Wiecznie niepowodzenia- to moja wina? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Wiecznie niepowodzenia- to moja wina?

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 24 ]

1

Temat: Wiecznie niepowodzenia- to moja wina?

Postaram się opisać sytuację zwięźle, na temat.

Mam 28 lat i dwie cudowne córeczki. Życie ułożyło się tak, że każda z nich ma innego ojca.
Pierwsze małżeństwo zakończone rozwodem bo okazało się, że życie w rodzinie jest nudne. Alkohol, narkotyki i koledzy byli ważniejsi od nas. Brak pieniędzy, przemoc. W końcu postanowiłam to zakończyć ze względu na naszą córkę, która z czasem zaczęła bać się własnego ojca.

Drugi związek z toksykiem i totalnym narcyzem. Podporządkowałam się totalnie. Wszystko robione w strachu, byleby tylko już nie krzyczał nie wyzywał. Nawet jego córkę wychowałam jak swoją, dałam jej dom bo on dziecko traktował okropnie. Kiedy zaczął ją bić, wyzywać się na nas, pić i niszczyć mnie psychicznie urwałam to. Nasza wspólna córka (młodsza) i tak była dla niego nieistotna. W podzięce za 2 lata wychowywania jego córki oskarżył mnie o przemoc psychiczną i fizyczną wobec niej. Sprawa w toku.

Pojawiła się stara miłość. Niestety tylko przez internet. On mieszka od wielu lat i pracuje za granicą. Wielka miłość, cudowne rozmowy o wszystkim i o niczm. Jednak moje problemy chyba go przerosły. Udawałam przed nim szczęśliwą bo złościł się, kiedy wspomniałam o swoich kłopotach z drugim ex. Nie lubił o nim słuchać. Poświęcałam się i zagryzałam wargi, aby nie czuł w rozmowie, że jest coś nie tak. W końcu musiałabym powiedzieć dlaczego, a wtedy on wybuchał. Miał również problem, aby przyjechać choćby na weekend. Mnóstwo wymówek. Finalnie mnie zostawił pisząc "to chyba za wcześnie, za szybko".

Patrząc na te relacje zastanawiam się czy to może jednak ze mną jest coś nie tak? O mnie-28 lat, dwoje dzieci, samodzielna, obrotna. Zawsze oddana, wierna, kochająca. Wyniosłam z domu szacunek do drugiej osoby i sprawianie jej radości. Uwielbiałam im gotować, uwielbiałam kiedy każdy z nich mógł wrócić do czystego domu. Dbałam o nich bardziej, niż o siebie i dawałam 110%, a zawsze kończyło się tym, że każdemu było źle. Zawsze było coś nie tak. Było im wiecznie mało. Musiałam być bardziej uległa, choć nie wiem czy można było bardziej. Nie malowałam się jak lubię, nie ubierałam w to, co uważali za niestosowne czy wyzywające... Nawet jadłam to, co oni lubili byleby sprawić im przyjemność i zwykłymi gestami pokazywać, że są ważni. W zamian zawsze ten sam schemat: brak szacunku, obelgi, przemoc psychiczna, a potem oczywiście kop w tylek, mszczenie się (choć nie wiem za co), próba zniszczenia mnie. Powiedzcie mi: co ja robię źle? Ok, raz można się pomylić i popełnić błąd, ale każda dotychczasowa relacja wygląda tak samo. Co o tym myślicie? Powinnam się zmienić? Czuje, że dana jest mi samotność...

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Wiecznie niepowodzenia- to moja wina?

Skoro za każdym razem powtarzasz ten sam schemat, to może zamiast wchodzić w nowe relacje warto zastanowić się, dlaczego taki schemat? Skąd to się bierze? Jak z niego wyjść?

Tu by terapia pomogła.

3

Odp: Wiecznie niepowodzenia- to moja wina?

To podstawa toksycznego związku

Rivia napisał/a:

(...) Dbałam o nich bardziej, niż o siebie i dawałam 110% (...)


