Cześć, nie mam żadnej bliskiej przyjaciółki, wiec postanowiłam napisać tutaj.
Byłam w związku 4 lata.
3 lata temu przenieśliśmy się za granicę a raczej on zaczął tam pracę, a ja z racji możliwości pracy gdziekolwiek chce, ruszyłam za nim po 2 miesiącach. Zostawiłam dla niego praktycznie wszystko.Okazało się wówczas, że nie do końca był w porządku gdy tam pojechał- dużo imprezował itd. Wytłumaczyliśmy sobie wszystko, pojawiły się plany związane ze ślubem, dzieckiem...
Wróciłam do Polski 2 miesiące temu, bo miałam coś do załatwienia. Na początku pisał do mnie, dzwonił. Z tygodnia na tydzień rozmawialiśmy coraz mniej. Pytałam czy nie ma tam kogoś, ale zapewniał, że nie. Intuicja mi podpowiadała dobrze- wczoraj odkryłam, że spotyka sie praktycznie codziennie z jakąś dziewczyną, ostatnio byli większą grupą znajomych na wycieczce. NIE ROZUMIEM TEGO. Nie koczowałabym pod mieszkaniem, nie rozbijała namiotu pod blokiem. Wystarczyło powiedzieć.
Jestem bardzo rozczarowana, bo poświeciłam dla niego naprawdę dużo a on mnie tak potraktował. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Pytałam oczywiście od razu o tę dziewczynę- kolezanka. Ma ponoć narzeczonego, którego nigdzie nawet nie widać. Wszędzie wychodzą razem, wspólne przejażdżki.
A on? Zero wytłumaczenia, jedyne co otrzymalam w wiadomości od niego "to koleżanka, nie przesadzaj, co w tym złego". Sam miał problem gdy kiedyś wyszłam z kolegą z liceum na domówkę do znajomych. A tu?
Dziewczyny jak się pozbierac? Pracuję z domu, zaczął się czerwiec i jak na złość do końca sierpnia mam dosyć luźno.
Napisałam mu dzisiaj żeby odesłał mi rzeczy, bo nie chce go widzieć "uspokój się, nie przeżywaj". To jego podejście jeszcze bardziej mnie rozczarowało. On szczęśliwy wychodzi codziennie gdzieś na kolacyjki, nie kolacyjki, a ja nie mam nawet z kim, bo wszystkie koleżanki się porozjeżdżały.
Jak żyć?