Nie oszukałam Was ze swoją historią - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Nie oszukałam Was ze swoją historią

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 5 ]

Temat: Nie oszukałam Was ze swoją historią

[moderacjo, nie usuwaj proszę tego postu, konto wiem, że zbanujesz ale chcę wyjaśnić dlaczego to zrobiłam]  dziś jestem w na tyle przytomnej kondycji psychicznej i z wysokim krytycyzmem wobec objawów choroby bo od dwóch tygodni znów jestem na rysperydonie, że umiem napisać czemu.

Wszystko co pisałam jako R_ita w tym i różnych wątkach jako ja  o mnie i o rodzinie jest prawdziwe, nie oszukałam. W wątku aniuu o jej chorej siostrze napisałam, że znałam małżeństwo, gdzie kobieta chorowała na urojenia ksobne i manię prześladowczą a jej mąż nabawił się paranoi indukowanej. Pisałam o moich rodzicach. Moja matka jest schizofreniczką. W wątku cccatch aniuu napisała, że imponuje jej moja wiedza i że zastanawiała, czy kształcę się w kierunku psychologii i psychiatrii. Nie, ja sama jestem chora, dlatego byłam tak zorientowana w niektórych kwestiach. Już jako dziecko też miałam stwierdzoną paranoję indukowaną, bo moja matka godzinami opowiadała mi niestworzone rzeczy i kazała uważać i nie mówić tacie. Już wtedy się prawdopodobnie zaczęło.

Pierwszy raz byłam w ośrodku jak miałam 20 lat. Miałam bardzo mocne urojenia ksobne i prześladowcze więc stworzyłam sobie tożsamość za którą się ukrywałam i wtedy byłam bezpieczna. Najpierw byłam wysoce krytyczna wobec tego i to miało miejsce tylko jak byłam sama. Potem zatarły mi się granice i zaczęłam przy innych. Pamiętam tylko, że mój ojciec się załamał i powiedział, że będę jak swoja matka. Jak mi uświadomił co się dzieje to podobno uznałam, że ona wtedy umarła i miałam żałobę, "umarłam" więc przestałam jeść. Już wtedy leczono mnie  lekami przeciwpsychotycznymi i dano diagnozę. Miałam psychoedukację, psychoterapię, treningi z funkcji poznawczych, brałam okresowo leki a każdą terapię zaczynałam od opowiadania, że jak mieliśmy dom, parter pierwsze piętro i drugie piętro to mama tam latami nie wchodziła, kazała mi tam chodzić i sprawdzać czy wszyscy już stamtąd poszli i zamykać wszystkie drzwi na klucz i uważać by nie zrobili mi krzywdy i to parę razy dziennie jak była w takim stanie. Nie bez powodu to piszę.

Aktualnie po bardzo nasilonych urojeniach i pseudohalucynacjach, budowaniu różnych rzeczy, wchodzeniu innym do głowy, ukrywaniu się za tworzynymi innymi i życiem nimi, na podstawie tego co wyczytałam sprzed x miesięcy co było pisane i co napisano jej i wielu miesiącach objawów wylądowałam dwunastego na obserwacji drugi raz, dostałam leki i pewnie będę je brać bardzo długo. Mój psychiatra zawsze był pod wrażeniem poziomu krytycyzmu wobec zaburzeń własnych, więc to nie była długa obserwacja, uznał że dobrze reaguję na leki a na podst. wywiadu ze mną i osobami z otoczenia stwierdził, że to nie kwestia ostatnich tygodni a okresowo odpływałam już od miesięcy,i że bardzo "ciekawie" choruje i jeśli jest ktoś do dziecka to mogę być w domu, ale jestem pod jego kontrolą. 

Chciałam was przeprosić.

