last napisał/a:Kiedysbyłam
Przemyśl proszę słowa Jezusa "[Jezus] rzekł im: Mojżesz z powodu zatwardziałości waszego serca zrobił dla was ustępstwo w sprawie rozwodzenia się z żonami, ale od początku tak nie było. Mówię wam ,że kto się rozwodzi ze swą żoną- jeśli nie z powodu rozpusty (stosunków pozamałżeńskich)- i poślubia inną, popełnia cudzołóstwo". (Mateusza 19:8,9) Czy nie wynika z nich , że Bóg w pewnych okolicznościach dopuszcza do rozwodu i ponownego poślubienia innej osoby? Kto w tym przypadku żyje w grzechu?
Last, jednak w KK ten cytat jest jak rzucony w próżnię. Oni go nie słyszą, nie rozumieją, nie chcą zrozumieć, nie widzą. Twierdzą, że jedno słowo jest ważniejsze niż inne, ale to są te same słowa, wypowiedziane przez tę samą Osobę, w tym samym Piśmie. Kiedyś był na forum wątek o cudzołóstwie. Zostałam w nim objechana przez kochankę mojego byłego męża (tak, miała czelność rejestrować się na tym forum, żeby mi dokuczać), bo wysunęłam podobną tezę i opisałam siebie i swoje życie tak samo, jak kiedyśbyłam. Bo moje też takie było. 28-letnia rozwódka wykluczona poza KK, bo związała się ponownie z kimś i myślała o założeniu rodziny. Kochanka eksa nazwała mnie wtedy niedojrzałą, bo poczułam się zraniona tym, jak KK mnie traktuje. A czy rozwalanie małżeństwa z premedytacją to dojrzałość? A czy pisanie na forum, że w życiu trzeba wyrzec się własnych wartości w imię wygody, egoizmu i własnego szczęścia w kontekście rozbijania małżeństw (bo to w wątku osoby, która zdradzała) jest dojrzałe?
Last, ale kto sprawdzi, czy zdrada rzeczywiście była? Czy to kwestia wyłącznie sumienia? Ja im do łóżka nie zaglądałam, widziałam tylko objawy zdrady emocjonalnej, jego zaangażowanie w nową relację, jej zabiegi, by go zwrócić jego uwagę, widziałam ich w samochodzie pod naszym domem długo rozmawiających, codziennie, słyszałam, że mają romans od osoby, która przyjaźni się z jej przyjaciółką, słyszałam jak mówił, że brzydka gruba baba się do niego przyczepiła i nie chce odczepić (to miało uśpić moją czujność), widziałam zdjęcia które jej robił (ten kadr, spojrzenie na rozmarzoną twarz, słodki uśmiech prosto w obiektyw, mam ochotę puścić pawia nawet po tylu latach). No i gwóźdź do trumny - walczyłam jak lwica a czułam się jak Don Kichot. Bo jego uwaga była odwrócona w inną stronę i to we mnie wtłaczał poczucie winy za rozpad związku. Żeby siebie wybielić. Tak więc oficjalnych dowodów zdrady, zdjęć i nagrań nie mam. Tylko słowa i przeczucia. Ty byś poszła do przewodniczącego swojego zboru i powiedziała: "hej, mąż mnie zdradza, może "tylko" emocjonalnie, nie wiem, za rękę nie złapałam, ale czuję, słyszę i widzę, biorę rozwód i wychodzę drugi raz za mąż, bo Jezus powiedział..."?
Kiedysbyłam - kiedyś byłam taka jak ty. Nie będę opisywać, co i jak, bo już na forum pisałam wiele razy. Dziś mam prawie 35 lat, do KK już nie należę. Straciłam katolickich przyjaciół, koleżanka z którą przyjaźniłam się od liceum wypięła się na mnie, bo ośmieliłam się z kimś związać po rozwodzie. Przez bliskiego przyjaciela zostałam wyzwana od dziwek. Od kochanki eks męża przeczytałam, że nie dojrzałam (nie wiem, do czego). Od rodziców ultrakatolików dowiedziałam się, że się mnie wyrzekną, jak nie wrócę do agresora, toksyka i zdradzacza (bo co ludzie powiedzą), od wujka księdza dowiedziałam się, że to że eks mnie bił i dusił to była boża ręka, bo gdyby mnie kiedyś jednak udusił to w niebie Bóg by mi wyjaśnił dlaczego tak się stało, a ja rozwodząc się wystąpiłam wbrew przeznaczeniu. Mam do nich wszystkich wielki żal. A teraz jestem ponadreligijna. Wierzę w Boga, nie należąc do żadnego kościoła instytucjonalnego. Dokonała nieformalnej apostazji. Jest mi przykro, kiedy patrzę wstecz, jest mi przykro, kiedy patrzę na kościół katolicki, ale wiem, że niczego nie zmienię i tylko ode mnie zależy, czy będę szczęśliwa żyjąc własnym życiem. Sama tworzę swoje wartości i zasady. I jestem wierna przede wszystkim sobie. A mój Bóg jest wszędzie, w każdym człowieku, trawie i drzewie
. I jeśli oddaję pokłon, to światu i stworzeniu. Nie muszę iść do komunii i nie mam wyrzutów sumienia, że nie chodzę. Komunia trwa ciągle i wszędzie. To trudna droga, bo ciągle się potykam, ale dla mnie najlepsza. Wyrzuty sumienia i poczucie winy nie jest dobre. Nie wychodzi z miłości, tylko z lęku. A nie zostaliśmy stworzeni po to, by się bać.
Masz prawo być z kimś, masz prawo być żoną i mamą, jeśli tego chcesz. Masz prawo wybrać sobie religię, nie musisz odczuwać poczucia winy, bo ty nie robisz nic złego. Chcesz kochać i być kochaną. To twoje życie, żaden ksiądz i żadna dewotka go za ciebie nie przeżyją, a jednostką, która czuje się winna i się boi łatwiej sterować. Za kilka lat wszystko się ułoży, zobaczysz. Mnie się ułożyło, to tobie też
.