A to konsekwencje

(...) Musiałam być bardziej uległa, choć nie wiem czy można było bardziej. Nie malowałam się jak lubię, nie ubierałam w to, co uważali za niestosowne czy wyzywające... Nawet jadłam to, co oni lubili byleby sprawić im przyjemność i zwykłymi gestami pokazywać, że są ważni. W zamian zawsze ten sam schemat: brak szacunku, obelgi, przemoc psychiczna, a potem oczywiście kop w tylek, mszczenie się (choć nie wiem za co), próba zniszczenia mnie. (...)

Oprócz skierowania swych kroków do gabinetu psychoterapeuty, przeczytaj wątek "Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo", on jest (także) o Tobie.

4

Odp: Wiecznie niepowodzenia- to moja wina?

Kolega uciekł bo zaczęłaś mu nawijać o EX. Nie chciał zostać Twoim emocjonalnym plastrem. Wyraźnie wyczuł, że masz nie zamkniętą przeszłość.

5 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-07-11 20:31:16)

Odp: Wiecznie niepowodzenia- to moja wina?
Rivia napisał/a:

Powinnam się zmienić? Czuje, że dana jest mi samotność...

Nikt tak naprawdę nie wie co powinnaś.
Samotna i tak jesteś ,bywasz uległa ,pozwalasz na przemoc wobec siebie,weszłaś w rolę ofiary
to Ciebie niszczy .
Dwóch potencjalnych alkoholików skłonnych do przemocy to już raczej nie przypadek .
z tego co widziałem i co bywało skuteczne w takich sytuacjach to właśnie pobycie z sobą samą przez jakiś czas
i praca nad sobą to pomaga a nie nowe niby miłości
ludzie to nie morfina ,a i tak morfina nie leczy tylko znieczula, ile tak można.
zdaje sobie sprawę,że jak spotykasz kogoś nowego/"starego" to prawdopodobnie bardzo jesteś zachwycona i on zachwycony Tobą ,oboje zachwyceni waszymi zachwytami i szybko odlatujesz z ukrytą desperacją w tle
żeby nie czuć strachów ,lęków wyrzutów i bólu ,a jesteś zaradna i obrotna życiowo podobno.
Terapia jak napisała Loka dla tak zwanych osób współuzależnionych bywa pomocna i skuteczna do znalezienia szczęścia w sobie niezależnej  od kogoś , a nie szczęścia zależnego od  facetów i związków z nimi
W terapii poznasz swoje słabości i mocniejsze strony,pogodzisz się z sobą i ewentualne znajdziesz sposoby jak zmienić to co Tobie przeszkadza czyli usunąć tę ofiarę i uległość .
Rozumiem że ten drugi związek też zakończyłaś ,nie oczekuj ratunku od następnego faceta nawet jeżeli czujesz przy nim nirvanę
nikt niewykwalifikowany i niekompetentny Ci nie pomoże ,albo będą uciekać albo wykorzystywać Ciebie a Ty dalej będziesz krzywdzić siebie i w samoobronie robić krzywdę lub milczeć bezsilna i bezradna .

6

Odp: Wiecznie niepowodzenia- to moja wina?

Bardzo dziękuję Wam za odpowiedzi. Tak, zastanawiam się nad psychologiem bo ostatnio jestem przemęczona emocjonalnie co oddziałowuje na zdrowie, a przede samopoczucie. Wyjeżdżam na długi urlop, aby córki mogły odetchnąć, będę w mieście na koniec wakacji więc postaram się na ten termin umówić.

