Ktoś wyszedł z kryzysu małżeńskiego?
Jesteśmy małżeństwem z 11 letnim stażem, mamy 9 letnie blizniaki. Przez lata układało się dobrze, od ponad roku prawie jakbyśmy nie byli małżeństwem.
Ja w mlodosci ćpałem, teraz jestem czysty, nie pije też alkoholu, za to dużo palę. Jednak zauważyłem, że myśli kręcą mi się wokół ćpania, nosi mnie całymi dniami, nie sypiam, cały czas chodzę na wnerwie. Na imprezie byłem "częstowany" przez kolegę, odmówiłem, ale zrobiłem to resztkami rozumu.
Dzieci są ułożone, dobrze się uczą i nie mamy z nimi problemów, ale kwas między nami dobrze na pewno na nich nie wpływa.
Z żoną kłócimy się o byle pierdoły, nie potrafimy w spokoju przegadać codziennych spraw. Ja zbyt często wybucham, reaguje krzykiem. Za każdym razem w duchu się opier....za swoje zachowanie, mówię sam sobie, że muszę się kontrolować, ale nie potrafię się opanować. Seksu nie ma, nawet nie czuje żadnego popędu, po tych wszystkich zawirowaniach nie wyobrażam sobie, że cokolwiek razem z żoną robimy.
Czasem, żeby nie było kłótni, bo dzieci słyszą, proszą, żebysmy przestali (nie ma przemocy fizycznej, ale są głównie z mojej strony krzyki, zdarza się mi przeklinać), wychodzę z domu, jeżdżę gdzieś bez celu po mieście. Żonę to też drazni, pyta, gdzie byłem i czy nie mam kogoś.
U żony w pracy jest groszy okres, zarabia mniej niż kiedyś, bardzo ją to dołuje. Finanse to główny punkt zapalny.
W nocy śpię po 2 godziny, nie mogę zasnąć, moje myśli krążą wokół jednego, o czym pisze na wstępie. To się staje obsesją, jakby mnie ktoś wewnątrz nastawil i nakręcił i to nie puszcza. Mam wrażenie, że oszaleje, to wszystko wychodzi w moim cholerycznym zachowaniu. Po pracy bym najlepiej nie wracał do domu, tylko wyjechał. Żona nie wie o tym, co mnie wpier....od środka, ale o samym nałogu wiedziała. Ja coś nie zmieni się, to chyba skończę w wariatkowie.
Mam ochotę poprosić żonę o chwilę rozmowy, powiedzieć o wszystkim szczerze. Tracę zmysły powoli. Nie wiem, jak mam/mamy "wyjść" z tego wszystkiego.
Dowolna grupa anonimowych.
Najwieksza szansa na poprawe.
Nie wazne od czego jestes uzalezniony, przyczyna jest zawsze ta sama - poczucie pustki, beznadziejnosci i samotnosci.
Zazwyczaj spowodowane jest to warunkowa czuloscia rodzicow, ktora traktuja jak srodek wychowawczy.
Udaj sie na pierwszy meeting i zobaczysz, ze wszyscy tam maja bardzo podobne dziecinstwo i przejscia do Ciebie.
3 2022-10-29 22:17:38 Ostatnio edytowany przez paslawek (2022-10-29 22:36:19)
Ktoś wyszedł z kryzysu małżeńskiego?
Jesteśmy małżeństwem z 11 letnim stażem, mamy 9 letnie blizniaki. Przez lata układało się dobrze, od ponad roku prawie jakbyśmy nie byli małżeństwem.
Ja w mlodosci ćpałem, teraz jestem czysty, nie pije też alkoholu, za to dużo palę. Jednak zauważyłem, że myśli kręcą mi się wokół ćpania, nosi mnie całymi dniami, nie sypiam, cały czas chodzę na wnerwie. Na imprezie byłem "częstowany" przez kolegę, odmówiłem, ale zrobiłem to resztkami rozumu.
Dzieci są ułożone, dobrze się uczą i nie mamy z nimi problemów, ale kwas między nami dobrze na pewno na nich nie wpływa.
