Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 35 ]

1 Ostatnio edytowany przez verom (2021-10-17 15:33:53)

Temat: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić

Koniec 7 letniego związku, a ja nie potrafię sobie wybaczyć jak bardzo toksyczny byłem. Bardzo proszę o przeczytanie mojej historii.

Znaliśmy się ponad 10 lat, zaczęło się od zauroczenia w środku liceum, przez rok widząc ją w ławce obok zbierałem się do wyznania uczuć. W końcu się udało i zostaliśmy parą. Był to nasz pierwszy związek. Na początku było świetnie, codzienne spotkania, wypady na miasto, czasem wycieczki, wspólne spędzanie czasu. Oboje byliśmy raczej wycofani społecznie, więc czas spędzaliśmy sami. Mijały lata, a ja nawet nie zauważyłem kiedy przestałem kupować kwiaty, robić sobie wspólne zdjęcia, rozśmieszać do łez, spędzać czas poza domem. Zaczęły się natomiast przytyki odnośnie wyglądu, sposobu mówienia, odkładania rzeczy nie w te miejsce co trzeba. Potrafiłem dowalić się nawet do zbyt wolnego mieszania w garnku. To ja decydowałem jaki film obejrzymy, w sklepie oglądaliśmy ubrania tylko do mnie, to ja jadłem obiad na jedynym fotelu przy biurku, a ona siedziała zgarbiona na poduszce. Gdy o tym myślę, a szczególnie o tym ostatnim, to płaczę jak dziecko. Jak ja mogłem coś takiego zrobić dziewczynie, która była wpatrzona we mnie jak w obrazek, robiła rano śniadanie z kawą, kupowała leki gdy byłem chory, była ze mną gdy nie mogłem znaleźć pracy, gdy nie radziłem sobie na studiach, gdy mnie zawaliło pryszczami, gdy miałem ciężką operację. Nigdy nie usłyszałem od niej czegoś niemiłego, nigdy nie robiła scen, nie była jak te puste laski z instagrama czy tiktoka. Była po prostu normalna, z rodziny, gdzie każdy sobie pomaga, troszczy o innych.

Przez rok mieszkaliśmy razem, gdzie działy się te wszystkie przytyki codziennie. Seksu nie było prawie w ogóle. Nie było, bo ja nie inicjowałem, bo byłem obrażony na to, że to ona nie inicjuje. Nie domyśliłem się, żę to przez moje zachowanie. Nie zaproponowałem nawet rozmowy. Od niej słyszałem, że czuje się nieatrakcyjna, ale nie połączyłem tego z brakiem seksu. W kolejnym roku musieliśmy wrócić do swoich rodziców, i żyliśmy w związku na odległość (30km). Ona opiekowała się członkiem rodziny, a ja szukałem mieszkania do kupienia, ale tak z tym zwlekałem, że nie znalazłem go do dzisiaj. Ten rok był ostatnim gwoździem do trumny. Ja, z racji pracy zdalnej i mieszkania na wsi, spędzałem 23h dziennie w 1 pokoju. Codziennie słyszałem ojca, który jest równym toksykiem jak ja i wyżywa się psychicznie na mamie. To powodowało, że gdy z dziewczyną się widzieliśmy, byłem wiecznie obrażony, gburowaty. Na początku widywaliśmy się co tydzień, a na końcu już co 3-4. Ona zaczęła wychodzić z domu, spotykać się z koleżankami, a gdy widziała mnie, to tylko dołowała się psychicznie. Ja nie widziałem żadnego problemu. Przez te 7 lat nie było ani jednego dnia, gdzie nie mielibyśmy kontaktu ze sobą. Nie było kłótni, nie było obrażania się. Mówiła że kocha, że chciałaby zaręczyny, więc sądziłem, że wszystko jest ok. Pod tą przykrywką była smutna prawda - byłem takim toksykiem, że po spotkaniach ze mną płakała, ale nie chciała o tym mówić. Myślała, że się zmienię, że to jej wina. Wspominała czasami o tym że czuje się nieatrakcyjna, że nigdzie jej nie zabieram, że nie mamy znajomych, ale ja myślałem, że to zwykłe narzekanie jak w każdym związku. Nie słuchałem jej, nie zaproponowałem rozmowy, nie pytałem o jej potrzeby. Na wszystkie narzekania odwracałem kota ogonem tak, że to ona czuła się winna. Jak ona poruszała np. temat zaręczyn, to odpowiadałem wymijająco. Chyba do tego nie dojrzałem..

W końcu jej znajomi uświadomili ją w jak toksycznym związku się znajduje. Co ciekawe, zerwanie zainicjowałem ja. To była chyba kolejna gra toksyka mająca na celu stworzenia poczucia winy. Nie dała się, tym razem była twarda. Ona po rozstaniu odżyła, a mi świat wywrócił się do góry nogami. Zdała sobie sprawę, że przez ostatni rok nie było miłości i poznała kogoś, kto potrafi ją szanować i docenić, a ja mam wrażenie, że mój każdy kolejny dzień jest gorszy od poprzedniego. Do tej pory utrzymywałem kontakt praktycznie tylko z nią, z jej rodziną miałem lepsze kontakty niż ze swoją. Nie potrafię sobie tego wybaczyć, czuję się podle. Zmarnowałem jej najlepsze lata życia. W tym czasie mogła poznać kogoś innego, z kim wyjechałaby chociaż na jakieś wakacje. Ona nie zasłużyła na takie traktowanie.

Czuję, że sobie z tym nie poradzę. Nie mogę jeść, spać, cały czas o niej myślę. Mam żal do siebie, że tak ją traktowałem. Zostałem teraz sam. Przez ponad 7 lat codziennie z nią pisałem, od rozstania minęły 2 tygodnie, a teraz nie wiem co ze sobą zrobić. Im bardziej czytam o toksycznych związkach, tym więcej widzę co robiłem nie tak. Czuję, że w życiu nic dobrego mnie już nie spotka, bo na to nie zasługuję. Jestem toksykiem, wiecznie niezadowolonym idiotą, który choćby miał wszystko, to tego nie doceni. Pomimo tego jak ją traktowałem, co zrobiłem z jej życiem, ona chce utrzymywać kontakt przez internet, chce mi pomóc wyjść na prostą. Dlaczego po prostu mnie nie znienawidzi. Chyba to łatwiej byłoby mi przełknąć..

Proszę szanujcie i doceniajcie swoje drugie połówki. Rozmawiajcie o ich potrzebach. Jeśli nie wynieśliście dobrych wzorców z domu, udajcie się do specjalisty, który pomoże wam uniknąć takich przykrości. Możecie nawet spytać się znajomych co sądzą o waszym zachowaniu w związku, zanim będzie za późno.

Mam 26 lat, kilka razy w życiu próbowałem coś zmienić, bo mam pełno złych nawyków, ale nigdy się nie udawało. Jak w takim razie mam stać się kimś, kto nadaje się do związku? Sam w siebie nie wierzę, że to kiedyś się uda. Jeśli ktoś doczytał do tego miejsca, to bardzo proszę o jakieś rady. Przeszukując internet widzę dużo wskazówek odnośnie związku z toksykiem od strony drugiej osoby. Ciężko natomiast o takie, które dotyczą samego toksyka. Czy to znaczy, że nie da się z tego wyjść? Boje się, że za kilka lat zobaczę ją z mężem i dziećmi, a po tym nie wytrzymam i ze sobą skończę..

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić

Lista rzeczy, których w sobie nie lubisz i jedziesz z koksem. Bez wymówek.
Do tego psycholog/psychiatra.

Masa pracy, ale nie masz wyjścia - jesteś tym, kim chcesz być, ale nawet najgorsze nawyki wyniesione z domu da się jakoś ogarnąć, jeśli ma się ich świadomość.
Mi uświadomił to nadchodzący rozwód (chociaż u mnie związek zepsuliśmy razem). Zmieniam się, mam cel. Nie jest łatwo, ale każdy postęp cieszy.

3

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić
verom napisał/a:

Mam 26 lat, kilka razy w życiu próbowałem coś zmienić, bo mam pełno złych nawyków, ale nigdy się nie udawało. Jak w takim razie mam stać się kimś, kto nadaje się do związku? Sam w siebie nie wierzę, że to kiedyś się uda. Jeśli ktoś doczytał do tego miejsca, to bardzo proszę o jakieś rady. Przeszukując internet widzę dużo wskazówek odnośnie związku z toksykiem od strony drugiej osoby. Ciężko natomiast o takie, które dotyczą samego toksyka. Czy to znaczy, że nie da się z tego wyjść? Boje się, że za kilka lat zobaczę ją z mężem i dziećmi, a po tym nie wytrzymam i ze sobą skończę..

Psychoterapia ,kolego ,ja miałem 27 lat kiedy sięgnąłem dna ,bo jestem osobą uzależnioną z "wszelkimi szykanami" no może bez skłonności do przemocy fizycznej .
Terapia nie jest karą ,dobrze że coś czytasz tylko to za mało ,bardzo jesteś neurotyczny - niebezpiecznie dla siebie samego,poczucie winy
zaczynasz wplatać w system myślenia o sobie do potencjalnej autodestrukcji,wygodne to ,też zęby nie ruszyć do przodu.
Jeki masz te nawyki ,każdy jeden można opanować tylko to potrwa trochę i wcale nie jest aż takie trudne jak się na początku wydaje,a widzi się trudności himalajskie po to żeby odroczyć przesunąć zmianę w czasie.
Wszystko się da jak chcesz .
A związek tworzą dwie osoby ,żeby był toksyczny jakiś udział mają obydwie w tym niekoniecznie po równo ,teraz widzisz tylko swoją winą i odpowiedzialność będziesz też przechodził fazę deprecjonowania i obrzydzania sobie byłej prawdopodobnie ,wiele uczuć chyba tłumisz niezdrowo w sobie ,skoro przygnębienie i masa niezadowolenia dominuje w nastrojach i samopoczuciu.
Pozdrowienie i nie siedź zacznij działać ,samo nie minie ci ,powiedzenie czas leczy rany jest nie pełne nie zmieni się wiele od patrzenia na zegar ,albo zmieni nie tak jak chcesz.

4

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić

Dopiero dwa tygodnie jesteś sam, a już takie głębokie przemyślenia? Gratuluję i życzę dalszych sukcesów.

Dziewczynie raczej daj spokój, niech sobie ułoży życie jak chce i niech będzie chociaż trochę szczęśliwa. Nie wpędzaj jej w poczucie winy i nie bierz od niej tego, co tak chętnie ci dawała i nadal nie może przestać; uwagę i wsparcie. Zachowaj się jak dorosły facet i zajmij się nareszcie sobą sam.

I bez paniki.. Nie żyjesz na bezludnej wyspie. Jeśli się ogarniesz i wyciągniesz wnioski z tego co się stalo, to masz naprawdę duże szanse na normalny związek. Tylko wstań z tych kolan, bo to biadolenie nikomu nie jest potrzebne, swoją dziewczynę przeproś i po prostu zacznij żyć swoim, lepszym życiem.

5 Ostatnio edytowany przez madoja (2021-10-17 18:40:35)

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić

Kurde, bez przesady. Jak jej coś nie pasowało to powinna mówić zamiast być jak bezwolna laleczka. Piszesz "nie chciała o tym mówić". Skąd miałeś wiedzieć co robisz nie tak, skoro ona zachowywała się jakby było ok? Moim zdaniem za dużo bierzesz na siebie a ją idealizujesz.
Twoja ex z tego opisu mnie wkurza. Męczennica siedząca skulona na poduszce. Egzaltowana mimoza rycząca po spotkaniach i licząca że się wszystkiego domyślisz.
Była z Tobą aż 7 lat! Chciała ślubu! Więc przestań sobie wmawiać, że była tak strasznie udręczona. Może przestała Cię kochać, może spotkała innego. Ludzie się rozstają, zwłaszcza w Waszym wieku. A ona jeszcze wspaniałomyślnie chce utrzymywać kontakt by Ci pomagać big_smile No śmiech. Jakoś nie chciała "pomagać" gdy z Tobą była.

