Witajcie , wydaje mi sie ze poszlam do sciany. Mam 30 lat.Jestem w momencie gdy juz nie wiem sama co czuje, co dzieje sie naprawde. Jestem w malzenstwie 10 lat I mam 2 dzieci. Od poczatku ukladalo nam sie w wiekszosci kiepsko. Oboje pochodzimy z raczej trudnych domow I wymarzylismy sobie ze my zbudujemy szczesliwa rodzine. Wiem..to banal I az wstyd sie przyznac ale bylismy bardzo mlodzi I zagubieni. Niestety zycie szybko zweryfikowalo nasze plany I po pojawieniu sie 1 dziecka bylo juz tylko gorzej. Wszystko eskalowalo gdy wyjechalismy za granice do Holandii. Wyzwiska , brak szacunku w moja strone. Czesto zdarzala sie przemoc fizyczna. Moze nie byla ona bardzo brutalna ale praktycznie ciagle mialam nowe siniaki..na rekach czy plecach , kilka razy dostalam w twarz. Najgorsza jednak byla przemoc psychiczna , wyzwiska I ponizanie nawet na oczach dziecka. Niszczenie rzeczy w domu , rzucanie roznymi przedmiotami..Praktycznie wszystkoe wazne okazje byly pelne stresu I niszczone przez takie zachowanie.To wszystko przeplatalo sie z sielankowymi momentami , w ktorych az ciezko bylo uwierzyc ze to jeden I ten sam zwiazek. Bylam wrecz bombardowana miloscia. Przez jakis czas bylo lepiej , wierzylam ze wszystko sie ulozy I wtedy zaszlam w 2 ciaze. Niestety nawet wtedy te okresy tragedii I sielanki przeplataly sie ze soba choc przemoc fizyczna praktycznie nie zdarza sie od tamtej pory. Dalej jednak maz czesto wyzywa mnie od najgorszych , krzyczy na mnie w obecnosci dzieci , niszczy wspolne I moje osobiste rzeczy. Najgorsze ze zaczyna wyzywac sie psychicznie na starszym synu. A moze tylko mi sie wydaje ? Sama nie wierze juz w swoje odczucia. Nie jest tak ze tylko maz jest zly a ja swieta. Rowniez mam ciezki charakter , bywam nerwowa ale to zawsze ja daze do naprawienia sytuacji. Po cichu mysle zeby odejsc ale ciagle brakuje mi wiary w siebie I boje sie ze pozaluje tej decyzji. Czuje sie bardzo uzalezniona od tego czlowieka mimo to jak mnie traktuje. Nie potrafie mu wybaczyc tego wszystkiego. Po kazdej takiej akcji moja glowa krzyczy zeby uciekac ale zaraz pozniej zaczynam miec watpliwosci czy to co mysle na pewno bylo tak , a moze to moja wina I prowokuje albo przesadzam I NIE bylo tak zle. Prosze doradzcie cos.
1 2022-06-15 02:22:11 Ostatnio edytowany przez monia1287 (2022-06-15 02:58:37)
2 2022-06-15 08:06:25 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2022-06-15 08:07:51)
Witajcie , wydaje mi sie ze poszlam do sciany. Mam 30 lat.Jestem w momencie gdy juz nie wiem sama co czuje, co dzieje sie naprawde. Jestem w malzenstwie 10 lat I mam 2 dzieci. Od poczatku ukladalo nam sie w wiekszosci kiepsko. Oboje pochodzimy z raczej trudnych domow I wymarzylismy sobie ze my zbudujemy szczesliwa rodzine. Wiem..to banal I az wstyd sie przyznac ale bylismy bardzo mlodzi I zagubieni. Niestety zycie szybko zweryfikowalo nasze plany I po pojawieniu sie 1 dziecka bylo juz tylko gorzej. Wszystko eskalowalo gdy wyjechalismy za granice do Holandii. Wyzwiska , brak szacunku w moja strone. Czesto zdarzala sie przemoc fizyczna. Moze nie byla ona bardzo brutalna ale praktycznie ciagle mialam nowe siniaki..na rekach czy plecach , kilka razy dostalam w twarz. Najgorsza jednak byla przemoc psychiczna , wyzwiska I ponizanie nawet na oczach dziecka. Niszczenie rzeczy w domu , rzucanie roznymi przedmiotami..Praktycznie wszystkoe wazne okazje byly pelne stresu I niszczone przez takie zachowanie.To wszystko przeplatalo sie z sielankowymi momentami , w ktorych az ciezko bylo uwierzyc ze to jeden I ten sam zwiazek. Bylam wrecz bombardowana miloscia. Przez jakis czas bylo lepiej , wierzylam ze wszystko sie ulozy I wtedy zaszlam w 2 ciaze. Niestety nawet wtedy te okresy tragedii I sielanki przeplataly sie ze soba choc przemoc fizyczna praktycznie nie zdarza sie od tamtej pory. Dalej jednak maz czesto wyzywa mnie od najgorszych , krzyczy na mnie w obecnosci dzieci , niszczy wspolne I moje osobiste rzeczy. Najgorsze ze zaczyna wyzywac sie psychicznie na starszym synu. A moze tylko mi sie wydaje ? Sama nie wierze juz w swoje odczucia. Nie jest tak ze tylko maz jest zly a ja swieta. Rowniez mam ciezki charakter , bywam nerwowa ale to zawsze ja daze do naprawienia sytuacji. Po cichu mysle zeby odejsc ale ciagle brakuje mi wiary w siebie I boje sie ze pozaluje tej decyzji. Czuje sie bardzo uzalezniona od tego czlowieka mimo to jak mnie traktuje. Nie potrafie mu wybaczyc tego wszystkiego. Po kazdej takiej akcji moja glowa krzyczy zeby uciekac ale zaraz pozniej zaczynam miec watpliwosci czy to co mysle na pewno bylo tak , a moze to moja wina I prowokuje albo przesadzam I NIE bylo tak zle. Prosze doradzcie cos.