Z żoną kłócimy się o byle pierdoły, nie potrafimy w spokoju przegadać codziennych spraw. Ja zbyt często wybucham, reaguje krzykiem. Za każdym razem w duchu się opier....za swoje zachowanie, mówię sam sobie, że muszę się kontrolować, ale nie potrafię się opanować. Seksu nie ma, nawet nie czuje żadnego popędu, po tych wszystkich zawirowaniach nie wyobrażam sobie, że cokolwiek razem z żoną robimy.
Czasem, żeby nie było kłótni, bo dzieci słyszą, proszą, żebysmy przestali (nie ma przemocy fizycznej, ale są głównie z mojej strony krzyki, zdarza się mi przeklinać), wychodzę z domu, jeżdżę gdzieś bez celu po mieście. Żonę to też drazni, pyta, gdzie byłem i czy nie mam kogoś.
U żony w pracy jest groszy okres, zarabia mniej niż kiedyś, bardzo ją to dołuje. Finanse to główny punkt zapalny.
W nocy śpię po 2 godziny, nie mogę zasnąć, moje myśli krążą wokół jednego, o czym pisze na wstępie. To się staje obsesją, jakby mnie ktoś wewnątrz nastawil i nakręcił i to nie puszcza. Mam wrażenie, że oszaleje, to wszystko wychodzi w moim cholerycznym zachowaniu. Po pracy bym najlepiej nie wracał do domu, tylko wyjechał. Żona nie wie o tym, co mnie wpier....od środka, ale o samym nałogu wiedziała. Ja coś nie zmieni się, to chyba skończę w wariatkowie.
Mam ochotę poprosić żonę o chwilę rozmowy, powiedzieć o wszystkim szczerze. Tracę zmysły powoli. Nie wiem, jak mam/mamy "wyjść" z tego wszystkiego.
Masz nawrót stąd to wszystko nakręcasz się i Cię nosi ,nawet po latach abstynencji można go mieć
coś w sobie niestety zaniedbałeś a jeśli nie byłeś na terapii to nie wiele wiesz jak sobie radzić żeby nie dopuszczać do takich stanów i chorych emocji.
Masz bardzo klasyczne objawy na granicy zaćpania - silna wola to za mało
Johny proponuje Ci mityng na przykład NA - to dobry pomysł idź i powiedz jak się teraz czujesz pogadaj z kimś
Emocje od dawna mam wywalone w kosmos, wściekłość granicząca z wkurwem towarzyszy mi każdego dnia. Jakbym mógł to bym ten dom rozniosl, mam chwile otrząśniecia i opamiętania, gdzie próbuje się wewnętrznie przywołać do porządku, wydaje mi się wtedy, że już nie będę darł mordy, ale na tym się konczy. Żona zarabia dużo mniej, to sie powinno zmienić, nie jest to jej wina, ale nawet tu raz jej wygarnąłem, że gdyby nie moje zapier...na ten dom to by dawno marnie skończyła. Padają z mojej strony słowa ktore paść nie powinny.
Najgorsze, że "pokusy" mam na wyciągnięcie ręki, odmawiam, bo mam resztki rozsądku, które mi mówią, że wpadnę w gówno po uszy, a mam rodzinę, dzieci, ale ledwo wyrabiam. Chciałem czy raczej cały czas chce powiedzieć żonie, ale hamulec w głowie działa, bo nie wiem, jak ona da radę z taką nowiną. Na innych polach się wali i pali aż "miło". Może te mityngi to lepszy pomysł niż dokładanie żonie w tej sytuacji.
Emocje od dawna mam wywalone w kosmos, wściekłość granicząca z wkurwem towarzyszy mi każdego dnia. Jakbym mógł to bym ten dom rozniosl, mam chwile otrząśniecia i opamiętania, gdzie próbuje się wewnętrznie przywołać do porządku, wydaje mi się wtedy, że już nie będę darł mordy, ale na tym się konczy. Żona zarabia dużo mniej, to sie powinno zmienić, nie jest to jej wina, ale nawet tu raz jej wygarnąłem, że gdyby nie moje zapier...na ten dom to by dawno marnie skończyła. Padają z mojej strony słowa ktore paść nie powinny.