Co do schematu. Każdy z nich na początku był przeciwieństwem poprzedniego. Tu chyba wygrała moja naiwność i ich sztuka manipulacji. Powiedziałam, że ex chlał więc drugi robił z siebie abstynenta. Z perspektywy czasu widzę, że powiedziałam o sobie na tyle dużo, że każdy z nich to wykorzystał przeciwko mnie, aby mną łatwo sterować. Nie zauważyłam nawet kiedy się temu poddałam. Pomiędzy związkami były 2 lata różnicy. 2 lata byłam sama i wychowywałam starszą córkę, pracując czasami po 13 h dziennie. Było cudownie do momentu, kiedy mama, która się nią opiekowała nie zachorowała na tyle poważnie, że nie mogła tego robić, a godziny mojej pracy krzyżowały się z godzinami otwarcia przedszkola. Sama nie dałabym rady, a nie miałam nikogo więcej do pomocy. Wtedy straciłam pracę, szef wypowiedział mi umowę, kiedy dowiedział się o moich kłopotach z opieką dla córki. Wtedy częściej byłam w domu, wieczorami byłam samotna i pojawił się drugi. Wtedy nie wiedziałam co to za człowiek, w końcu pięknie kłamał.

Nie nawijałam koledze o ex, Darku. Podczas zwykłej rozmowy wychodziło to naturalnie. Nigdy nie pisałam czy dzwoniłam z tym konkretnie tematem. Poza tym często sam wypytywał czy ex się odzywał, czy mam od niego spokój więc odpowiadałam. Wiedział o mojej przeszłości i to zaakceptował tak jak ja zaakceptowałam jego przeszłość.

Może powinnam zajrzeć na grupę kochających za bardzo. Choć teraz już tylko nienawidzę. I siebie i ich. Siebie za to, że byłam marionetką, a ich za to, że tak mnie upokorzyli. Coraz częściej zastanawiam się czy wkoło są mężczyźni, którzy doceniają takie kobiety jak ja. Widzę te wszystkie rządne kasy itp panienki, które na pstryknięcie palcem mają wszystko, a przede wszystkim szacunek i oddanie (znam osobiście kilka takich par), a ja chce dać mężczyźnie ciepły dom, kochającą i oddaną kobietę, a w zamian terror. Może trzeba być w tych czasach zimną su*ą bez uczuć?

7

Odp: Wiecznie niepowodzenia- to moja wina?
Rivia napisał/a:

Co do schematu. Każdy z nich na początku był przeciwieństwem poprzedniego. Tu chyba wygrała moja naiwność i ich sztuka manipulacji. Powiedziałam, że ex chlał więc drugi robił z siebie abstynenta. Z perspektywy czasu widzę, że powiedziałam o sobie na tyle dużo, że każdy z nich to wykorzystał przeciwko mnie, aby mną łatwo sterować. Nie zauważyłam nawet kiedy się temu poddałam.

Jedna z  najbardziej ogranych sztuczek "być przeciwieństwem" poprzedniego partnera ,słyszałaś co chciałaś usłyszeć.
Masz dopiero 28 lat możesz spokojnie przełamać te wzory .

8

Odp: Wiecznie niepowodzenia- to moja wina?
Rivia napisał/a:

(...) Podporządkowałam się totalnie. (...)
Udawałam przed nim szczęśliwą bo złościł się, kiedy wspomniałam o swoich kłopotach z drugim ex. (...)
Poświęcałam się i zagryzałam wargi, aby nie czuł w rozmowie, że jest coś nie tak. (...)
Dbałam o nich bardziej, niż o siebie i dawałam 110% (...)
Musiałam być bardziej uległa, choć nie wiem czy można było bardziej. Nie malowałam się jak lubię, nie ubierałam w to, co uważali za niestosowne czy wyzywające... Nawet jadłam to, co oni lubili byleby sprawić im przyjemność i zwykłymi gestami pokazywać, że są ważni. (...)

vs

(...) Coraz częściej zastanawiam się czy wkoło są mężczyźni, którzy doceniają takie kobiety jak ja. (...)

Bez komentarza.

9

Odp: Wiecznie niepowodzenia- to moja wina?

Żaden NORMALNY facet nie będzie chciał partnerki, która nie ma własnego zdania i wszystko robi pod niego. Jako kochanka to może przejdzie, ale w związku... to meczy po czasie.

