Przyszedł moment kiedy przestałem sobie już sam radzić. Jestem w związku od 4 lat, a od 2 lat mamy wspaniałego syna. Do momentu porodu wszystko było dobrze. Psuć zaczęło się po porodzie, jako że pierwszy rok był dla nas bardzo ciężki. Młody dał mocno w kość. Był bardzo wymagającym dzieckiem. Dużo płakał, mało spał, ciągle pobudki w nocy itp. To wszystko odbiło się na nas bardzo negatywnie. Dużo kłótni, prawie żadnego czasu dla siebie. Oboje daliśmy jednak radę i udało nam się przetrwać to co najgorsze. Niestety z nie wiadomego powodu moja partnerka przedstawiała swojej rodzinie obraz mnie jako tego złego. A prawda była taka, że mówiła im tylko źle o mnie. Gdzie ja dawałem z siebie wszystko, żeby jej pomóc i nam pomóc. Nie wspominała nigdy o tym jak odzywała się do mnie, jak mnie prowokowała itp. Rozmawiając z nią na ten temat pytałem dlaczego przedstawia tylko to co ja robię źle, jak w nerwach potrafiłem ją obrazić, a nie wspominała im jak ona wyzywała mnie. Twierdziła, że też im o tym mówiła. W rozmowie z jej siostrą wyszło, że nigdy nie mówiła im o dwóch stronach medalu. Tylko o mnie. Pytałem nieraz po co to robi, czemu robi ze mnie złego człowieka i ojca, kiedy prawda jest zupełnie inna. Przez to też jej mama, ciocia, siostra zaczęli postrzegać mnie jako jakiegoś tyrana. Gdzie do tego momentu zdołali poznać mnie i bardzo polubić. To zabierało mi tylko siły i popadałem w coraz gorszy nastrój. Z dnia na dzień gasłem jako człowiek. Moja pewność i wartość siebie spadła do zera. Zawsze szybko jednak się godziliśmy, dużo rozmawialiśmy i wyciągaliśmy wnioski. Ale za jakiś czas znów się to powtarzało. Jako ojciec starałem się zrobić tyle co mogłem. Karmiłem młodego, wstawałem do niego w nocy, jeździłem z nim po lekarzach, zabierałem na spacery, przebierałem, ogarnąłem jedzenie na cały dzień, bo aktualnie chodzi do żłobka, a moja partnerka pracuje po 12h zmiany, więc jej grafik jest tak dopasowany, że moje jedyne wolne dni w miesiącu czyli 2 soboty i wszystkie niedzielę zostaje z nim sam od 7-19. Mało mam tego czasu na odpoczynek, ona jako że wolne ma w tygodniu to ma taką możliwość jak syn jest w żłobku. Ale mimo to nie użalam się jej ani nikomu, bo wiem że takie jest życie rodzica i kiedyś ten okres minie. Ja pracuję do 16, wiec popołudnia kiedy syn wraca ze żłobka to jesteśmy albo we dwójkę albo jestem sam. Rzadko zdarza się, żeby to ona była sama. Od paru lat w okresie letnim wykonuje fuchy. Kiedy urodziło nam się dziecko, ograniczyłem je do minimum. Ale i tak słyszę, po co mi te fuchy. A z drugiej strony wie, że jeszcze przez pół roku muszę spłacać kredyt ,który zaciągnąłem 5 lat temu i ciężko mi jest finansowo. Płacę za błędy przeszłości, a z jej strony słyszę tylko pretensje i wyrzuty, że nie mam pieniędzy. Tłumaczę że jest mi ciężko, mam ratę 1000 zł miesięcznie. Ale mimo to nie musi za nim za mnie płacić. Z opłatami dzielimy się na pół. Niestety nie jestem w stanie nic odłożyć, a planujemy czy planowaliśmy kupić mieszkanie. Przez pierwszy rok obrywałem za wszystko. Za to, że jadę naprawić coś w aucie, gdzie wiedziałem że mogę zrobic to sam, niż wydawać pieniądze. Że raz w tygodniu pojadę 15 min umyć auto. Że tygodniowe zakupy, które regularnie robię trwały za długo. Że auto to jakis złom, bo ciągle się psuje. Gdzie przez 5 lat byłem może z 5 razy u mechanika. Gdzie tylko raz zdarzyla mi się w nim awaria. Reszta to po prostu wymiany części, które się zużywają. Do tego przed ciążą wzięliśmy psa ze schroniska. Teraz gdyby nie ja to tego psa najchętniej by oddala. Zero uczuć czy