Chyba nie dodam nic interesującego do dyskusji
1. są rzeczy złe, umiarkowanie dobre, dobre i najlepsze. Najlepsze to wychowywać się w rodzinie z mamą i tatą. Nienajlepsze z homoseksualną parą. Moją matkę wychowywała tylko babcia, bo dziadek od niej odszedł kiedy moja matka była małą dziewczynką. Babcia się starała, wychowała matkę najlepiej jak potrafiła, co niestety nie oznacza że moja mama nie ma różnego rodzaju deficytów, które mogą być efektem braku ojca. Kiedyś sama zastanawiałam się, czy może nie zdecydować się na samotne macierzyństwo, ale uważam że to nie jest właściwe. Czy zaspokoję sama potrzebę córki, która będzie chciała żeby ojciec ją zbudował w jej kobiecości? Mi tata mówił, że jestem najpiękniejszą księżniczką i chociaż oczywiście żadną pięknością nie jestem, to nie mam problemu z akceptowaniem siebie. Często psycholodzy mówią o zniewieścieniu młodych mężczyzn, która wynika z braku męskich wzorców osobowych... powinno to dać do myślenia paniom, które we dwójkę chcą wychowywać syna.
2. Mam wśród siebie wiele przykładów kobiet, które same heroicznie chowają dzieci, głównie z powodu rozwodów i same wspominają, że serce im się łamie jak dzieci czytają czytanki o tacie i mamie, o wspólnych wakacjach itp. Chociaż dają z siebie wszystko wiedzą, że same dzieciom nie zastąpią ojca i o tym wprost mówią - że starają się o dobre kontakty z byłymi mężami, czasami wyłącznie ze względu na dzieci.
3. Ktoś tu wspomniał w tym wątku, że dzieci które są w sierocińcach to najczęściej dzieci odebrane rodzicom patologicznym, które nie mają szans na adopcję. Firma, w kórej pracuję, współpracuje z domem dziecka. Dyrektorka nam mówiła, że na 36 chłopców mają tylko 2 braci, którzy są sierotami - pozostali to dzieci z rodzin patologicznych, często z FAS. Co więcej to był sierociniec prowadzony przez zakonnice i one bardzo dbały, żeby było jak najwięcej wychowawców mężczyzn. Kiedy kadrowa rozmawiała z Dyrektorką co im najbardziej potrzeba, ta chciała aby zorganizować wspólny mecz piłkarski. Najpierw mieliśmy ambiwalentne odczucia, ale zakonnica właśnie nalegała na tą formę "pomocy", mówiąc że to ważne, aby chłopcy mogli się przyglądać "normalnym" mężczyznom funkcjonującym w "normalnym" świecie - jak oni się zachowują, porozmawiać z nimi o pracy o obowiązkach itp. Byłam bardzo zdziwiona, bo nastoletni chłopcy gadali z 30-40 letnimi facetami o "męskich sprawach"
Dlatego osobiście jestem przekonana, że tym dzieciom trzeba dać nie opcję "lepszą" - w postaci jednopłciowych rodziców zamiast domu dziecka, a opcję najlepszą w postaci mamy i taty. Za jakiś czas będą być może pierwsze badania, które pokażą co dzieje się z dziećmi wychowywanymi przez małżeństwa homoseksualne, jak to wpływa na ich późniejsze życie. Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, czy gdybym osierociła własne dziecko, czy wolałabym dla niego "rodziców" homoseksualnych czy dom dziecka.... nie wiem. Ale bez wahania wolałabym małżeństwo heteroseksualne