10

Odp: Wiecznie niepowodzenia- to moja wina?
Rivia napisał/a:

<b> Dbałam o nich bardziej, niż o siebie i dawałam 110%, </b>a zawsze kończyło się tym, że każdemu było źle. Zawsze było coś nie tak. Było im wiecznie mało. Musiałam być bardziej uległa, choć nie wiem czy można było bardziej. Nie malowałam się jak lubię, nie ubierałam w to, co uważali za niestosowne czy wyzywające... Nawet jadłam to, co oni lubili byleby sprawić im przyjemność i zwykłymi gestami pokazywać, że są ważni. W zamian zawsze ten sam schemat: brak szacunku, obelgi, przemoc psychiczna, a potem oczywiście kop w tylek, mszczenie się (choć nie wiem za co), próba zniszczenia mnie. Powiedzcie mi: co ja robię źle? Ok, raz można się pomylić i popełnić błąd, ale każda dotychczasowa relacja wygląda tak samo. Co o tym myślicie? Powinnam się zmienić? Czuje, że dana jest mi samotność...

To jest nie tak. Nie stawiasz granic, nie dbasz o siebie w relacji. Trzeba w pierwszej kolejności dbać o siebie a nie o nich. Pozwoliłaś na zbyt wiele, przymknęłaś oko na różne sygnały. Zaciskanie zębów, uleganie to nie jest przepis na szczęśliwe życie, raczej na bycie ofiarą. Całe szczęście, że miałaś siły i możliwości się z tego wyrwać. Chcesz kolejny taki związek? Już lepiej skupić się na swoim życiu i na dzieciach. To prawda co napisano. Poszukaj swojego szczęścia i prawdziwej siebie. Moje przypuszczenia: jesteś przyzwyczajona, że zajmujesz się innymi, pewnie zaniedbujesz przy tym trochę siebie, możliwe, że uciekasz od siebie. Bo zajmowanie się sobą wydaje ci się bezwartościowe, byłaś chwalona za robienie rzeczy dla innych, odpowiadanie na ich potrzeby.
Sama odpowiedz sobie czy znasz swoje potrzeby, wiesz, co daje ci radość, szczęście? Potrafisz sama ze sobą wytrzymać czy odczuwasz przykre i trudne do zniesienia emocje?

Btw miałaś ojca, który o Ciebie i o matkę dbał, troszczył się? Możliwe, że masz taki wzór z dzieciństwa, że od faceta nie da się wiele oczekiwać, że trzeba radzić sobie z wszystkim samemu. Dlatego zgadzasz się na takich partnerów, tlumaczysz ich

11

Odp: Wiecznie niepowodzenia- to moja wina?
jakról napisał/a:

Żaden NORMALNY facet nie będzie chciał partnerki, która nie ma własnego zdania i wszystko robi pod niego. Jako kochanka to może przejdzie, ale w związku... to meczy po czasie.

I vice versa. Chodzi ogólnie o człowieka.
Człowiek zależny jest męczący. Nie ma miłości w zależności jak to mówią.

Człowiek jest zależny bo ma małe poczucie własnej wartości. Nie lubi sam z sobą przebywać. Nie lubi sam siebie.
Musisz sama z sobą poprzebywać. Pokochać sama siebie. Zrozumieć, wysłuchać, zaakceptować. Wtedy będziesz w stanie pokochać kogoś smile

12

Odp: Wiecznie niepowodzenia- to moja wina?

Już ci napisali o twojej postawie.
Ja dodam tylko, że popełnić błąd można raz-drugi, ale będąc świadomą osobą i myśląc przyczynowo-skutkowo, kobieto, to jest decyzja i jej konsekwencje. Oczekiwanie innych rezultatów to słodka naiwność.
+ jak słyszę, że ktoś ciągle wybiera do dupy partnerów to coś jest nie tak z osobą wybierającą.

13 Ostatnio edytowany przez random87 (2021-07-12 13:49:21)

Odp: Wiecznie niepowodzenia- to moja wina?