W temacie wątku a mojej osoby:
Jak poznałam K. byłam w dobrej kondycji psychicznej, niemal 6 lat bez żadnego epizodu, jedynie z podwyższonymi stanami lękowimi i nieufnością, nadwrażliwością i czasami podszeptami, z wzgędnie stałą pracą (ciężko nawet sobie ufać jak jest się chorym). Broniłam się przed relacją, bo decyzję o byciu samą podjęłam przez chorobę, wiem, jakie piekło zgotowała nam matka, ojcu także. Znajomość z nim na którą w końcu przystałam to był substytut czegoś. Byłam samotna a chciałam mieć kogoś obok, byłam przekonana, że to osoba której będzie pasował romansowy układ i po prostu jakiś czas będziemy się spotykać i to się skończy. Ale okazało się inaczej, że czegoś chciał więcej i popsuł tym. Dlatego zakończyłam relację.

Jak dowiedziałam się o ciąży płakałam wiele godzin, bardzo się bałam, że i ono będzie chore, że będzie miało zniszczone życie. Mój przyjaciel oprócz ochrzanu że jak mogłam tak nie uważać to pocieszał mnie, że przecież istnieje ryzyko a nie gwarancja że też będzie chore, że moja matka nie jest jedyną chorą w rodzinie a z dziećmi jest ok, z moją siostrą ok psychicznie, że wie, jakie mam podejście do aborcji, nie wybaczę sobie tego, że powinnam K. powiedzieć o ciąży, to też jego sprawa, czy tego chce czy nie. 

Resztę znacie.

Miesiące ciąży spędzone z nim były najlepszym czasem w moim życiu. bardzo się otworzyłam, rozwinęłam tak społecznie, nawet nauczyłam i odważyłam żartować przy innych, nie bałam być w grupie większej. Leciał mi pozornie 7 zdrowy rok (no jednak nie), cieszyłam się, byłam bardzo dobrej myśli i nie wiem czy przez hormony czy przez co ale zatraciłam czujność na różne objawy i myśli a po wywiadzie moim i środowiskowym okazało się, że od dawna leciało w dół i robiłam dziwne rzeczy zupełnie inaczej rejestrowałam rzeczywistość.  K. mało co mnie znał by się połapać, odchyły zganiał na ciążę, czasem pośmiał. Ale 3 tygodnie po porodzie zaczął się dramat. I byłam jak matka. Zaczęło się od olbrzymiego lęku i obsesyjnych myśli, rozwijajacych urojeń, daruję sobie szczegóły co wyprawiałam i dlaczego nie mogłam przeżyć tego domu w którym mieszkamy.

K. o chorobie dowiedział się dopiero jak było tak źle dwunastego, że nie wiedział co robić i dzwonił po mojego ojca,  wylądowałam na obserwacji i rozmawiali. Wiedziałam, że muszę powiedzieć ale odwlekałam i chciałam zakłamywać rzeczywistość, bo nie chciałam psuć jak sobie świetnie radzimy. Wiem, nie powinnam była. Mocno to przeżył, ale teraz po rozmowie mówił, że nie wybrałam sobie tej choroby, to nie jest moja wina (on wiedząc, że nie może pić sięgał i tak po alkohol, on w gruncie rzeczy wybierał) a ja nie. Że skoro ja poszłam do Al Anon to on pójdzie do grupy wsparcia przy życiu z osobą chorą na to, że sama wiem jakie pokręcone rodziny tam poznałam, jesteśmy też w takiej grupie wsparcia dla trudnych rodzin przy kościele i że tam też są turbo pokręcone rodziny, że jest psychoedukacja, terapie rodzinne, jak rozumie to przez 6 lat było całkiem dobrze, będę brać leki i  damy sobie radę, że kocha i jestem jego rodziną i nie zostawi mnie tylko dlatego, że jestem chora. Że ktoś choruje na serce, a ktoś na głowę. Mówiłam, że nie wie co mówi i niech najpierw porozmawia z osobami, które żyją z chorym mężem lub żoną lub dziećmi i co to oznacza a potem niech deklaruje, że da radę. Umyka mu, że w gruncie rzeczy go oszukałam ukrywając to. Rozmawiał z moim ojcem.. Mój tata mu powiedział, że jako ojciec bardzo by chciał, by był przy mnie i byśmy sobie dali z tym radę, że epizody mijają i można latami żyć we względnym spokoju (u mojej mamy najdłużej to 8 lat, wracanie do siebie to zazwyczał był rok- dwa) ale jako facet facetowi że niech się zastanowi 10 razy czy chce tego ślubu i skazywać się na takie życie. A ja wolałam wmawiać sobie, że w domu była przemoc ekonomiczna niż powiedzieć komukolwiek, że moja matka miała ograniczone czynności prawne by nie narobić głupot znowu. dlatego wiem tyle o ubezwłasnowolnieniu częściowym. My nie mamy pomocy domowej na całe dnie bo jestem księżniczką i nie będę sprzątać i gotować. Ja o nią poprosiłam bo się bałam być sama z małą. A bardzo ją kocham. Teraz po obserwacji i przez leki które przyjmuje na pół doby opłaca ją K. a na resztę opłaca ojciec. Ja zawsze miałam w życiu szczeście do ludzi, oni mi z jakiegoś powodu ufali i zwierzali i pomagali dlatego wiedziałam tyle o różnych historiach. Mam szczęście, że i tata i K. są bogaci, mam mieszkanie od K., będę miała działki od taty., albo zabezpieczenie z nich. Nie wiem gdzie inaczej byłabym z życiem, gdybym była długo w złej kondycji, przez to miała problemy z pracą i miala dać radę na wynajmie z rentą 1250,00 bo chyba tyle teraz dostają chorzy na to. Nie wiemc zy to aktualne dane, że na 170 tys. chorych pracuje tylko ok. 9 tys. Mój tata i przyjaciel czepiali się i dopytywali czy K. już wie, gratulowali ironicznie na imprezie zaręczynowej, że wciąż nie wie. Zawsze miałam temat zastępczy. No ale... już wie.