6

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić

Wielkie jest to że ty sobie to w ogóle uświadamiasz! To wiele znaczy i dobrze rokuje. Ponadto jesteś jeszcze bardzo młody, choć często osobom w tym wieku tak się nie wydaje nie wiem czemu. Jesteś młody, całe życie przed tobą a jeśli umiesz te jak to nazywasz "toksyczne" zachowania w ogóle u siebie zidentyfikować i nazwać i się do tego przyznać to powiadam: Szacun. Większość ludzi nie potrafi a i nie widzi tego. Z biegiem czasu jesteś w stanie wyjść na prostą.

7

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić

W zasadzie trochę jakbym czytał o sobie i swoim związku. Z perspektywy czasu dopiero zauważam jak bardzo słabym partnerem byłem. Jak wiele rzeczy robiłem źle, niedojrzale i egoistycznie. U mnie minęły już prawie 3 lata, ona już po ślubie z nowym facetem. Z jednej strony się wściekam, że to nie ja, z drugiej jednak chce aby była szczęśliwa. U mnie za to z czasem zamiast lepiej to jest coraz gorzej. Choć czasem nachodzi mnie taka myśl jak wspomniała madoja, bo też byliśmy razem prawie 7 lat, więc skoro było tak źle to czemu nic nie mówiła. Przez to mi wydawało się, że wszystko jest ok. Nie pocieszę Cię, bo sam też się kiedyś zastanawiałem czy skoro jestem tak beznadziejny to sprawa przegrana i po prostu nie nadaje się do związku? 3 lata w samotności i szybki ślub ex z innym utwierdzają mnie w przekonaniu, że chyba tak jest.

8

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić

Samo to, że chcesz się zmienić i potrafisz krytycznie spojrzeć na swoje zachowanie to już wiele, dobry początek zmian. Do tego jesteś jeszcze bardzo młody. Możesz znaleźć jakąś terapię, może grupową ddd, albo indywidualną (?) Do wizyty u psychiatry nie widzę pododów.

"Choć czasem nachodzi mnie taka myśl jak wspomniała madoja, bo też byliśmy razem prawie 7 lat, więc skoro było tak źle to czemu nic nie mówiła. "

Inni też nie są idealni. Zapewne wynikalo to ze wzorców które obserwowała w swoim domu oraz roli, która jej tam przypadla. Dziewczynki też są często wychowywane na grzeczne, miłe, pomocne, zgodne, nie pokazujące złości (jak wiadomo zlość piękności szkodzi). Może w jej domu nie było takiej komunikacji jakiej teraz byś oczekiwał i zwyczajnie nie wiedziała jak komunikować, nigdy tego nie widziała. Poza tym pewnie nie było cały czas źle a ludzie często przymykają do czasu oko na to co jest złe, kiedy dostają coś innego czego potrzebują.

9

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić

autorze... nie ta to inna, to byl wasz 1 zwiazek, chyba dobrze ze nie ma slubu, dzieci, dobrze ze uswiadomiles sobie ze to nie tylko jej wina, ze trzeba popracowac nad soba... szkoda ze tak pozno ale lepiej pozno niz wcale... Idealow nie ma, jak pisales ona "narzekala", probowala cos rozmawiac ale wam nie wychodzilo... moze po prostu nie pasowaliscie do siebie...
Popracuj nad tym co juz sam wiesz, fajnie ze chcesz cos z tym zrobic - obys to zrealizowal...

10

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić
niktinny napisał/a:

W zasadzie trochę jakbym czytał o sobie i swoim związku. Z perspektywy czasu dopiero zauważam jak bardzo słabym partnerem byłem. Jak wiele rzeczy robiłem źle, niedojrzale i egoistycznie. U mnie minęły już prawie 3 lata, ona już po ślubie z nowym facetem. Z jednej strony się wściekam, że to nie ja, z drugiej jednak chce aby była szczęśliwa. U mnie za to z czasem zamiast lepiej to jest coraz gorzej. Choć czasem nachodzi mnie taka myśl jak wspomniała madoja, bo też byliśmy razem prawie 7 lat, więc skoro było tak źle to czemu nic nie mówiła. Przez to mi wydawało się, że wszystko jest ok. Nie pocieszę Cię, bo sam też się kiedyś zastanawiałem czy skoro jestem tak beznadziejny to sprawa przegrana i po prostu nie nadaje się do związku? 3 lata w samotności i szybki ślub ex z innym utwierdzają mnie w przekonaniu, że chyba tak jest.

Utknęłaś gdzieś Niktinny, na żalu i  poczuciu winy jak widzę .nie bój się popełnić błąd po prostu czas może na jakieś ćwiczenie i może jakąś nową znajomość.rozmyślanie o swoich brakach ,błędach ,wadach itp nie spowoduje ich zaniku wręcz przeciwnie tak jak o sobie myślisz tak się czujesz i po części działasz lub zaprzestajesz działania ,taką też emanujesz energią z siebie.

11 Ostatnio edytowany przez Agnes76 (2021-10-17 22:40:26)

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić
verom napisał/a:

Koniec 7 letniego związku, a ja nie potrafię sobie wybaczyć jak bardzo toksyczny byłem. Bardzo proszę o przeczytanie mojej historii.

Znaliśmy się ponad 10 lat, zaczęło się od zauroczenia w środku liceum, przez rok widząc ją w ławce obok zbierałem się do wyznania uczuć. W końcu się udało i zostaliśmy parą. Był to nasz pierwszy związek. Na początku było świetnie, codzienne spotkania, wypady na miasto, czasem wycieczki, wspólne spędzanie czasu. Oboje byliśmy raczej wycofani społecznie, więc czas spędzaliśmy sami. Mijały lata, a ja nawet nie zauważyłem kiedy przestałem kupować kwiaty, robić sobie wspólne zdjęcia, rozśmieszać do łez, spędzać czas poza domem. Zaczęły się natomiast przytyki odnośnie wyglądu, sposobu mówienia, odkładania rzeczy nie w te miejsce co trzeba. Potrafiłem dowalić się nawet do zbyt wolnego mieszania w garnku. To ja decydowałem jaki film obejrzymy, w sklepie oglądaliśmy ubrania tylko do mnie, to ja jadłem obiad na jedynym fotelu przy biurku, a ona siedziała zgarbiona na poduszce. Gdy o tym myślę, a szczególnie o tym ostatnim, to płaczę jak dziecko. Jak ja mogłem coś takiego zrobić dziewczynie, która była wpatrzona we mnie jak w obrazek, robiła rano śniadanie z kawą, kupowała leki gdy byłem chory, była ze mną gdy nie mogłem znaleźć pracy, gdy nie radziłem sobie na studiach, gdy mnie zawaliło pryszczami, gdy miałem ciężką operację. Nigdy nie usłyszałem od niej czegoś niemiłego, nigdy nie robiła scen, nie była jak te puste laski z instagrama czy tiktoka. Była po prostu normalna, z rodziny, gdzie każdy sobie pomaga, troszczy o innych.

Przez rok mieszkaliśmy razem, gdzie działy się te wszystkie przytyki codziennie. Seksu nie było prawie w ogóle. Nie było, bo ja nie inicjowałem, bo byłem obrażony na to, że to ona nie inicjuje. Nie domyśliłem się, żę to przez moje zachowanie. Nie zaproponowałem nawet rozmowy. Od niej słyszałem, że czuje się nieatrakcyjna, ale nie połączyłem tego z brakiem seksu. W kolejnym roku musieliśmy wrócić do swoich rodziców, i żyliśmy w związku na odległość (30km). Ona opiekowała się członkiem rodziny, a ja szukałem mieszkania do kupienia, ale tak z tym zwlekałem, że nie znalazłem go do dzisiaj. Ten rok był ostatnim gwoździem do trumny Ja, z racji pracy zdalnej i mieszkania na wsi, spędzałem 23h dziennie w 1 pokoju. Codziennie słyszałem ojca, który jest równym toksykiem jak ja i wyżywa się psychicznie na mamie. To powodowało, że gdy z dziewczyną się widzieliśmy, byłem wiecznie obrażony, gburowaty. Na początku widywaliśmy się co tydzień, a na końcu już co 3-4. Ona zaczęła wychodzić z domu, spotykać się z koleżankami, a gdy widziała mnie, to tylko dołowała się psychicznie. Ja nie widziałem żadnego problemu. Przez te 7 lat nie było ani jednego dnia, gdzie nie mielibyśmy kontaktu ze sobą. Nie było kłótni, nie było obrażania się. Mówiła że kocha, że chciałaby zaręczyny, więc sądziłem, że wszystko jest ok. Pod tą przykrywką była smutna prawda - byłem takim toksykiem, że po spotkaniach ze mną płakała, ale nie chciała o tym mówić. Myślała, że się zmienię, że to jej wina. Wspominała czasami o tym że czuje się nieatrakcyjna, że nigdzie jej nie zabieram, że nie mamy znajomych, ale ja myślałem, że to zwykłe narzekanie jak w każdym związku. Nie słuchałem jej, nie zaproponowałem rozmowy, nie pytałem o jej potrzeby. Na wszystkie narzekania odwracałem kota ogonem tak, że to ona czuła się winna. Jak ona poruszała np. temat zaręczyn, to odpowiadałem wymijająco. Chyba do tego nie dojrzałem..

W końcu jej znajomi uświadomili ją w jak toksycznym związku się znajduje. Co ciekawe, zerwanie zainicjowałem ja. To była chyba kolejna gra toksyka mająca na celu stworzenia poczucia winy. Nie dała się, tym razem była twarda. Ona po rozstaniu odżyła, a mi świat wywrócił się do góry nogami. Zdała sobie sprawę, że przez ostatni rok nie było miłości i poznała kogoś, kto potrafi ją szanować i docenić, a ja mam wrażenie, że mój każdy kolejny dzień jest gorszy od poprzedniego. Do tej pory utrzymywałem kontakt praktycznie tylko z nią, z jej rodziną miałem lepsze kontakty niż ze swoją. Nie potrafię sobie tego wybaczyć, czuję się podle. Zmarnowałem jej najlepsze lata życia. W tym czasie mogła poznać kogoś innego, z kim wyjechałaby chociaż na jakieś wakacje. Ona nie zasłużyła na takie traktowanie.

Czuję, że sobie z tym nie poradzę. Nie mogę jeść, spać, cały czas o niej myślę. Mam żal do siebie, że tak ją traktowałem. Zostałem teraz sam. Przez ponad 7 lat codziennie z nią pisałem, od rozstania minęły 2 tygodnie, a teraz nie wiem co ze sobą zrobić. Im bardziej czytam o toksycznych związkach, tym więcej widzę co robiłem nie tak. Czuję, że w życiu nic dobrego mnie już nie spotka, bo na to nie zasługuję. Jestem toksykiem, wiecznie niezadowolonym idiotą, który choćby miał wszystko, to tego nie doceni. Pomimo tego jak ją traktowałem, co zrobiłem z jej życiem, ona chce utrzymywać kontakt przez internet, chce mi pomóc wyjść na prostą. Dlaczego po prostu mnie nie znienawidzi. Chyba to łatwiej byłoby mi przełknąć..

Proszę szanujcie i doceniajcie swoje drugie połówki. Rozmawiajcie o ich potrzebach. Jeśli nie wynieśliście dobrych wzorców z domu, udajcie się do specjalisty, który pomoże wam uniknąć takich przykrości. Możecie nawet spytać się znajomych co sądzą o waszym zachowaniu w związku, zanim będzie za późno.

