Opiszę wam swoje jedno przeżycie,nikomu o tym nigdy nie opowiadałem,w końcu mam okazje:)
Kiedyś dawno temu miałem dziewczynę. To była miłość totalna z obu stron,moja wymarzona kobieta,w chwili jak ją zobaczyłęm..nie miało znaczenia nieśmiałość,strach przed odrzuceniem itd. to było tak silne że natychmiast do niej podszedłem i spytałem czy się ze mna umówi...oczywiscie się zgodziła:)
Moje życie wtedy nabrało barw nie dających się opisać.Przedstawiałem ją po kolei mojej rodzinie,znajomym a ona mnie swoim tak jakbyśmy chcieli ogłosić całemu światu że jesteśmy sobie przeznaczeni.
Ta sielanka trwała 3 lata.
Po tym powolutku zaczeło się coś psuć,nawet nie wiem co...z tygodnia na tydzień oddalała się ode mnie a ja nie mogłem zrozumieć co się dzieje.Potem wydarzenia potoczyły się szybko i po 4 latach oznajmiła mi ze już mnie nie kocha.
Nie możecie sobie wyobrazić co się ze mną stało,to było gorsze niż wbicie 5 kilowym młotkiem 9 calowego gwozdzia w potylicę.Swiat mi sie posypał,ale jako ze jestem uparty nie dawałem za wygraną,i udało mi sie na siłę przeciągnąc ten związek.
Przypadek sprawił ze oboje razem wyjechaliśmy do pracy w Grecjii,sądziłęm ze to nas zjedna ,ale tam wypadki potoczyły sie znów dla mnie w zasakkujący sposób,a może po prostu ie przyjmowałęm do siebie...że może być jeszcze gorzej.
Moja dziewczyna nie była obiektywnie jakaś piękna,ale miała niesamowity seks w sobie,natychmiast zwracała na siebie uwagę facetó mimo ze nic specjalnego nie robiła. No i znalazł sie jeden Serb który tam pracował któremu ona wpadła w oko,wiec poszedł do niej zaprosić ja do knajpy,stwierdził ze sie zakochał itd...i to powiedział przy mnie!!!
Skońćzyło sie tym ze wpadłem w szał i wyzwałem go na pojedynek ale nie na normalne bicie tylko na noże..coś mi odwaliło,albo on albo ja. Niestety nie doszło do tego on spasował,ludzie uspokoili sytuację..ale ona zaczełą też przejawiać symptomy wskazujące ze chce z nim być...
Nie miałem już sił...zadzwoniłem do domu rodzinnego ...i sie dowiedziałem o kolejnej tragedii,mianowicie mama mi powiedziała ze zmarł mój ukochany dziadek,z któym byłęm związny mocno,własciwie mnie wychował od małego,wszystkiego mnie uczył,pokazywał,był prostym człowiekiem ale przekazywał mi zasady jakimi się kierować w życiu. To był dla mnie totalny cios.
Wróciłem na stancje i się dowiedziałęm ze moja kobieta poszła gdzieś z tym Serbem...wstałęm odpaliłęm fajke i poszedłem do sadu pomarańczowego,tam w Grecjii są hektary sadów gdzie rosną pomarańcze...usiadłęm pod drzewem i zacząłem płakać,to było rozżalenie na wszystko, czułęm sie pusty,samotny i całkowicie pozbawiony chęci do życia...wiał wtedy ostry wiatr od Morza, jak zwykle zresztą....
siedziałem tak mając głąz na duszy i nagle wiatr ucichł...całkowicie ucichł co nie było tam normalne...liście znieruchomiały całkowicie..i nagle poczułęm obecność czegoś czego wytłumaczyć nie potrafię...nagle jakby ktos mi sciągnąl ten kamień z piersi,poczułęm niesamowitą ulgę..po prostu w jednej chwili wszystkie złe myśli ulotniły sie,poczułęm totalne szczescie...nigdy wczesniej ani potem nie miałem takiego uczucia,nie sposób go nawet opisać..tak jakby w jednej sekundzie ktoś oddał mi wszystko co dla mnie cenne a co utraciłęm...Chciałęm żeby ta chwila trwała wiecznie...mimo że miałem kontakt z rzeczywistością i wiedziałem ze jest zle, to zle nie było.
Wtedy w sekunde uswiadomiłem sobie że to co cenne jest w nas samych,a sploty życiowe nie mogą nam odbierać życia,że to wszystko jest nieważne..i nagle wszystko co problematyczne zrobiło sie mniejsze. Od tamtej pory inaczej patrze na świat,na związki,na przyzwyczajenia i oczekiwania.
Co to było nie wiem,i nie wnikam,ale wiem ze w chwilach totalnej masakry gdzie jestem na skraju życia, ktoś nademną czuwa:)
pozdrawiam