Niestety jak ktoś ma miękkie serce to musi mieć twardą.... Wiem wyświechtany frazes ale coś w tym jest.  Drugie takie życiowe motto które sprawdzą się zawsze jest takie - że jak nie szanujemy się sami, to nikt inny nas nie będzie szanowal... Myślę że powinnaś sobie wziąć to do serca..
Czasem w związkach ludzie przyciągają się na zasadzie przeciwieństw, łagodne rodzinne laski przyciągają jakiś tyranów, spokojni prości goście przyciągają jakieś zimne suki manipulatorki itp oczywiście zadna to reguła ale trafia się...czasem.
Często w fazie zakochania nawet sami podswiadomie źle dobieramy sobie partnerów odwalając jakieś gorsze cechy na bok, i nie biorąc pod uwagę że kiedyś będą nam przeszkadzać. Tym bardziej łatwo o takie coś jak jesteśmy w jakiś sposób zdesperowani albo w gorszym momencie życia - otwarci na miłośc. Szukając w miłości szansy dla siebie, szansy na odmienienie życia, próbując dowartościować się nowym związkiem po jakiś porażkach życiowych itp - jesteśmy defacto ślepi i bezbronni...
Dokonujemy wtedy słabych wyborów (o ile w ogóle jest to jakiś wybór, bo raczej pada na tego kto jest pod ręką) widzimy to co chcemy widzieć - a czy partner kłamie, gra, manipuluje nami itp to inna kwestia. Bo często sami idealizujemy i zaklamujemy rzeczywistość. Moze podobnie było u Ciebie?
Tak jak napisałaś że byłaś uległa w związku, dopasowywałas się itp - spoko, jeśli Tobie i jemu to pasuje, gorzej jeśli z czasem różowe okulary spadają i Tobie przestaje to pasować i jemu również, bo widzi że na "Nim wisisz" czy coś w ten desen. Są ludzie którzy nie są zmienni, po prostu są tacy od początku do końca, mają jakieś zasady wpojone i wbite w głowę jak to powinno wyglądać,  są tacy którzy po okresie zakochania zmieniają podejście i okazuje się że jednak woleliby inaczej bo dużo zachowań czy cech partnera bagatelizowali albo nie docierało do Nich że może być to problemem,  są też tacy którzy pod wpływem z zewnątrz, bo kogoś poznali czy bo po prostu coś im się znudziło, również zmienia im się ogląd "jak to powinno wyglądać" , i tutaj też nie ma chyba reguły...
Mądrze wyżej napisali, że bycie zależnym od drugiego człowieka i uzależnianie siebie od związku nie daje raczej perspektyw na przyszłość, w jakim związku by się nie było. Chyba że trafi się na taką osobę której to odpowiada, ale od deski do deski, a nie tylko w fazie zakochania, a jak okulary spadną to okazuje się że nie pasuje taki partner... ale jak to wykryć, jak to przewidziec co będzie za 5-10 lat? Jak sami mamy motyle w brzuchu i wmawiamy sobie że to ten jeden /jedyna.
Kiedyś, w czasach naszych dziadków ludzie wiązali się w większości na całe życie, wchodzili w jakieś ramy i wiadomo było co na być i dlaczego tak a nie inaczej. Wiadomo bywalo też roznie ale może ludzie byli bardziej podporządkowani, wiedzieli czego chcą? Wiedzieli że ponosi się konsekwencję.
Teraz to wszystko jest wypłaszczone, ludzie traktują związki czy założenie rodziny często jak kolejny etap życia typu nowa praca, nowe mieszkanie itp, a nie jako coś co wrzuca ich w jakieś konkretne ramy.... a jak nie wyjdzie to się znajdzie kogoś innego - przecież jestem ładna/ przystojny więc sobie poradzę ... bo ludzie teraz nie lubią ram, ograniczeń - a najbardziej cenia sobie wolność, niezależność... to są dużo ważniejsze argumenty niż wierność, czy bycie rodzinnym. Oczywiście nie zawsze, ale wiadomo o co chodzi.