Najgorsze, że "pokusy" mam na wyciągnięcie ręki, odmawiam, bo mam resztki rozsądku, które mi mówią, że wpadnę w gówno po uszy, a mam rodzinę, dzieci, ale ledwo wyrabiam. Chciałem czy raczej cały czas chce powiedzieć żonie, ale hamulec w głowie działa, bo nie wiem, jak ona da radę z taką nowiną. Na innych polach się wali i pali aż "miło". Może te mityngi to lepszy pomysł niż dokładanie żonie w tej sytuacji.
Byłeś kiedyś na jakiejś terapii,odwyku ?
Tak, ale to "stare" czasy.
7 2022-10-30 00:18:36 Ostatnio edytowany przez paslawek (2022-10-30 02:56:28)
Tak, ale to "stare" czasy.
Stare nie stare czasy - czas sobie może coś odświeżyć i nie zgrywać bohatera "silnej woli" czy ofiarę losu
I po 20 latach widziałem nawroty zakończone zaćpaniem,zapiciem, różnie się kończyły,czasem bardzo tragicznie,nie straszę Ci sam może zdajesz sobie sprawę ,jak zaczniesz dotrzesz szybko do punkty w który niby skończyłeś a najpierw będziesz mieć iluzję że odzyskałeś kontrolę
jak nic nie zrobisz to samo Ci nie przejdzie no może na chwilę w coś uciekniesz bo szukasz ewidentnie guza,tak mi się wydawało że nie jesteś całkowitym nowicjuszem.
Tu nie ma co deliberować nad sytuacją tylko emocjami się zajmij na początek, a nie stanem psychicznym żony,sytuacją ogólnoświatową etc na siebie to możesz mieć jakiś wpływ innych zostaw w spokoju.
Zasuwaj jutro na mityng - nie zaszkodzi Ci .
Nigdy nie lubiłem nazywać się narkomanem. Zawsze miałem silną potrzebę kontroli nad wszystkim. Wszystko lubię kontrolować: w pracy, w domu, a tutaj po raz pierwszy od dawna, zaczynam się łamać. W ch...owych barwach wszystko widze. Podobnie po razy pierwszy od nie wiem kiedy (kiedyś się rzadko, ale zdarzał, później nawet tego unikalem), mam ochotę strzelić sobie tramadol, bo po tym wreszcie pójdę spac jak człowiek.
Wszystko mi się wymyka spod kontroli, a ja zawsze byłem pewien, że mnie to nigdy.
Nigdy nie lubiłem nazywać się narkomanem. Zawsze miałem silną potrzebę kontroli nad wszystkim. Wszystko lubię kontrolować: w pracy, w domu, a tutaj po raz pierwszy od dawna, zaczynam się łamać. W ch...owych barwach wszystko widze. Podobnie po razy pierwszy od nie wiem kiedy (kiedyś się rzadko, ale zdarzał, później nawet tego unikalem), mam ochotę strzelić sobie tramadol, bo po tym wreszcie pójdę spac jak człowiek.
Wszystko mi się wymyka spod kontroli, a ja zawsze byłem pewien, że mnie to nigdy.
Nic w tym osobliwego chore emocje i presja kontroli to idzie w parze zawsze
Narkoman,alkoholik - etykietki mało w sumie znaczące,ale jak się nie lubi tak nazywać to istnieje niestety szansa że tego w sobie nie akceptujesz a teraz odnawia Ci się odbija echem.
Popieram Paslawka. Lec na mityng. Z żoną tez porozmawiaj. Mysle ze to Wam może pomóc a nie Was zniszczyć. Bo żona i tak widzi ze cos się dzieje. Prawda ja uspokoi bo wyobraźnia zawsze podpowiada najgorsze scenariusze. Sam piszesz ze boi się ze kogoś masz. A skoro jest ten lek to znaczy ze jej zalezy ze kocha. Tylko Twoja postawa i kłótnie nie pomagają wyciągnąć ręki do zgody i pomocy. Usiądź i powiedz mam problem potrzebuje Cie. Gwarantuje ze chociaz się zmartwi przerazi to będzie chciala ci pomoc.
