Przyjaciółka właśnie wypłakuje mi się w rękaw. Po 6 latach pracy nad związkiem, akceptowania wzajemnego bagażu, miłości wszystko się skończyło z dnia na dzień bez ostrzeżenia.
Układało im się, on (29l.) 2 mies temu przy mnie opowiadał o ich ślubie, budowie wspólnego domu, przyszłości. Tydzień po kłótni, wyprowadzce on oznajmił, że kogoś poznał, zakochał się i nie wróci. Kilka dni pisania, 1 randka i koniec 6 lat związku, bo tamta go lepiej rozumie. Po miesiącu ona próbowała z nim rozmawiać, że przetrwali razem wiele trudności i nie warto wszystkiego przekreślać, że warto chociaż spróbować to naprawić, powiedział, że nie wraca, bo się zakochał.
Sama tego nie umiem zrozumieć, że się w tydzień zmienia wszystko z dnia na dzień. On zaproponował przyjaźń, wysyła wspólne zdjęcia z nową dziewczyną, jest szczęśliwy, ona płacze 3 dni po każdym jego smsie jak sobie radzi z rozstaniem albo co u niej, życzy jej poznania kogoś nowego.
To kryzys, romans czy autentyczny koniec