Nękają mnie myśli samobójcze(jestem juz po jednej próbie, która skończyła się w szpitalu psychiatrycznym). Niepokoi mnie, że coraz częściej o tym myślę, że piszę listy pożegnalne i coraz bardziej się przekonuję że to jedyne wyjście., coraz bardziej tego chcę. Czy w przypływie stresu mogę to zrobić bez namysłu? Jak sobie pomóc?
Uważam że powinnaś się udać na jakąś poradę chociażby do psychologa. Będąc w szpitalu psychiatrycznym wiesz że napewno że takie rozmowy to nic strasznego.
Jesteś bardzo młoda.......co Cie skłoniło do takiej decyzji (żeby odejść z tego świata)?
Powiem Ci że ja jak miałam około 16-17lat też miewałam takie myśli, bo czułam się samotna, niezrozumiana, że nikt mnie lubi, itd. i też chciałam to zrobić........ale mówiłam o tym moim przyjaciołom, którzy uświadimili mi że jestem bardzo wartościową osobą i musze bardziej uwierzyć w siebie, żde nie zawsze wszystko powinnam widzieć w czarnych kolorach. Teraz z perspektywy czasu wydaje mi się że to był taki wiek.
Jeśli masz jakieś problemy to spróbuj z kimś porozmawiać z najbliższego otoczenia, jeśli to nie pomoże to skontaktuj się z psychologiem, to nie boli a może dużo pomóc.
tO NIESTETY NIE WINA WIEKU TYLKO BORDERLINEZ
Rok temu miałem sen, czy raczej koszmar, w którym odebrałem sobie życie (długo tłumaczyć, ale w każdym razie w śnie uznałem, że lepiej zginąć).
Sen ten mną wstrząsnął mocno. Inaczej zacząłem postrzegać życie (choć nadal jest dla mnie największą wartością). Ale mimo to póki jest iskra nadziei na coś lepszego, póki można coś zrobić dla siebie bądź kogoś, warto żyć. Do życia mogą pomóc marzenia, nawet te nierealne. Napisz, o czym marzysz?
Jedne dni są gorsze a inne lepsze. Czasami wystarczy po prostu pójść spać, by kolejnego dnia poczuć się lepiej.
Ech... Trochę ciężko mi rozmawiać z Tobą, bo nie jestem w stanie postawić się na Twoim miejscu mimo prześledzenia Twoich postów, ale zauważyłem jedną rzecz. Pomagałaś, Pomogłaś. I tego się trzymaj, że możesz tu pomagać, rozwiązywać problemy innych.
Początkiem każdego dzieła - słowo
przed każdym działaniem - myśl
Korzeniem zamierzeń jest serce
skąd wyrastają cztery gałęzie:
dobro i zło, życie i śmierć
a nad tym wszystkim język ma pełną władzę.
Napisz coś zatem o swoich myślach Agusiu.
Zobaczymy wtedy co w tobie siedzi.
I pomyślimy co dalej
Ps. Mi też nie były obce takie ciągoty jak twoje. Nie jest to jednak dobre na przyszłość
Problem w tym że ja nie mam żadnych marzeń. Zupełnie nic mnie nie cieszy a do tego nie mam łatwego życia. W swoim domu dłużej nie jestem w stanie wytrzymać. Dziś podjęłam decyzję, że jutro to zrobię. Chociaż ciągle nie wiem czy starczymi odwagi. Ale chcę
agggusia242, to nie jest wyjście. Porozmawiaj z nami.
8 2009-10-14 20:33:31 Ostatnio edytowany przez Galicjanin (2009-10-15 00:02:22)
agggusia242, Ty nie marzysz o skończeniu ze sobą, a o lepszym życiu. Nie potrafisz wytrzymać w domu, więc szukaj pracy i znajdź mieszkanie do wynajęcia. Masz 18 lat. Możesz decydować, na jakie tory przetoczysz swoje życie, ale nie decyduj o śmierci.