zainteresowania. Między nami jest 8 lat różnicy. Ja mam 32, ona 24. Każda wolną chwilę wykorzystuje, żeby ogarnąć mieszkanie, posprzątać itp. Potrafię poświęcić sporo czasu, żeby przykładowo ogarnąć szufladę z lekami, żeby w razie gdyby działo się coś z młodym czy nam, szybko można było wyciągnąć potrzebny lek. Czy ogarniać tak zabawki, żeby nie było ich wszędzie po całym pokoju. Posegreguje typu kilka rodzajów puzlòw, żeby i naszemu synowi łatwiej było wiedzieć co jest co do czego. A nie że ma wysypane 5 różnych rodzajów i nie może się w tym połapać. Prosiłem, żeby starała się utrzymać ten porządek ze mną. Że jak sama już nie ma w sobie tych chęci, żeby to zrobić to niech chociaż postara się to utrzymać. Kilka dni mija i wszystko znów tak jak było, bez ładu i składu. Mniejsza już z tym że nie szanuje tego czasu, który na to poswiecam, a robię to zazwyczaj kiedy jestem z nim sam. Ale taki bałagan, który się nagromadza powoduje, że zaczyna się sajgon. To są tylko przykłady, ale takich sytuacji jest więcej. Zaznaczę też że gdyby nie pomoc mojej mamy, która ma 65 lat i zdrowie podupadłe to nie wiem jak byśmy szczególnie w tym pierwszym roku radę. Mama praktycznie co drugi dzień zabierała syna na 2-3h na spacer. W każde swoje wolne, a pracuje na pół etatu. Była zawsze i jest gdy tego potrzebujemy. Odbiera go ze żłobka, jako że pracuje do 16, a po pracy muszę jeszcze wyjść z psem. To w dni kiedy moja dziewczyna też pracuje to odbiera go moja mama i ja około tej 17 odbieram go od niej. Ostatnio usłyszałem, że to przez moją pracę trzeba ciągle kogoś prosić by go odbierał jak ona też pracuje. Ale nie widzi tego, że moja praca pozwala zwolnić mi się z godziny na godzinę jak zadzwonia ze żłobka, że jest coś nie tak. Że jak rano syn budzi się z gorączką to bez problemu biorę wolne. Gdzie ona nie ma takich możliwości, bo na zmianie jest sama. Jej mama miała go może sama raz na spacerze. Przez pierwszy rok nie było jej u nas ani razu, ba do dziś nie było jej u nas. Teraz częściej widuje się z wnukiem, bo nie jest już z nim tak ciężko. Niebo a ziemia między tym co było, a jest. Mimo to moja partnerka jest za nią bardzo, chociaż nie raz płakała przez nią. Minęły 2 lata od kiedy syn się urodził, a od drugiej babci nie dostał nawet breloczka. Oczywiście nie ma takiego obowiązku, ale tym bardziej że to jej pierwszy wnuk to jest przykre. Kiedy najbardziej potrzebna była nam pomoc to mogliśmy liczyć tylko na moją mamę. Po kłótniach przegląda oferty mieszkań na wynajem. Później znów jest dobrze, przez pewien czas. Ale za jakiś czas powtórka z rozrywki. Nie mam już sił walczyć i udowadniać, że jestem dobrym ojcem i partnerem. Nie mam w niej żadnego wsparcia, po tych wszystkich miesiącach moje uczucie prawie wygasło. Proponowałem, żebyśmy udali się na terapię, niby chciała, ale na tym koniec. Wiem, że gdybym przyszedł do niej z jakimś problemem to wsparcia bym nie uzyskał. Kiedyś chciałem zmienić pracę, pójść do wojska, już kiedyś o tym myślałem, ale w końcu zdecydowałem, że to nie dla mnie. Ale przyszedł moment w którym presją była już za duża i podjąłem decyzję dla dobra rodziny, że ok złoże podanie. Mówiąc jej o tym czułem radość i motywacje, że będzie to zmiana na lepsze dla nas. W odpowiedzi usłyszałem, że jestem chyba niepoważny, bo jak sobie wyobrażam pracę jako marynarz przy małym dziecku. Że takimi pomysłami sam zachowuje się jak dziecko. Czuje, że nic mnie już nie cieszy, ulotniło się ze mnie życie. Jestem na skraju depresji. Bardzo kocham mojego syna i nie chce go stracić. Ale nie mam już sił...