Mam 26 lat, kilka razy w życiu próbowałem coś zmienić, bo mam pełno złych nawyków, ale nigdy się nie udawało. Jak w takim razie mam stać się kimś, kto nadaje się do związku? Sam w siebie nie wierzę, że to kiedyś się uda. Jeśli ktoś doczytał do tego miejsca, to bardzo proszę o jakieś rady. Przeszukując internet widzę dużo wskazówek odnośnie związku z toksykiem od strony drugiej osoby. Ciężko natomiast o takie, które dotyczą samego toksyka. Czy to znaczy, że nie da się z tego wyjść? Boje się, że za kilka lat zobaczę ją z mężem i dziećmi, a po tym nie wytrzymam i ze sobą skończę..

Obawiam się, że ta próba nawrócenia się grzesznika, podyktowana jest wyłącznie  strachem przed samotnością. Zawalił Ci się świat bo nagle zostałeś sam, a była dziewczyna ma koleżanki, odżyła i kogoś poznała.  Zabolało bo razem ze stratą partnerki  straciłeś poczucie władzy i siły. I na koniec najbardziej boisz się, że skończysz ze sobą tylko dlatego, że zobaczysz ją szczęśliwą. Ja tu nie widzę pozytywnej motywacji do pracy nad sobą i zmiany charakteru. Pomimo deklaracji zmiany na lepsze nadal jesteś  egocentryczny. Zmień optykę. Dobre związki tworzą ludzie otwarci i wrażliwi na potrzeby innych.

12

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić
paslawek napisał/a:

.
A związek tworzą dwie osoby ,żeby był toksyczny jakiś udział mają obydwie w tym niekoniecznie po równo

Nie zgodzę się z tym. Toksyczne związki tworzą toksyk i ofiara. Ofiara przez jakiś czas pozwala się wykorzystywać, okłamywać, czasem robi za worek bokserski, w który można walić fizycznie albo tylko psychicznie, bo wierzy w  kłamstwa, i myśli, że działa dla wyższych celów, wielkich ideałów. To skutek wychowywania od pokoleń kobiet uległych, wmawiania im od małego dziecka, że to one są odpowiedzialne za rodzinę, dzieci, to one stoją na straży ogniska domowego, bo w końcu to one najczęściej zostają same z dziećmi w niedostatku i fizycznej niemocy. Jednak wszystko do czasu. W podobnych wypadkach wine ponosi wychowywanie kobiet i mężczyzn w regułach  patriarchatu.

13 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-10-17 23:24:50)

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić
Agnes76 napisał/a:
paslawek napisał/a:

.
A związek tworzą dwie osoby ,żeby był toksyczny jakiś udział mają obydwie w tym niekoniecznie po równo

Nie zgodzę się z tym. Toksyczne związki tworzą toksyk i ofiara. Ofiara przez jakiś czas pozwala się wykorzystywać, okłamywać, czasem robi za worek bokserski, w który można walić fizycznie albo tylko psychicznie, bo wierzy w  kłamstwa, i myśli, że działa dla wyższych celów, wielkich ideałów. To skutek wychowywania od pokoleń kobiet uległych, wmawiania im od małego dziecka, że to one są odpowiedzialne za rodzinę, dzieci, to one stoją na straży ogniska domowego, bo w końcu to one najczęściej zostają same z dziećmi w niedostatku i fizycznej niemocy. Jednak wszystko do czasu. W podobnych wypadkach wine ponosi wychowywanie kobiet i mężczyzn w regułach  patriarchatu.

Związek Autora raczej nie należy do takiej kategorii gdzie była ostra przemoc psychiczna ,fizyczna,seksualna  i ekonomiczna ,piszesz o jednym z rodzajów toksycznej relacji w ekstremalnej patologicznej postaci,
toksycznych związków jest wiele rodzajów ,w sumie ja też napisałem o jednym z takich związków gdzie bywa też tak że często "ofiara" ma pewne korzyści z bycia nią ,tak jak wiele jest modeli i wzorów przywiązywania  ,ale to obszerny temat ,konkretny przykład Autora jest istotny i tak że w tej chwili nie jest w stanie być obiektywny,a zgodę się że jednymi z  bardziej dotkliwych są te cierpienia i bóle neurotyczne i egocentryczne z przewrażliwienia czy nadwrażliwości na swoim punkcie.

14 Ostatnio edytowany przez verom (2021-10-17 23:33:37)

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić
WindyBoy napisał/a:

Lista rzeczy, których w sobie nie lubisz i jedziesz z koksem. Bez wymówek.
Do tego psycholog/psychiatra.

Masa pracy, ale nie masz wyjścia - jesteś tym, kim chcesz być, ale nawet najgorsze nawyki wyniesione z domu da się jakoś ogarnąć, jeśli ma się ich świadomość.
Mi uświadomił to nadchodzący rozwód (chociaż u mnie związek zepsuliśmy razem). Zmieniam się, mam cel. Nie jest łatwo, ale każdy postęp cieszy.

Właśnie byłem już u psychologa i skończyło się tym, że opowiedziałem o sobie i na tym zakończyła się wizyta. Psycholog zadał zaledwie 3 pytania, które w zasadzie nic nie wyjaśniły. Nie wiem, czy źle trafiłem, czy po prostu na mnie to nie działa. Jestem osobą, która dużo rozmyśla, analizuje. Wydaje mi się, że psycholog sprawdza się u tych, którzy sami nie potrafią przeanalizować swojej sytuacji. Od lekarza i tak nie dostaną konkretów, to oni mają sami siebie zdiagnozować z pomocą psychologa.

Salomonka napisał/a:

Dopiero dwa tygodnie jesteś sam, a już takie głębokie przemyślenia? Gratuluję i życzę dalszych sukcesów.

Dziewczynie raczej daj spokój, niech sobie ułoży życie jak chce i niech będzie chociaż trochę szczęśliwa. Nie wpędzaj jej w poczucie winy i nie bierz od niej tego, co tak chętnie ci dawała i nadal nie może przestać; uwagę i wsparcie. Zachowaj się jak dorosły facet i zajmij się nareszcie sobą sam.

I bez paniki.. Nie żyjesz na bezludnej wyspie. Jeśli się ogarniesz i wyciągniesz wnioski z tego co się stalo, to masz naprawdę duże szanse na normalny związek. Tylko wstań z tych kolan, bo to biadolenie nikomu nie jest potrzebne, swoją dziewczynę przeproś i po prostu zacznij żyć swoim, lepszym życiem.

Akurat dziewczyna dobrze to zniosła, bo po rozstaniu odżyła. Chce mi pomóc, utrzymywać kontakt. Ja sobie niestety nie radzę. Nie chodzi o samo rozstanie, ale bardzo źle jest mi z tym że ją tak traktowałem. Nie chciałem krzywdzić jej umyślnie, ale robiłem to jakoś automatycznie - najpewniej wyniosłem to z domu. Moja mam się przyzwyczaiła, a moja była sama stwierdziła, że jestem taki jak ojciec i ona się nie przyzwyczai. Nie jestem w stanie z nią utrzymywać kontaktu i zaproponowałem odcięcie się wraz z odnowieniem w przyszłości. Zaproponowała, byśmy byli przyjacielami. W zasadzie powiedziała, że w związku czuła się jak przyjacielem. Mogła mi pomóc, doradzić, ale czuła, że do końca nie kocha i nie jest kochana.

Marthe napisał/a:

Wielkie jest to że ty sobie to w ogóle uświadamiasz! To wiele znaczy i dobrze rokuje. Ponadto jesteś jeszcze bardzo młody, choć często osobom w tym wieku tak się nie wydaje nie wiem czemu. Jesteś młody, całe życie przed tobą a jeśli umiesz te jak to nazywasz "toksyczne" zachowania w ogóle u siebie zidentyfikować i nazwać i się do tego przyznać to powiadam: Szacun. Większość ludzi nie potrafi a i nie widzi tego. Z biegiem czasu jesteś w stanie wyjść na prostą.

dziękuję za miłe słowa. Niestety w internecie ciężko o materiały do takich osób, ale mam nadzieję, że wyjdę na prostą. Rozmawiałem dzisiaj z mamą i również ją uświadomiłem, że jest w toksycznej relacji. Myślę, że widząc szczęśliwszych rodziców sam stanę się lepszy. Sam nie wiem czy dobrze robię, nie chcę żeby zaraz poleciał jakiś rozwód. Na pewno muszę się doszkolić jak walczyć z takimi zachowaniami, zanim zacznę naprawiać innych

niktinny napisał/a:

W zasadzie trochę jakbym czytał o sobie i swoim związku. Z perspektywy czasu dopiero zauważam jak bardzo słabym partnerem byłem. Jak wiele rzeczy robiłem źle, niedojrzale i egoistycznie. U mnie minęły już prawie 3 lata, ona już po ślubie z nowym facetem. Z jednej strony się wściekam, że to nie ja, z drugiej jednak chce aby była szczęśliwa. U mnie za to z czasem zamiast lepiej to jest coraz gorzej. Choć czasem nachodzi mnie taka myśl jak wspomniała madoja, bo też byliśmy razem prawie 7 lat, więc skoro było tak źle to czemu nic nie mówiła. Przez to mi wydawało się, że wszystko jest ok. Nie pocieszę Cię, bo sam też się kiedyś zastanawiałem czy skoro jestem tak beznadziejny to sprawa przegrana i po prostu nie nadaje się do związku? 3 lata w samotności i szybki ślub ex z innym utwierdzają mnie w przekonaniu, że chyba tak jest.

Liczę na to że wyjdziesz na prostą. Jeśli chcesz, wal śmiało na wiadomość prywatną

Agnes76 napisał/a:

Obawiam się, że ta próba nawrócenia się grzesznika, podyktowana jest wyłącznie  strachem przed samotnością. Zawalił Ci się świat bo nagle zostałeś sam, a była dziewczyna ma koleżanki, odżyła i kogoś poznała.  Zabolało bo razem ze stratą partnerki  straciłeś poczucie władzy i siły. I na koniec najbardziej boisz się, że skończysz ze sobą tylko dlatego, że zobaczysz ją szczęśliwą. Ja tu nie widzę pozytywnej motywacji do pracy nad sobą i zmiany charakteru. Pomimo deklaracji zmiany na lepsze nadal jesteś  egocentryczny. Zmień optykę. Dobre związki tworzą ludzie otwarci i wrażliwi na potrzeby innych.

Teraz czuję się strasznie na myśl, że spotyka się z kimś innym. Właściwie zaraz po rozstaniu zaczęli być razem, o czym dowiedziałem się dopiero niedawno. Odnowili kontakt jakieś 2 tygodnie przed rozstaniem, bo w czasach gimnazjalnych byli w sobie zauroczeni i widocznie uczucie powróciło. Widzi duży kontrast między nami, bo on prawi ciągle komplementy, robi wiele rzeczy, których ja nie potrafiłem. Liczyłem na to, że po tym rozstaniu, jak zobaczy że się zmieniam, to może wrócimy. Kilka dni temu przeżyłem szok, że to już po ptakach. Myślę, że jeśli będę pracować nad sobą to zmienię nastawienie. Nie chcę czuć żalu w nieskończoność, chcę się pozbierać po tym i nauczyć być życiowym partnerem. Jeśli mam teraz mieć sens w życiu, to to wydaje się dobrym kierunkiem

Agnes76 napisał/a:
paslawek napisał/a:

.
A związek tworzą dwie osoby ,żeby był toksyczny jakiś udział mają obydwie w tym niekoniecznie po równo

Nie zgodzę się z tym. Toksyczne związki tworzą toksyk i ofiara. Ofiara przez jakiś czas pozwala się wykorzystywać, okłamywać, czasem robi za worek bokserski, w który można walić fizycznie albo tylko psychicznie, bo wierzy w  kłamstwa, i myśli, że działa dla wyższych celów, wielkich ideałów. To skutek wychowywania od pokoleń kobiet uległych, wmawiania im od małego dziecka, że to one są odpowiedzialne za rodzinę, dzieci, to one stoją na straży ogniska domowego, bo w końcu to one najczęściej zostają same z dziećmi w niedostatku i fizycznej niemocy. Jednak wszystko do czasu. W podobnych wypadkach wine ponosi wychowywanie kobiet i mężczyzn w regułach  patriarchatu.

