Witam,
Nie do końca wiem od czego tu zacząć… Może od tego, że moje rozstanie mnie przerasta i nie jestem w stanie o tym porozmawiać z przyjaciółmi. Nie wiem również co przyniesie założenie tego wątku. Na pewno jakąś ulgę z wyżalenia się. Z moją byłą dziewczyną znam się od 7 lat i w przeciągu tych 7 lat przechodziliśmy przez różne etapy naszej miłości. Już raz przechodziliśmy przez rozstanie, które trwało rok ( z jej inicjatywy) i nie byłem w stanie ułożyć sobie życia. Po roku postanowiła do mnie wrócić i niestety, ale teraz znowu się to dzieje. Niby z bagażem doświadczenia, ale wcale nie czuję się silniejszy. Pod koniec naszego związku przestałem dbać o nas i o nią, a gdy zaczęliśmy oboje to naprawiać i było lepiej to ona zadecydowała, że to już koniec. Owszem mam do niej żal i wiem, że jest on nieuzasadniony, bo każdy ma prawo odejść. Również widocznie coś we mnie się zmieniało, że zacząłem odchodzić od tego związku nie dbając o nią. W każdym razie teraz czuję jakbym cały płonął… nie chcę znowu trwać w tym okresie beznadziejności gdzie nie jestem wstanie ułożyć sobie życia. Chcę dać sobie i jej odejść, ale nie potrafię. Pierwsze tygodnie jakoś udawało mi się żyć, ale teraz zacząłem panicznie się bać tego wszystkiego. Wyjścia ze znajomymi, sport czy moje pasje stały się dla mnie ciężarem, a sen jest udręką. Nie wiem jak się z tym zmierzyć i jak wyjść na prostą. Coś we mnie siedzi przez co nie potrafię ułożyć sobie życia bez niej, a naprawdę tego chcę bo już za długo to wszystko trwa. Dlaczego czuje się jak więzień swoich uczuć?
Może po prostu minęło zbyt mało czasu od waszego rozstania? Od kiedy nie jesteście razem?
Owszem minęło tylko 1,5 miesiąca, ale patrze przez pryzmat tamtego rozstania, gdy nawet okres roku i paru miesięcy był za krótki.
Cierpiałem 2lata po rozstaniu, płacz przez pół roku kolejne pół wrak, potem rok o niej czasami myślałem. Wiesz jaka jest rada, wywal wszystko! Nie patrz na opisy wywal z fb i za chuj* nie odpisuj. Zajmij się czymś, zapisz na siłownię, ściągnij Ingress i lataj po mieście zajmując punkty. Po prostu nie siedź na kompie, albo leć na dziewczyny. Ale mimo chyba 6 kochanek w rok one mnie nie wyleczyły, więc powoli, zapewniam że gdzieś jest następna warta Twojej uwagi dziewczyna.
Powiem ci dlaczego czujesz się jak więzień swoich uczuć- twoja sprawa wydaje się mi bardzo prostą, więc postanowiłam do ciebie napisac, bo być może uda mi sie tobie troszkę pomóc.
Postaraj sie jednak dobrze zrozumiec to, co ja do ciebie napiszę.
Twój stan psychiczny, w jakim aktualnie jesteś, to typowy KONFLIKT SAMEGO ZE SOBĄ- taki stan to cos okropnego, wykańczalnia za zycia. Bo z jednej strony wiesz, że pewne rzeczy musza sie dokonac dla twojego dobra i dla dobra tej dziewczyny, ale z drugiej strony wcale nie chcesz puścić tej znajomości, a właściwie związku. Kłocisz się więc sam ze sobą i dlatego daleko ci do odzyskania spokoju, poniewaz w takim stanie nie możesz podjąć racjonalnej decyzji. Długotrwałe trwanie w konflikcie samego ze sobą jest niezwykle wyniszczające dla organizmu i pod względem psychicznym, i pod względem somatycznym- czasem może przerodzic sie coś takiego w trwałą nerwicę (nie myl z wybuchowością, nadmierna nerwowością- ja mam na mysli nerwicę psychiatryczną) albo nawet w depresję. Czujesz sie zapewne jakbyś był sparalizowany strachem, jakby cos rozrywało cię w środku na dwie połowy- twój dzisiejszy stan jest dla ciebie tym bardziej przykry, że przerabiałeś już coś takiego w przeszłości. Boisz się więc- strach cię opętał. Za długo żyłeś w napięciu, w jakimś niemym oczekiwaniu na nie wiadomo co właściwie- to się z tobą teraz dzieje.
