Hej. 3 tygodnie temu rozstalam sie z facetem po 6 latach malzenstwa. Jestesmy narazie dalej malzenstwem. Nie ukladalo sie od dawna. Dwie rozne osobowosci ktore polaczyla milosc, ktora jak sie okazalo nie wystarczyla. Rozstanie bylo z ,,rozsadku". Mielismy sie rozejsc w przyjacielskich stosunkach. Nie utrudniac sobie zycia. Mieszkamy za granica, mamy tu swoj dom. Sprawy formalne zajma troche czasu. Ze wzgledow finansowych jestesmy troche skazani na wspolne mieszkanie. Dodatkowo ze jestesmy tu poniekad sami chcielismy sie jakos nawzajem wspierac. Okazalo sie ze ja potrzebuje tego wsparcia troche wiecej. Byly lepsze i gorsze dni. Po dwoch tygodniach moj ex by zdziwiony dlaczego ja nadal placze. Wkurzalo mnie ze gdy ja nie moglam sie pozbierac on przeszedl do porzadku dziennego. Jakby te ostatnie 6 lat malzenstwa nic nie znaczylo.
Wczoraj sie dowiedzialam co mu pomoglo a wlasciwie kto. Niewiem czemu to sobie sama zrobilam. Sprawdzilam jego telefon i doznalam olsnienia. Pisal z inna dziewczyna, rozmawial z nia jak wychodzil z domu. Niewiem od kiedy. Wyrzucilam mu to. Wsciekl sie ze sprawdzilam telefon ze nie mam do tego prawa. Ze moze spotykac sie z kim chce a ja mam przestac lamentowac. Podobno zaczal z nia rozmawiac po tym jak juz sie rozstalismy, ale mu nie wierze. Powiedzial ze malzenstwem jestesmy juz tylko na papierze. Dwa dni wczesniej powiedzial ze mnie nadal kocha ale rozstanie jest nam potrzebne. Gdy wypomniala mu to ze jedno mowi a drugie robi powiedzial ze klamal, ze mnie nie kocha. Powiedzial wiele okropnych slow. Bolalo kazde. Zaczynalam juz sobie ukladac to wszystko w glowie. A moze dalej zylam nadzieja? Wczorajszy dzien byl jednak dla mnie jak kopniak w brzuch. To juz nie byl ten sam facet. I to chyba boli najbardziej.
Jeszcze przez jakis czas musimy mieszkac razem. Musze to jakos przetrwac. Ja nie mam swojego ,,pocieszacza" wiec przechodze to naprawde ciezko.
Nie wieszajcie na mnie psow za rozstanie z rozsadku a potem szpiegowanie czy placze. Jestem raczej rozsadna kobieta ktora poprostu ma uczucia.
Slyszalam ze takie wypisanie sie moze pomoc. Niewiem na co licze, moze na slowo otuchy. Kiedy te cholerne uczucie smutku minie.
2 2022-06-07 13:39:04 Ostatnio edytowany przez blueangel (2022-06-07 13:44:14)
mi by bylo szkoda malzenstwa dla jakis powodow rozsadkowych (oczywiscie jesli to nie np. patologia, alkoholizm i przemoc, slowem gdy naprawde sie nie ma wyjscia). 2 rozne charaktery? zeby znalezc kogos podobnego musialabys znalezc sobowtora. w kazdym malzenstwie te roznosci sa, tylko zazwyczaj wychodzi z czasem.
powiedzialas, ze chcesz rozwodu to poszukal nastepnej. i nie wierzylabym, ze cie nie kochal. takie gadanie przy zakanczaniu zwiazku zazwyczaj oznacza tylko gadanie, tak ze zlosci na zlosc, a nie prawde, wiec pusc to mimo uszu, bo nie ma sie czym przejmowac.
naprawde szkoda, ze nie zostaliscie ze soba. malzenstwo to szare zycie z problemami, a nie telenowela, a wy chyba sobie wyobrazaliscie wieczna sielanke. kazdy zwiazek bedzie tak wygladal. motylki ulatuja, zostaje milosc, czyli trwanie przy sobie na dobre i na zle, mimo roznic i klopotow i to jest milosc. a klotnie tez sie zdarzaja tylko nikt tego nie postuje na insta czy fejsie.
do tego 6 lat razem? a potem mimo rozstania nadal cie wspiera? a wiesz, jaka to dzis zadkosc spotkac takiego faceta? cos mi sie zdaje, ze kiedys bedziesz zalowac..