Przede wszystkim powinnaś podjąć decyzję i się jej trzymać. Takie "postanowienie" a potem znów wracanie do męża bo zaczeła się "sielanka" tylko nakręca spiralę toksycznego związku i utwierdza go w przekonaniu o swojej bezkarności. Tobie potrzebna jest pewność że chcesz rozstania i nie cofniesz się przed niczym aby zawalczyć o swoje szczęście, spokoj a przede wszystkim bezpieczeństwo. Do takiej decyzji niestety dojrzewa się czasem długo, ale bywa też że przychodzi ona w jednej chwili, po kolejnej akcji partnera, po poniżeniu które było już nie do zniesienia, po strachu o życie swoje albo dzieci. Ty jeszcze nie dojrzałaś do tej decyzji, choć jesteś już blisko i mam nadzieję, że w końcu ten próg przekroczysz.
Napisz czy pracujesz czy jesteś w pełni zależna od męża, czy znasz język na tyle by móc się swobodnie poruszać w tamtejszych urzędach oraz czy masz kogoś bliskiego, zaufanego w Holandii albo w Polsce. Od tego zalezy co tak naprawdę można ci doradzić.
Wyobraź sobie przez chwilę życie bez tego czlowieka... Jak je widzisz i w którym miejscu, tam w Holandii czy w Polsce?
Na czym polega Twój trudny charakter? Używasz przemocy fizycznej wobec męża?
Rodzina , ktora jest w Polsce zaoferowala mi pomoc. Martwie sie dobrem dzieci I czy wybacza mi kiedys ze nie beda mialy pelnej rodziny. Czy dam rade sama..Z drugiej strony wiem ze przebywanie w takim domu mimo dobrych chwil jest bardzo ciezkie bo w pamieci zostana glownie te zle. Sama wychowywalam sie w takim domu I dzis jestem bardzo nerwowa osoba , ktora jest bardzo podatna na nastroj i humor innych.Pracuje I mam troche oszczedosci. Boje sie ze po odejsciu poprostu sie rozsype psychicznie. Zal mi tych dobrych chwil a z drugiej strony wszystko we mnie krzyczy ze ja nie moge na takie cos pozwalac I tak zyc , dawac takiego przykladu dzieciom. Gdy tylko ciesze sie ze jest "normalnie" zaraz znow dochodzi do takich sytuacji.
5 2022-06-15 09:51:26 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2022-06-15 09:52:11)
Rodzina , ktora jest w Polsce zaoferowala mi pomoc. Martwie sie dobrem dzieci I czy wybacza mi kiedys ze nie beda mialy pelnej rodziny. Czy dam rade sama..Z drugiej strony wiem ze przebywanie w takim domu mimo dobrych chwil jest bardzo ciezkie bo w pamieci zostana glownie te zle. Sama wychowywalam sie w takim domu I dzis jestem bardzo nerwowa osoba , ktora jest bardzo podatna na nastroj i humor innych.Pracuje I mam troche oszczedosci. Boje sie ze po odejsciu poprostu sie rozsype psychicznie. Zal mi tych dobrych chwil a z drugiej strony wszystko we mnie krzyczy ze ja nie moge na takie cos pozwalac I tak zyc , dawac takiego przykladu dzieciom. Gdy tylko ciesze sie ze jest "normalnie" zaraz znow dochodzi do takich sytuacji.
Sama wiesz jak to jest wychowywać się w patologicznym domu, a takim na pewno jest taki w którym są krzyki, awantury, a nawet rękoczyny. Do tego dochodzi strach przed agresywnym rodzicem, bo prędzej czy później przemoc dotyka także dzieci.
Moim zdaniem powinnaś zacząć od psychoterapii, swojej bez męża. Potrzebna ci pomoc psychologiczna i to na "cito", bo wykazujesz ksiązkowe wprost objawy psychicznego uzależnienia. Twoje myślenie że może ty jesteś winna przemocy której doznajesz, albo że życie wolne od przemocy może być gorsze od tego które masz teraz, właśnie do nich należą. Potrzebujesz psychologicznego wsparcia i od tego zacznij wychodzenie z tej sytuacji.