Ja bym był nieco ostrożniejszy z wnioskami. Jak patrzę po otoczeniu, to niekoniecznie zawsze jest tak, że to facet jest toksykiem. Sporo jest takich związków, gdzie to kobieta pełni tę rolę

15

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić
paslawek napisał/a:
Agnes76 napisał/a:
paslawek napisał/a:

.
A związek tworzą dwie osoby ,żeby był toksyczny jakiś udział mają obydwie w tym niekoniecznie po równo

Nie zgodzę się z tym. Toksyczne związki tworzą toksyk i ofiara. Ofiara przez jakiś czas pozwala się wykorzystywać, okłamywać, czasem robi za worek bokserski, w który można walić fizycznie albo tylko psychicznie, bo wierzy w  kłamstwa, i myśli, że działa dla wyższych celów, wielkich ideałów. To skutek wychowywania od pokoleń kobiet uległych, wmawiania im od małego dziecka, że to one są odpowiedzialne za rodzinę, dzieci, to one stoją na straży ogniska domowego, bo w końcu to one najczęściej zostają same z dziećmi w niedostatku i fizycznej niemocy. Jednak wszystko do czasu. W podobnych wypadkach wine ponosi wychowywanie kobiet i mężczyzn w regułach  patriarchatu.

Związek Autora raczej nie należy do takiej kategorii gdzie była ostra przemoc psychiczna ,fizyczna,seksualna  i ekonomiczna ,piszesz o jednym z rodzajów toksycznej relacji w ekstremalnej patologicznej postaci,
toksycznych związków jest wiele rodzajów ,w sumie ja też napisałem o jednym z takich związków gdzie bywa też tak że często "ofiara" ma pewne korzyści z bycia nią ,tak jak wiele jest modeli i wzorów przywiązywania  ,ale to obszerny temat ,konkretny przykład Autora jest istotny i tak że w tej chwili nie jest w stanie być obiektywny,a zgodę się że jednymi z  bardziej dotkliwych są te cierpienia i bóle neurotyczne i egocentryczne z przewrażliwienia czy nadwrażliwości na swoim punkcie.

Zaczęły się natomiast przytyki odnośnie wyglądu, sposobu mówienia, odkładania rzeczy nie w te miejsce co trzeba. Potrafiłem dowalić się nawet do zbyt wolnego mieszania w garnku. To ja decydowałem jaki film obejrzymy, w sklepie oglądaliśmy ubrania tylko do mnie, to ja jadłem obiad na jedynym fotelu przy biurku, a ona siedziała zgarbiona na poduszce.
Pasławku, dowalanie i przytyki są przemocą psychiczną. O sytuacji ekonomicznej  może świadczyć fakt, że tylko dla niego wybierano ubrania i był zaledwie jeden fotel, który oczywiście on zajmował. Gdyby dziewczyna miała dobrą sytuację ekonomiczną sama by sobie coś oglądała w sklepie. Bardzo możliwe, że dziewczyna liczyła na jakieś korzyści ekonomiczne w przyszłości, co nie może dziwić, bo niemal każdy z partnerów ma nadzieję na poprawę statusu materialnego w związku i wspólny dorobek. Na pewno nie wchodziła w ten układ jako ofiara, potem człowiek ma jakieś marzenia, wizje i nadzieje, dlatego trudno mu wszystko przekreślać gdy zaczynają się jakieś nieporozumienia i  kłopoty. Rzecz w tym, że jest coraz gorzej i w końcu miarka się przebiera. Cena za marzenia staje się zbyt wygórowana i ofiara mówi pas.

16 Ostatnio edytowany przez Agnes76 (2021-10-17 23:44:28)

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić
verom napisał/a:

Agnes76 napisał/a:
paslawek napisał/a:

.
A związek tworzą dwie osoby ,żeby był toksyczny jakiś udział mają obydwie w tym niekoniecznie po równo

Nie zgodzę się z tym. Toksyczne związki tworzą toksyk i ofiara. Ofiara przez jakiś czas pozwala się wykorzystywać, okłamywać, czasem robi za worek bokserski, w który można walić fizycznie albo tylko psychicznie, bo wierzy w  kłamstwa, i myśli, że działa dla wyższych celów, wielkich ideałów. To skutek wychowywania od pokoleń kobiet uległych, wmawiania im od małego dziecka, że to one są odpowiedzialne za rodzinę, dzieci, to one stoją na straży ogniska domowego, bo w końcu to one najczęściej zostają same z dziećmi w niedostatku i fizycznej niemocy. Jednak wszystko do czasu. W podobnych wypadkach wine ponosi wychowywanie kobiet i mężczyzn w regułach  patriarchatu.

Ja bym był nieco ostrożniejszy z wnioskami. Jak patrzę po otoczeniu, to niekoniecznie zawsze jest tak, że to facet jest toksykiem. Sporo jest takich związków, gdzie to kobieta pełni tę rolę

To prawda. Kobiety też potrafią być bardzo toksyczne.

17

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić
Agnes76 napisał/a:
paslawek napisał/a:
Agnes76 napisał/a:

Nie zgodzę się z tym. Toksyczne związki tworzą toksyk i ofiara. Ofiara przez jakiś czas pozwala się wykorzystywać, okłamywać, czasem robi za worek bokserski, w który można walić fizycznie albo tylko psychicznie, bo wierzy w  kłamstwa, i myśli, że działa dla wyższych celów, wielkich ideałów. To skutek wychowywania od pokoleń kobiet uległych, wmawiania im od małego dziecka, że to one są odpowiedzialne za rodzinę, dzieci, to one stoją na straży ogniska domowego, bo w końcu to one najczęściej zostają same z dziećmi w niedostatku i fizycznej niemocy. Jednak wszystko do czasu. W podobnych wypadkach wine ponosi wychowywanie kobiet i mężczyzn w regułach  patriarchatu.

Związek Autora raczej nie należy do takiej kategorii gdzie była ostra przemoc psychiczna ,fizyczna,seksualna  i ekonomiczna ,piszesz o jednym z rodzajów toksycznej relacji w ekstremalnej patologicznej postaci,
toksycznych związków jest wiele rodzajów ,w sumie ja też napisałem o jednym z takich związków gdzie bywa też tak że często "ofiara" ma pewne korzyści z bycia nią ,tak jak wiele jest modeli i wzorów przywiązywania  ,ale to obszerny temat ,konkretny przykład Autora jest istotny i tak że w tej chwili nie jest w stanie być obiektywny,a zgodę się że jednymi z  bardziej dotkliwych są te cierpienia i bóle neurotyczne i egocentryczne z przewrażliwienia czy nadwrażliwości na swoim punkcie.

Zaczęły się natomiast przytyki odnośnie wyglądu, sposobu mówienia, odkładania rzeczy nie w te miejsce co trzeba. Potrafiłem dowalić się nawet do zbyt wolnego mieszania w garnku. To ja decydowałem jaki film obejrzymy, w sklepie oglądaliśmy ubrania tylko do mnie, to ja jadłem obiad na jedynym fotelu przy biurku, a ona siedziała zgarbiona na poduszce.
Pasławku, dowalanie i przytyki są przemocą psychiczną. O sytuacji ekonomicznej  może świadczyć fakt, że tylko dla niego wybierano ubrania i był zaledwie jeden fotel, który oczywiście on zajmował. Gdyby dziewczyna miała dobrą sytuację ekonomiczną sama by sobie coś oglądała w sklepie. Bardzo możliwe, że dziewczyna liczyła na jakieś korzyści ekonomiczne w przyszłości, co nie może dziwić, bo niemal każdy z partnerów ma nadzieję na poprawę statusu materialnego w związku i wspólny dorobek. Na pewno nie wchodziła w ten układ jako ofiara, potem człowiek ma jakieś marzenia, wizje i nadzieje, dlatego trudno mu wszystko przekreślać gdy zaczynają się jakieś nieporozumienia i  kłopoty. Rzecz w tym, że jest coraz gorzej i w końcu miarka się przebiera. Cena za marzenia staje się zbyt wygórowana i ofiara mówi pas.

Wcale za działania Autora nie mam zamiaru go chwalić i usprawiedliwiać.

18 Ostatnio edytowany przez verom (2021-10-17 23:54:53)

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić
Agnes76 napisał/a:

Pasławku, dowalanie i przytyki są przemocą psychiczną. O sytuacji ekonomicznej  może świadczyć fakt, że tylko dla niego wybierano ubrania i był zaledwie jeden fotel, który oczywiście on zajmował. Gdyby dziewczyna miała dobrą sytuację ekonomiczną sama by sobie coś oglądała w sklepie. Bardzo możliwe, że dziewczyna liczyła na jakieś korzyści ekonomiczne w przyszłości, co nie może dziwić, bo niemal każdy z partnerów ma nadzieję na poprawę statusu materialnego w związku i wspólny dorobek. Na pewno nie wchodziła w ten układ jako ofiara, potem człowiek ma jakieś marzenia, wizje i nadzieje, dlatego trudno mu wszystko przekreślać gdy zaczynają się jakieś nieporozumienia i  kłopoty. Rzecz w tym, że jest coraz gorzej i w końcu miarka się przebiera. Cena za marzenia staje się zbyt wygórowana i ofiara mówi pas.

Spróbuję nieco przybliżyć sytuację. Uważam, że te moje przytyki to była jak najbardziej przemoc psychiczna. W ciągu dnia nie padał żaden komplement, nie mówiłem nic miłego, ale jak np. przypadkowo coś rozlała, to już pokazywałem grymas. Bolało ją, że nie powiedziałem coś w stylu: "kochanie pomogę posprzątać". Oczekiwała właśnie czegoś takiego, a ja tylko kiwałem głową z politowaniem i coś tam odburknąłem. Bolał ją brak mojej inicjatywy w tym. Gdy ja coś wylałem, to ona mówiła coś w szoku, natomiast w odwrotnej sytuacji ja mówiłem coś pretensjonalnie.

Natomiast jeśli chodzi o sytuację ekonomiczną, to zarówno u mnie jak i u niej było ok. Ona chciałaby pooglądać ubrania do siebie, ale sama tego nie proponowała. Chciała, bym ja na to wpadł i zaproponował. Nigdy mi chyba o tym nie wspominała, to jakoś nie przychodziło mi to do głowy, gdy byliśmy w galerii. Jeśli chodzi o brak fotela, to to wyglądało na zasadzie, że mówiłem, że trzeba się wybrać do ikea i kupić fotel. Ona przyznawała rację, ale jakoś nigdy do tego ikea się nie wybraliśmy. No i w rezultacie zawsze siedziała na tej poduszce (widywaliśmy się ok. co 2 tygodnie). Mam wrażenie, że za każdym razem jak przyjeżdżała, to przypominałem sobie o tym fotelu i jakoś nigdy nie chciało nam się do tej ikea wybrać, tylko mówiliśmy, że pojedziemy kolejnym razem

19

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić
verom napisał/a:

Spróbuję nieco przybliżyć sytuację. Uważam, że te moje przytyki to była jak najbardziej przemoc psychiczna. W ciągu dnia nie padał żaden komplement, nie mówiłem nic miłego, ale jak np. przypadkowo coś rozlała, to już pokazywałem grymas. Bolało ją, że nie powiedziałem coś w stylu: "kochanie pomogę posprzątać". Oczekiwała właśnie czegoś takiego, a ja tylko kiwałem głową z politowaniem i coś tam odburknąłem. Bolał ją brak mojej inicjatywy w tym. Gdy ja coś wylałem, to ona mówiła coś w szoku, natomiast w odwrotnej sytuacji ja mówiłem coś pretensjonalnie.