Wcześniej pisałaś, że się ludzie Ciebie boją, ale to nieprawda. Ludzie boją się o Twoje życie! Ja też się boję o nie i proszę Cię, byś nie kończyła go poprzez samobójstwo. Już poznałem Twoje marzenia... Marzysz nad zmianami, nad poznawaniem nowych przyjaciół. A ja też marzę. Poza marzeniami przyziemnymi (lepszy komputer, tablet graficzny), a także nierealnymi (latać, zmieniać się w zwierzę), marzę o przyszłości. Powiem Ci, że nie marzę tylko o swojej przyszłości, ale również o innych, Twojej. Pójdziesz na studia, może dostaniesz stypendium (socjalne, za wyniki w nauce, jakiekolwiek), znajdziesz i poznasz przyjaciół, którzy nie będą zwracać uwagę na to, czy jesteś chora, czy nie. Ja nie zwracam teraz uwagi na twoją chorobę, a w tej chwili traktuję Cię jak człowieka, na którego życiu mi zależy. Chcę byś żyła, więc nie zawiedź mnie.
EDIT: Nawet nie patrzyłem, co to jest ten borderline, bo nie muszę tego wiedzieć do rozmowy z Tobą.
9 2009-10-14 20:41:11 Ostatnio edytowany przez Rosalee (2009-10-14 20:42:04)
Czy jestes w stanie wyobrazic sobie ile tracisz decydując się na taki krok?
Myslałaś co będzie pózniej gdy odejdziesz? Wierzysz w Boga?
Dziewczyno...całe życie przed Tobą...masz dopiero 18 lat!!!!!Czy zastanowiłaś się na co skażesz swoich bliskich?...
Konieczna jest Ci pomoc medyczna,rozmowa z psychologiem,psychiatrą...może jakaś terapia.Pozwól sobie pomóc ...a za jakiś czas przekonasz się,że było warto walczyć bo życie naprawdę jest piękne i ekscytujące.
Agusia
Podpisuję się pod tym co Galicjanin napisał.
Masz marzenie jedno o którym wiemy już że masz.
To tkwienie w punkcie beznadziejności, nie rozwiążesz tego skreślając swoje życie.
Nie masz pojęcia co stracisz. Nie wiem jak przekonywać. Dziewczyno, mam grubo ponad dwa razy tyle lat co ty. Każdy dzień, każda nowa chwila jest powodem do życia. Będziesz mogła posłuchać naszych myśli. A tak? Nie będzie nic.
Masz dosyć domu? To da się zmienić nawet jutro, ale nie śmiercią.
Możesz w ciągu jednego dnia zmienić to wszystko. Chcesz pomocy od nas? Pisz śmiało.
Nawet jeżeli to będzie zmiana domu. Pomoc w znalezieniu pracy. Wszystko co chcesz.
Zobaczysz że masz tutaj przyjaciół.
Poznasz nasze historie. Chcesz poznać moją? Chętnie napisze do ciebie.
To co mam za sobą to niejeden by skończył ze sobą już kilka razy.
Ja powiem ci że teraz już wiem że bardzo żałowałbym gdybym to zrobił.
agggusia242: dziewczyno, siedź tu i czytaj co do Ciebie ludziska piszą. jesteś tu na forum i do nas o tym piszesz. A my to czytamy i jesteśmy z Tobą. Jeśli nas olejesz to uwierz, przyjedziemy do Ciebie i zrobimy Ci taki maraton optymizmu, że się nie pozbierasz. JUTRO jest dzień kolejnych wyzwań. Słońce wstanie, tak jak Ty. Tyle przed Tobą pięknych chwil. Marzenia masz na 100% tyle, że może mało kto chciał o nich usłyszeć. My chcemy Chcesz więcej kontaktu, dawaj, pisz a zobaczysz, że nie jesteś sama. Co 50 głów to nie jedna
Dokładnie
Słowa które widzisz zapisane. To nie jest jakiś tam text na netowej papeterii. Za nimi jesteśmy my. Prawdziwi ludzie, nie jakieś tam infoboty.
Jesteśmy i chcemy wiedzieć że Ty też jesteś
Czekamy na Ciebie
agggusia242, odezwij się, proszę...
Chopaki, czuję, że będzie dobrze Agusia, weź nie denerwuj facetów, bo my tu może i w mniejszości ale w grupie siła więc miej to na uwadze
Samobójcy nie chwala się swoim samobójstwem. Mozliwe ze na forum nie pojawi sie nigdy, albo za kilka dni mówiąc, ze była w szpitalu... przepraszam, ale znałam kilka dziwczyn które chciały i które odebrały sobie zycie.