2 2024-06-09 20:57:27 Ostatnio edytowany przez wieka (2024-06-09 20:58:26)
Nie dogadujecie się jednym słowem, nie jesteście małżeństwem, a już takie nieporozumienia, to strach się.
bać, co będzie dalej.
Na pewno dużym błędem jest nadawanie na partnera/męża do swojej rodziny, czy rodziny partnera.
Od tego ma koleżanki, gdzie może się wygadać.
Albo się dotrzecie, albo nie.
Nie mieliście zamiaru się pobrać?
Tylko po co ci to?
Smutny post.
Jakbyś był moim bratem, to bym Ci doradziła żebyś zaproponował terapię ( to już zrobiłeś) powtórzyła bym jeszcze raz, za 3 bym znalazła psychologa, umówiła nas . Jeśli by nie poszła to powinieneś iść sam. Chodzić tam ,w pewnym momencie będziesz gotowy odejść.
Jeśli już nie masz siły to odejść, bo zdrowie psychiczne Ci siądzie a i tak ona Cię zostawi.
Z chorób głowy ciężko wyjść.
Lepiej żeby syn widział zdrowego i uśmiechniętego tatę, niż z depresją.
Nie brać żadnego ślubu, nie kupować mieszkania razem.
Smutny post.
Jakbyś był moim bratem, to bym Ci doradziła żebyś zaproponował terapię ( to już zrobiłeś) powtórzyła bym jeszcze raz, za 3 bym znalazła psychologa, umówiła nas . Jeśli by nie poszła to powinieneś iść sam. Chodzić tam ,w pewnym momencie będziesz gotowy odejść.Jeśli już nie masz siły to odejść, bo zdrowie psychiczne Ci siądzie a i tak ona Cię zostawi.
Z chorób głowy ciężko wyjść.
Lepiej żeby syn widział zdrowego i uśmiechniętego tatę, niż z depresją.
Nie brać żadnego ślubu, nie kupować mieszkania razem.
Już od jakiegoś czasu zastanawiam się nad wizytą u psychologa. Ten post jest w pewnym sensie dla mnie możliwością wygadania się i posłuchania jak widzą to zupełnie obce osoby. Świeże spojrzenie na tę sprawę na pewno pomoże obrać mi kierunek w którym podążać. Gdyby nie syn to byłoby o wiele łatwiej to skończyć. A tak człowiek dzień po dniu cierpi w ciszy. Coraz częściej zdarza mi się jak jestem sam ze sobą po prostu uronić trochę łez już z tej bezsilności. Staram się być silny, nie pokazywać słabości, ale widzę jak bardzo to wszystko się na mnie odbiło. Zastanawiam się czemu nawet wtedy kiedy między nami jest dobrze to w momencie kiedy obok jest ktoś z jej rodziny to ona staje się zdystansowana. Jakby nie chciała im pokazać, że między nami jest dobrze. Problem jest taki, że na ten moment jestem zbyt słaby, żebym to ja to zakończył. Nie wyobrażam sobie żyć i mieszkać bez syna, widywać go parę razy w miesiącu. Ta wizja tego sprawia, że brnę w to dalej. Chociaż wiem, że happy endu tutaj nie będzie i prędzej czy później przyjdzie ten moment gdzie to ona zostawi mnie. Naprawdę nie sądziłem, że znajdę sie w takiej sytuacji
"Zastanawiam się czemu nawet wtedy kiedy między nami jest dobrze to w momencie kiedy obok jest ktoś z jej rodziny to ona staje się zdystansowana."
Jeśli nadaje na Ciebie do swojej rodziny, to trudno, żeby przy nich zachowywała się inaczej, pokazuje, że faktycznie źle jej się z Tobą żyje.
Wy żyjecie w trójkącie z jej rodziną, bo z ich zdaniu i opinii bardziej jej zależy, niż na Twoim.
Nie możesz jej powiedzieć, że nie powina mieszać rodziny do waszych spraw? Bo jeśli tak ma być, to pozostaje się rozstać.
Nie możesz obawiać sie rozstania... ona też na wiele sobie pozwala, bo jest za bardzo Ciebie pewna.