Natomiast jeśli chodzi o sytuację ekonomiczną, to zarówno u mnie jak i u niej było ok. Ona chciałaby pooglądać ubrania do siebie, ale sama tego nie proponowała. Chciała, bym ja na to wpadł i zaproponował. Nigdy mi chyba o tym nie wspominała, to jakoś nie przychodziło mi to do głowy, gdy byliśmy w galerii. Jeśli chodzi o brak fotela, to to wyglądało na zasadzie, że mówiłem, że trzeba się wybrać do ikea i kupić fotel. Ona przyznawała rację, ale jakoś nigdy do tego ikea się nie wybraliśmy. No i w rezultacie zawsze siedziała na tej poduszce (widywaliśmy się ok. co 2 tygodnie). Mam wrażenie, że za każdym razem jak przyjeżdżała, to przypominałem sobie o tym fotelu i jakoś nigdy nie chciało nam się do tej ikea wybrać, tylko mówiliśmy, że pojedziemy kolejnym razem

W podobnych przypadkach, gdy coś się rozleje albo rozbije, nawet nie musisz pomagać, wystarczy powiedzieć - kochanie, nie przejmuj się, nic się nie stało. Tylko tyle wystarczy by druga osoba poczuła się wspaniale. W galerii wejść do jednego sklepu dla niej i jednego dla siebie, i raz na 7 lat pojechać do Ikei by kupić fotel. Popatrz jakie proste może być życie, gdy pomyślimy o drugiej osobie .

20 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2021-10-18 08:07:42)

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić

Autorze możesz ćwiczyć nowe wzorce zachowania z innymi ludźmi skoro je widzisz. Na początek spróbować zainteresować się więcej innymi. Brakuje ci trochę empatii, masz tendencję zbytniego skupiania na sobie. Ostatnio słyszałam poradę odnośnie dzieci - że w rozwijaniu empatii pomaga opieka nad zwierzęciem. Nie mówię, żeby od razu brać zwierzę ale wydało mi się ciekawe. Może być też zaangażowanie w pomoc drugiemu człowiekowi, zaangażowanie w relacje.

Natomiast takie reakcje np na rozlanie czegoś, wydaje mi się, że mogą ozdwierciedlać twój sposób traktowania siebie. Zauważ co sam czujesz i mówisz sobie kiedy popełnisz błąd. I skąd masz taką reakcję jaką masz. Jak lepiej mógłbyś zareagować.
Brak cierpliwości dla cudzych słabości, irytowanie się jakimś zachowaniem cechą też często wskazuje na to czego w sobie sami nie akceptujemy, nie lubimy lub na co sobie nie pozwalamy.

Psychoterapeuta może pomóc zauważyć na bieżąco co się dzieje i pokazać inne sposoby radzenia sobie. Ale on głównie słucha a pierwsze spotkania są po to żeby poznać klienta.

21

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić

chyba wystarczyłoby by taka osoba jak cos rozleje zareagowała tak, jakby chciała być potratowana gdyby to ona coś np. rozlała... stłukła... zepsuła... policzyc wczesniej do 3, 5, 10 ile trzeba i tyle - to nie koniec swiata przeciez.. takie frustracje gdzies są głębiej schowane i chyba nie chodzi o rozlanie tylko wlasnie te nieprzepracowane emocje, nie wiem... styl wychowania faktycznie? zły wzorzec?? no i jak znalezc dobrego terapeute...

22

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić
Agnes76 napisał/a:

W podobnych przypadkach, gdy coś się rozleje albo rozbije, nawet nie musisz pomagać, wystarczy powiedzieć - kochanie, nie przejmuj się, nic się nie stało. Tylko tyle wystarczy by druga osoba poczuła się wspaniale. W galerii wejść do jednego sklepu dla niej i jednego dla siebie, i raz na 7 lat pojechać do Ikei by kupić fotel. Popatrz jakie proste może być życie, gdy pomyślimy o drugiej osobie .

Ja to wszystko zrozumiałem. Na dzień przed zerwaniem zrobilem sobie rachunek sumienia przechodząc połowę miasta. Zobaczyłem, że ja ją cały czas krzywdzę. Bardzo się wściekam gdy mój ojciec tak dołuje mamę, a ja przecież stałem się taki sam. Czułem się jakbym znęcał się nad zwierzętami. Przecież moja dziewczyna sobie na to nie zasłużyła. Poczułem się podle. Kolejnego dnia jej sie wyżaliłem przez internet, że wszystko rozumiem. Że jestem tragicznym partnerem, że ciągle ją dołuję. Zamiast zaproponować jakąś terapię, napisałem ze muszę pozwolić jej odejść. Że zmarnowałem jej lata życia, bo w tym czasie mogła być szczęśliwa z kimś innym. Boję się, że nigdy sobie tego nie wybaczę. Że zamiast spróbować naprawić związek, to się poddałem. Jeszcze na dzień przed zerwaniem bylismy umówieni że zwiedzimy pewne miasto w przyszły weekend. Gdybym wtedy napisał coś innego, dzisiaj mógłbym nadal pracować nad sobą, ale u jej boku. Mialłbym cel w zyciu, by stawać sie lepszą osobą dla siebie i dla niej. Na 2 tygodnie przed zerwaniem odnowiła kontakt z kimś w kim była kiedys zauroczona i teraz sie spotykają. Gdybym nie zainicjował rozstania, pewnie miałbym chociaz okazję zobaczyć, czy jestem w stanie się w tym związku zmienić. Tego już nigdy się nie dowiem, bo nawet nie spróbowałem. Mam wrażenie, że ten żal będzie się za mną ciągnął już zawsze.


aniuu1 napisał/a:

Autorze możesz ćwiczyć nowe wzorce zachowania z innymi ludźmi skoro je widzisz. Na początek spróbować zainteresować się więcej innymi. Brakuje ci trochę empatii, masz tendencję zbytniego skupiania na sobie. Ostatnio słyszałam poradę odnośnie dzieci - że w rozwijaniu empatii pomaga opieka nad zwierzęciem. Nie mówię, żeby od razu brać zwierzę ale wydało mi się ciekawe. Może być też zaangażowanie w pomoc drugiemu człowiekowi, zaangażowanie w relacje.

Natomiast takie reakcje np na rozlanie czegoś, wydaje mi się, że mogą ozdwierciedlać twój sposób traktowania siebie. Zauważ co sam czujesz i mówisz sobie kiedy popełnisz błąd. I skąd masz taką reakcję jaką masz. Jak lepiej mógłbyś zareagować.
Brak cierpliwości dla cudzych słabości, irytowanie się jakimś zachowaniem cechą też często wskazuje na to czego w sobie sami nie akceptujemy, nie lubimy lub na co sobie nie pozwalamy.

Psychoterapeuta może pomóc zauważyć na bieżąco co się dzieje i pokazać inne sposoby radzenia sobie. Ale on głównie słucha a pierwsze spotkania są po to żeby poznać klienta.

Myślę że głębi jestem wrazliwy i empatyczny. Nie znoszę przemocy między ludźmi, czy zwierzętami. Niestety w związku miałem takie nieprzyjemne zachowania, z ktorych nie zdawałem sobie do konca sprawy. Nie bylem taki caly czas, bo potrafilismy spedzac czas fajnie, ale jakas drobna głupota potrafila mnie zdenerwować. Np. pojechalismy do galerii szukać prezentu do znajomego. Wszystko szło fajnie, ogladalismy w miłej atmosferze, a potem zorientowałem sie ze jest już późno, a ja nie lubię sie spóźniać. Dziewczyna chciala kupić cos do picia, a powiedzialem ze nie ma czasu i mamy szybko isc dalej bo trzeba coś kupić. Jej sie bardzo chciało pić, więc ją zostawiłem i ruszylem w stronę kolejnego sklepu wkurzony. Chciałem żeby kupiła to picie a ja w tym czasie poszukam prezentu w kolejnym sklepie. Niestety zamiast jej to powiedzieć, to po prostu ruszylem jak obrażony dzieciak. Tego typu zachowania bardzo ją denerwowały. Dopiero teraz widzę jakim byłem dupkiem.

23

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić

"Ja to wszystko zrozumiałem. Na dzień przed zerwaniem zrobilem sobie rachunek sumienia przechodząc połowę miasta. Zobaczyłem, że ja ją cały czas krzywdzę. Bardzo się wściekam gdy mój ojciec tak dołuje mamę, a ja przecież stałem się taki sam"

A jak rodzice traktowali Ciebie? Tylko o matkę chodzi?

"Gdybym nie zainicjował rozstania, pewnie miałbym chociaz okazję zobaczyć, czy jestem w stanie się w tym związku zmienić. Tego już nigdy się nie dowiem, bo nawet nie spróbowałem. Mam wrażenie, że ten żal będzie się za mną ciągnął już zawsze."

Czemu zamierzasz się dołować tym do końca życia? I tak nie wiadomo, czy dziewczyna chciałaby być w tym związku na zawsze. Potraktuj to jako coś cennego co może Ci pomóc w istotnych dla Ciebie samego zmianach i rozwoju. Dobrze, że szczerze powiedziała (czy też mówiła) jak się czuje, bo się czegoś też o sobie dowiedziałeś. Czasem strata czegoś w życiu jest potrzebna. Jakby trwała przy Tobie dalej, to dalej nie widziałbyś potrzeby zmiany swojego zachowania, a wasza relacja by się psuła.

24

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić

to, że rozumiesz swoje złe zachowanie to już jest wielki sukces
niektórzy nigdy w życiu nie zauważą swojej winy.

Ja bym radziła ci zerwać z nią kontakt na kilka miesięcy. W tym czasie popracować nad sobą, pójść na terapie. A za kilka miesięcy, jesli dalej bedzie możliwość, spróbować reaktywować związek. O ile ona jeszcze będzie chciała.
ale czy się zejdziecie teraz, czy kiedyś czy nigdy i tak terapia wskazana. Choćby ze względu na wstręt do samego siebie. Tylko poszukaj kogoś z polecenia, bo znam przypadki , że terapeuta jeszcze bardziej namieszał w głowie ...

25 Ostatnio edytowany przez ulle (2021-10-18 21:18:53)

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić

Autorze, na ten moment przypominasz przemocowca, który kolejny raz przegial i nagle robi wokół siebie dużo szumu, jaki to on biedny, nieszczęśliwy i gdzie on miał rozum, żeby tak postąpić. Osoba, która jest w relacji z przemocowym zapomina o swoich krzywdach i zaczyna litować się nad katem. Ta ponura i naprawdę nieszczęśliwa para na nowo więc zaczyna swój chory taniec, bo ofiara najlepiej czuje się w roli ofiary i oczywiście wraca. Przemocowy chwilowo ma gest i funduje miesiąc miodowy ( określenie umowne, bo w niektórych związkach tego typu miesiąc oznacza np dwa miesiące spokoju, kilka dni, a w skrajnych przypadkach kilka godzin), a potem znowu zaczyna się polka galopka.

Klasyka gatunku.