Też myślę że z pewnością mógłby Ci pomóc jakiś specjalista - jeśli jesteś świadoma swoich problemów i otwarta, to napewno terapia odniesie pozytywny skutek.
Mam pytanie może dosyć bezpośrednie, ale w kwestii ewentualnej terapii - miałaś problemy alkoholowe w rodzinie ? Tata lub mama byli uzależnieni od alkoholu ?

14

Odp: Wiecznie niepowodzenia- to moja wina?

Zgodzę się z Wami, że chyba straciłam szacunek do samej siebie. Chciałam go w ich oczach za to, że tworzę im normalny, ciepły dom. Nie sądziłam, że mogę być postrzegana jako "wrzód na tyłku". Zawsze uważałam się za zaradną, a przede wszystkim samodzielną kobietę. Rzadko proszę o pomoc, zazwyczaj radzę sobie sama, dlatego też nie przypuszczałam, że jestem pewnego rodzaju wisielcem na ramieniu faceta bo od tego raczej stroniłam.
Po pierwszym związku bardzo zamknęłam się w sobie. Nie wierzyłam w to, że jestem mądra na przykład czy piękna. Ex mąż wprowadził mnie w poczucie beznadziei i cała moja pewność siebie i samoocena runęły.

Co do mojej rodziny. Moja mama pracowała, a tata siedział ze mną w domu. Nie mógł pracować ze względu na swoją ciężką chorobę serca, która zabrała mi go jak miałam 16 lat. Z obojgiem rodziców miałam wspaniały kontakt. Żadne z nich nie miało problemów z alkoholem, a w domu nie było żadnych awantur itp. Miałam cudowne dzieciństwo, które chętnie wspominam i czasami do niego tęsknię. Teraz mam duże wsparcie w mamie. To samo chciałam dać moim dziewczynkom.

15

Odp: Wiecznie niepowodzenia- to moja wina?

Podstawowy błąd w takich wypadkach, to chyba oczekiwanie, że ludzie w związku są dla kogoś. Inaczej mówiąc, byłas przekonana, że skoro z kimś jesteś, należy zawsze i wszędzie stawiać drugą osobę przed siebie. Problem polega na tym, że ta osoba czuje się po prostu osaczana, nie wspominając już o fakcie, że może zacząć wyczuwać, że ma nad Tobą przewagę i to wykorzystywać do własnych celów.

16 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2021-07-13 08:00:56)

Odp: Wiecznie niepowodzenia- to moja wina?

Opiszę pewien schemat.
Choroba rodzica - często w takich warunkach u dzieci występuje zjawisko parentyfikacji, podobnie jak wtedy kiedy są inne trudne sytuacje (np bieda czy alkohol). Na pewnym etapie pewnie brakowało Ci uwagi i musiałaś zachowywać się nad wiek dojrzale i odpowiedzialnie. Wyrosłaś z poczuciem, że musisz być silna, lgną do Ciebie faceci, którzy liczą, że to Ty za nich będziesz odpowiedzialna, silna i zaradna. Ty z nimi jesteś bo szukasz przede wszystkim uwagi i miłości, uzupełnienia pewnych deficytów. Znasz z domu schemat, gdzie ojciec był osobą wymagającą opieki, a mama zarabiała na rodzinę. Trudno Ci z tego powodu wymagać od faceta, za to wymagasz trochę za dużo od siebie. Kiedy byłaś młodsza twoje potrzeby były pewnie na drugim planie, bo na pierwszym były sprawy związane ze zdrowiem ojca. Stąd uległość, priorytet dla cudzych potrzeb. Nie czułaś jako dziecko przyzwolenia by postawić siebie na pierwszym miejscu.

17 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2021-07-13 11:13:41)

Odp: Wiecznie niepowodzenia- to moja wina?

