daleko wiec kontakt slaby i coraz rzadszy bo matka energiczna i aktywna (dzieki bogu) i wyszukuje duzo aktywnosci i ok, super... Tylko taty szkoda troche bo jest pomiedzy..  Ale do rzeczy, jakis czas temu przeszlam jakas tam terapie, zaczelam sie bronic, stawiac granice, byc bardziej asertywna i bedac w odwiedzinach jak mama szpile wbija to nie obracam w zart tylko rownie zartobliwie odpowiadam podobnie.. i mamusi niezbyt to w smak, bo raz drugi i wychodzi ze corka do matki bardzo podobna... Wiec po jakims tam komentarzu mama wyznala ze potrzebuje czasu, na poukladanie sobie tego w glowie i... dzis mi powiedziala ze nie ma co sie oszukiwac, nie ma po co sie odwiedzac, wzajemnie sie denerwowac.... Wnuki nie wiedza o co chodzi, jeszcze nastoletnie, nie uswiadamialam choc nie raz zostaly przez babcie zjechane, bo nie tak sie zachowywaly.. Owszem najlepiej chyba urwac kontakt jak sobie zyczy, tylko to jednak rodzina, matka, ojciec, bylam w okolicy ich nie bylo (nie to ze specjalnie, choc rzadko bywam i wiedzieli ale rozumiem ze maja swoje plany), chcialam odwiedzic, porozmawiac bo przez telefon roznie mozna zrozumiec sie, od wakacji usiluje ale albo sa w rozjazdach, albo cos tam innego, a dzis wlasnie uslyszalam ze nie chce nas widziec..  z siostra tez zerwala kontakt (biedny tata) wiec majac 2 corki woli z zadna nie utrzymywac kontaktu... karze nas za to ze nie mowimy czego oczekuje, nie robimy czego oczekuje, no nie jestesmy dobrymi corkami... .. Chcialysmy z siostra z nienacka wpasc na kawe.. ale sama nie wiem, czego oczekiwac, co jej powiedziec.. mama jest trudna, to ja nagle zaczelam nazywac rzeczy po imieniu, przestalam przytakiwac...  i masz babo placek...
Jak wrocic do jakotakich relacji? Jest duzo starych niewybaczonych spraw, matki na terapie nie wysle ale jak zalagodzic atmosfere by przynajmniej od czasu do czasu moc sie spotkac bez pretensji? Czy to jeszcze mozliwe? Przeczekac? To juz starsze osoby jednak... znowu musze sie chyba ugiac, pokajac... jeszcze siostra tez... bez sensu.... sad
Ktorejs udalo sie przerwac impas?

25

Odp: Relacja matka - dorosła córka

Mi to pozostaje tylko współczuć, nie wyobrażam sobie tak chorej relacji, ona chyba nie kochała nigdy swoich dzieci, nie potrafię nawet dobie wyobrazić takiego zachowania.

Ojciec to siedzi widać pod pantoflem, jest dla mnie współwinny takiej relacji matki z dziećmi, tym samym swojej relacji z wami.
Wcale mi go nie szkoda, bo nikt go na siłę przy tej kobiecie nie trzyma.

Uważam, że nie ma żadnego sposobu na poprawienie relacji z matką jak powrót do robienia dobrej miny do złej gry.

Albo zerwania kontaktu, co byłoby lepsze... Tylko czy dla was, to już same wiecie.

26 Ostatnio edytowany przez cześka8 (2022-10-02 21:35:16)

Odp: Relacja matka - dorosła córka

tata jest schorowany, mama jest motorem, organizuje czas, szuka lekarzy, rehabilitacji, sanatorium... i chwala jej za to, ale wyciaganie mimochodem przy gosciach jakichs dziwnych rzeczy sprzed... kilkunastu lat, albo dopowiadanie sobie czegos czego nie powiedzialam a ona tak zrozumiala (przez telefon tak bywa)... wiecie nawet mowi ze ma zal o to ze dalam jej do zrozumienia, oczywisvie moja intencja bylo cos innego ale oczywiscie znowu urazilam, znowu nie takich slow uzylam - a mama jeszcze rozciaga przy okazji to na moje i siostry dzieci.. musze tam jechac tylko z siostra i probowac wyjasnic... bo cuz pozostaje?
Brakuje mi kontaktu, corka pyta kiedy odwiedzimy, siostra jest blizej ale tez nie wie co robic... beznadzieja... obym nie byla jednak podobna - ja sie nie obrazam na swoje dzieci bo to chore jakies, jeszcze mi sie to wyrwie i... kaplica...

27

Odp: Relacja matka - dorosła córka

bardzo Ci współczuję. to sytuacja bez wyjścia tak naprawdę. wybierasz po prostu mniejsze zło. ja osobiście bym urwałabym kontakt. pamiętaj, że Twoje dzieci na to patrzą. i uczą się.
zrobiłaś co mogłaś, dzwoniłaś, chciałaś się dogadać. moim zdaniem jednak poddając się tylko umocnisz to zachowanie w swojej rodzicielce. dobrze by było żebyście wiedzieli co u nich się dzieje, jak kwestie zdrowotne itd, ale nie narzucałabym się.

a obrażanie się na dziecko i karanie cieszą to jedno z najgorszych rzeczy które można dziecku zrobić. bo to odrzucenie dziecka. a dziecko jest zależne od rodziców i dlatego bardzo to wpływa na psychikę. jesteś silna i świadoma tego, przeszłąś już trochę w swojej terapii i szkoda żebyś się poddawała.