Dlatego to powinna być Twoja decyzja, żeby zmienić wasze życie, skoro i tak jest na równi pochyłej.
Nic na siłę, skoro ona gra na rozstanie, to wcześniej czy później odejdzie.
7 2024-06-09 23:37:07 Ostatnio edytowany przez Meralda (2024-06-09 23:38:18)
Tobiaszu, masz syna, którego kochasz i z którym stworzyłeś więź. To bardzo dużo. Warto tę wieź wzmacniać, czyli pozostać z dzieckiem. Z tego, co opisałeś, problemem jest to, że żona uważa Cię za niedobrego ojca i męża, i taki obraz przedstawia rodzinie. No i jej bałaganiarstwo. Wspomniałeś o awanturach. Warto natychmiast je zakończyć. Pamietaj, że do kłótni potrzeba co najmniej dwóch osób. Odmawiasz wchodzenia w konflikt i awantur w domu nie ma. Proste, jeśłi nauczysz się swoich emocji. A nauczysz się na dobrej terapii.
Tobiaszu, masz syna, którego kochasz i z którym stworzyłeś więź. To bardzo dużo. Warto tę wieź wzmacniać, czyli pozostać z dzieckiem. Z tego, co opisałeś, problemem jest to, że żona uważa Cię za niedobrego ojca i męża, i taki obraz przedstawia rodzinie. No i jej bałaganiarstwo. Wspomniałeś o awanturach. Warto natychmiast je zakończyć. Pamietaj, że do kłótni potrzeba co najmniej dwóch osób. Odmawiasz wchodzenia w konflikt i awantur w domu nie ma. Proste, jeśłi nauczysz się swoich emocji. A nauczysz się na dobrej terapii.
Jak rozmawiam z nią w cztery oczy to twierdzi, że jestem dobrym ojcem i nigdy nie mówiła nikomu, że jestem złym ojcem. Że jedynie na co się skarżyła to na sytuację w związku. Ja jednak sam widziałem jak pisała do jednej czy drugiej koleżanki, że mam się ogarnąć itp. Początkowo zganialem to na depresję poporodową i burze hormonów. Rozumiałem skąd biorą się kłótnie między nami, bo były one efektem psychicznego i fizycznego zmęczenia. A także bezradnością wobec nieuzasadnionych ataków płaczu i krzyku naszego syna przez pierwszy rok. Do tego dochodziły nieprzespane noce i brak czasu tylko we dwoje. Ten rok tak bardzo dał nam w kość, że skutki odczuwamy do dziś. Mam niekiedy wrażenie, że nie jest świadoma ile ogarniam spraw związanych z dzieckiem czy domem. I myślę, że do tych wniosków dojdzie dopiero po rozstaniu.
Wziąłeś sobie niedojrzałe dziecko za żonę, i masz pretensje do świata że zachowuję się niedojrzałe.
Po co jako 28 latek kręciłeś się koło 20 latki?
Czego ty oczekiwałeś po 22 letniej matce?
Że z pokorą i zrozumieniem wszystkich trudności podejdzie do roli żony i matki ?
Gdzie wszystkie kolezaneczki w jej wieku żyją kompletnie w innym świecie?
Skusiła cię młoda dupa i teraz będziesz za to płacił.
To co ona robi to nic innego jak szykowanie sobie pola pod rozwód.
Pomawia i oczernia cię gdzie się da, po to aby zarówno mieć usprawiedliwienie w momencie rozstania, jak i ewentualnych chętnych do zeznań w sądzie. Alternatywą jest to że jest zaburzona psychicznie i karmi się współczuciem i atencją osób którym się żali.
Zarówno jedna jak i druga opcja nie jest dla ciebie dobra.
Co zrobić, po części sam sobie odpowiedziałeś w ostatnim akapicie.
Uważam że o ile nie dochodzi do przemocy ( w różnej formie, również tej seksualnej polegającej na odmówię współżycia) to trzeba o trwałość rodziny zabiegać.
Bo rodzina to naprawdę największa wartość na tym świecie.
Ale trzeba to robić z głową, nie poniżać się.
Polecam ci książkę " miłość wymaga stanowczości"
Do przeczytania na wczoraj.
Oraz " rozmyślania" marka Aureliusza.
Musisz ją uświadomić, ile robisz przy dziecku i w domu.
A najlepiej się to robi gdy ona sama będzie musiała się z tym zmierzyć.