Ten wątek był prawdziwy, to jest moje życie. Nienawidzę rodziny z której pochodzę, świata z którego pochodzę i do którego wróciłam, przez chorobę nienawidzę swojego życia i nigdy nie pogodzę się z tym, że jestem chora i znowu to się dzieje i wiem, że szansa, że sobie ułożę życie jest mała. Kocham K. i nie chcę by żył jak mój tata. Moja córka ma fajnego tatę. Jest dla niej cudowny, jest silny. Jest w nią bardzo zapatrzony i uważny na nią. Kiedyś w kafejce jak pasławek pytał to napisałam jak podsłuchałam jak do niej szeptał, że co ten tata robił jak nas nie było, a no głupoty same robił. Za każdym razem jak się zbierałam by powiedzieć  i być fair, bo oczekiwałam szczerości a sama to ukrywałam i by powiedzieć jak jest to działo się własnie coś takiego, że nie chciałam psuć tego ile osiągnęliśmy itd. Zaczęłam też wszystkim w pewnym momencie rozpowiadać różne dobre rzeczy (prawdziwe) by nikt go nie oskarżył, że odeszłam przez niego bo odeszłabym przez siebie. Ale jesteśmy prawdziwi. wysyłałam nawet foto i siebie i małej. Już w październiku pisałam, że dwie problematyczne osoby to za dużo. Dopuszczam myśl, że mogłoby się nam udać, że byłby przy mnie bo powtarza, że przecież nie jesteśmy jak moi rodzice- moja mama zachorowała jak już byłyśmy na świecie, nikt nie wiedział co się dzieje z nią, ojciec późno się połapał, zdążyła narobić wszystkim szkód, sobie i mi, były inne czasy, a my przecież wiemy to juz teraz, damy radę chronić małą i radzić sobie, nauczy się jak postępować czy reagować na jakieś sygnały. Że damy radę, ja mu dałam szansę i jest mi wdzięczny, też mnie nie skreśli przez coś, czego nie wybierałam. I ja się cieszę jak tak mówi ale bardzo boję, i już w sumie sama nie wiem czego. Ale istniejemy i to jest właśnie moje życie. okropne przez chorobę, bo ostatnimi miesiącami dużo radości wycisnęłam ,tyle co nigdy, okresowo oczywiście. Życie takich rodzin jak ta z której pochodzę to dramat,  jeśli to forum czyta ktoś kto cierpi na to albo ma chorego rodzica/dziecko to będzie wiedział o czym piszę. ja znowu chcę uciekać, to umiem- uciekać. mój psychiatra zna naszą rodzinę od lat, leczył też mamę i z racji dość zażyłych relacji nawet kiedyś powiedział, że z tym co mi zrobiono w dzieciństwie byłoby cudem, gdybym była zdrowa. Znowu czekają mnie treningi funkcji poznawczych i poradzenie sobie z faktem, że w oczach innych będę księżniczką siedzącą w domu, która nie raczy sama nawet sprzątać i gotować i siedząc w domu potrzebuje opiekunki i złapała go na dziecko, bo to np. rozpowiadał nasz plaster (pozdrawiam- Valkyrie, odtworzyłam co pisała i co jej pisano, chciałam wejść jej do głowy). I może źle postąpiłam ukrywając chorobę i licząc na cud i może to egoizm ale nie załuje że urodziłam i że go poznałam. Ale też wspólczuję K. Ciężko mu. Nawet przez otumanienie przez leki pokusiłam się wczoraj o suchy żart, że go mną pokarało za te wszystkie wykorzystane i skrzywdzone kobiety i teraz się będzie ze mna użerać i skończył z wariatką. Nawet się zaśmiał, "najlepsze użeranie i najlepsza wariatka pod słońcem". Termin ślubu mamy na  drugą połowę 2022. Ma czas by mu zeszło zakochanie albo by się wycofać. Jeszcze mi się przypomniało, jak Krejzolka nam życzyła, abyśmy pokonali swoje demony i stworzyli rodzinę. On ma szansę pokonać, ja nie, z własnym chorym mózgiem nie wygram. A miałam w życiu taki potencjał. Ja jestem gorsza niż on. Pomijając przeszłość, on chociaż był uczciwy względem mnie. Ja kłamałam bo ukrywanie to kłamanie.