E, tam, takie gadanie.
Coś mi się widzi, że chciałaś faceta przyszantażować tym rozstaniem, żeby się do czegoś nagiął, ale wyszło że przelicytowałaś i tu Cię boli.
Hej. 3 tygodnie temu rozstalam sie z facetem po 6 latach malzenstwa. Jestesmy narazie dalej malzenstwem. Nie ukladalo sie od dawna. Dwie rozne osobowosci ktore polaczyla milosc, ktora jak sie okazalo nie wystarczyla. Rozstanie bylo z ,,rozsadku". Mielismy sie rozejsc w przyjacielskich stosunkach. Nie utrudniac sobie zycia. Mieszkamy za granica, mamy tu swoj dom. Sprawy formalne zajma troche czasu. Ze wzgledow finansowych jestesmy troche skazani na wspolne mieszkanie. Dodatkowo ze jestesmy tu poniekad sami chcielismy sie jakos nawzajem wspierac. Okazalo sie ze ja potrzebuje tego wsparcia troche wiecej. Byly lepsze i gorsze dni. Po dwoch tygodniach moj ex by zdziwiony dlaczego ja nadal placze. Wkurzalo mnie ze gdy ja nie moglam sie pozbierac on przeszedl do porzadku dziennego. Jakby te ostatnie 6 lat malzenstwa nic nie znaczylo.
Wczoraj sie dowiedzialam co mu pomoglo a wlasciwie kto. Niewiem czemu to sobie sama zrobilam. Sprawdzilam jego telefon i doznalam olsnienia. Pisal z inna dziewczyna, rozmawial z nia jak wychodzil z domu. Niewiem od kiedy. Wyrzucilam mu to. Wsciekl sie ze sprawdzilam telefon ze nie mam do tego prawa. Ze moze spotykac sie z kim chce a ja mam przestac lamentowac. Podobno zaczal z nia rozmawiac po tym jak juz sie rozstalismy, ale mu nie wierze. Powiedzial ze malzenstwem jestesmy juz tylko na papierze. Dwa dni wczesniej powiedzial ze mnie nadal kocha ale rozstanie jest nam potrzebne. Gdy wypomniala mu to ze jedno mowi a drugie robi powiedzial ze klamal, ze mnie nie kocha. Powiedzial wiele okropnych slow. Bolalo kazde. Zaczynalam juz sobie ukladac to wszystko w glowie. A moze dalej zylam nadzieja? Wczorajszy dzien byl jednak dla mnie jak kopniak w brzuch. To juz nie byl ten sam facet. I to chyba boli najbardziej.
Jeszcze przez jakis czas musimy mieszkac razem. Musze to jakos przetrwac. Ja nie mam swojego ,,pocieszacza" wiec przechodze to naprawde ciezko.
Nie wieszajcie na mnie psow za rozstanie z rozsadku a potem szpiegowanie czy placze. Jestem raczej rozsadna kobieta ktora poprostu ma uczucia.
Slyszalam ze takie wypisanie sie moze pomoc. Niewiem na co licze, moze na slowo otuchy. Kiedy te cholerne uczucie smutku minie.
Moment. Jak doszło do rozstania. Co kto komu pierwszy powiedział? Kto to zainicjował?
Dziekuje za odpowiedz. Namieszala mi troche ona w glowie w ktorej i tak juz jest niezly metlik
No nic... Nie ma co walczyć. Im bardziej będziesz płakać, zabiegać, robić dramy, tyn bardziej stracisz w Jego oczach q zyska na tym tamta kobieta. Skoro miał inną, podziękuj Jej za to, widzisz, że niewiele straciłas. Chciałabyś tak całe życie być z kimś, kto jest skłonny stale do zdrad?
Mieszkanie razem tak naprawdę wydłuża okres cierpienia. Sugeruję, zajmij się sobą jak najlepszą przyjaciółką
Gwoli scislosci. Nie ukladalo sie od dluzszego czasu. Kazde to widzialo i przybąkiwalo ze jest zmeczone tym wszystkim. Jakis miesiac temu przyjechalam sama na tygodniowy urlop do Polski. Przed wyjazdem poprosilam męża zeby w tym czasie sobie wszystko na przemyslal co mozemy z tym dalej zrobic. Po powrocie odrazu usiedlismy do tematu i zapytalam czy podjal jakies decyzje. Powiedzial ze tak, ze jego zdaniem najlepiej bedzie sie rozstac. Ze walczymy o zwiazek a to dalej nie wychodzi. Przyznalam mu racje i sie zgodzilam z jego postanowieniem. Ale byc moze tak jak zaznaczyla osoba wyzej podswiadomie liczylam ze powie ze to naprawimy, ze znajdziemy sposob. I tak chyba to mnie boli.