A jaki jest powód twoich myśli samobójczych?? Ja też próbowałam popełnic samobójstwo i to nawet trzykrotnie i za każdym razem trafiałam do szpitała w ostatnim momencie(widocznie bóg tak chciał) i po przemyśleniach stwierdziłam,że życie jest piękne i nie ma sensu go marnowac. Przeczytaj mój wątek "Dlaczego mnie to spotkało??" i odpowiedz sobie na pytanie czy twoje problemy są naprawde aż tak duże żeby ze sobą skończyc.... Najlepiej będzie jak pójdziesz do psycho na terapie
19 2009-10-16 14:11:20 Ostatnio edytowany przez Pirat (2009-10-16 14:15:39)
Samobójcy nie chwala się swoim samobójstwem. Mozliwe ze na forum nie pojawi sie nigdy, albo za kilka dni mówiąc, ze była w szpitalu... przepraszam, ale znałam kilka dziwczyn które chciały i które odebrały sobie zycie.
Ach, my doskonale o tym wiemy. Problem w tym że jednak bywają wyjątki. Moja szwagierka gadała o tym na okrętkę i zrobiła to pewnego dnia.
Zastanawia mnie coś innego teraz. Czy powinniśmy odpowiadać na takie posty. Być może admin powinien całkiem je likwidować. Istnienie takiego jednego spowodować może wysyp dziesiątków innych.
A który z nich prawdziwy?
Który zwykłym wygłupem i sposobem zwrócenia uwagi na siebie.
Znajdą się ludzie wrażliwi którzy serio potraktować gotowi taki post. Daleko szukać nie muszę. Produkują się jak mogą a tu klapa.
Nie wiem co o tym sądzić. Ktoś kto chce zgasić swoje zycie faktycznie wymaga pomocy. A ktoś kto ma 17-18 lat i chce to robić to już całkiem masakra. Uważam że to wszystko z domu się wynosi. Po takich próbach to pod lupę powinna iść cała rodzinka a nie tylko samobójca.
Jakież wartości mu w domu wpajano? Jak z obróbką psychiki ? że byle powód i już >zabiję się.
Co za porąbany ten świat.
Chyba już więcej nie będę się wypowiadać w takich postach.
Edit:
Następnemu mającemu ciągoty samobójcze polecam spotkanie ze mną. Pojedziemy w pewne miejsce na krawędź życia i wtedy przekonamy się jak jest. Gdy stoi się na krawędzi życia wtedy fajnie można je docenić.
20 2009-10-16 14:19:16 Ostatnio edytowany przez Don Pedro (2009-10-16 14:19:48)
Pirat właśnie dlatego, że nie wiesz, kto jakie ma zamiary, czy to prowokacja czy nie warto wspierać autorów takich wątków. W większości przypadków są to fałszywe alarmy spowodowane chwilowym załamaniem. Wiem, że jesli pierdoły decydują o takich pomysłach to ręce opadają ale może nawet głupi odzew na forum da komuś do myślenia.
Ponadto wypowiadasz się bo tak Ci podpowiada serce, chęć do życia i poczucie, że nigdy też nie chciałbyś zostać sam pozbawiony wsparcia.
Mam nadzieję, że agggusia się odezwie. Ona jest chora zatem jej wpis nie był kaprysem. A wspierać musimy, co nas to kosztuje?
Pozdrawiam
Zgadzam się z Don Pedro. Trzeba wspierac nawet jeśli ktoś by napisał tylko z czystej głupoty to trzeba podnieśc na duchu bo szkoda żeby sobie dziewczyna życie zmarnowała.
Właściwie to nic nas nie kosztuje wsparcie. Macie rację.
Każdy z nas jest jedyny i niepowtarzalny. Utrata każdego to wielka strata dla innych. Nie da się tego odrobić w żaden sposób.
Tylko jak to przekazać takim co chcą z sobą skończyć ? Za często mają odwagę żeby zabić się, a brak im odwagi żyć jeden dzień dalej żeby przekonać się o tym że mogą być kimś ważnym dla siebie samego i innych.
Echh
Teraz próby podniesienia na duchu raczej już się nic nie zdadzą, trzeba poczekać aż agggusia wróci tu i odpisze. Mnie też się wydaje, że samobójcy raczej nie mówią o tym, że planują to zrobić.