Miałam potrzebę wyjaśnienia tego i przeproszenia. Nie bawiłam się z wami, nie oszukałam w swojej sprawie. Nie oszukałam was tutaj w tej kwestii. Uciekałam od siebie by czuc się bezpiecznie i rozmawiać ze sobą, nie kpić z was. W sumie lubiłam to forum. znikam. Jeśli jesteście zdrowi to się cieszcie. Bo cała reszta jest do ogarnięcia.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Nie oszukałam Was ze swoją historią

Rita, mogłaś to wszystko napisać wcześniej, ludzie nie z takimi problemami tutaj są, choroby się nie wybiera przeciez. Daj szanse K., niech sam podejmie decyzję czy chce z Tobą być, nie wybieraj za niego.
Wszystkiego dobrego smile

3

Odp: Nie oszukałam Was ze swoją historią

Trochę nie bardzo wiem, czy można ci znowu uwierzyć, to smutne.
Nawet nie wiem, czy TY to na pewno TY.

Jeśli jednak jest prawdą co zostalo tu napisane, to życzę ci jak najlepiej i trzymaj się. Masz teraz dla kogo żyć, dla kogo walczyć o siebie i swoje zdrowie. Mam nadzieję, że wszystko ci się ułoży i będzie dobrze.

Wszystkiego dobrego dla ciebie i coreczki.

4 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-07-25 18:46:57)

Odp: Nie oszukałam Was ze swoją historią

To dalej trzymamy za was kciuki .Polubiliśmy waszą trójkę .
Współczuje i życzę dobrej kondycji postępów w zdrowieniu .
Trzymajcie się i Pozdrowienia.

5

Odp: Nie oszukałam Was ze swoją historią

Szkoda, że w swoim - tym razem na pewno prawdziwym wyznaniu - zapomniałaś dodać, że osoba, którą pozdrawiasz, to również Ty.
Trolling na jaki sobie ciągle pozwalasz, jest tym bardziej wstrętny i odrażający, bo łżesz w stosunku do osób, które darzyły Cię tutaj prawdziwą sympatią.
Oszczędź sobie proszę dalszych wywodów, bo myślę że prośba o zaprzestanie kłamstw, to jak krew w piach.

Posty [ 5 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Nie oszukałam Was ze swoją historią

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024