Gwoli scislosci. Nie ukladalo sie od dluzszego czasu. Kazde to widzialo i przybąkiwalo ze jest zmeczone tym wszystkim. Jakis miesiac temu przyjechalam sama na tygodniowy urlop do Polski. Przed wyjazdem poprosilam męża zeby w tym czasie sobie wszystko na przemyslal co mozemy z tym dalej zrobic. Po powrocie odrazu usiedlismy do tematu i zapytalam czy podjal jakies decyzje. Powiedzial ze tak, ze jego zdaniem najlepiej bedzie sie rozstac. Ze walczymy o zwiazek a to dalej nie wychodzi. Przyznalam mu racje i sie zgodzilam z jego postanowieniem. Ale byc moze tak jak zaznaczyla osoba wyzej podswiadomie liczylam ze powie ze to naprawimy, ze znajdziemy sposob. I tak chyba to mnie boli.
Czyli wyszło to od niego. Jest duże prawdopodobieństwo tzw. monkey branching - czyli syndromu małpki. Być może on już wcześniej sobie układał życie, co zupełnie nie dziwi - ludzie dzisiaj tak robią - to ten tzw. (nie)zdrowy egoizm.
Bardzo mi przykro. Ale jedyne co w tym przypadku należy zrobić - to pozwolić sobie na rozstanie. Skoro jest ktoś inny, to jest po zawodach. Szkoda Twojej energii.
To samo mi dzisiaj powiedziala Pani psycholog. Jestesmy na roznych etapach rozstawania sie. On byc rozwod wizualizowal sie duzo wczesniej a 3 tygodnie temu poprostu powiedzial to na glos.
Zawsze rozstanie z taka ,,zakladka,, jest duzo latwiejsze. Niewiem czy zdrowsze.
Czyli jedyne lekarstwo to czas i skupienie sie na sobie?
Sama mam teraz ciężki okres w swoim związku, jednak wiem, że zarówno w Twoim i w moim przypadku najlepszym rozwiązaniem jest zająć się sobą najlepiej jak potrafimy i zaufać Naszemu przyjacielowi. Czas wie zawsze co dla Nas najlepsze, tylko pozwólmy mu działać i się nami opiekować. Fajnie, że chodzisz do specjalisty, to tylko może Ci pomóc. Wiem, że teraz jest Ci ciężko, bardzo współczuję Ci, ale jedne drzwi się zamykają po to by drugie mogły się otworzyć. W najgorszych momentach mojego życia przyświecala mi myśl, że inni mają gorzej, że to tylko złamane serce, życie na tym się nie kończy. Znajdź sposób, który będzie Ci pomagał przez to przejść. Nie idź w używki! Odżywiaj się zdrowo, teraz Potrzebujesz dbać o siebie i przede wszystkim, znajdź sposób na redukcję stresu, to bardzo ważne zdrowotnie. Ściskam mocno
To samo mi dzisiaj powiedziala Pani psycholog. Jestesmy na roznych etapach rozstawania sie. On byc rozwod wizualizowal sie duzo wczesniej a 3 tygodnie temu poprostu powiedzial to na glos.
Zawsze rozstanie z taka ,,zakladka,, jest duzo latwiejsze. Niewiem czy zdrowsze.
Czyli jedyne lekarstwo to czas i skupienie sie na sobie?
Tak.
Przejrzyj sobie metodę 34 kroków, jest tam kilka dobrych wskazówek.
Nie wiem czy nadal go kochasz. Jeśli tak - to w takim razie przed Tobą jedna z najtrudniejszych decyzji - musisz dać tej miłości odejść. Musisz to uśmiercić. I odbyć żałobę. I to może potrwać.
To jest trudne. To jest bolesne, nie nie ma na to lekarstwa które cudownie zadziała.
Ale możesz zmniejszyć ból skupiając się na sobie, swoim rozwoju. Wykorzystaj buzującą adrenalinę i emocję, nie daj się zepchnąć w nałogi, czy marazm. Przekuj to w coś dla siebie.