A ze nazywać się narkomanem nie lubisz. Żaden nałogowiec nie lubi i nie chce. Dopiero ten który chce sobie naprawdę pomóc mówi to otwarcie bo wie ze tak jest. A przyjęcie prawdy o sobie jest pierwszym krokiem do przodu.
Byłeś takim typowym ćpunem z problemami, czy tylko eksperymentatorem na studiach (nie oszukujmy się - większość ludzi miał epizod eksperymentowania)?
Mój mąż na studiach tak właśnie eksperymentował. I czasami - w dorosłym, małżeńskim życiu - też go ciągnęło. Zgodziłam się i dosłownie raz na rok, raz na dwa lata, coś sobie weźmie. Ja nie, mnie akurat to nie kręci, zawsze byłam anty-narkotykowa.
Ostatnio wziął coś z 2-3 lata temu i tylko go to przekonało, że jest za stary na takie zabawy. Strasznie to odchorował.
Więc może tutaj tkwi problem? Że dla Ciebie to takie niedostępne tabu?
Inna sprawa jeśli byłeś takim "prawdziwym" ćpunem. Wtedy jest ryzyko, że wrócisz do nałogu.
Byłeś takim typowym ćpunem z problemami, czy tylko eksperymentatorem na studiach (nie oszukujmy się - większość ludzi miał epizod eksperymentowania)?
Mój mąż na studiach tak właśnie eksperymentował. I czasami - w dorosłym, małżeńskim życiu - też go ciągnęło. Zgodziłam się i dosłownie raz na rok, raz na dwa lata, coś sobie weźmie. Ja nie, mnie akurat to nie kręci, zawsze byłam anty-narkotykowa.
Ostatnio wziął coś z 2-3 lata temu i tylko go to przekonało, że jest za stary na takie zabawy. Strasznie to odchorował.Więc może tutaj tkwi problem? Że dla Ciebie to takie niedostępne tabu?
Inna sprawa jeśli byłeś takim "prawdziwym" ćpunem. Wtedy jest ryzyko, że wrócisz do nałogu.
Na początku to było takie niewinne eksperymentowanie, tylko u mnie - niestety - na samym eksperymentowaniu się nie skończyło.
Autorze, ja także popieram Pasławka ale przede wszystkim co chcę Tobie napisać- koniecznie porozmawiaj z żoną. Nie zostawiaj jej z domysłami, obawami i lękami. Przecież jesteście małżeństwem, przysięgaliście sobie w "zdrowiu i chorobie", kogo masz prosić o pomoc jak nie własną żonę? Nie bój się prosić i nie wstydź się prosić o pomoc. Nie zgrywaj bohatera tylko do niej idź i powiedz co dzieje się w Twojej głowie, abyście razem mogli walczyć o lepsze jutro dla waszej rodziny. Ta potrzeba kontroli Cię zniszczy, już Cię niszczy. Co nieco o tym wiem, bo mój mąż przejawiał/przejawia podobne objawy z tą kontrolą (jest trzeźwym alkoholikiem). szkoda Ciebie na to. Mityng wskazany także.
Nie wiem, czy z tego małżeństwa coś jeszcze będzie. Tu już nie ma żadnej miłości, bliskości, ja jestem bliski nienawiści do żony. Niby się opieprzam za swoje zachowanie, ale jak przychodzi co do czego, patrzę na nią, to mnie telepie. Można uratować coś, gdzie kłótnie masz o kazda nawet najmniejsza pierdołe?
Bo to, że główna rolę grają finanse, nie znaczy, że w innym aspektach jest lepiej. To kiedyś tak nie wyglądało, naprawdę byłem za nią.
To jest chore, bo tu jej chce powiedzieć, co się ze mną dzieje, a tu bym ją najchetniej rozniosl i poszedł w pizdu. Nie powiem jej, nie dam rady.
14 2022-10-30 14:02:35 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2022-10-30 14:03:36)
Można uratować coś, gdzie kłótnie masz o kazda nawet najmniejsza pierdołe?
Mozna.