Osobiście średnio wierzę w to, by przemocowiec zmienił się w miłego i ludzkiego człowieka. Ja takim ludziom nie daje szansy. Dopuszczam jednak jeden wyjątek, a mianowicie wtedy, gdy agresor dostaje mocno po doopie, od życia i od swojej ofiary, gdy traci on wszystko i zostaje sam na placu boju bez żadnej szansy. Tylko wtedy może zadxiac się coś dobrego w zakutym dotąd łbie i osoba taka nagle zaczyna myśleć.
Uważam, że dopóki taki człowiek nie zrozumie, że tak naprawdę nie opłaca mu się być złym, to wszelkie jego wynurzenia i żale nie mają sensu, bo cwaniactwo takiego człowieka prędzej czy później znowu wyjdzie. Prosty rachunek- opłaca mi się, więc zachowuje się tak albo tak.
Dowód? Proszę bardzo. Zazwyczaj przemocowy, agresor zachowuje się we właściwy dla siebie sposób, czyli chamsko, jednak dziwne jest, że ten sam człowiek w momencie, gdy rozmawia z osobą, od której w jakiś sposób zależy, tam potrafi zgiąć się w scyzoryk i jakoś potrafił się zachować. Opłaca mu się po prostu.

Myślę, że powinieneś chodzić na terapię, ale dla osób nieradzących sobie z agresją. Tam bowiem wyucza Cię jak pieska, jak powinieneś odnosić się do innych ludzi, jak zachowywać się w sytuacji konfliktu itd.
Nie idź do biernego słuchacza, bo Tobie ściana płaczu nie jest potrzebna. Tobie potrzebna jest konkretna instrukcja obsługi drugiego człowieka, czyli idź raczej do behawiorysty.
I jeszcze jedno- dla dobra tej dziewczyny i dla własnego dobra także daj jej już święty spokój. Ona też potrzebuje teraz terapii, a nie ma koncentrować się na Twoich problemach. Niby w czym miałaby Ci pomagać? Zawracanie komuś głowy i doopy, tyle Ci powiem.
Wiódł ślepy kulawego i dobrze im się działo? Odpuść 
Sam weź swój problem na klatę i rozpraw się z nim po męsku, a nie żeby holowala Cię udręczona dziewczyna. Niech sobie buduje swoje życie osobiste, a Ty jej w drogę przestań wreszcie wchodzić.
Na ten moment zachowujesz się jak rozkapryszony dzieciak. To Ty jako mężczyzna powinieneś być wsparciem dla kobiety, a nie wieszać się na niej i żerować na jej dobrym sercu.

I jeszcze jedno- łzy przemocowca określa się mianem łez krokodylich i ostrzega się ofiary nie wierzcie w łzy krokodyla.
Ty uzalasz się nad sobą, boisz się jutra, bo faktycznie masz się czego bac. Piszesz cały czas o sobie, a tymczasem problem jest o wiele bardziej złożony. Chodzi mianowicie o te dziewczynę. Ona wyszła z tego związku mocno poraniona i ze złamanym kręgosłupem moralnym. Ciężko jej będzie teraz żyć. Takie kobiety zazwyczaj wpadają z deszczu pod rynnę, czyli w ramiona jeszcze gorszego psychola. Trzeba wielu lat, żeby wyjść z czegoś takiego. Idzie kasa na terapeutów, bo poczucie własnej wartości ofiary sięga podłogi. Jak żyć, panie premierze, no jak dalej żyć? Daj Boże, żeby teraz miała do czynienia z fajnym facetem, ale prawdopodobieństwo takiego cudu jest bardzo nikłe.
Jednak ani Ty jej nie pomożesz, ani ona Tobie. Swoje rany liżcie osobno. Daj jej szansę, by odbiła się od dna. Inaczej zmarnuje sobie resztę życia.

26

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić

Sporo wskazuje na to że całe to zerwanie i rozstanie to tylko fragment cyklu ,z dodatkiem w postaci drugiego faceta ,coś szybko bardzo szybko dziewczyna znalazła innego "lepszego" pewnikiem przeciwieństwo ,a Autor spuści pary poużala się nad sobą na forum, wywali trochę poczucia winy, pocieszy się ,tak "znajdzie" terapię żeby była niedobra i nie dla niego, potem wszystko wróci do normy ,całe to zamieszanie i samokrytyka jest częścią prawdopodobnie samooszukiwania się ,Oboje nie mają chyba jeszcze dość ,ona bo wyraża chęć wspierania (!?) niby jak i czy ma kwalifikacje ,to furtka do powrotu jak zatęskni za emocjami i walką z Autorem ,a on nabiera nowych sił po tym jak się samoudręczy.

27 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2021-10-19 00:18:04)

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić

Sądzę, że z tym wspieraniem to tak jej się powiedziało, bo się zżyli ze sobą i są młodzi a wtedy jeszcze są takie pomysly kontynuowania "przyjaźni" po związku. Może jej szybko przejść chęć "przyjaźni" o ile w ogóle wierzyła w to kiedy to mówiła.

"Oboje nie mają chyba jeszcze dość ,ona bo wyraża chęć wspierania (!?)"

Niektórzy ludzie mają taki dziwny odruch pomagania, chyba głównie za sprawą wychowania. Za bardzo przejmują się sprawami innych a za mało swoimi.

28 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-10-19 00:43:39)

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić

Takie relacje są złożone ,wszystko możliwe ,wiele elementów i wyborów jednocześnie , czasem zupełnie sprzecznych i dziwnych niedziwnych.Pewne wzory i schematy jednak w takich związkach się powtarzają i mają wspólne mianowniki z innymi podobnymi.Inny "forumowy" związek mi się tu przypomina ,z zerwaniem,potem zmianą statusu na zamrożenie ,potem doszła trzecia osoba  i kontaktem na siłę pod hasłem "przyjaźni" po zerwaniu gdzie pomoc/kontrola też się majaczyła w tle i korzyści niby obustronne ale moim zdaniem bez równowagi w oczekiwaniach, trochę co prawda w innych proporcjach.
Dobrze jest zadać w takich sytuacjach pytanie pomocnicze ,do czego to potrzebne i komu,czemu ma służyć i komu  przynieść jakiś pożytek z tego
bezinteresowność to wyższa szkoła jazdy,choć się w życiu zdarza i ludziom nie obca ,skutek się będzie liczył i koniec ,a korzyści wcale na pierwszy rzut oka nie wydaja się z boku na racjonalne.
Autor ma cały czas wybór co z tym wszystkim zrobić ,nawet przy takiej motywacji ,możliwym jest wyjść na prostą .

29

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić

Wiadomo że wszyscy jesteśmy inni, ale ulle ma całkowita rację. Jako przemocowiec nie mam siły przebicia bo mieć nie moge ale argumenty prawdziwe lubię dostrzegać.
Ulle doskonale zna mechanizm przemocowców....skąd???. To jej tajemnica. Czy autor zalicza się do tej grupy...myślę że trudno to ocenić ale zadatki ma.

30

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić

Pytanie autora: jak sobie poradzić?
Po pierwsze zdać sobie sprawę że to nie była miłość z jego strony. Więc kogo stracił?
Hmm..kogoś do wykorzystywania? Kto sam zechce być wykorzystywany?
Wiele takich jest, znajdziesz inną.
Skoro tę wyczailes  to dasz radę. 
Gdyby to była miłość i wyrzuty sumienia jak tu piszesz to cieszylbys się że dziewczyna  będzie z kimś szczęśliwa A nie obawiał że popelnisz samobójstwo z tego powodu.
Wg mnie egocentryzmu nie da się wyleczyć.
Ale żeby go nie karmić można sobie egocentryczkę na partnerkę wybrać. To będzie zdrowsze.

31

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić

Hm... jesteś toksyczny, wiesz o tym, a jednak uprzykrzyłeś życie kobiecie,
która Cię kochała.
Teraz gdy się skończyło, poczułeś się tragicznie, tylko czy to prawdziwy żal za
grzechy, czy fakt, że dostałeś po dupie za 10 lat udręki dziewczyny i nie możesz
tego pojąć, że śmiała to zrobić - czujesz rozpacz? Zabrakło ofiary?
Teraz nie czas rozpaczać nad rozlanym mlekiem. Ono się już wylało i nie wskoczy
do szklanki, ale Ty młody człowiek zgodnie z radami tu wielu, udaj się na terapię,
bo /chyba/ jesteś uzależniony od złości, a to z tą, czy inną partnerką, będziesz
stosował tę złość, bo tylko tak umiesz funkcjonować.
Wyciągniesz z tego wszystkiego wnioski i masz szanse nauczyć się żyć w
partnerstwie.
Ja swojemu byłemu często mam ochotę zaśpiewać "miałeś chamie złoty róg..."

32

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić

''Widzi duży kontrast między nami, bo on prawi ciągle komplementy, robi wiele rzeczy, których ja nie potrafiłem. ''

Czy mógłbyś rozwiąnąć to dlaczego nie potrafiłeś ?

Myślę, ze to czego doświadczyłes, jakie wnioski wysnułeś to jest dla Ciebie ogromna szansa na przyszłość, nie zmarnuj jej.
Co ja mogę polecić to - spisać te wnioski do jakich doszłes w punktach, na przykładach i spisywać kolejne o jakich będziesz sobie przypominać w nadchodzących tygodniach / miesiącach lecząc się z tego rozstania. Ja tak zrobiłam i bardzo mi to pomogło w tym związku w którym jestem teraz, bo często jest tak, że niestety zapominamy o tych 'lekcjach', a nie wiadomo kiedy poznasz kolejną partnerkę.

Z mojej strony mogę jeszcze polecić książki na temat związków - mi bardzo pomogło to zrozumieć drugą płeć jak i siebie samą.
Na rynku jest bardzo dużo takich pozycji. Polecam zacząć od książek Jon Gray - Kobiety są z Wenus, meżczyźni z marsa.
Pomoże Ci to skonfrontować i lepiej zrozumieć swoje jak i jej zachowania.
Myślę, że po prostu potrzebujesz edukacji jeśli chodzi o związki, o to jak funkcjonują kobiety, czego potrzebują itd..
Ale jesteś na dobrej drodze - widzisz swoje problemy i chcesz je naprawić. To jest bardzo żmudny proces, ale wykonałeś pierwszy krok.

33 Ostatnio edytowany przez verom (2021-10-29 23:50:20)

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić

Hej, minęły prawie 2 tygodnie od kiedy spisałem to wszystko. Rozmawiałem z kilkoma ludźmi (i przyjacielem) o tym wszystkim i wydaje mi się, że uporządkowałem sobie co nieco:

Po prostu osiadłem na laurach. Założyłem że skoro mam już dziewczynę, to nie muszę się starać. Nie widziałem że życie to ciągłe zmiany i niczego nie można być pewien. Skończyły się randki, kwiaty, miłe słowa, komplementy, upominki, zaangażowanie. Stałem się nudny, przewidywalny do tego stopnia, że dziewczyna przestała być mną zainteresowana. Przez ostatni rok siedziałem po 23h w 1 pokoju na wsi, a ona spędzała czas z koleżankami, gdzie odżyła, nabrała pewności siebie. Teraz widzę, że ten pomysł z zamieszkaniem z rodzicami by oszczędzić kasę był idiotyczny.