6 2022-06-18 11:42:41 Ostatnio edytowany przez cisza to ja (2022-06-18 11:53:33)
./.
Wszystko eskalowalo gdy wyjechalismy za granice do Holandii. Wyzwiska , brak szacunku w moja strone. Czesto zdarzala sie przemoc fizyczna. Moze nie byla ona bardzo brutalna ale praktycznie ciagle mialam nowe siniaki..na rekach czy plecach , kilka razy dostalam w twarz. Najgorsza jednak byla przemoc psychiczna , wyzwiska I ponizanie nawet na oczach dziecka. Niszczenie rzeczy w domu , rzucanie roznymi przedmiotami..Praktycznie wszystkoe wazne okazje byly pelne stresu I niszczone przez takie zachowanie.To wszystko przeplatalo sie z sielankowymi momentami , w ktorych az ciezko bylo uwierzyc ze to jeden I ten sam zwiazek.
./.
Przez jakis czas bylo lepiej , wierzylam ze wszystko sie ulozy I wtedy zaszlam w 2 ciaze. Niestety nawet wtedy te okresy tragedii I sielanki przeplataly sie ze soba choc przemoc fizyczna praktycznie nie zdarza sie od tamtej pory. Dalej jednak maz czesto wyzywa mnie od najgorszych , krzyczy na mnie w obecnosci dzieci , niszczy wspolne I moje osobiste rzeczy. Najgorsze ze zaczyna wyzywac sie psychicznie na starszym synu. .
Powiem krótko - UCIEKAJ!
Nie licz na to, że sadysta zmieni się.
Zniszczy Was wszystkich i jeszcze Was za to zniszczenie obwini.
Wielka miłość po stosowaniu skrajnej przemocy podpowiada, że Twój men może
być psychicznie chory.
Napisałaś, że masz gdzie mieszkać, bo rodzina chce Ci pomóc, więc skorzystaj
z tego w trybie pilnym.
Ja żyłam za długo z pasywnym przemocowcem.
Gdy mnie pobił jeden, jedyny raz już powinnam uciekać, ale prawdę mówiąc nie miałam dokąd.
Zagroziłam jednak, że jeśli jeszcze raz mnie uderzy, to go w nocy zadźgam, gdy
będzie spał, bo w dzień nie dałabym jemu rady. Nie uderzył już mnie, ale
wyżywał się na mnie w inny sposób.
Jesteśmy 17 lat po rozwodzie i gdy patrzę na tego faceta, który był moją wielką miłością, to dziwię się sobie, że tak długo to wszystko znosiłam.
Uwierz, że spokój odzyskanie godności osobistej i zdrowie psychiczne dzieci, winno
na teraz być priorytetem.
Edytowałam post, by wkleić tutaj wypowiedź Salomonki w innym wątku.
Może to także przyda się Tobie do podjęcia decyzji?
"Mialam męża przemocowca i rozumiem co czujesz. Ja mam do dzisiaj takie fazy, że chciałabym mu łeb rozwalić, choć wcześniej facet bardzo mnie "pacyfikowal". Potrafił wziąć na ręce naszą kilkudniową corkę i powiedzieć, że ją o ścianę rozbije jeśli nie ustąpię. Ustępowałam, robiłam co chciał żeby tylko mi oddał dziecko.
Odeszłam od oszołoma, dostałam rozwód z jego winy i sąd nie miał najmniejszych wątpliwości, kto zawinił..
Tylko ja długo nie mogłam odpuścić sobie. Nie mogłam sobie wybaczyć, że pozwoliłam się tak traktować zwykłemu wariatowi. Dziś jakbyś z nim porozmawiala, to on wytłumaczyłby ci, że to ja byłam winna, a on musiał mnie tak traktować bo byłam niepokorna i nieposłuszna smile"
7 2022-06-20 10:58:29 Ostatnio edytowany przez MALINOWSKAmargolcia (2022-06-20 12:28:16)
Mam podobnie. Przemoc fizyczna, psychiczna (plucie, szarpanie, przypalanie, ciągnięcie za włosy i tak można wymieniać w nieskończoność). W końcu nie wytrzymałam zawiadomiłam odpowiednie służby. Trafiłam do ośrodka była sprawa. Odmówiłam zeznań. Zabrałam dziecko. Byliśmy w separacji ale ja nadal zaślepiona wróciłam. Jakiś czas było dobrze ale znów się jazdy zaczęły. Ja wszystkiemu winna jestem bo brak jakichkolwiek rozmów. Znów złożyłam zawiadomienie. Sprawa będzie bo są dowody obdukcja. Najśmieszniejsze jest to że ja chyba psychicznie już jestem uzależniona od niego bo finansowo to nie pracuje więc problem z głowy. Nie umiem powiedzieć sobie dość. Niszczy mnie psychicznie. Teraz wszystko na mnie zgania że to wszystko moja wina. Ze nie umiem problemów załatwiać w czterech ścianach tylko trzecie osoby wprowadzam. Nie mam od tak z kim o tym porozmawiać nawet i się ostatnio zastanawiam czy nie iść na terapię postawić się na nogi psychicznie. A potem działać