Wyjedź na tydzień albo dwa gdzieś, nawet do lasu pod namiot, ciepło jest.
Pod pretekstem szkolenia, kursu czy coś takiego.
Nie głupim pomysłem jest też to wstąpienie do wojska, pójdziesz na unitarne na jeden miesiąc, to doceni to co miała w domu.
Potem akcja granicą czy poligon 3 miesiące w roku, i być może dotrze do niej coś.
A ewentualnie będziesz miał też kasę większą
10 2024-06-10 08:25:30 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2024-06-10 08:57:48)
W lipcu 2020 roku o swojej dziewczynie pisałeś tak:
Aktualnie jestem i mieszkam z dziewczyną młodszą od siebie o 8 lat, ale jak na swój wiek bardzo dojrzałą. Ktoś kiedyś powiedział, że w życiu w końcu trafimy na osobę przy której zrozumiemy dlaczego z żadną poprzednią nam nie wyszło. I tak jest teraz z moją aktualną dziewczyną. Z nikim nigdy wcześniej tak dobrze się nie dogadywałem. Chyba nawet lepiej jak z dziewczyną z tego tematu. I ja sam będąc już po kilku związkach, zobaczyłem i nauczyłem się co robiłem źle i jakie błędy popełniałem. Dzięki tamtym związkom zdobyłem wiedzę, która teraz procentuje. I chociaż wtedy życie mi się posypało, dużo się wycierpiałem to nie żałuję. Bo dzięki temu teraz potrafię stworzyć dojrzały związek, oparty na szczerości, rozmowie i zaufaniu. Kiedy przypominam sobie siebie sprzed kilku lat, nie dziwię się, że związek z kobietą z tego wątku się rozpadł. Ale też chyba żaden inny związek tyle mnie nie nauczył.
.
A dziś tak:
...... Dużo kłótni, prawie żadnego czasu dla siebie.
.
Karmiłem młodego, wstawałem do niego w nocy, jeździłem z nim po lekarzach, zabierałem na spacery, przebierałem, ogarnąłem jedzenie na cały dzień, bo aktualnie chodzi do żłobka, a moja partnerka pracuje po 12h zmiany, więc jej grafik jest tak dopasowany, że moje jedyne wolne dni w miesiącu czyli 2 soboty i wszystkie niedzielę zostaje z nim sam od 7-19. Mało mam tego czasu na odpoczynek, ona jako że wolne ma w tygodniu to ma taką możliwość jak syn jest w żłobku...
. A z drugiej strony wie, że jeszcze przez pół roku muszę spłacać kredyt ,który zaciągnąłem 5 lat temu i ciężko mi jest finansowo. Płacę za błędy przeszłości, a z jej strony słyszę tylko pretensje i wyrzuty, że nie mam pieniędzy. Tłumaczę że jest mi ciężko, mam ratę 1000 zł miesięcznie. Ale mimo to nie musi za nim za mnie płacić. Z opłatami dzielimy się na pół.
Niestety nie jestem w stanie nic odłożyć, a planujemy czy planowaliśmy kupić mieszkanie.
.Każda wolną chwilę wykorzystuje, żeby ogarnąć mieszkanie, posprzątać itp. Potrafię poświęcić sporo czasu, żeby przykładowo ogarnąć szufladę z lekami, żeby w razie gdyby działo się coś z młodym czy nam, szybko można było wyciągnąć potrzebny lek. Czy ogarniać tak zabawki, żeby nie było ich wszędzie po całym pokoju. Posegreguje typu kilka rodzajów puzlòw, żeby i naszemu synowi łatwiej było wiedzieć co jest co do czego. A nie że ma wysypane 5 różnych rodzajów i nie może się w tym połapać. Prosiłem, żeby starała się utrzymać ten porządek ze mną. Że jak sama już nie ma w sobie tych chęci, żeby to zrobić to niech chociaż postara się to utrzymać. Kilka dni mija i wszystko znów tak jak było, bez ładu i składu. Mniejsza już z tym że nie szanuje tego czasu, który na to poswiecam, a robię to zazwyczaj kiedy jestem z nim sam. Ale taki bałagan, który się nagromadza powoduje, że zaczyna się sajgon. To są tylko przykłady, ale takich sytuacji jest więcej. Zaznaczę też że gdyby nie pomoc mojej mamy, która ma 65 lat i zdrowie podupadłe to nie wiem jak byśmy szczególnie w tym pierwszym roku radę.