Moim zdaniem powinieneś pójść z tym do psychologa, bo forum wiele ci nie pomoże. Ty masz pewne mechanizmy obronne i blokujące cię dosć dobrze wyuczone i utrwalone w swojej psychice- tobie pocieszanie ciebie w niczym nie pomoże, tłumaczenie ci z polskiego na nasze też nie, obrzydzanie tej dziewczyny też nic ci nie da- jestę steraz w stanie wielkiego splątania psychicznego. Idź do psychologa. I posłuchaj też rady Marcina- zacznij wychodzic z domu sam albo z kolegami choćbyś miał robić to na siłę, to jednak rób to.
Myślę że to jak sobie z tą sytuacją poradzisz zależy w dużej części od twojej wrażliwości i tego na ile sobie pozwolisz. Moja rada jest taka żebyś nie zamykał się ma uczucia nawet te trudne. To mogłoby utrudnić ułożenie sobie życia. Znam tą sytuację z autopsji. Ja niestety źle znoszę takie sytuacje. W tej chwili od 2 lat leczę depresję. Pamiętaj ze ta druga osoba doskonale czuje twoje stany emocjonalne i mniej lub bardziej świadomie może je wykorzystać żeby się lepiej poczuć.
7 2016-01-25 20:57:23 Ostatnio edytowany przez Otulina (2016-01-25 20:58:12)
Autorze, bardzo dobrze znam to uczucie. Niestety muszę przyznać, że ten stan może się utrzymywać jeszcze przez dłuższy czas, ale gwarantuję Tobie, że to minie! Przechodziłam taki okres żałoby po partnerze, który mnie odrzucił. Trwał on ponad rok. Była to istna udręka - w pierwszych miesiącach nie mogłam spać, jeść, miałam myśli samobójcze. Później było takie uczucie pustki, pogodziłam się z tym ze już zawsze będę nieszczęśliwa, bo życie bez niego jest bez sensu itd... Jakże się myliłam. Trudno uwierzyć, ale to samo przeszło! Po prostu zajęłam się sobą Nauką (jestem studentką), brałam udział w różnych konkursach, popracowałam w wakacje... Poczułam, że rozpoczynam wszystko na nowo, samodzielnie i byłam z siebie naprawdę dumna. Tego samego życzę Tobie.
Dziękuje wszystkim za odpowiedzi Muszę się z waszymi wiadomościami przespać żeby móc się do nich jutro odnieść.
Wasze odpowiedzi w jakimś stopniu mi dodały otuchy- dziękuje. Co do czasu, który ma przynieść ulgę to chyba problem leży w tym, że ja bardzo nie chcę dać sobie tego czasu. Przez pryzmat tego co przechodziłem w mojej głowie pojawia się tylko ' nie mogę do tego dopuścić'. Oczywiście, wiem że to tak nie działa, ale coś we mnie blokuje pogodzenie się z tym...
Oliwia Twoja wypowiedź dała mi dużo do myślenia i przez ostatnie dni to analizuję. Masz rację z tym, że to jest konflikt samego ze sobą, bo gdy chociażby robię jakiś krok w przód żeby zostawić tą przeszłość w tyle to zawsze w następstwie pojawiają się dwa kroki w tył. Myślę, że to ten wyuczony mechanizm obronny o którym pisałaś. Do psychologa chodzę, ale ma wrażenie, że na tej terapii skupiłem się tylko na osiągnięciu jak najszybszego szczęścia, a nie na tym wewnętrznym konflikcie. Myślę również, że ten związek był swojego rodzaju poczuciem bezpieczeństwa dzięki któremu ulokowałem wszystkie możliwe uczucia w jednej osobie i nie ważne co się działo to miałem taką bezpieczną bazę.
"Bo z jednej strony wiesz, że pewne rzeczy musza sie dokonac dla twojego dobra i dla dobra tej dziewczyny, ale z drugiej strony wcale nie chcesz puścić tej znajomości, a właściwie związku." - myślę, że to jest tzw. słowo klucz. Gorzej, że nie wiem co z tym zrobić. Mam wrażenie, że wiedza nic mi w tym przypadku nie daje.
„Wiem, że nic nie wiem”