Anorektycy sa dobrym przykladem - nie ma silniejszego bodzca niz chec jedzenia gdy jest sie wyglodzonym a ich od jedzenia odpycha (bo tworza sobie w swiadomosci przyczynowo-skutkowe powiazania miedzy jedzeniem a wszystkim czego boja sie najbardziej).
Wszystko co Cie odpycha lub przyciaga idzie swiadomie przebiegunowac.
Ja uwazam, ze naprawa tego zwiazku bedzie wrecz konieczna do wyzdrowienia.
Musisz zbudowac cieple relacje z innymi, ktorych Ci brakuje (bo w tym braku lezy sens zagubienia kazdego uzaleznionego).
Aby miec mozliwosc ich budowania musisz wybaczyc sobie i innym.
Jedyna droga do wybaczenia innym jest zrozumienie.
Jedyna droga do wybaczenia sobie jest naprawa wyrzadzonych szkod.
Dlatego moim zdaniem nie jestes w stanie samemu sie odnalezc jesli uciekniesz od tych, ktorych skrzywdziles.
Johny Ty jesteś na programie zdaje się
Źle jest od ponad roku, a od kilku miesięcy określić mogę ten stan jako tragiczny.
moze powinienes pojsc nie tylko na spotkanie NA, ale tez do psychiatry, zeby dal ci cos lekkiego na ustabilizowanie i wyciszenie emocji przynajmniej az ci nie przejdzie ten nawrot.
Popieram, biegiem do psychiatry bo to może się źle skończyć - atakiem szału, agresji itd. następnie idź na spotkania od uzależnień, jak Ci wyżej sugerowano. Musisz coś żonie powiedzieć, choć trochę. Ratuj siebie / Was!
19 2022-10-30 19:44:43 Ostatnio edytowany przez paslawek (2022-10-30 20:22:32)
Źle jest od ponad roku, a od kilku miesięcy określić mogę ten stan jako tragiczny.
To jest moim zdaniem fajne forum i spoko jak chcesz to pisz jeżeli coś Ci to daje ,ale forum nie jest od takiej pomocy i interwencji,nie jest od tego w sensie nie da się rady na pewnym poziomie to po prostu niemożliwe choć nawet i by się chciało bardzo więcej pomóc zrobić.
Ewidentnie zmieniła Ci się już nawet percepcja widzisz co chcesz ale jeszcze nie jest zbyt późno
jeszcze jesteś w miarę przytomny i widzisz to że to czarne widzenie masz "nałogowe" odruchowe
Większa obecność i wyraźniejsze niby widzenie, więcej dragów w koło to nie jest nigdy żaden przypadek to skutek ,szukasz a nie przyczyna,prowokujesz, nakręcasz się i tak regulujesz emocjami żeby po wielkiej heroicznej walce ze sobą przegrać i doznać ulgi stąd ta szamotanina liczne przeszkody i wrogowie największy niby wróg to żona bo jest najbliżej.
Powinieneś dostać w łeb od niej i na odlew.Z lekami to bardzo ostrożnie choć to kuszące.
Kiedyś przed laty polazłem do swojego psychiatry też przy okazji jednego z pierwszych poważniejszych nawrotów,powiedział że jak się uprę to mi coś przepisze ,ale powiedział też że to odraczanie,półśrodek,ersatz i namiastka lepiej jak przeżyje to na żywca bez znieczulenia ten stan i miał rację.
Pisząc o lekach napisałem o tramalu + ew zolpidem, i nic poza tym.
Wiem, że forum to tylko forum i tu nikt mi/nam nie pomoże, ale z tej bezsilności postanowiłem się poradzić obcych, mając świadomość, że problemów moich samo napisanie nie rozwiaze
Co było pierwsze: myśli o zażyciu czy problemy w małżeństwie?
Co było pierwsze: myśli o zażyciu czy problemy w małżeństwie?
Sam nie wiem, to się trochę zbieglo
Wziąłem niedawno trochę tramadolu i zolpidemu, nie wiem co pisze, wszystko mi się mieni i rozlewa. To krótkie coś pisałem chyba z pół godziny. Więcej odpuszczę, ba zaczynałem debilizmy wypisywać