Nie rozumiem jednak jednego:
Na 2 tygodnie przed rozstaniem na pytanie czy przyjęłaby zaręczyny, powiedziała że tak. Na tydzień przed rozstaniem gdy bolał ją brzuch, w nocy pojechałem 30km by zawieźć jej leki. Na kilka dni przed rozstaniem mówiła że kocha. W dzień przed rozstaniem pojechałem do niej zawieść warzywa z ogrodu i poszliśmy do restauracji. Byliśmy umówieni, że w kolejny piątek po pracy gdzieś wyskoczymy, a w kolejną niedzielę jedziemy zwiedzać Toruń. Nagle ze zwykłej rozmowy przez FB się rozstajemy, tak po prostu? Bez rozmowy prosto w oczy, bez podsumowania związku, bez dania sobie wskazówek? 3 dni po rozstaniu ma już nowego chłopaka, w którym była 10 lat temu zauroczona, a on odezwał się do niej na 3 tygodnie przed rozstaniem. Ona na to wszystko stwierdziła, że od roku nie było miłości w związku. A więc dlaczego nigdy mi o tym nie mówiła? Prosiłem ją o spotkanie, gdzie mogłaby mi to wszystko powiedzieć prosto w oczy, ale za każdym razem odmawiała. Twierdzi, że teraz odżyła, nigdy nie czuła się szczęśliwsza, bo nigdy nie prawiłem tylu komplementów co on. Gdy ja sięgam pamięcią, to widzę siebie, który zatrudnił się w pobliskiej galerii tylko po to, by mieć pretekst by się z nią widzieć (jak jeszcze nie byliśmy razem). Zapisał się na lekcje pianina, by na urodziny zagrać jej ulubioną piosenkę. Teraz ona jednak widzi same moje wady. Twierdzi, że w związku się nie układało, że miło go wspominać nie będzie. No to w takim razie dlaczego chciała tych zaręczyn? Dlaczego zawsze była uśmiechnięta gdy do niej przyjeżdzałem. W życiu się nie spodziewałem, że coś w związku jest nie tak, bo ona nigdy mi o tym nie mówiła. Sama przyznała, że ona nie potrafi mówić takich rzeczy, że woli to w sobie dusić. Nawet, gdy czuła się okropnie po tym co jej powiedziałem, to milczała. Jaki jest w tym sens?

Rozmawiałem z kilkoma znajomymi, to każdy z nich stwierdził, że po prostu pojawił się ktoś lepszy, no i nie chciało się jej już walczyć. Brzmi całkiem logicznie, ale takiej wersji od niej nie przeczytałem. Oficjalny powód rostania to to, że byłem toksyczny, nigdzie jej nie zabierałem, nie mieliśmy wspólnych znajomych. Czuję się oszukany, bo nawet nie miałem okazji pokazać się z lepszej strony. 7 lat związku, bez ani jednej kłótni, bez ani jednego dnia gdzie nie mielibyśmy kontaktu, a tu zrywamy przez fb?

No dobra, była 1 kłótnia, jakieś 5 miesięcy temu. Nie widzieliśmy się rekordowe 3 tygodnie. Ona stwierdziła, że bierze urlop i jedzie z koleżankami na wakacje. Poczułem się wtedy jak idiota, no bo rodzina ciągle się pytała dlaczego tak rzadko się widujemy, to im tłumaczyłem (zgodnie z tym co mówiła mi dziewczyna), że ona ma pracę, studia, specjalizację i nie ma czasu. To jednak nie było najgorsze.. Przed wyjazdem miała jeszcze 3 dni wolnego, więc zaproponowała, że do mnie przyjedzie. Ucieszyłem się, bo w sumie chata wolna. W godzinę o której miała mi przyjechać zapytała, czy może to jednak ja przyjadę, bo u mnie .. uwaga .. NIE MA CO ROBIĆ. Ja nie mogłem przyjechać, bo musiałem zajmować się ogrodem, więc skończyło się to tak, że .. została w domu przed komputerem. Nie widzieliśmy się 3 tygodnie, a ona wolała siedzieć przed komputerem, bo u jej chłopaka nie ma co robić. Wtedy byłem gotowy z nią zerwać, ale jakoś to przegadaliśmy. Stwierdziła, że jak do mnie przyjeżdza to nic nie robimy, więc średnio w ogóle chce się jej mnie widywać. Ja wtedy byłem na nią tak wkurzony za to co zrobiła, że nie widziałem (niestety) winy w sobie. Powinna mi się wtedy zapalić lampka, że faktycznie coś jest nie tak (bo w zasadzie tylko wtedy mi to oznajmiła), ale no jednak to zignorowałem. Gdybym miał więcej takich sytuacji, to może by do mnie dotarło że coś jest nie tak, ale ja serio nie widziałem problemów w tym związku..

Aktualnie sytuacja ma się tak, że ona jest z tym kolesiem i podobno jest bardzo szczęśliwa. Zawsze go dażyła sympatią, on co kilka lat się odzywał do niej licząc na to, że jest wolna no i w końcu wstrzelił się. Ja niestety nadal nie oswoiłem się do tej sytuacji. Zacząłem wyjeżdzać do biura, spędzam czas z nowymi ludźmi, buduję dobre nawyki, czytam o związkach, ale czuję w sobie pomieszanie żalu, bezsilności, gniewu. Za każdym razem jak wychodzę na miasto żałuję, że nie zabierałem jej w te miejsce, albo nie kupowałem drobnych upominków. Nie wiem co mam robić by te uczucie minęło, bo nie potrafię odnajdować przyjemności w tym co robię.

aniuu1 napisał/a:

"Ja to wszystko zrozumiałem. Na dzień przed zerwaniem zrobilem sobie rachunek sumienia przechodząc połowę miasta. Zobaczyłem, że ja ją cały czas krzywdzę. Bardzo się wściekam gdy mój ojciec tak dołuje mamę, a ja przecież stałem się taki sam"

A jak rodzice traktowali Ciebie? Tylko o matkę chodzi?

Słabo, nigdy nie usłyszałem od nich kocham, dziękuję, przepraszam. W zasadzie odzywali (i odzywają) się do mnie tylko kiedy coś chcą, albo żeby mnie za coś wyzwać. Nie kojarzę, abym kiedykolwiek z ojcem gadał o "dupie marynie". Z matką to jeszcze czasami zdarzyło się pogadać na zasadzie "co tam", ale z ojcem to nigdy.

aniuu1 napisał/a:

"Gdybym nie zainicjował rozstania, pewnie miałbym chociaz okazję zobaczyć, czy jestem w stanie się w tym związku zmienić. Tego już nigdy się nie dowiem, bo nawet nie spróbowałem. Mam wrażenie, że ten żal będzie się za mną ciągnął już zawsze."

Czemu zamierzasz się dołować tym do końca życia? I tak nie wiadomo, czy dziewczyna chciałaby być w tym związku na zawsze. Potraktuj to jako coś cennego co może Ci pomóc w istotnych dla Ciebie samego zmianach i rozwoju. Dobrze, że szczerze powiedziała (czy też mówiła) jak się czuje, bo się czegoś też o sobie dowiedziałeś. Czasem strata czegoś w życiu jest potrzebna. Jakby trwała przy Tobie dalej, to dalej nie widziałbyś potrzeby zmiany swojego zachowania, a wasza relacja by się psuła.

Pewnie wyjdzie mi to na dobre, ale bardzo ciężko jest mi się z tym oswoić. W zasadzie oprócz niej nie miałem prawie nikogo. Bardzo mi jej teraz brakuje, ale czuję bezsilność, bo ona jest już z kimś innym.

Noname95 napisał/a:

to, że rozumiesz swoje złe zachowanie to już jest wielki sukces
niektórzy nigdy w życiu nie zauważą swojej winy.

Ja bym radziła ci zerwać z nią kontakt na kilka miesięcy. W tym czasie popracować nad sobą, pójść na terapie. A za kilka miesięcy, jesli dalej bedzie możliwość, spróbować reaktywować związek. O ile ona jeszcze będzie chciała.
ale czy się zejdziecie teraz, czy kiedyś czy nigdy i tak terapia wskazana. Choćby ze względu na wstręt do samego siebie. Tylko poszukaj kogoś z polecenia, bo znam przypadki , że terapeuta jeszcze bardziej namieszał w głowie ...

Nie wydaje mi się, aby był sens reaktywowania związku. Ja raczej w takie coś nie wierzę. To jest niemożliwe z tego względu, że ona sama przyznała, że czuje ulgę po rozstaniu. Teraz jest z kimś, kto bije mnie na głowę.

ulle napisał/a:

Autorze, na ten moment przypominasz przemocowca, który kolejny raz przegial i nagle robi wokół siebie dużo szumu, jaki to on biedny, nieszczęśliwy i gdzie on miał rozum, żeby tak postąpić. Osoba, która jest w relacji z przemocowym zapomina o swoich krzywdach i zaczyna litować się nad katem. Ta ponura i naprawdę nieszczęśliwa para na nowo więc zaczyna swój chory taniec, bo ofiara najlepiej czuje się w roli ofiary i oczywiście wraca. Przemocowy chwilowo ma gest i funduje miesiąc miodowy ( określenie umowne, bo w niektórych związkach tego typu miesiąc oznacza np dwa miesiące spokoju, kilka dni, a w skrajnych przypadkach kilka godzin), a potem znowu zaczyna się polka galopka.

Klasyka gatunku.

Osobiście średnio wierzę w to, by przemocowiec zmienił się w miłego i ludzkiego człowieka. Ja takim ludziom nie daje szansy. Dopuszczam jednak jeden wyjątek, a mianowicie wtedy, gdy agresor dostaje mocno po doopie, od życia i od swojej ofiary, gdy traci on wszystko i zostaje sam na placu boju bez żadnej szansy. Tylko wtedy może zadxiac się coś dobrego w zakutym dotąd łbie i osoba taka nagle zaczyna myśleć.
Uważam, że dopóki taki człowiek nie zrozumie, że tak naprawdę nie opłaca mu się być złym, to wszelkie jego wynurzenia i żale nie mają sensu, bo cwaniactwo takiego człowieka prędzej czy później znowu wyjdzie. Prosty rachunek- opłaca mi się, więc zachowuje się tak albo tak.
Dowód? Proszę bardzo. Zazwyczaj przemocowy, agresor zachowuje się we właściwy dla siebie sposób, czyli chamsko, jednak dziwne jest, że ten sam człowiek w momencie, gdy rozmawia z osobą, od której w jakiś sposób zależy, tam potrafi zgiąć się w scyzoryk i jakoś potrafił się zachować. Opłaca mu się po prostu.

Myślę, że powinieneś chodzić na terapię, ale dla osób nieradzących sobie z agresją. Tam bowiem wyucza Cię jak pieska, jak powinieneś odnosić się do innych ludzi, jak zachowywać się w sytuacji konfliktu itd.
Nie idź do biernego słuchacza, bo Tobie ściana płaczu nie jest potrzebna. Tobie potrzebna jest konkretna instrukcja obsługi drugiego człowieka, czyli idź raczej do behawiorysty.
I jeszcze jedno- dla dobra tej dziewczyny i dla własnego dobra także daj jej już święty spokój. Ona też potrzebuje teraz terapii, a nie ma koncentrować się na Twoich problemach. Niby w czym miałaby Ci pomagać? Zawracanie komuś głowy i doopy, tyle Ci powiem.
Wiódł ślepy kulawego i dobrze im się działo? Odpuść 
Sam weź swój problem na klatę i rozpraw się z nim po męsku, a nie żeby holowala Cię udręczona dziewczyna. Niech sobie buduje swoje życie osobiste, a Ty jej w drogę przestań wreszcie wchodzić.
Na ten moment zachowujesz się jak rozkapryszony dzieciak. To Ty jako mężczyzna powinieneś być wsparciem dla kobiety, a nie wieszać się na niej i żerować na jej dobrym sercu.