Rivia, to wielce schematyczne co opisujesz. Pierwszy mąż - przemocowiec którego się bałaś i bala się go twoja córka. Uwolniłas się od niego i niestety, potencjalnie stałas się łatwą zdobyczą dla faceta  manipulanta. Myślałaś, że jak facet nie pije, nie bije, nie urządza domowych awantur to już nic więcej ci do szczęścia nie potrzeba. Wystarczyło, aby tenże zorientował się czego ci potrzeba i po prostu ci to dał. Jego podłych cech, fałszu i nieszczerości nie zauważyłaś, bo ich nie szukałaś. Ważne było tylko to, że nie jest podobny do byłego męża.

Potem grałaś już tylko narzuconą ci przez siebie samą rolę, bo nie chciałaś i nie mogłaś uwierzyć, że po raz drugi zrobiłaś życiowy błąd w wyborze partnera. Dałaś sobą manipuować, zastraszać się i poniżać dla fałszywego poczucia że przecież nie jest tak źle, bo mogło być gorzej. Dawałaś z siebie wszystko co mogłaś w nadziei, że zostanie to w końcu docenione.

Moim zdaniem twoje zachowanie to nie wynik braku szacunku do siebie, ale zwykłego lęku o dzieci, o siebie, o to że znowu zostaniesz sama i ponownie staniesz w punkcie wyjścia.

Twój facet sprytnie wykorzystał twoją przeszlość i ten twój strach, a ponieważ ma cechy jakie opisałaś, to uwił sobie przy tobie wygodne gniazdko i powoli odbierał ci godność. Ty na to pozwalałaś z powodow jakie wcześniej wymieniłam, ale w końcu przegiął.

Moim zdaniem powinnaś się z nim rozstać i zostać sama z dziećmi, nie szukać nowego związku choćby przez jakiś czas. Odbuduj swoje poczucie bezpieczeństwa w niezależności od nikogo, tylko od siebie. Poczuj się silniejsza, zadowolona z życia które sama sobie stworzysz a wtedy, jeśli kogoś do tego życia zaprosisz, to już na swoich warunkach.

18 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2021-07-13 08:44:00)

Odp: Wiecznie niepowodzenia- to moja wina?

Szacunku kupić nie można. Gdy człowiek sam siebie nie szanuje, daje innym przyzwolenie na nieszanowanie siebie, nieprzyzwoici (by nie nazwać ich dosadniej) chętnie z tego korzystają.

Miałaś cudowne dzieciństwo. Świetnie.
Tęsknisz do niego. Hm... .
Co zrobić, by wrócić do niego? Sfilcować się. Stać się zależną od tego, kto jest Twym "ojcem". Łatwo i szybko weszłaś w rolę uległej, podporządkowanej, odgadującej niewypowiedziane życzenia; w zamian chciałaś "tylko" miłości. Miłości też nie można kupić, zasłużyć na nią też nie można.

Umiesz być samodzielną. Zacznij (i nie przestawaj) doceniać siebie, uznaj siebie za wartościową osobę, która ma takie same prawa jak inni (w tym mężczyźni, z którymi chcesz się związać).

19 Ostatnio edytowany przez madoja (2021-07-13 11:13:06)

Odp: Wiecznie niepowodzenia- to moja wina?

Nie rozumiem czemu, mając już jedno dziecko z walniętym facetem, będąc z drugim - który nawet nie został mężem - znów dałaś się zapłodnić, choć widziałaś że tez nie jest normalny (nie mów że nie widziałaś).
Czy chcesz skończyć z siedmiorgiem dzieci, a każde z innym facetem?

Ja nie twierdzę że jesteś złą mamą, ale sama chyba wiesz że w sytuacji gdy ma się dzieci z rożnymi facetami, trudno poznać kogoś na poważnie.

