witajcie , może tu znajdę jakąś obiektywna pomoc.. Nie mam z kim porozmawiać kogoś kto by wysluchal spoglądam na to wszystko co się dzieje.. Ale może od początku...Poznaliśmy się kilka miesięcy temu, początek jak to zwykle dobry. Padło dużo deklaracji, dom, przyszłość... Miałam wrażenie że to jest facet z którym po takim trudnym dla mnie czasie i porażkach związanych z facetami wkoncu będę mogła iść do przodu. Wszystko układało się dobrze do pewnego momentu...
Rozpoczęło się myślenie gdzie mieszkać. Zaczęły się schody bo on nie da rady mieszkać w mieście czuje się zirytowany tylko cisza spokój dom dają mu komfort...ja z miasta on prosty chłopak z poza...stwierdzilam że gdzieś moje życie widocznie ulegnie zmianie...
Finanse które myślał że będą jakiś wstępem okazały się zdecydowanie za niskie do obecnej sytuacji -zderzenie z rzeczywistoscia... Zaczęliśmy szukać czegoś z rynku wtórnego ale każdy kolejny dom to był porażka...Działka która jeszcze w ostateczności była brana pod ewentualny dom ( jego marzenie i docelowe miejsce) jest daleko chociażby jeśli chodzi o pracę, dojazdy praktycznie nie możliwe bez samochodu jeden autobus na godzinę ( nie mam prawa jazdy) znów mysle może ruszę temat może się uda tym razem zdać.. Pomimo ze mi cholernie ciężko finansowo studia, dziecko na utrzymaniu praca która kończy mi się umowa raptem za 3 miesiące...
U mnie toksyczny dom babcia która znęca sie psychicznie wieczne awantury.. Przy tym synek który ma 3 latka...T raz był świadkiem jak babcia się awanturowala kiedy odwiózł mnie do domu... Zostawił mnie z małym który jeszcze w trakcie powrotu zwymiotował we dwoje brudni z wózkiem w korytarzu do dziś nie mogę zapomnieć czułam się że człowiek który chce wiązać że mną przyszłość zostawił mnie jak psa...a on stwierdził że już się będzie zbierać bardzo zalowal i znów słowa : przerosło mnie...i że nie spodziewał się takiej sytuacji że nigdy nie widział takiej agresji.... Starałam sie zrozumieć... Chodź ja w życiu nie zostawiłabym nikogo w takiej sytuacji...
Odkąd się zaczęła spirala myślenia co dalej...zaczął sygnalizować ze jest spięty, czuje presję zaczęły się nie mile słowa jego w moja stronę w różnych sytuacjach ( że jestem lekliwa, wczoraj usłyszałam że jestem nawiedzona bo dziecko przebieram jak mu nie wygodnie w spodniach, że mały jest zaniedbany przez nasze spotkania)... Co oczywiście nie jest prawda...jest mi tak okropnie przykro.
W kwestii zaręczyn o których mówił że będą to nie dawno usłyszałam że to przesunęło się o kilka miesięcy teraz już wczoraj że już nie wiadomo gdzie są że dom i miejsce jest połączone również z tym wydarzeniem..
Tak jak bym miała wrażenie że moja relacja idzie do nikąd... Gdzie jeszcze nie dawno mialam widok ze wkoncu zmieni się na lepsze...
Dodam że też ze T jest człowiekiem nie jest wylewnym za bardzo i nie mówi mi miłych rzeczy... Ale do tej pory bardzo dużo okazywał nie mówiąc...
Rozmawialiśmy wczoraj płakał powiedział że postara się pewne rzeczy zmienić w tej kwestii że też siebie nie poznaje...ze zależy mu.. Pytanie ile razy można przeprosić? Ile razy jeszcze usłyszę przerasta mnie albo nie wiem co dalej gdzie będziemy jak będziemy układać to życie nasze...nie mam odpowiedzi na wszystkie pytania..
Jestem rozwalona w kwestii emocjonalnej raz dobrze raz źle ( czuje się jak na jakiejś huśtawce emocjonalnej) jego dni kiedy po prostu jest zły nie wiadomo o co a próba porozmawiania kończy się najczęściej co Ci dolega? Kończy się odpowiedzią nic...
Powiem Ci jak będę chciał albo to mało istotne i przejdzie mi...
Wiem że uczucie i bycie z druga osoba nie zawsze będzie bajka lecz coraz częściej mam wrażenie że w tej bajce to dźwigam swój ciężar a przy okazji jego...
Tak cholernie mi zależy na jego osobie, a coraz bardziej czuje ze dostaje po glowie, pomimo starań... Zrozumienia, empatii przymykania oczu na pewne zachowania jego pomimo że tak nieraz boli...