Ale moim zdaniem to dziewczyna ma depresję i żadne słowa pocieszenia nie pomogą jej, ona nie przyjmuje ich do wiadomości, może nieświadomie tylko z winy choroby. Potrzebna jest jej pomoc psychologa, terapia
Ale moim zdaniem to dziewczyna ma depresję i żadne słowa pocieszenia nie pomogą jej, ona nie przyjmuje ich do wiadomości, może nieświadomie tylko z winy choroby. Potrzebna jest jej pomoc psychologa, terapia
Dziwna logika. Jak ktoś ma depresję to pocieszanie nie pomaga? W końcu, jak myślisz, po co ludzie wchodzą na forum i piszą o swoim problemie? Właśnie liczą na to, że ktoś się zainteresuje i odpowie. Psycholog jak najbardziej musi wkroczyć do akcji, ale najważniejsze jest otoczenie chorego (bo tu mamy do czynienia z chorobą), jego bliscy i znajomi i dawanie mu wsparcia. Zawsze warto to zrobić, bo czasem nawet drobiazg, jedno słowo lub zdanie może odmienić czyjeś myśli.
Ale agggusia jak widzisz nie odpisuje,niewiadomo czy jej pomogło a mi chodziło o dalsze pocieszanie. Nie wiem jaka jest tego przyczyna, ale my przecież nie zastąpimy jej bliskich z reala, takich którzy są obok niej. Podtrzymaliście ją na duchu, oki, wkońcu oczekiwała tego pisząc tu, ale niewiadomo czy wzieła sobie do serca to ''jedno słowo czy zdanie''.
Mcrka napisał/a:Samobójcy nie chwala się swoim samobójstwem. Mozliwe ze na forum nie pojawi sie nigdy, albo za kilka dni mówiąc, ze była w szpitalu... przepraszam, ale znałam kilka dziwczyn które chciały i które odebrały sobie zycie.
Edit:
Następnemu mającemu ciągoty samobójcze polecam spotkanie ze mną. Pojedziemy w pewne miejsce na krawędź życia i wtedy przekonamy się jak jest. Gdy stoi się na krawędzi życia wtedy fajnie można je docenić.
gdzie jest takie miejsce?
Myślę, że narazie nie pozostaje nam nic innego jak poczekać aż coś napisze. Bo jeżeli nie napisze, to nikt nie ma z nią kontaktu za pewne innego niż na forum aby sprawdzić czy żyje.
Ale ponieważ czytam tego posta dopiero teraz, chcę powiedzieć że warto żyć chociażby dlatego że nie wiesz czy następnego dnia nie obudzisz się i wychodząc na ulice nie ujrzysz człowieka z którym będziesz szczęśliwa bez względu na to kim jesteś i jaka jesteś i on się zaopiekuje Tobą, Twoim życiem i zabierze z miejsca którego nienawidzisz.
Trzeba kochać każdy dzień - nawet ten zły. Bo warto.
Po dniach , w których wydaje się że wszystko się wali , że nic nie ma sensu, przychodzą chwile radości i szczęścia.Poznajemy ludzi dla których warto żyć , trzeba być troszku cierpliwym , bo szkoda tracić tych wszystkich fajnych rzeczy , które mogą na nas jeszcze czekać .
28 2009-10-19 14:34:00 Ostatnio edytowany przez Glabrezu (2009-10-19 14:39:12)
Nie, słuchajcie Borderline to jest całkiem inna historia, czytałem o tym zaburzeniu - to taka huśtawka nastrojów że człowiek może przejść od skrajnej depresji do skrajnej euforii kilkukrotnie w ciągu dnia, a jedna rzecz która popycha człowieka do tak skrajnej do impulsywności jest poczucie wewnętrznej pustki i straszna drażliwość. Tego typu dobre rady które większość zazwyczaj daje nie dadzą rezultatu dlatego że min. ludzie tacy myślą w następujacy sposób:
- Tylko bliskość człowieka zapełni moją pustkę wewnętrzną
- Znajdują tego człowieka, są czarujący otwarci, ale z powodu jakiejś irytującej ich drobnostki w tej osobie potrafią go od razu znienawidzieć i zmieszać totalnie z błotem
- Potem wracają przepraszają, niby jest ok
- Potem znowu podobna akcja (może być w ciągu jednego dnia)
- Ktoś ma dość takiego traktowania i odchodzi -> Borderliner ma następny gwóźdź do swojej trumny
- Nawet jak ktoś wytrzyma to Borderline zniszczy związek albo odejdzie bo "on jest taki idealny, coś z nim musi by nie tak skoro się z kimś takim jak ja zadaje" - i robi wszystko aby odejść/zniszczyć relacje
- Borderline błędnie myśli że inni są mu potrzebni żeby wypełnić pustkę jego osobowości - to ta pustka którą chce zapełnić popycha go do kontaktów z ludźmi ale jest sprawcą że te związki potem niszczy.
