Cześć,
Nie oczekuję pogłaskania po głowie czy rad odnośnie powrotu, bo wiem że jego już nie będzie. Byłem ze swoją dziewczyną (narzeczoną) 6,5 roku. Ona ma 31 lat, ja 34. Mieszkaliśmy razem ponad 5 lat. Przez ostatni rok związek to była obustronna stagnacja. Oddalaliśmy się od siebie, a ja przez tę sytuację zwlekałem z decyzją o ślubie i doszło do rozstania. Decyzja padłą z jej strony, a ja nie protestowałem. Wiedziałem, że wisi ono w powietrzu i byłem na nie w pewnym sensie psychicznie przygotowany. Czuliśmy, że trzeba się rozejść. Ona przeprowadziła się 30 km od mojego mieszkania, w którym wspólnie mieszkaliśmy. Jesteśmy ponad 5 miesięcy po rozstaniu. Początkowo miała pretensje, że nie kiwnąłem palcem po tym rozstaniu. Tzn. nie starałem się o nią. Ale wyszedłem z założenia, że rozstanie to rozstanie i nie ma co utrzymywać kontaktu. Potem po jakichś 2 miesiącach doszło do kolejnego kontaktu między nami. Chcieliśmy się spotkać, żeby zobaczyć jak się będziemy razem czuli. Ona podkreślała, żeby spotkać się tylko na chwilę, bo twierdziłą że nie wie czego chce od życia i że nie wiem czy chciałaby być ze mną na tym etapie i po rozstaniu. Mimo wszystko się spotkaliśmy. Potem kilka dni po tym spotkaniu doszło do kolejnego. I została wyrzucona bomba z jej strony, że ona by chciała żebym się jej zdeklarował, że albo jesteśmy razem albo nie. I że jeżeli tak, to bierzemy ślub i płodzimy dziecko. Ja na to, że to szalony pomysł i że mnie zaskoczyła, bo spotkaliśmy się raptem 2 razy po rozstaniu i mamy od razu wziąć ślub. Że jeszcze spotkanie temu nie była mnie pewna i że nie wiedziała czego chce. Nie zgodziłem się na podjęcie decyzji tu i teraz. Ona odeszła z płaczem i była na mnie zła - delikatnie mówiąc. Stwierdziłem, że jakikolwiek kontakt to błąd. Wiem, że jej po rozstaniu dość mocno doskwierała samotność, bo przeprowadziła się w miejsce gdzie nie ma znajomych i ogólnie głównie bazowała na moich znajomych jak byliśmy jeszcze razem w związku. I przez kolejne 3 miesiące jedynie raz dostałem od niej kontrolną wiadomość ,,co słychać" - typowe sprawdzenie co u mnie. Przez ten czas nie obserwowałem jej na jakichkolwiek mediach społecznościowych. Odciąłem się totalnie, żeby nie sprawdzać ,,co u niej". Dzięki temu szedłem do przodu. ALE przedwczoraj kolega wysłał mi screena profilu mojej byłej z tindera. Myślał, że jego wiadomość będzie w pewien sposób śmieszna, a mi otworzyła ranę. Emocje zaczęły buzować a ja głupi zacząłem drążyć temat odnośnie tego czy kogoś sobie znalazła. Wiem, że to głupota, ale przypływ emocji był ogromny. Zacząłem jak ten głupek wertować jej media społecznościowe. No i oczywiście w ostatnio dodanych znajomych na fb jest jakiś 3 lata młodszy od niej koleś, z którym nie mamy żadnych wspólnych znajomych gdzie ,,polubili" również swoje zdjęcia profilowe. Wiem, wiem to dziecinada takie sprawdzanie i patrzenie na ,,lajki", ale widać że to musi być jakiś gość, którego cakiem niedawno poznanala i mają między sobą jakąś interakcję. Gość z wygladu dosyć podobny do mnie (a nie należę do brzydali). Więc to jeszcze bardziej mnie zakuło. Ogólnie zrobiło mi się strasznie smutno, że eks poznaje nowych po tylu latach razem. Że pewnie jestem zapomniany i zapewne sypia z tym nowym gościem. Czuje jakby ktoś wbił mi kij w ranę. Na poziomie racjonalnym doskonale wiem, że nie jesteśmy razem, że ona ma prawo spotykać się i sypiać z kim chce. Sam układam sobie życie na nowo i również od jakiegoś czasu z kimś się spotykam. Ale nie sądziłem, że tak to zaboli jak zobaczę moją eks, która szuka mojego zastępstwa. Czuję jakbyśmy rozstali się na nowo. Smutek jest nie do opisania i w tej chwili moje wszystkie myśli są skupione na eks i tym type, którego dodała. Czuje się beznadziejnie, że coś takiego mogło tak zachwiać moimi emocjami, bo przecież w głębi siebie wiedziałem, że ona będzie szukać kogoś nowego. Do tego zacząłem ją idealizować Musiałem to z siebie wyrzucić.