Cześć,
trzy lata temu poznałam chłopaka, który handluje sprzętem do sportów wodnych i robiłam u niego zakupy. Oboje wywodzimy się z surferskiego, hermetycznego towarzystwa.
On mieszka 400km ode mnie, ale co sezon przyjeżdża nad morze (gdzie mieszkam ja) a nawet wpada w weekendy. Jesteśmy przed trzydziestką, od kilka lat starszy. Wiedziałam, że ma małe dziecko jak go poznałam. Zaczęliśmy ze sobą często pisać i rozmawiać przez telefon, na neutralne tematy, dotyczące naszej wspólnej pasji. Zaproponował spotkanie przy okazji przyjazdu nad morze. Zapytałam o mamę jego rocznego synka, czy są razem. Zaprzeczył, powiedział że ze sobą nie żyją. Zgodziłam się na spotkanie.
I tutaj przyspieszę - przerodziło się to w romans, częste przyjazdy, godziłam się z tym że jest ojcem dla swojego syna i ma codzienny kontakt z jego matką. Oczywiście okazało się, że nie mam kszty intuicji i mnie okłamywał przez kilka miesięcy. Osiedlił się latem ze swoją partnerką i dzieckiem nad morzem. Partnerce wyjawiłam prawdę wraz z dokumentacją fotograficzną, screenshotami rozmów, wskazywałam na ewidentną bolesną zdradę. Partnerka nosi miano złotej dziewczyny, podziękowała za udzielone informacje, nie skonfrontowała się ze swoim partnerem (zgaduję) z uwagi na małe dziecko. Jej partner na długo po naszej babskiej rozmowie staral się wyciągać na spotkanie, mimo że nie widziałam się z nim kilka miesięcy. W koncu wybuchłam, powiedziałam że nas obie okłamywał, że jego dziewczyna już dawno o tym wie. Zablokował mnie na pół roku, po czym odblokował, udał że nic się nie stało. Romans trwał dalej, ja beztrosko stwierdziłam że skoro wszyscy o sobie wiemy i ten związek jest jakby otwarty, to czemu nie. Nasze spotkania to były spacery, kolacje, seks w hotelu (bo ja mieszkam z rodziną, a on nie ma nad morzem mieszkania, a sypia albo u znajomych albo na helu w przyczepie). Oczywiście na następny dzień po tym jak się widzieliśmy to czułam się okropnie skacowana moralnie, generalnie nie było to dobre rozwiązanie i podjęłam się challengu żeby wyjść z uzależnienia jakim była ta relacja która trwała trzy lata, z długimi przerwami i kręceniem się w kółko. Mam jasność tego, że nikt z nas nie jest szczęśliwy i jesteśmy w tzw. kiślu. Odnajduję się przy nowym partnerze i odbudowuję moje własne poczucie szczęścia.
Jednak co mnie do dzisiaj zastanawia to to, jak działa relacja pary ktora ma dziecko i
jedna osoba zdradza regularnie ze świadomością drugiej osoby?
Tak da się żyć?
Jestem zła na siebie i zła na tego faceta że wplątał mnie w taką relację, bycie 24 letnią kochanką to bardzo niewygodna pozycja, a bycie matką z facetem łajdakiem jeszcze gorsza.
Co dalej będzie z ich relacją? Czy takie coś działa latami, czy w koncu jej pęknie żyłka?
Ta relacja zaburzyła mi światopogląd w kontekście przyzwoitości i wierności w relacji…