I jeszcze jedno- łzy przemocowca określa się mianem łez krokodylich i ostrzega się ofiary nie wierzcie w łzy krokodyla.
Ty uzalasz się nad sobą, boisz się jutra, bo faktycznie masz się czego bac. Piszesz cały czas o sobie, a tymczasem problem jest o wiele bardziej złożony. Chodzi mianowicie o te dziewczynę. Ona wyszła z tego związku mocno poraniona i ze złamanym kręgosłupem moralnym. Ciężko jej będzie teraz żyć. Takie kobiety zazwyczaj wpadają z deszczu pod rynnę, czyli w ramiona jeszcze gorszego psychola. Trzeba wielu lat, żeby wyjść z czegoś takiego. Idzie kasa na terapeutów, bo poczucie własnej wartości ofiary sięga podłogi. Jak żyć, panie premierze, no jak dalej żyć? Daj Boże, żeby teraz miała do czynienia z fajnym facetem, ale prawdopodobieństwo takiego cudu jest bardzo nikłe.
Jednak ani Ty jej nie pomożesz, ani ona Tobie. Swoje rany liżcie osobno. Daj jej szansę, by odbiła się od dna. Inaczej zmarnuje sobie resztę życia.

Bardzo ciekawa opinia. Zdecydowanie zgadzam się z tym, że jestem typem osoby, która potrzebuje upaść na dno, by się ogarnąć. Dopiero po upadku zrozumiałem jak słabym byłem partnerem i człowiekiem. Jedyne co się tutaj nie zgadza to to, że moja była wpadnie zaraz w jakieś złe ręce kolejnego toksyka. Akurat zeszła się ze swoją byłą miłością i jest bardzo szczęśliwa.


paslawek napisał/a:

Sporo wskazuje na to że całe to zerwanie i rozstanie to tylko fragment cyklu ,z dodatkiem w postaci drugiego faceta ,coś szybko bardzo szybko dziewczyna znalazła innego "lepszego" pewnikiem przeciwieństwo ,a Autor spuści pary poużala się nad sobą na forum, wywali trochę poczucia winy, pocieszy się ,tak "znajdzie" terapię żeby była niedobra i nie dla niego, potem wszystko wróci do normy ,całe to zamieszanie i samokrytyka jest częścią prawdopodobnie samooszukiwania się ,Oboje nie mają chyba jeszcze dość ,ona bo wyraża chęć wspierania (!?) niby jak i czy ma kwalifikacje ,to furtka do powrotu jak zatęskni za emocjami i walką z Autorem ,a on nabiera nowych sił po tym jak się samoudręczy.

Zdecydowanie się nie zgadzam. Napisałem na tym forum w akcie desperacji, bo nie miałem pojęcia co robić. Nie ma mowy o żadnych powrotach, no bo dlaczego miałaby do mnie wrócić, skoro tak bardzo teraz odżyła?

Ela210 napisał/a:

Pytanie autora: jak sobie poradzić?
Po pierwsze zdać sobie sprawę że to nie była miłość z jego strony. Więc kogo stracił?
Hmm..kogoś do wykorzystywania? Kto sam zechce być wykorzystywany?
Wiele takich jest, znajdziesz inną.
Skoro tę wyczailes  to dasz radę. 
Gdyby to była miłość i wyrzuty sumienia jak tu piszesz to cieszylbys się że dziewczyna  będzie z kimś szczęśliwa A nie obawiał że popelnisz samobójstwo z tego powodu.
Wg mnie egocentryzmu nie da się wyleczyć.
Ale żeby go nie karmić można sobie egocentryczkę na partnerkę wybrać. To będzie zdrowsze.

Ja uważam, że ją kochałem. Uważam też, że to normalne, że nie czuję się szczęśliwy widząc ją z innym. Minęło za mało czasu.

Olaodkota napisał/a:

''Widzi duży kontrast między nami, bo on prawi ciągle komplementy, robi wiele rzeczy, których ja nie potrafiłem. ''
Czy mógłbyś rozwiąnąć to dlaczego nie potrafiłeś ?

Ostatnio rok spędzałem 23 godziny dziennie w pokoju 12m2. Podjęliśmy beznadziejną decyzję, by mieszkać ze swoimi rodzicami na czas kupna mieszkania. To mnie zniszczyło psychicznie. Poza tym, no niestety - osiadłem na laurach. Kiedyś było tych komplementów więcej, a teraz jakoś straciłem cały zapał. Według mnie związek się układał, to też nie widziałem, że gdzieś może być jakiś problem

34

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić

Tak, nieładnie to skończyła, masz rację. Ładniej byłoby osobiście się spotkać i szczerze porozmawiać. Byłby to wyraz szacunku do drugiej osoby. Szczególnie to przykre po tak długim związku. Twoja była też nie była bez skazy. Uczuć już chyba nie miała do Ciebie i chciała się z tego szybko wykręcić.

Odp: Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić
verom napisał/a:

Koniec 7 letniego związku, a ja nie potrafię sobie wybaczyć jak bardzo toksyczny byłem. Bardzo proszę o przeczytanie mojej historii.

Znaliśmy się ponad 10 lat, zaczęło się od zauroczenia w środku liceum, przez rok widząc ją w ławce obok zbierałem się do wyznania uczuć. W końcu się udało i zostaliśmy parą. Był to nasz pierwszy związek. Na początku było świetnie, codzienne spotkania, wypady na miasto, czasem wycieczki, wspólne spędzanie czasu. Oboje byliśmy raczej wycofani społecznie, więc czas spędzaliśmy sami. Mijały lata, a ja nawet nie zauważyłem kiedy przestałem kupować kwiaty, robić sobie wspólne zdjęcia, rozśmieszać do łez, spędzać czas poza domem. Zaczęły się natomiast przytyki odnośnie wyglądu, sposobu mówienia, odkładania rzeczy nie w te miejsce co trzeba. Potrafiłem dowalić się nawet do zbyt wolnego mieszania w garnku. To ja decydowałem jaki film obejrzymy, w sklepie oglądaliśmy ubrania tylko do mnie, to ja jadłem obiad na jedynym fotelu przy biurku, a ona siedziała zgarbiona na poduszce. Gdy o tym myślę, a szczególnie o tym ostatnim, to płaczę jak dziecko. Jak ja mogłem coś takiego zrobić dziewczynie, która była wpatrzona we mnie jak w obrazek, robiła rano śniadanie z kawą, kupowała leki gdy byłem chory, była ze mną gdy nie mogłem znaleźć pracy, gdy nie radziłem sobie na studiach, gdy mnie zawaliło pryszczami, gdy miałem ciężką operację. Nigdy nie usłyszałem od niej czegoś niemiłego, nigdy nie robiła scen, nie była jak te puste laski z instagrama czy tiktoka. Była po prostu normalna, z rodziny, gdzie każdy sobie pomaga, troszczy o innych.

Przez rok mieszkaliśmy razem, gdzie działy się te wszystkie przytyki codziennie. Seksu nie było prawie w ogóle. Nie było, bo ja nie inicjowałem, bo byłem obrażony na to, że to ona nie inicjuje. Nie domyśliłem się, żę to przez moje zachowanie. Nie zaproponowałem nawet rozmowy. Od niej słyszałem, że czuje się nieatrakcyjna, ale nie połączyłem tego z brakiem seksu. W kolejnym roku musieliśmy wrócić do swoich rodziców, i żyliśmy w związku na odległość (30km). Ona opiekowała się członkiem rodziny, a ja szukałem mieszkania do kupienia, ale tak z tym zwlekałem, że nie znalazłem go do dzisiaj. Ten rok był ostatnim gwoździem do trumny. Ja, z racji pracy zdalnej i mieszkania na wsi, spędzałem 23h dziennie w 1 pokoju. Codziennie słyszałem ojca, który jest równym toksykiem jak ja i wyżywa się psychicznie na mamie. To powodowało, że gdy z dziewczyną się widzieliśmy, byłem wiecznie obrażony, gburowaty. Na początku widywaliśmy się co tydzień, a na końcu już co 3-4. Ona zaczęła wychodzić z domu, spotykać się z koleżankami, a gdy widziała mnie, to tylko dołowała się psychicznie. Ja nie widziałem żadnego problemu. Przez te 7 lat nie było ani jednego dnia, gdzie nie mielibyśmy kontaktu ze sobą. Nie było kłótni, nie było obrażania się. Mówiła że kocha, że chciałaby zaręczyny, więc sądziłem, że wszystko jest ok. Pod tą przykrywką była smutna prawda - byłem takim toksykiem, że po spotkaniach ze mną płakała, ale nie chciała o tym mówić. Myślała, że się zmienię, że to jej wina. Wspominała czasami o tym że czuje się nieatrakcyjna, że nigdzie jej nie zabieram, że nie mamy znajomych, ale ja myślałem, że to zwykłe narzekanie jak w każdym związku. Nie słuchałem jej, nie zaproponowałem rozmowy, nie pytałem o jej potrzeby. Na wszystkie narzekania odwracałem kota ogonem tak, że to ona czuła się winna. Jak ona poruszała np. temat zaręczyn, to odpowiadałem wymijająco. Chyba do tego nie dojrzałem..

W końcu jej znajomi uświadomili ją w jak toksycznym związku się znajduje. Co ciekawe, zerwanie zainicjowałem ja. To była chyba kolejna gra toksyka mająca na celu stworzenia poczucia winy. Nie dała się, tym razem była twarda. Ona po rozstaniu odżyła, a mi świat wywrócił się do góry nogami. Zdała sobie sprawę, że przez ostatni rok nie było miłości i poznała kogoś, kto potrafi ją szanować i docenić, a ja mam wrażenie, że mój każdy kolejny dzień jest gorszy od poprzedniego. Do tej pory utrzymywałem kontakt praktycznie tylko z nią, z jej rodziną miałem lepsze kontakty niż ze swoją. Nie potrafię sobie tego wybaczyć, czuję się podle. Zmarnowałem jej najlepsze lata życia. W tym czasie mogła poznać kogoś innego, z kim wyjechałaby chociaż na jakieś wakacje. Ona nie zasłużyła na takie traktowanie.

Czuję, że sobie z tym nie poradzę. Nie mogę jeść, spać, cały czas o niej myślę. Mam żal do siebie, że tak ją traktowałem. Zostałem teraz sam. Przez ponad 7 lat codziennie z nią pisałem, od rozstania minęły 2 tygodnie, a teraz nie wiem co ze sobą zrobić. Im bardziej czytam o toksycznych związkach, tym więcej widzę co robiłem nie tak. Czuję, że w życiu nic dobrego mnie już nie spotka, bo na to nie zasługuję. Jestem toksykiem, wiecznie niezadowolonym idiotą, który choćby miał wszystko, to tego nie doceni. Pomimo tego jak ją traktowałem, co zrobiłem z jej życiem, ona chce utrzymywać kontakt przez internet, chce mi pomóc wyjść na prostą. Dlaczego po prostu mnie nie znienawidzi. Chyba to łatwiej byłoby mi przełknąć..

Proszę szanujcie i doceniajcie swoje drugie połówki. Rozmawiajcie o ich potrzebach. Jeśli nie wynieśliście dobrych wzorców z domu, udajcie się do specjalisty, który pomoże wam uniknąć takich przykrości. Możecie nawet spytać się znajomych co sądzą o waszym zachowaniu w związku, zanim będzie za późno.

Mam 26 lat, kilka razy w życiu próbowałem coś zmienić, bo mam pełno złych nawyków, ale nigdy się nie udawało. Jak w takim razie mam stać się kimś, kto nadaje się do związku? Sam w siebie nie wierzę, że to kiedyś się uda. Jeśli ktoś doczytał do tego miejsca, to bardzo proszę o jakieś rady. Przeszukując internet widzę dużo wskazówek odnośnie związku z toksykiem od strony drugiej osoby. Ciężko natomiast o takie, które dotyczą samego toksyka. Czy to znaczy, że nie da się z tego wyjść? Boje się, że za kilka lat zobaczę ją z mężem i dziećmi, a po tym nie wytrzymam i ze sobą skończę..


Poszukaj dobrego psychologa i zacznij psychoterapię

Posty [ 35 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Jestem toksyczny, koniec związku, jak sobie poradzić

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024