Witam, chciałbym się podzielić z Wami moja historia. A mianowicie jak w temacie, dziewczyna niedawno mnie zostawiła, psuło się między nami już od dłuższego czasu, sam nie wiem czy byliśmy razem czy nie, jednak utrzymywaliśmy kontakt, co jakiś czas się widzieliśmy. Mówiła, że chyba chce być narazie sama, że na pewno z nikim narazie nie będzie, trzymała się tego, aż wręcz wymusiłem na niej bo coś przeczuwałem, żeby powiedziała prawdę. Przyznała się, że od jakiegoś czasu się z kimś spotyka, choć zapierała się, że nikogo mieć nie będzie. Było to niecałe dwa tygodnie temu, od tego czasu się nie odzywam, choć pierwszego dnia jak desperat prosiłem, aby to przemyślała, że ją kocham i nie wyobrażam sobie życia bez niej. Nic to nie dało, więc przestałem się odzywać, ona coś tam napisała, że przeprasza, że tak wyszło i ma nadzieję, że u mnie wszystko jest ok. Nic nie odpisałem i nie mam zamiaru, czuje się oszukany, zdradzony i zraniony. Choć ona twierdzi, że to nie zdrada bo niby nie byliśmy razem to jednak zapewniała, że nikogo nie chce, woli byś sama. Coś tam do mnie niedawno pisała, że chce się zobaczyć.
Ciągle ode mnie pożyczała kasę(rzadko kiedy oddawała, w tej chwili jest to kwota ponad 10tys zł). Choć było między nami jak było ja poczułem się zdradzony, a moje serce obecnie jest rozwalone na miliardy kawałków. Nakreślę też trochę od początku jak to między nami było. W sumie na początku było tak, że niby chciała ze mną być, a jak ja wykazywałem inicjatywę to się wycofywała, ja się odsuwalem to szukała kontaktu, az w końcu zostaliśmy parą. Ja się szybko zakochałem, ona niekoniecznie, sama nie wiedziała chyba co czuje i przez pierwsze kilka miesięcy mówiła, że czuje się przeze mnie ograniczana, osaczona, czego nie rozumiałem bo nie czego nie zabraniałem, a ona chyba chciała tańczyć na imprezach z obcymi co mi raczej nie pasowało i tego nie akceptowałem. Taki stan trwał kilka miesięcy i nagle wszystko się zmieniło o 180°. Stała się o mnie zazdrosna, o wszystko, nawet nie mogłem oglądać filmów gdzie były jakieś ładne kobiety, a co dopiero gdy były nagie, wtedy nawet płakała.
Przez pewną sytuacje wymyśliła sobie, że mam wybrać między nią a przyjaciółmi, których znam 3/4 życia, choć nikt nic takiego jej nie zrobił. Od tego czasu było między nami różnie, raz lepiej, raz gorzej. Kochałem ją bardzo, ale nie akceptowałem jej zachowan, zazdrości toksycznej o wszystko. Mimo wszystko byliśmy razem, az postanowiliśmy zamieszkać razem z mojej inicjatywy. Niestety trwało to tylko miesiąc, nie dało się z nią wytrzymać w międzyczasie strasznie odbiło jej też na punkcie czystości, musiałem ręce dezynfekować cały czas, myć taka ilością mydła jak ona chciała. Jak dałem za mało to krzyczała na mnie, no nikt by chyba tego nie wytrzymał. W każdym razie wyprowadziłem się, ona została. Nadal byliśmy parą, ale bywało cały czas roznie. Były jakieś wspólne wypady, kolacje, czasem rodzinne spotkania. Cały czas bardzo ją kochałem i kocham niestety do dziś i bardzo liczyłem, że się w końcu ogarnie i będziemy szczęśliwi tak jakbym tego chciał. Niestety, cały czas gadała, że mam wybierać między nią, a kolegami, co wydawało mi się niedorzeczne. W międzyczasie zmieniłem pracę, a jej to nie pasowało, bo zacząłem jeździć autobusami, gdyż skusiły mnie duże zarobki. Ona uważała, że nie będzie ze mną skoro mam pracę gdzie jest kontakt z gotówką, która według niej jest skażona bakteriami i chyba też twierdzi, że ta praca w jakiś sposób hańbi. Tutaj mógłbym wrócić do początku, a więc do teraźniejszych wydarzeń czy też niedawnej przeszłości. Byliśmy razem, nie byliśmy, oficjalnie nie zerwaliśmy choć ona gadała, że nie zaakceptuje mojej pracy i kolegów. Jeszcze w lutym tego roku wysłałem jej 1500zl bo mnie prosiła. A niedawno wyrzuciła mnie jak zwykłego śmiecia i zastąpiła kimś kto powiedział jej parę czułych słów i gada jej dokładnie to, co ona chce usłyszeć przez co w jej oczach jest lepszy, bo ja jej ostatnio często mówiłem co myślę, bo bardo liczyłem, że się ogarnie i w końcu będziemy razem jak normalna para.
Nie wiem teraz szczerze mówiąc co czasami ze sobą zrobić, choć moje serce jest w strzępach to należy do niej niestety. Staram się być silny i wmawiać sobie, że to ona straciła, a nie ja, że to ona będzie żałować kiedyś, ale będzie już za późno. Czasami mi to pomaga czasami nie, różnie bywa. Chciałabym teraz zapytać co myślicie w kwestii tego mieszkania, odezwać się jak najszybciej, załatwić to teraz? Każdy kontakt z nią rani mnie ogromnie i się zastanawiam czy nie lepiej poczekać, aż trochę się pozbieram i będę patrzył na wszystko nieco chłodniejszym spojrzeniem? Mieszkanie od kilku lat jest na mnie, a ona tam mieszka i do tej pory jakoś było, choć teraz trochę okoliczności się zmieniły, bo ona nie jest już moja? Liczę na jakieś rady, szczególnie osób, które miały podobne doświadczenia. Z góry dziękuję