Witam
To pierwszy mój post na tym forum. Mam 51 lat i jestem w związku z partnerką od 5 lat.
Nasz problem, (a może tylko mój) to brak mojej chęci sexu do partnerki. Nie czuje potrzeby sexu z nią. Nie czuje tez potrzeby sexu z kimkolwiek innym. Jestem wierny i nigdy jej nie zdradziłem. Czasem bywa że jest u mnie masturbacja ale naprawdę rzadko.
Wiele razy mi o tym mówiła że potrzebuje więcej intymności i sexu. Do tej pory była bliskość. Przytulania, trzymanie się za rękę, pocałunki i odczuwalna wieź. Teraz od miesiąca tego nie ma.
Poza tym w związku jest idealnie, owszem kłócimy się ale który związek nie ma sporów. Ona jest ode mnie 4 lata młodsza i ma swojego 13 letniego syna,. Jest mocno nadopiekuńcza co do niego. Do tego stopnia że czasem kładzie się z nim spać żeby on zasnął. Mnie się to nie podoba ale nie mam na to wpływu. Co do swojej niedyspozycji to miałem trudne dzieciństwo, brak ojca (szybko zmarł) i chora umierająca mama która odeszła gdy miałem 13 lat. Jestem nad wrażliwcem ale potrafię być facetem, całe życie się tego uczę i chodziłem na terapię. Należę do inteligentnych facetów ale potrafię dużo rzeczy technicznych naprawić i nie mam dwóch lewych rąk. Poza tym jestem mocne zorganizowany i potrafię zapewniać bezpieczeństwo zarówno sobie jak i kobiecie, Wszystko wydaje się więc idealnie ale właśnie ten sex szwankuje. Byłem już nie raz u sexuologa ale jakoś nie potrafili mi pomoc. Możliwe że przez traumy z moją chorą mamą którą się jako dziecko opiekowałem. Ja bez sexu potrafię żyć. Wyszalałem się już i potrzebuję spokoju, bezpieczeństwa związku i kochającej rodziny. Sam nie mam dzieci. Jako młody facet mocno szalałem i nie stroniłem od kobiet ale od około 10 lat poczułem potrzebę stabilizacji. Jednak wszystko co daje mojej kobiecie okazuje się za mało. A głownie to za mało sexu. Na dodatek mam wrażenie, że jest chyba osoba toksyczną, próbującą narzucać swój styl w związku i nie okazującą wcale uczuć. Przez 4 lata nie powiedziała nic o mnie swojej rodzinie ukrywając mnie przed nimi. Ona tez miała trudne dzieciństwo. Ale ze swoimi traumami nic nie robiła. Kocham ją, ale co raz bardziej tracę szacunek dla siebie. Zaczyna traktować mnie jako powietrze.
Zastanawiam się czy sex jest najważniejszy w związku. Czy skazany jestem na „wieczne potępienie” Wiele kobiet mówiło mi że jestem interesującym facetem i dziwiły się ze jestem sam. Tak sobie myślę że władcza postawa mojej kobiety trochę mnie wykastrowała. Służbowo ma wysokie stanowisko i stara się to rządzenie wprowadzać do domu przez co czasami wzbudza konflikty. Na dodatek mam wrażanie że to mnie bardziej zależy niż jej. Boli mnie to ze się od siebie oddalamy. Z drugiej strony nie mogę sobie pozwolić na brak szacunku wobec siebie i traktowanie ostatnio jako 5 koło u wozu. Wiem tez że dla niej brak sexu może być uciążliwi i może mieć wpływ na jej frustracje ale nie wiem jak mogę jej pomoc.
Czy będzie coś jeszcze z tego związku? Wiem nie można mieć wszystkiego, ale czy brak sexu może stać na przeszkodzie reszty związku?