Tak jak Katariina i ja zauważam tę sprzeczność na temat Boga miłosiernego, i Boga, którego należy się bać.
Prócz tego od dziecka irytowała mnie przypowieść o synu marnotrawnym, ten fragment kiedy syn powraca, ojciec wydaje ucztę, a starszy syn nie może się z tym pogodzić i mówi, że jemu ojciec nie dał nawet koźlęcia. Cóż, jest to w moim mniemaniu niesprawiedliwe, zwłaszcza, że jako starsza córka mniej rozpieszczana przez rodziców zawsze utożsamiałam się z tym starszym synem.
Ważnym problemem jest wg mnie również temat poruszony przez Jana Kasprowicza w hymnie "Dies irae" mianowicie, Bóg karze ludzi za popełnione grzechy wiedząc jednocześnie, że są oni istotami słabymi, ułomnymi, ze skłonnościami do grzechu. Czy z premedytacją skazuje nas na piekło? Daje nam szanse zbawienia, ale jest ono praktycznie nieosiągalne, ponieważ ludzie są grzeszni. Dlaczego nie dał nam silniejszej woli, głębszego przekonania o tym co dobre i co złe, jakichś cech, które pomogłyby nam żyć według jego zasad? To trochę tak, jakby dać 15 latkowi do rozwiązania równanie różniczkowe, wiedząc, że i tak małe szanse, że to zrobi, ponieważ nie ma wystarczających umiejętności.
Celibat również uważam za zbędny. Jeżeli ktoś chce niech dochowuje czystości, nie zakłada rodziny, jednak powinna być dowolność w tej kwestii. Zwłaszcza, że księża jako mężowie, ojcowie byliby bardziej autentyczni w swojej nauce o rodzinie, małżeństwie itp.
Co do samej wiary i odróżnianiu jej od wiedzy: Dorota Terakowska napisała kiedyś " Sensem wiary jest bezgraniczna ufność, a sensem wiedzy są dowody. Wiara jest tam, gdzie nie ma dowodów."
Moim zdanie to bardzo trafnie oddaje naturę wiary i nie mieszałabym tego z nauką tak jak robiły to moje poprzedniczki.
Matematyka to bardzo specyficzna, bardzo ścisła dziedzina nauki, mało kto zna ją w tak doskonały sposób, żeby dyskutować nad jej założeniami.
Jednak wiedza jak już wielokrotnie potwierdzono obalając różne teorię również opiera się częściowo na wierze. Jednak nie jest to wiara w samo występowanie obserwowanego zjawiska, ale w słuszność jego interpretacji i opisujących go równań matematycznych.
Nie jestem wyjątkowo biegła jeżeli chodzi o fizykę, ale wydaje się, że bardzo dobrym przykładem są transformacje Galileusza i Lorentza. Jedne i drugie dotyczą tego samego zjawiska, jedne i drugie są matematycznie uznawane za poprawne, a jednak prowadzą do różnych wniosków i jak się okazuje to Galileusz miał rację tylko częściowo. Może za jakiś czas ktoś udowodni, że i Lorentz nie wyczerpał tematu i można rozważyć jeszcze inne przypadki i możliwości. Nauka często prowadzi rozważania w sferze bardzo abstrakcyjnej, bierze pod uwagę wielkości od 12^-20, do 10^20, które są dla nas niewyobrażalne, więc częściowo opiera się na wierze, bo czy ktoś kiedyś widział kwarki? Obserwował je i rozróżniał po wyglądzie? No właśnie, a obecnie wierzymy w poprawność teorii mówiącej o ich istnieniu, rodzajach i niepodzielności.