Zrób cokolwiek. Byle zająć się sobą. Sport, nauka, spacer - rozmowa z przyjaciółmi, grupy wsparcia np. na FB.
I pozwól że czas zrobi swoje. Ale to nie będzie od razu. I nie szukaj na razie plastra. Nie wskakuj w nową relację za szybko.
Współczuję. Ściskam mocno. Jeszcze będzie dobrze, teraz wykorzystaj czas i nowo zdobywane doświadczenie żeby się rozwinąć.
Najtrudniejsze to uwierzyć że wszystko się ułoży. Ja dojrzewałem do tej myśli pół roku. Teraz po roku - wiem że to jeszcze nie koniec, że jeszcze wszystko może się wydarzyć.
7 cardinal rules in life:
Make peace with your past, so it doesn’t spoil your present. Your past does not define your future – your actions and beliefs do.
What others think of you is none of your business. It’s how much you value yourself and how important you think you are.
Time heals almost everything, give time, time. Pain will be less hurting. Scars make us who we are; they explain our life and why we are the way we are. They challenge us and force us to be stronger.
No one is the reason for your own happiness, except you yourself. Waste no time and effort searching for peace and contentment and joy in the world outside.
Don’t compare your life with others’, you have no idea what their journey is all about. If we all threw our problems in a pile and saw everyone else’s, we would grab ours back as fast as we could.
Stop thinking too much, it’s alright not to know all the answers. Sometime there is no answer, not going to be any answer, never has been an answer. That’s the answer! Just accept it, move on, NEXT!
Smile, you don’t own all the problems in the world. A smile can brighten the darkest day and make life more beautiful. It is a potential curve to turn a life around and set everything straight.
A i jeszcze jedno, płacz. Płacz tak długo jak potrzebujesz. On koi emocje, oczyszcza, nie blokuj tego. Daj też żyć swoim życiem swoim emocjom, musisz to przejść
Bardzo Wam dziekuje. Doceniam kazda wiadomosc i cieple slowo. Dzieki nim poczulam sie odrobine lzej. Nie oczekiwalam nic a dostalam mase wsparcia od nieznanych mi osob. Niesamowite ❤
syndrom malpki czesto sie zdarza, ale w tym przypadku nie dopisywalabym jakis filozofii. nie ma dowodow. mogl rownie dobrze naprawde klin klinem.
szkoda, ze nei wyjechaliscie razem. zmaina otoczenia mogla pomoc.
pewnie czujesz bezszilnosc i zal.
nie masz na niego wplywu, ale masz wplyw na siebie, wiec o siebie zadbaj. moze jakis sport? moze pomoglby ci na stres i emocje..
Cwicze codziennie i staram sie zachowac trzezwa glowe. Tyle ze te emocje potrafia dac naprawde do wiwatu .... jeszcze zebym potrafila sobie to wszystko odpuscic, przestac zyc nadzieja. Mam poczucie ze nie umiem sie z tym pogodzic i chyba jedynym wyjsciem jest skupienie sie na sobie tak jak opisywane wyżej...
Co do emocji... Poza specjalista bardzo pomaga medytacja oddechem. Po prostu oddychaj, wydechen wypuszczaj z siebie te negatywne emocje, wyobraź to sobie jak wypuszczasz tą zbita kule nagromadzonych emocji. Praktykuj tak często jak potrzebujesz. Pomaga. Lubisz książki? Polecam Potęgę teraźniejszości, gdzie masz opisane jak działają te emocje i świetne wprowadzenie do medytacji.
Popatrze na medytacje oddechem. Natomiast zaproponowana lekture juz znalazlam i bede czytac. Swietny pomysl na oderwanie mysli. I dodatkowo jeszcze cos moge z tego wyniesc.
@Istotka6, jezeli czujesz potrzebe /ochote wygadania sie ze swojego ciezszego okresu to daj znac. Chetnie zrewanzuje sie dobrym slowem.
18 2022-06-07 15:09:27 Ostatnio edytowany przez blueangel (2022-06-07 15:12:19)
ja kiedys wyprobowalam to z oddechami. na mnie 0 dzialania.