Itd, Itp.
Tobiasz, każdy twój związek pada jak niedożywiona chabeta po krótkim czasie i jakoś żadnych refleksji na swój temat, tylko cała lista wad partnerki.
Co robisz źle. że tak to wygląda? Zadałeś sobie choć przez moment to pytanie? Napisałeś , że bardzo się starasz i wszystko ciągle jest nie tak. To może za bardzo się starasz? Albo źle wybierasz partnerki, albo jakiś inny błąd robisz że to tak wygląda po czterech latach i przyjściu na świat syna. Twoja dziewczyna pracuje i to po 12 godzin dziennie, nie sądzisz że też może być zmęczona i to, że zajmujesz się w tym czasie synem to nie mistrzostwo świata? Jeśli jeszcze robisz jej wykłady na temat tego, że powinna lekarstwa w szufladzie trzymać poukładane, bo ty je poukładałeś, to ja dziękuję.
Znowu kolejny związek ci się rozpada, a ty twierdzisz że nie wiesz dlaczego, bo jesteś właściwie prawie ideałem.
Dokładnie - jak można było się spodziewać dojrzałości po 20-latce?
W tym wieku miałam fiu bździu w głowie.
Mentalnie ona jest dzieckiem, dlatego leci na skargę do mamusi i siostry itd.
Z jednej strony bardzo Ci współczuję, naprawdę, z drugiej chciałoby się powiedzieć że sam sobie tego piwa nawarzyłeś, biorąc gówniarę i lekkomyślnie robiąc jej dziecko.
Jeśli kochasz ją i chcesz to naprawić, to oddaj dziecko do mamy na jedną noc, a Wy posiedźcie przy winku, pogadajcie od serca. Ale nie z pretensjami, a z miłością.
Jeśli natomiast czujesz, że uczucia się ulotniły i nie chcesz już tego ratować, chyba czas wspomnieć jej o rozstaniu. Chociaż uważam że to ostateczność.
Jest możliwość że gdy zobaczy realną utratę Ciebie, albo gdy znikniesz z domu, to zrozumie ile pomagałeś. Ale możliwe że wtedy wróci do mamusi i cała jej rodzina Cię znienawidzi i do tego będą utrudniać Ci kontakty z synem.
Dokładnie - jak można było się spodziewać dojrzałości po 20-latce?
W tym wieku miałam fiu bździu w głowie.
Mentalnie ona jest dzieckiem, dlatego leci na skargę do mamusi i siostry itd.
Z jednej strony bardzo Ci współczuję, naprawdę, z drugiej chciałoby się powiedzieć że sam sobie tego piwa nawarzyłeś, biorąc gówniarę i lekkomyślnie robiąc jej dziecko.Jeśli kochasz ją i chcesz to naprawić, to oddaj dziecko do mamy na jedną noc, a Wy posiedźcie przy winku, pogadajcie od serca. Ale nie z pretensjami, a z miłością.
Jeśli natomiast czujesz, że uczucia się ulotniły i nie chcesz już tego ratować, chyba czas wspomnieć jej o rozstaniu. Chociaż uważam że to ostateczność.
Jest możliwość że gdy zobaczy realną utratę Ciebie, albo gdy znikniesz z domu, to zrozumie ile pomagałeś. Ale możliwe że wtedy wróci do mamusi i cała jej rodzina Cię znienawidzi i do tego będą utrudniać Ci kontakty z synem.
Jestem za tym, by sprobowac pobyc sam na sam.
Ten post to jeden wielki chaos bez ładu bez składu. No sam poczytaj, np. to:
Reszta to po prostu wymiany części, które się zużywają. Do tego przed ciążą wzięliśmy psa ze schroniska. Teraz gdyby nie ja to tego psa najchętniej by oddala. Zero uczuć czy zainteresowania. Między nami jest 8 lat różnicy. Ja mam 32, ona 24. Każda wolną chwilę wykorzystuje, żeby ogarnąć mieszkanie, posprzątać itp. Potrafię poświęcić sporo czasu, żeby przykładowo ogarnąć szufladę z lekami.
Parę zdań, a mamy wątek samochodu, psa, różnicy wieku, sprzątania. Co ma jedno wspólnego z drugim?
Jeżeli tak samo komunikujesz się z partnerką to nic dziwnego, że ona nie rozumie o co ci właściwie chodzi.