28

Odp: Relacja matka - dorosła córka

"tata jest schorowany, mama jest motorem, organizuje czas, szuka lekarzy, rehabilitacji, sanatorium..."

Nie mówię teraz na stare lata, dawno powinien ją zostawić jak nie potrafił postawić do pionu.
Nie musicie się martwić o ojca, skoro ma teraz  taką dobrą opiekę. Tak wybrał, więc musi się pogodzić, że sam ma ograniczone kontakty z dziećmi i wnukami.

Macie swoje rodziny, na nich się skupcie, bo taka babcia to żaden wzór dla waszych dzieci.

29

Odp: Relacja matka - dorosła córka
cześka8 napisał/a:

   
/./
Którejś udało się przerwać impas?

Tak, mnie po wielu latach prób, przeproszenia jeśli ją skrzywdziłam, po moich
terapiach i ocenie terapeutów, że nasz przypadek jest beznadziejny.
Po tym gdy córka mnie pobiła. Po tym, gdy zaprzyjaźniła się z kochanką swojego
ojca i nie zareagowała gdy ta w jej obecności wulgarnie mnie określała.
Musiałam wyznaczyć wyraźne granice.
Nie podnosiłam rzucanych rękawic, nie rozmawiałam wyzywając, przestałam być bankomatem. Nigdy nie uznawałam zasady "wet za wet".
Usunęłam się całkowicie z Jej /ich/ życia, a mieszkałam w tym samym domu,
tuż tuż, bo za ścianą.
Piekło, bolało, czasem wyciskało łzy, ale musiałam założyć na serce kłódkę,
by stworzyć sobie bezpieczny świat. By nie pokusić się o mocny sznur.

"cześka"
czasem w rodzinach są sytuacje, w których trudno jest, a nawet nie da się
rozwiązać węzła, bo przez lata, zaciska się jeszcze bardziej.
Zwykle wina leży po obu stronach, ale żadna ze stron nie chce przechylić szali.
I dla dobra wszystkich lepsze jest milczenie, a nie rozdrapywanie ran, które
wciąż krwawią u wszystkich.
Ja nauczyłam się żyć tak, żeby to mnie było dobrze z tym, co wokół mnie dzieje
się, ale też żyć tak, żeby nie skrzywdzić drugiego człowieka.
Nie ma ludzi idealnych i niegrzeszących, ale tacy, z którymi trudno o porozumienie,
kompromis, wybaczenie.
I dla dobra wszystkich lepiej utrzymać ciszę.
Kochałam swoją córkę, życie bym za nią oddała gdyby tylko można było tak sprawę załatwić. Czy Ona mnie kochała? Nie wiem i nigdy się już nie dowiem.
Moja córka zmarła na raka, na kilka miesięcy przed śmiercią przyszła do mnie
ze swoimi dziećmi pogodzić się, ale to pogodzenie zaczęła od pretensji.
Grzecznie przerwałam rozmowę prosząc, żeby mnie zostawiła w spokoju.
Nie wyobrażałam sobie wyciągania brudów przy dzieciach, bo to nie miałoby
żadnego sensu.
Wyszli, ale po kilku minutach wrócili, a córka zaproponowała, żeby nie wracać
do przeszłości.
Wówczas podniosłam się i wzięłam Ją w ramiona zapewniając, że nigdy nie
przestałam Jej kochać.
Po Jej uścisku zrozumiałam jak bardzo było to jej potrzebne.

Był w tym wszystkim mąż i ojciec, ale jego pasywny charakter nie pozwalał zając jakiegokolwiek stanowiska, a jeśli już musiał, to zawsze był przeciw mnie.

Tak więc myślę, że szkoda czasu twojego na rozwiązanie problemu.
Jedynie czas może podsunąć coś znienacka

30 Ostatnio edytowany przez cześka8 (2022-10-03 18:39:23)

Odp: Relacja matka - dorosła córka

rozne sa przypadki jak widac... zycie pokretnie sie uklada, nie chcialabym kiedys zalowac ze nie zdazylam... odczuwam potrzebe wyjasnienia sytuacji (i 2 strona tez chyba?) bo czasem wnuki rykoszetem "dostana" od babci - w slowach, dzieciaki nie wiedza o co chodzi ale my z siostra wiemy, ze to do nas... babcia pielegnuje swoj zal wzgledem wyrodnych corek bo "nie tak nas wychowala"...
Takze.... w niedlugim czasie mam nadzieje, zajechac w rodzinne strony - oczywiscie niezobowiazujaco i tylko z siostra, ale jeszcze nie teraz...
Z drugiej strony wciaz zycie uczy mnie zeby nie patrzec na innych poprzez pryzmat wlasnych oczekiwan,  nie porownywac sie do innych choc to bardzo trudne... niech wszyscy zyja zgodnie ze soba, tylko.. czy tak sie da bedac w rodzinie...
Dziekuje za odpowiedzi....

31

Odp: Relacja matka - dorosła córka

"babcia pielegnuje swoj zal wzgledem wyrodnych corek bo "nie tak nas wychowala"..."

" Świetne" jest takie powiedzenie... A niby jak... Nie na swoje podobieństwo  sad To dobrze.

Zniszczyła wam psychikę, to było jej wychowanie, podziękujcie zatem....

Nie da się dogadać z takim człowiekiem, bo jest niereformowalny i nie licz na jej ustąpienie czy zrozumienie czegokolwiek, wie swoje i koniec.

Posty [ 31 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » RELACJE Z PRZYJACIÓŁMI, RELACJE W RODZINIE » Relacja matka - dorosła córka

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024