Witam
Byliśmy w związku ponad 7 lat. Poznaliśmy się przez przypadek, na początku traktowałem ją jak koleżankę gdyż ona młodsza o 9 lat.
Ja wtedy 30 lat samotny ale z dzieckiem. Ona dopiero wchodziła w dorosłe życie. Spotykaliśmy się kilka miesięcy jako przyjaciele i tak ją traktowałem.
Nagle oświadczyła mi że się we mnie zakochała i chciałaby być ze mną związku - zgodziłem się. Było cudownie, ona przeżyła pierwszy raz ze mną, wspólne zainteresowania pasje fajne życie mimo ze trochę na odległość gdyż mieszkałem 70km od niej. Szybko zleciało na spotykaniu się głównie weekendowym, ale dochodziły wakacje imprezy okolicznościowe związek się super układał. W tym czasie postawiliśmy na rozwój osobisty ona skończyła studia, razem wspólne kursy, szkolenia. Zmienialiśmy kilkukrotnie i ona i ja prace, posuwaliśmy się do przodu było cudownie. Po ustabilizowaniu życiowym ona zaczeła naciskać na wspólne mieszkanie, oraz nagle na dziecko że ma niby już 27 lat i że to najlepsza pora. Ja byłem przeciwny kredytom i przeciągałem ten fakt chcąc odłożyć i kupić coś małego na start. Zgodziła się ale już co chwilę wracała z tym tematem. Dodatkowo ciągle mi wypominała że spotykam się z byłą( matką mojego syna) co owszem było prawdą ale te spotkania to tylko chwila gdy odbierałem lub odwoziłem syna. Niestety doszło do takie stanu ze ciągle tylko o tym, pomimo moich zapewnień że nic mnie nie łączy. Było to już tak wielką przesadą że kilkakrotnie odchodziłem od niej na chwilę gdyż nie dało się już znieść jej bezpodstawnej chorobliwej zazdrości. Zawsze po takim czymś obiecywała że się zmieni że już nie będzię, przepraszała a jaj wybaczałem i był tak zwany święty spokój. Ja dążąc do celu jakim był zakup mieszkania rzuciłem się w wir pracy. Pracowałem po 10-12 godzin plus soboty. Mówiłem o tym że to na mieszkanie cieszyła się ale jej naciski były coraz większe razem z zazdrością o byłą. Szukała tylko powodów do kłótni a ja wolałem pracować niż spędzać czas z nią na kłótniach. Oddalaliśmy się powoli. Ale nadchodziły długie weekendy jakieś wspólne wyjazdy lub ona przyjerzdzała do mnie na 2-3 dni i wszystko wracało do normy. Tak upłyneło 7 lat. Ja planując zakup mieszkania szykując jej niespodziankę byłem bardzo zaangażowany, zapracowany i tylko myślałem o niej że spełnię jej-nasze marzenia. Nawet zaplanowałem urlop na styczeń bo stwierdziłem ze po tak trudnym okresie zasługujemy na odpoczynek.
Niestety w dzień przed wigilią dostałęm smsa że ona już nie może dłużej na mnie czekać i znieść mojej postawy. Że brakowało jej mnie, że nie byłem nią zainteresowany, że zostawiłem ją samą i że postanowiła odejść. Taki sms po 7 latach i nic więcej. Spadło to na mnie jak piorun. Próbowałem dzwonić pisać ale wszystko poblokowane. Zupełny brak kontaktu. Po 5 dniach nagle długi mms, że znalazła sobie przyjaciela z którym jest szczęśliwa, że wyjechała z nim na świeta i ze traktuję ją jak księżniczkę, I że to moja wina bo nie miałem na nią wiecznie czasu. I ponownie zablokowane możliwości kontaktu. Odczekałem do 10 stycznia przez znajomych dowiedziałem się gdzie się wyprowadziła (w miedzy czasie wynajęła sobie pokój) i próbowałem z nią porozmawiać. Powiedziała żebym zniknął z jej życia i że się do mnie nie odezwie nigdy więcej. Potem jeszcze zobaczyłem ją z jakimś gościem jak idą na miasto. Tak moje serce zostało rozerwane. Nie mogę sobie darować że tak ciężko pracowałem a ona w tym czasie zapewniając mnie o wierności robiąc mi wyrzuty o byłą znalazła sobie innego. Pytanie czy to tylko pocieszyciel, który się nią zabawi czy to coś poważnego. Czy warto czekać? Czy będę w stanie jej wybaczyć zdradę. Czy lepiej odciąć się zupełnie. Nigdy nie przeżyłem tak wielkiego bólu, byłem pewny że to TA JEDYNA. Naprawdę ją kocham.