I to jest takie błędne koło.
Jakiś czas temu uważano że jest to trwale nabyta cecha osobowości, mam znajomego który się psychiatrią interesuje, mówił mi że można to podobno wyleczyć, chociaż nie pamiętam czy do końca, bo podobno w parze z tym zaburzeniem są jakieś fizyczne zmiany w mózgu odpowiedzialne za poczucie własnego ja i samokontrole zachowań. Ale lepsze to przecież niż się zabić.
Może niech Twoi rodzice poszukają Ci specjalisty od tego zaburzenia, ja nie chcę wklejać linków z neta bo cholera wie czy dam dobry namiar, nie jestem w temacie niestety.
Wróciłam i chcę wszystkim z całego serca podziękować za rady. Gdy czytałam wasze posty po raz pierwszy od dawna popłakałam się ze szczęścia. I za to wam dziękuję...
Nie było mnie tak długo,ponieważ miałam psychiczne załamanie i naprawdę byłam parę dni w szpitalu. Znów próbowałam się zabić... Wypisałam się na własne żądanie,bo tam nikt nie potrafił mi pomóc...
Jeśli chodzi o opinię, że samobójca nie mówi o swoim zamiarze to wklejam poniżej fragment strony na ten temat:
1. MIT: Ludzie, którzy mówią o tym, że popełnią samobójstwo rzadko tego dokonują.
FAKT: Przynajmniej 75 procent spośród tych, którzy dokonują samobójstwa mówi o tym zamiarze wcześniej. Mogą oni mówić o samobójstwie, prosić o pomoc, grozić lub wyśmiewać się z tego. W niektórych przypadkach, sygnał jest pośredni, np. uporządkowanie wszystkich spraw w swoim życiu (spłacenie długów, oddawanie swojej własności, przeprosiny).
Pochodzi on ze strony: http://pedagogikaspecjalna.tripod.com/n … icidal.htm
Napisałam na forum po to, aby znaleźć odpowiedź na pytanie: Po co żyję?? Myślałam, że może tylko ja nie widzę sensu ludzkiej egzystencji, że może ktoś mi wytłumaczy po co i dlaczego. Niestety dotej pory nie wiem. Zastanawiam się co jest takiego ze mną nie tak, że tak trudno mi sobie radzić z problemami. Każdy ma dla mnie jakieś rady, a ja zamiast je wykorzystać siedze bezczynnie. Nie potrafię... Jedyne na co mnie stać to użalanie się nad sobą. I tak mi wstyd że właśnie taka jestem. Naprawdę bardzo chciałabym być inna, ale nie potrafię niczego w swoim życiu zmienić, nie umiem walczyć o swoje dobra. Zamiast próbować tkwię tylko w tej beznadziejnej sytuacjii i coraz bardziej pogłębiam się w depresji
I tak na tę chwilę najważniejszy dla mnie jest fakt, że się odezwałaś Nie traciłem nadziei. No i nie porzucaj pisania tutaj bo jeszcze wiele cennych słów i wskazówek usłyszysz
O mamo!!!! Agusia 242 niegdy więcej tego nie rób. NIE MASZ POJĘCIA JAKI BÓL SPRAWIŁABYŚ SWOIM BLISKIM. WIEM COŚ O TYM. Może i nie wszyscy Cie rozumieją,ale to nie powód........... Posłuchaj rad innych forumowiczów i ciesz się życiem.
Agusia 242 - - wracaj do świata zywych , do kolorów , zapachów , radości .
Naucz sie krok po kroczku czerpać radośc i satysfakcje z malych rzeczy dokonywanych prez siebie i z drobiazgów ktre Cie otaczaja .
Przekonasz sie ile daje to nieprawdopodobnej radości , odkryjesz na nowo siebie takka jakiej nie znałas . uwierzysz że można się smiac z byle czego i usmiechac się do osób nie znanych .
Spróbuj - nic nie tracisz a możesz zyskac baaaaaaaaardzo dużo .
Powodzenia - pisz , pisz i dziel się z nami myślami i zamierzeniami .
Jersteśmy z Toba .
Agusia - To,że wypisałaś się ze szpitala - trochę za wczas!!Mogłaś jeszcze pobyć tam przynajmniej tydzień,piszesz że nikt nie jest Ci wstanie pomóc - i tu się zgadzam z Tobą,bo to Twoje życie,Twoje myśli i musisz TY chcieć żyć!!!! To jest teraz najważniejsze!!!!