Piszesz że jesteś obrotna, samodzielna, ale potem że uległa. Nie wiem czy akurat to jest powodem nieudanych związków... Generalnie statystyki pokazują że szczęśliwsze są związki gdzie to kobieta "dowodzi" (happy wife, happy life). Myślę że po prostu ładujesz się w znajomości w których DOSTAJESZ lampki ostrzegawcze, ale je ignorujesz, a nawet sądzisz że swoją miłością kogoś zmienisz. Postaraj się poznać normalnego, spokojnego faceta, pracowitego, który nie bierze dragów i który rzadko pije. I zabezpieczaj się!

20

Odp: Wiecznie niepowodzenia- to moja wina?
jakról napisał/a:

Żaden NORMALNY facet nie będzie chciał partnerki, która nie ma własnego zdania i wszystko robi pod niego. Jako kochanka to może przejdzie, ale w związku... to meczy po czasie.

Oj, znam wielu, bardzo wielu, których żona ma się słuchać, przytakiwać i spełniać zachcianki. Własne zdanie może i mieć, ale ostatnie słowo jest ich.

21 Ostatnio edytowany przez Britan (2021-07-15 14:43:31)

Odp: Wiecznie niepowodzenia- to moja wina?
perydot napisał/a:
jakról napisał/a:

Żaden NORMALNY facet nie będzie chciał partnerki, która nie ma własnego zdania i wszystko robi pod niego. Jako kochanka to może przejdzie, ale w związku... to meczy po czasie.

Oj, znam wielu, bardzo wielu, których żona ma się słuchać, przytakiwać i spełniać zachcianki. Własne zdanie może i mieć, ale ostatnie słowo jest ich.

Takie życie. Kobiety w większości niestety takie są, boją się żyć i chcą aby partner żył za nie. A po latach płacz i dramat.

22

Odp: Wiecznie niepowodzenia- to moja wina?

Nie wiem czy w większości, na szczęście nie jest to większość kobiet, które znam, ale na pewno jest to powszechne.
Myślę, że panów bojących się żyć też jest sporo, choć nikt się nie przyzna, a ludzie często nie uświadamiają sobie, wypierają ze świadomości różne rzeczy.
Kwestia wychowania, uczymy się jako dzieci obserwując, uczymy się z relacji, trudno się tych wzorów myślenia i działania oduczyć.

23

Odp: Wiecznie niepowodzenia- to moja wina?

Nie wiem, czy to dobre określenie "żyć za kogoś" jednak z pewnością, chociażby po przeczytaniu niektórych wątków tutaj na forum, odnosi się wrażenie, że nagminnym jest, jak ludzie podstawę szczęścia widzą w drugiej osobie. Zatem bardziej pasuje "żyć DLA kogoś", kiedy osoby, poza związkiem nie mają właściwie żadnego życia, choć to może wynikać zarówno z ich wyboru, jak i presji partnera, który staje się toksyczny.

24 Ostatnio edytowany przez Rivia (2021-07-16 15:19:14)

Odp: Wiecznie niepowodzenia- to moja wina?

Aniuu1, to nie tak. Ja nie musiałam opiekować się ojcem. Miał chore serce, ale był na tyle samodzielny, że nie wymagał z niczyjej strony opieki. Fakt, nie mógł się przemęczać itp, ale nie był osoba niezdolną do samodzielnej egzystencji. Wręcz przeciwnie, świetnie się zajmował mną, rodzeństwem i domem.

Co do "zapładniania"...nie skomentuje tego. Co ma chęć posiadania drugiego dziecka do rozpłodówki? A że nie z mężem to uważam, że nie ja pierwsza i nie ostatnia i takie sytuacje się zdążają. Między dziewczynkami jest 7 lat różnicy, nie sądzę więc, abym zaliczała się do kobiet usilnie się rozmnażających.

Nie widziałam nic złego w poświęceniu drugiej osobie, którą się kocha. Teraz jak piszecie o tym z innej perspektywy to zauważam swoje błędy. Co do obrotności miałam na myśli życiowo a nie związkowi, może tak...

Posty [ 24 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Wiecznie niepowodzenia- to moja wina?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024