Mój mąż jest pracoholikiem. Jeżeli obydwoje mamy urlop, to on od rana do nocy pracuje online. Byłoby to błogosławieństwem gdyby nie fakt, że on w ten sposób się ode mnie izoluje.
Chodzi o to że spędza czas przerw na tv, czy na PŚ czy gdziekolwiek indziej i autentycznie mnie od siebie odpędza. Wielokrotnie prosiłam go by wygospodarował mi godzinę albo zrezygnował z jednego godziny pracy dla mnie ale go to irytuje. Na początku związku było inaczej. Przytulał się, całował, jakoś był bardzo uczuciowy. Teraz mogę stwierdzić że max 10 minut rozmowy, przy cz to ja mam go słuchać. Moje tematy są ucinane albo uznawane za nieistotne. Nie da się z nim normalnie pogadać, bo zasłania się telefonem. Ma dziecko z pierwszego związku i mam wrażenie że oddałby mu 3 godziny a ja się nie liczę. Randkowanie polega na tym że mówi gdzie chce jechać i zjeść bo zgłodniał. Gdy przeprowadziliśmy się do nowego domu zaczął traktować mnie jak uczennice. To robisz zle, ja pokaże jak lepiej, ja poinstruuje i jestem doświadczony. Przed 3 lata naszego małżeństwa będąc na wynajmowanym nigdy nie był takim pedantem. W nowym mieszkaniu które jest prawnie moje na każdym kroku mnie karci bo coś jest źle. Proszę się go jak cyganka o uczucia. Doszło to tego że on wogole mnie bagatelizuje i zyje jak lokator- praca, telewizja, praca online. Z tej bezsilnosci zatęskniłam za swoim byłym chłopakiem, serio. Za tym że byłam dla niego ważna i szanował moje uczucia.
Moj mąż odkłada posiadanie dziecka za 5 albo 7 lat. Notorycznie mówi mi że się nie nadaje na bycie matką. Mówi że jestem niezorganizowana co w moim odczuciu nie jest prawdą. Idąc spać odwraca się tyłkiem ani be ani me ani dobranoc. On naprawdę z kumplami gada 2 godziny ale że mną prowadzi monolog. Powiedziałam mu że tak dłużej być nie może to powiedział że jak mam go dość to on się wyprowadzi i że on nie musi że mną być, w każdej chwili. Wyszedł na miasto i teraz siedzę sama. Co myślicie?