Wychodząc ze szpitala na pewno przepisano Ci lekarstwa i dam sobie głowę odciąć,że masz jakieś nocne - wyciszające,uspokajające a na pewno nasenne,właśnie widać że nie zażywasz - bo posta napisałaś po 3 rano!!!!Więc nadal jest źle!!!
Czytałam wszystkie posty i wiesz co najmądrzej odpisuje Ci Pirat i Don Pedro -słuchaj ich rad,bo są mądre!!
Agusia jeżeli nie sprawia Ci to bólu to napisz ;Kto tym razem był Twoim Aniołem Stróżem?????Bo nie przypuszczam,że sama zgłosiłaś się na oddział!!
Trzymam kciuki i głowa do góry - będzie dobrze!!!!!Pisz tutaj do nas,bo nawet nie zdajesz sobie sprawy ile jest Ci życzliwych ludzi!
Pirat - ja mam inną terapię szokową - Agusię zaprowadzić do Hospicjum dla dzieci i młodzieży - po takiej wizycie docenia się to co najpiękniejsze czyli : ż y c i e !!!!
witaj Agusiu, jeszcze nigdy powrót jakiegos forumowicza nie sprawił mi tyle radości
cieszę się, że do nas wróciłaś, ale powinnam cię nieźle opier...
kochana, jeśli chcesz z kimś porozmawiać o problemach, o tym, co czujesz, o swoich myślach, to pisz, nie trzymaj tego w sobie, nie próbuj uciekać od życia, bo może cię ono jeszcze nie raz pozytywnie zaskoczyć, możesz być szczęśliwa, ale jak będziesz żyć
Nie mam już nastu lat; jestem dojrzałą kobietą, matką. Całe życie dzielnie walczyłam z przeciwnościami, podnosiłam się po upadkach i starałam się nie załamywać. Niesprawiedliwe byłoby stwierdzenie, że doświadczałam tylko upadków i przeciwności losu. Wiele było w moim życiu radości, powodów do dumy i szczęścia.
Problemu zaczęły się kilka lat temu, gdy straciłam pracę. Zostałam z kredytem mieszkaniowym. Imałam się różnych zajęć, z różnym powodzeniem. Kobieta ok. pięćdziesiątki nie należy do atrakcyjnych pracowników. Dopadła mnie choroba, długo chorowałam. To, co udało mi się zarobić, przeznaczałam na jedzenie dzieciom, opłaty, ratę kredytu. Nie starczało już na czynsz mieszkaniowy. Spółdzielnia mieszkaniowa oddała sprawę do komornika. Groziła mi eksmisja z mieszkania i widmo bezdomności, bo spółdzielnia nie ma obowiązku zapewnić mnie i moim dzieciom, lokalu zastępczego. I tym razem udało się, znów znalazłam pracę i podpisałam ugodę z administracją, że będę spłacała po 1000 zł miesięcznie - zadłużenie plus czynsz. Niestety, po kilku miesiącach firma, w której pracowałam, nie przedłużyła ze mną umowy. Powiedziano mi, że cięcia budżetowe :((. Byłam tam najstarszym pracownikiem, zajmowałam się doradztwem i klienci byli zadowoleni z efektów moich działań, nie raz miałam tego dowody. Znów zostałam bez pracy, bez dochodu, bez możliwości spłacania zadłużenia. Coś tam zarabiałam i tak, jak poprzednio, musiałam wybierać, co zapłacić, a co pominąć. Płaciłam czynsz, ratę kredytu mieszkaniowego, prąd, gaz, itp, jedzenie, ale na spłatę zadłużenia w spółdzielni już nie starczało. I spółdzielnia (nie ma się co dziwić), znów przekazała sprawę do komornika. W tak zwanym międzyczasie, ojciec dzieci przestał płacić alimenty, co znacząco wpłynęło na nasz budżet. Do tego wszystkiego moja choroba...
Znalazłam się w matni. Nie znajduję wyjścia z sytuacji. Nie mam do kogo zwrócić się o pomoc, a zaczyna mi brakować sił do walki. Coraz częściej łapię się na tym, że myślę o odejściu i jestem tymi myślami przerażona. Mam dzieci, a one nie mają nikogo prócz mnie. Ale, z drugiej strony, poprzez własne nieudacznictwo, ciągnę je za sobą na dno. Córkę jej ojciec jeszcze by zaakceptował, ale syn jest niepełnosprawny od urodzenia i nie akceptowany przez ojca.