+ nie ma, co sie oszukiwac. emocje i uczucia buzuja, boli i bedzie jeszcze dlugo bolec. magicznie z dnia na dzien nie przejdzie. tak jak ktos wyzej napisal, rozwod przechodzi sie jak zalobe.
z czasem jednak nauzcys sie z tym zyc, zajmiesz sie swoimi obowiazkami, bedzie bolec tylko, gdy bedziesz sobie przypominac. coraz zadziej. pewnie dopiero za kilka lat nagle sie zlapiesz na tym, ze juz nic nie boli, nie masz ani pozytywnych, ani negatywnych uczuc, nie czujesz nic. (oczywiscie mam tu na mysli twojego meza/rozwod)
Cwicze codziennie i staram sie zachowac trzezwa glowe. Tyle ze te emocje potrafia dac naprawde do wiwatu .... jeszcze zebym potrafila sobie to wszystko odpuscic, przestac zyc nadzieja. Mam poczucie ze nie umiem sie z tym pogodzic i chyba jedynym wyjsciem jest skupienie sie na sobie tak jak opisywane wyżej...
Niestety - to potrwa, tak jak huśtawki nastroju. Nadzieja - jak poetycko i jak prawdziwie - umiera ostatnia.
Na to chyba nie ma sposobu. Musi upłynąć czas. I raczej nie mówię tu o tygodniach, czy paru miesiącach. Może to zająć nawet i rok. Ważne żeby nie zmarnować tego czasu - Cierp, przeżywaj ból, ale jednocześnie działaj, pracuj nad sobą, żeby część tego okresu wykorzystać.
Spróbuj coś zmienić w swoim życiu. Rutynę, nawyki. Staraj się zająć głowę nowymi rzeczami. Zrób coś, na co wcześniej nie było czasu ani miejsca. Nie marnuj czasu, bo to najcenniejsze co posiadasz.
Wiem że nie widać na razie światła w tunelu, ale nie szkodzi. Małe kroki. Każdego dnia. Dasz radę.
Popatrze na medytacje oddechem. Natomiast zaproponowana lekture juz znalazlam i bede czytac. Swietny pomysl na oderwanie mysli. I dodatkowo jeszcze cos moge z tego wyniesc.
@Istotka6, jezeli czujesz potrzebe /ochote wygadania sie ze swojego ciezszego okresu to daj znac. Chetnie zrewanzuje sie dobrym slowem.
Dziękuję, w drugą stronę też chcę żeby to działało
Perspektywa roku o ktorym piszecie brzmi dosyc przerazajaco... póki co postaram sie moze chociaz czesciowo wdrozyc sposob 34 krokow. Zobaczymy..
Nie żadne oddechy i metody pierdyliarda kroków, tylko osobne mieszkanie - od tego trzeba zacząć; w przeciwnym razie będziesz się kręcić w kółko.
Zgadzam sie. Podjelam juz wszystkie do tego potrzebne kroki. Niestety takie rzeczy potrzebuja chwili. A na ten czas bede ratowac sobie glowe wszystkim czym sie tylko da. Raczej mnie to nie skrzywdzi a nóż widelec cos pomoze.
Kasia jak widzisz pespektywę osobnego mieszkania? Kiedy to nastąpi? Czy z mężem coś udało wam się ustalić? Ja się nie dziwię, że ci ciężko jak obok masz jm., który szybko wszedł w nowy związek.
Wedlug niego to nie jest zaden zwiazek a jedynie osoba z ktora pisze, rozmawia przez telefon. Niewiem ile w tym prawdy a jesli nawet jak to nazwac. Ale to tylko nazwa....niestety nie mamy zadnej daty ustalonej. Skontaktowalismy sie z notariuszem i czekamy na dalsze wytyczne. Tak jak pisalam na poczatku. Mieszkamy za granica. Nie mamy tu rodziny czy przyjaciol na tyle bliskich zeby komus pakowac sie z butami. Wynajecie czegos oddzielnie generuje koszty, bo kwota wynajmu plus caly czas kwota kredytu za dom.
Gdyby nie sytuacja z ta inna dziewczyna to mysle ze atmosfera w domu bylaby inna. Chociaz niewiem czy zdrowa. Na dzien dzisiejszy dobrnelismy do tego do czego nigdy nie chcielismy. Czyli do wojny badz poprostu mocno nerwowej atmosfery w domu.
Z drugiej strony to chyba musialo sie stac. Ja dostalam mocny policzek ale troche taki trzezwiacy. Na zasadzie ,,to sie dzieje! nie jest dobrze bo sie schodzicie, jest dobrze bo sie rozstaliscie i zadne nie musi sie juz spinac". Ja przez chwile o tym zapomnialam.
