Nie wierzę, że to piszę. Jeszcze 3 miesiące temu wrzuciłam tutaj post, w którym żaliłam się na swoją samotność. 25 lat i 0 związków, 0 zainteresowania ze strony mężczyzn, poczucie osamotnienia. Teraz żalę się, że ktoś się w końcu zjawił, a ja i tak nie jestem zadowolona.
Spotkałam chłopaka. Poznałam go na pewnym tematycznym forum. Połączyły nas wspólne zainteresowania. Pisaliśmy ze sobą chyba 2 miesiące. Mnóstwo maili, później wiadomości na fb, sms-y. Okazało się, że chłopak mieszka w mojej okolicy i mamy nawet wspólną znajomą. Postanowiliśmy się spotkać. Umówiliśmy się w określonym miejscu i o określonej porze. Czekałam na niego, ale on się nie zjawił. Byłam pewna, że mnie wystawił. Tego samego dnia zadzwonił do mnie. Przepraszał, że tak się stało. Powiedział, że stchórzył, że był w umówionym miejscu, ale czekał gdzieś w ukryciu. Powiedział, że kiedy mnie zobaczył, poczuł się tak onieśmielony moim wyglądem (?), że po prostu nie dał rady do mnie podejść. Sparaliżował go strach. Ja kompletnie tego nie rozumiem. Nie uważam, że mogłabym kogokolwiek sobą onieśmielić. Nikt nigdy nie dał mi nawet znaku, że jestem w jakiś sposób atrakcyjna. Myślałam, że stroi sobie ze mnie żarty, że tylko czeka, aż ja w to uwierzę, a później sam wybuchnie śmiechem.
Długo namawiał mnie na kolejne spotkanie, ale w końcu się zgodziłam. Okazało się, że „w realu” jest bardzo nieśmiałą osobą. Jest spokojny, poważny (ale nie gburowaty), mądry, bardzo wrażliwy.
Od tamtej pory spotykaliśmy się wiele razy. Pisaliśmy ze sobą niemal codziennie. Dawał mi znaki, że nie jestem mu obojętna. Mówił, że bardzo dobrze czuje się w moim towarzystwie, prawił różne komplementy. Mnie też było z nim dobrze. Czułam się, jakbym zachłysnęła się szczęściem. Jakby w marcu był już maj. Później zauważyłam, że on coraz częściej zaczyna snuć jakieś plany na przyszłość i że ja mam szczególne miejsce w tych jego planach.
I koniec. Wystraszyłam się.
Wystraszyłam się, bo ja chyba nie spełniłabym jego oczekiwań. On jest 3 lata młodszy ode mnie. Ja nie mam żadnego doświadczenia w związkach. On wie o różnicy wieku między nami i myślę, że liczy na to, że to ja będę jego życiową nauczycielką. Ale jak mam być dla niego wzorem, kiedy sama nie ogarniam własnego życia? Jest bardo mądry, na pewno ma większą wiedzę ode mnie. Jest strasznie przystojny. I tu też jest problem. Kiedy go nie było, to wydawało mi się, że podobam się sobie. Kiedy on się pojawił – wydaje mi się, że nie pasuję do niego również pod względem fizycznym. On zasługuje na jakąś młodszą, ładniejszą dziewczynę, która wyciągnie go do ludzi, z którą mógłby zrobić coś szalonego. A ja? Ja jestem drętwa i nudna. Jest jeszcze kwestia finansowa. On pochodzi z zamożnej rodziny, a ja z tej niezamożnej, co też jest dla mnie krępujące.
Ogólnie to chyba szukam najróżniejszych powodów, żeby wmówić sobie, że nic z tego nie będzie. Boję się. Spędziłam tyle lat w pojedynkę i nie wiem jak miałabym funkcjonować z kimś w związku.
Tyle lat nie było nikogo, aż tu nagle pojawia się On – idealny, i pod każdy względem „naj-”. Niejedna dziewczyna byłaby wdzięczna losowi, że ma przy sobie takiego kogoś. Tylko ja nie jestem zadowolona, bo gdzieś z tyłu głowy mam myśl, że on jest dla mnie zbyt dobry. Ja bym go tylko ograniczała. Gdyby mnie bliżej poznał, to na pewno by się mną rozczarował. Sprawiłabym, że poczułby się nieszczęśliwy, a nie chcę, żeby on tak się czuł. Zależy mi na nim, ale chyba nie odważę się na związek. Pewnie już nigdy i z nikim się na to nie odważę. On potrzebuje kogoś lepszego, kogoś normalnego.
Ograniczyłam z nim kontakt. Teraz planuję jakoś wyjaśnić mu swoje zachowanie. Podejrzewam, że po tym, co ode mnie usłyszy, nie będzie nawet mowy o kontynuowaniu naszej znajomości.
Jestem totalną idiotką…