Przyjaciele, albo znajomi, bo już nie wiem, jak ich nazwać, odsunęli się. Nikt nie lubi nie swoich problemów, a tych było i jest u mnie pod dostatkiem! Niby są wyjścia z sytuacji; niby mogę sprzedać mieszkanie, lub zamienić na mniejsze, tylko, że sama nie jestem w stanie tego zrobić. Boję się wychodzić na ulicę; nawet na balkon. Często mam w głowie, że to przecież takie proste, np. gaz i już. Tak, jakby w moim wnętrzu zamieszkał ktoś, kto mi podpowiada, że to jedyne wyjście.
Wiem, ludzie wojnę przeżywali, obozy koncentracyjne, i mieli dość hartu ducha, aby żyć. Nie takie życie chciałam dać moim dzieciom; nie takie...
Piszę dość chaotycznie i nie o wszystkim, ale wiem, że muszę się dzielić moimi myślami, bo nie daję już sobie rady.
Alenka!!!!
Musze powiedziec,ze w zasadzie nigdy nie brakuje mi jezyka w gebie,ale po przeczyteniu twojego posta wlasnie tak jest!!!!Mimo tego nie moge pozostawic tego bez odpowiedzi!Po pierwsze przeczytaj sobie moje posty,prosze!Po drugie,wiem,ze nie chcesz slyszec tych wszystkich banalow,ze raz pod wozem,raz na wozie,ale wlasnie tak jest!Zycie jest jedna wielka walka i to od nas zalezy czy ja wagramy!!!NIE PODDAWAJ SIE!!!!!!!Tyle juz osiagnelas i napewno ci sie uda przezwycierzyc ten zly okres,w ktorym teraz sie znajdujesz!Los podsuwa nam czasami bardzo nieoczekiwanie rozwiazania naszych problemow,trzeba tylko dac mu szanse!!!Nie wierze w to,ze chcesz odejsc i pozostawic swoje dzieci same,bo jestes super mama,czego przez tyle lat dowiodlas,a to,ze chwilowo sie nie uklada nie czyni z ciebie nieudacznika!!!!!Na smierc przyjdzie jeszcze czas,kazdy z nas ja spotka,ale czy trzeba jej naprawde wychodzic na przeciw??????
Alenka- tak jak pisze Magda ; Na śmierć przyjdzie jeszcze czas,każdy z nas ją spotka,ale czy trzeba jej naprawdę wychodzić na przeciw??????? Nie!!!!!!!!!!!!!!!! i jeszcze raz Nie!!!!!!!!!!
Dasz radę!!!!
Pisz tu na forum -będziesz miała wsparcie duchowe - uwierz,że to naprawdę dużo!!!!Ja trzymam mocno kciuki za Ciebie!!!!!
W końcu znajdziesz pracę!!Pozdrawiam ASIA
Alenka odezwij sie!!!!!!!!
Czytam to co napisales i poprostu jestem w szoku!To wszystko co napisales o Borderline pasuje do mjego meza jak ulal!Nigdy o czyms takim nie slyszalam,zawsze myslalam,ze on ma jakies zaburzenia osobowosci,ale nigdy nie mialam na to potwierdzenia!Teraz stawia to wszystko w innym swietle,bo do tej pory obwnialam siebie,ale moze jednak nie mozna bylo mu pomoc,moze ta choroba byla silniejsza i jego decyzja o samobojstwie nie miala tak duzo wspolnego ze mna jak dotychczas myslalam!
Nie, słuchajcie Borderline to jest całkiem inna historia, czytałem o tym zaburzeniu - to taka huśtawka nastrojów że człowiek może przejść od skrajnej depresji do skrajnej euforii kilkukrotnie w ciągu dnia, a jedna rzecz która popycha człowieka do tak skrajnej do impulsywności jest poczucie wewnętrznej pustki i straszna drażliwość. Tego typu dobre rady które większość zazwyczaj daje nie dadzą rezultatu dlatego że min. ludzie tacy myślą w następujacy sposób:
- Tylko bliskość człowieka zapełni moją pustkę wewnętrzną
- Znajdują tego człowieka, są czarujący otwarci, ale z powodu jakiejś irytującej ich drobnostki w tej osobie potrafią go od razu znienawidzieć i zmieszać totalnie z błotem
- Potem wracają przepraszają, niby jest ok
- Potem znowu podobna akcja (może być w ciągu jednego dnia)
- Ktoś ma dość takiego traktowania i odchodzi -> Borderliner ma następny gwóźdź do swojej trumny
- Nawet jak ktoś wytrzyma to Borderline zniszczy związek albo odejdzie bo "on jest taki idealny, coś z nim musi by nie tak skoro się z kimś takim jak ja zadaje" - i robi wszystko aby odejść/zniszczyć relacje
- Borderline błędnie myśli że inni są mu potrzebni żeby wypełnić pustkę jego osobowości - to ta pustka którą chce zapełnić popycha go do kontaktów z ludźmi ale jest sprawcą że te związki potem niszczy.I to jest takie błędne koło.
