Wczoraj na placu zabaw spotkałam dawną znajomą. Od razu zwróciłam uwagę na jej piękne, białe i równe zęby – wyglądały jak z reklamy! Trochę ją podpuściłam, wspominając, że po ciążach moje zęby się bardzo zniszczyły, a ona bez wahania przyznała, że miała ten sam problem. Po porodach jej zęby tak osłabły, że zdecydowała się na licówki.
Z ciekawości zapytałam o cenę, a ona tylko się zaśmiała i powiedziała: "Tyle co średniej klasy samochód". No i wtedy zaczęłam się zastanawiać – gdybyście miały taką możliwość, to zrobiłybyście sobie takie zęby?
Ale z drugiej strony… czy to naprawdę takie cudowne rozwiązanie? Ja osobiście mam pewne obawy. Owszem, wygląda to efektownie, ale jednak trochę sztucznie. Widać, że to nie są naturalne zęby – jak peruka zamiast prawdziwych włosów. Może i nie wyrywa się swoich zębów, ale przecież te naturalne trzeba spiłować, uszkodzić na zawsze. Nie ma już odwrotu – nakładki zostają z tobą do końca życia.
I jak z tym czuciem? Czy te zęby "na pokaz" dają taką samą wrażliwość jak prawdziwe? Trudno mi sobie to wyobrazić. W swoich, nawet jeśli daleko im do ideału, jednak coś czujemy – zimno, ciepło, dotyk. Może więc lepiej zachować swoje, póki jeszcze można. Ja osobiście rozważyłabym licówki dopiero wtedy, gdyby moje zęby faktycznie wypadły i nie byłoby już innego wyjścia.