Sorry, znowu sie rozpisalam. Miala byc krotka odpowiedz
Wedlug niego to nie jest zaden zwiazek a jedynie osoba z ktora pisze, rozmawia przez telefon. Niewiem ile w tym prawdy a jesli nawet jak to nazwac. Ale to tylko nazwa....niestety nie mamy zadnej daty ustalonej. Skontaktowalismy sie z notariuszem i czekamy na dalsze wytyczne. Tak jak pisalam na poczatku. Mieszkamy za granica. Nie mamy tu rodziny czy przyjaciol na tyle bliskich zeby komus pakowac sie z butami. Wynajecie czegos oddzielnie generuje koszty, bo kwota wynajmu plus caly czas kwota kredytu za dom.
Gdyby nie sytuacja z ta inna dziewczyna to mysle ze atmosfera w domu bylaby inna. Chociaz niewiem czy zdrowa. Na dzien dzisiejszy dobrnelismy do tego do czego nigdy nie chcielismy. Czyli do wojny badz poprostu mocno nerwowej atmosfery w domu.
Z drugiej strony to chyba musialo sie stac. Ja dostalam mocny policzek ale troche taki trzezwiacy. Na zasadzie ,,to sie dzieje! nie jest dobrze bo sie schodzicie, jest dobrze bo sie rozstaliscie i zadne nie musi sie juz spinac". Ja przez chwile o tym zapomnialam.
Sorry, znowu sie rozpisalam. Miala byc krotka odpowiedz
A jak sprawa rozwodu? Kiedy się za to bierzecie? Masz w głebi ducha nadzieję, że uda się wam naprawić związek?
Sprawa rozwodu bedzie wlasna zalatwiona przez notariusza o ktorym pisalam wczesniej.
To mnie wkurza w samej sobie ze tli sie gdzies dalej we mnie ta nadzieja. Nie potrafie tego zdusic.
jesli wiec nadal masz nadzieje to moze zrezygnuj z wojny, klotni? gdyby to byl randomowy zwiazek, a nie malzenstwo bym ci tego nie doradzala, ale jednak nim jestescie. moze jeszcze uda sie pogodzic? nie podejmuj pochopnych decyzji pod wplywem emocji.
jesli wiec nadal masz nadzieje to moze zrezygnuj z wojny, klotni? gdyby to byl randomowy zwiazek, a nie malzenstwo bym ci tego nie doradzala, ale jednak nim jestescie. moze jeszcze uda sie pogodzic? nie podejmuj pochopnych decyzji pod wplywem emocji.
Ja sie nie chce klocic ale widze w nim zlosc na mnie o to ze sie dowiedzialam (?!)... i nie jestem do konca pewna czy on jednak nie podjal decyzji... a jesli tak to czy powinnam na nia wplywac? Nie chce potem zyc z mysla ze on po trochu zrobil to pod moim wplywem. Wydaje mi sie ze taka decyzja powinna byc obustronna.
Nawet niewiem czy powinnam znowu zaczynac ten temat. Czy nie lepiej dac emocjom opasc. Z drugiej strony mam obawe ze jezeli jest jednak szansa na naprawe to moze nie powinnam czekac bo moze byc za pozno.
Bije sie z takimi myslami caly czas. Mam swoja godnosc, nie chce chodzic i prosic wychodzac w jego oczach na jeszcze bardziej żałosną.
Z tego co opisałaś, to była obustronna decyzja o rozstaniu...
Tylko Ty post factum nagle uznałaś, że jednak nie przyjmujesz jej do wiadomości, taaak?
No to faktycznie jest mega pole do godzenia się i naprawiania.
Z tego co opisałaś, to była obustronna decyzja o rozstaniu...
Tylko Ty post factum nagle uznałaś, że jednak nie przyjmujesz jej do wiadomości, taaak?No to faktycznie jest mega pole do godzenia się i naprawiania.
Rozumiem ze chcesz pomoc taaak?
Masz racje, dokladnie post factum uznalam ze ciezko pogodzic mi sie z ta strata. Obudzilam sie z poczuciem ze nie zrobilismy wszystkiego by to naprawic i gnebi mnie to. Tak, wystraszylam sie tej decyzji. Moze nie bylam do konca na nia gotowa.
Sugerujesz ze w tej chwili to ukrecilam bat na wlasna dupe i moim jedynym wyjsciem jest pogodzenie z decyzja ktora niejako tez sama podjelam?