Jakiś czas temu uważano że jest to trwale nabyta cecha osobowości, mam znajomego który się psychiatrią interesuje, mówił mi że można to podobno wyleczyć, chociaż nie pamiętam czy do końca, bo podobno w parze z tym zaburzeniem są jakieś fizyczne zmiany w mózgu odpowiedzialne za poczucie własnego ja i samokontrole zachowań. Ale lepsze to przecież niż się zabić.
Może niech Twoi rodzice poszukają Ci specjalisty od tego zaburzenia, ja nie chcę wklejać linków z neta bo cholera wie czy dam dobry namiar, nie jestem w temacie niestety.
Alenko, jak piszesz chciałabyś się podnieść, coś zrobić...ale nie masz siły.
Twoje słowa bardzo mną poruszyły...wydaje mi się, że rozumiem jak potwornie ciężko Ci samej.
Masz po co żyć Alenko, bo zawsze są istnieją powody aby żyć, czerpać z życia przyjemność i satysfakcję, których obecnie nie dostrzegasz.
Piszesz
sama nie jestem w stanie tego zrobić. Boję się wychodzić na ulicę; nawet na balkon. Często mam w głowie, że to przecież takie proste, np. gaz i już. Tak, jakby w moim wnętrzu zamieszkał ktoś, kto mi podpowiada, że to jedyne wyjście
Lęki i myśli jakie Cię nachodzą, świadczyć mogą o depresji.
Pozwól sobie pomóc...wybierz się proszę do lekarza psychiatry...albo chociaż do lekarza rodzinnego.
Jeszcze wiele możesz w życiu zmienić, Alenko-daj sobie szansę.
Jeśli będziesz chciała o cokolwiek zapytać, podzielić się tym co dla Ciebie trudne-pisz.
Sciskam Cię ciepło.
Magda 29- zaglądasz TU czy czasem Alenka się nie odezwała - bo ja często!!!!!
Magdziu w tym szczególnym dniu pozdrawiam Cię serdecznie,chociaż się nie znamy,życzę Tobie i synkowi więcej radości tak na co dzień,więcej uśmiechu,zdrówka!!!!Miłej Wigilii - pogodnych świąt- a Nadchodzący Nowy Rok niech przyniesie same dobre wiadomości!....ASIA
Witam jestem tu pierwszy raz.. Trochę dziwnie mi pisać bo do niedawna sama przed sobą ukrywalam ten problem.
Chodzi o mojego męża często pod wpływem alkoholu zaczyna mówić o samobójstwie,parę razy już sie ze mną żegnał twierdząc ze teraz wszystkim pokaże że przeprasza ale musi to zrobić otwierał okna przez które mial zamiar wyskoczyć raz owinął szyję kablem, ja za każdym razem przeżywam straszny horror..potem pod róznymi pretekstami nakłaniam go do połżenia się i wtedy zasypia,,, a rano wsaje jakby nigdy nic tłumaczy ze tylko tak mówi ,śmieje sie z tego i lekcewazy problem ja juz nie mam do tego sily proszę go zeby nie pil alkoholu choc pije rzadko ale skoro takie akcje mi robi to pic nie moze ale mnie lekcewazy
. Na codzień to bardzo dobry mąż i ojciec mamy 16 miesiecznego synka który jest dla niego oczkiem w głowie,tłumaczę mu ze może sobie zrobić krzywde a nam jeszcze większą to wtedy tuli mnie i mowi ze to sie ie powtorzy ze tylko tak mowi....
ja naprawdę zyje w strachu nie wiem od czego zaczac proponowalam psychologa ale broni sie rekami i nogami jestem z tym sama nie wiem gdzie szukać pomocy,czy ktoś na tym forum jest w stanie podać mi namiary na organizację zajmujące sie takimi problemami.tak bardzo się boję:(:(