Ogólnie jestem całkiem ładna i atrakcyjna. Podobam się sobie i lubię to jak wyglądam. Zazwyczaj jeśli umawiam się z mężczyzna na randkę, to on chce się ponownie spotkać. Jestem raczej ciepłą, przyjacielską, sympatyczną, miłą, pozytywną dziewczyną/kobietą. Ubieram się swobodnie, lekko, kobieco. Myślę, że w zachowaniu też jestem kobieca.
Kilka lat temu poznałam pewnego chłopaka i zaczęliśmy się spotykać, potem trochę rzadziej się odzywał, gdzieś przepadł na jakis czas. Ja zajęłam się swoim życiem. Po jakims czasie odezwał się i chciał sie znów spotkać. Spotykać, ale tak bez zobowiązań, w wolnych chwilach, żeby fajnie spędzić czas i na seks. Ja się wkurzałam, bo on mi się podobał, wkręciłam się, nie chcę takich luźnych relacji bez zobowiązań, chciałam, by widział we mnie kogoś więcej. On, gdy się pojawia, to traktuje mnie bardzo czule, w czyms tam pomoże, a potem zaczyna się przymilać. Ja takie zachowanie długo odbierałam w nim, że w jakis sposób mu zalezy, że z tego może coś być więcej. Ale on później, gdy widzi, że ja angażuję sie emocjonalnie(bo też jasno z nim rozmawiam, on wie, że chciałabym z nim być, że czuję do niego coś więcej), to stwierdza, że on to widzi inaczej. Że nie chce mnie wykorzystywać, lubi mnie i podobam mu się, pociągam go, ale traktuje mnie jako koleżankę tylko i wyłącznie. (Ostatnio powiedział mi, że ze mna wszysyko ok, mam wszystkie cechy kobiety z którą chciałby być, ale jakos mu się nie chce starać i nie wie w zasadzie dlaczego, że nie widzi mnie w roli swojej dziewczyny. ) Potem znów odsunęłam się, nie chciałam takiej relacji, ja angażuję się emocjonalnie, a on jakby był ze skały. Poznałam kogoś innego, z kim spotykałam się rok czasu. W między czasie chłopak, o którym pisze czasem odzywał sie co tam słychać, że może spotkalibyśmy się, ale raz na parę miesięcy i ja spotykałam się z kimś innym, więc olałam te jego zaproszenia. Teraz zakończyłam mój ostatni związek. I jakoś znów odezwał się on. Zaprosił na spacer, pomógł w przeprowadzce, a potem chciał wciągną do łóżka. Trochę mu to wyszło, trochę nie. Ale znów był dla mnie niezwykle miły, czuły, troskliwy, tak patrzył na mnie, jak mężczyzna, który jest zakochany w kobiecie. Wydawało mi się, że może coś przemyślał, może jednak mnie docenił i chciałby budować ze mną coś więcej... Spędziliśmy fajnie dwa dłuższe spotkania, wcale nie na seksie, nie nalegał bardzo, choć próbował. I znów zaczęłam się angażować, znów poczułam do niego coś więcej i zaczęłam to okazywać swoim ciepłem. Gdy on to dostrzegł, znów stwierdził, że to zauważył, a nie chciał bym sie angażowała, że myślał, że po takim czasie to będzie już lżejsze, że będę potafiła tak spotykać się z nim bardziej na luzie, bez oczekiwań. Że on nie może mi tego odwazjemnić co ja czuję i jest mu głupio. Lubi mnie i pociągam go, ale widzi we mnie tylko koleżankę. I że to chyba takie egoistyczne z jego strony, ale wie, że u mnie zawsze ma akceptację, kiedy się odezwie, to wie, że zareaguję na niego pozytywnie, że widzę w nim kogoś więcej i to mu tak poprawia samopoczucie. Opowiadał też, że w miedzy czasie poznał tam jakieś inne dziewczyny, z jedną chciał być, ale ona w końcu go zostawiła dla innego i to go zabolało. Z drugą teraz coś próbuję, ale to coś tak nie może się rozkręcić, mimo to on ma nadziej, że się uda... Te jego słowa bolą. Na koniec tego ostatniego spotkania życzyłam mu powodzenia z tamta dziewczyną i ogólnie wszystkiego dobrego i sobie poszłam. Odsunęłam się psychicznie, wycofałam się. To nie ma sensu. Gdy on się odzywa, to coś tam odpiszę, nie chcę się obrażać, reagować złością, nosić w sobie jakieś negatywne emocje, ale nie chce być tym, kim on mnie postrzega. Sama nie będę już niczego angażować, wychodzić z inicjatywą. Uważam, że to zamknięty temat.
Tylko chciałbym zrozumieć w czym jestem taka gorsza od tamtych dziewczyn, z którymi on chciałby być. Gdy jego pytałam, to odpowiedział, że nie wie, nie umie mi wskazać istotnej róznicy między mną a nimi. Zastanawiam się na ile on w ogóle jest ze mną szczery a na ile coś kręci. Jak zrozumieć takich facetów? Czemu we mnie nie może zobaczyć swojej potencjalnej partnerki? Jestem dla niego za łatwa, bo potrafię go docenić i jestem szczera ze swoimi uczuciami do niego? Skoro podobam mu się fizycznie i lubi mnie, to co jest przeszkodą, by próbowac zbudować coś więcej? Jak myślą mężczyźni? Naprawdę, po prostu chciałabym zrozumieć o co tutaj chodzi... Jak być tą dziewczyną/kobietą po drugiej strony barykady - tą, w której potrafią dostrzec coś więcej?