Dziękuję za wszystkie odpowiedzi!
Strasznie się bałam tego życia bez tarczycy, bo wiadomo, to coś czego jeszcze nie doświadczyłam, a okazuje się, podobnie jak w postach wyżej, że to nie takie straszne. Jestem już ponad pół roku po zabiegu i przyzwyczajam się do nowych okoliczności przyrody. Najdziwniejsze jest chyba czasem wahanie hormonów, które kończy się u mnie często utratą koncentracji (nad czym chyba najbardziej boleję, zawsze byłam osobą o mocnych zdolnościach przerobowych w kontekście intelektualnym), zapominaniem drobnych rzeczy, sennością, ale przy dobrze dobranych hormonach czasem zapominam o tym, że nie mam tarczycy.
Waga nie skoczyła mocno (odrobinę, ale to z powodu braku ruchu po zabiegu, dobra dieta i aktywność pomagają utrzymać stare parametry). Włosy leciały garściami do miesiąca po zabiegu, ale to chyba ze stresu związanego z narkozą i całą procedurą (diagnoza rak brzmi jak wyrok, choć rak tarczycy to chyba najlepsze co w obszarze raka może się przytrafić). Najdotkliwiej odczułam zmianę w kontekście poziomu libido. Drastycznie spadło po zabiegu i podniosło się jakoś miesiąc temu. Było mi z tym bardzo ciężko, bo czułam, że zaniedbuję mojego partnera (wcześniej byłam w tym obszarze bardzo aktywna). Wynikało to chyba ze spadku poczucia wartości - musiałam nauczyć się siebie z blizną na szyi (aczkolwiek dość gustowną i ładnie gojącą się) - zachwianiem równowagi hormonalnej i stresem chorobą. Mój partner był niesamowicie cierpliwy i wspierający. Myślę, że bez jego pomocy byłoby mi dużo ciężej wrócić do normalności.
Zaskoczyło mnie jak wiele osób w moim środowisku i poza nim boryka się z problemami z tarczycą. Summa summarum, byłam tym szczęśliwcem, który dość szybko do siebie doszedł, żyje normalnie, osiąga stabilne poziomy hormonów i musi łykać tylko jedną tabletkę dziennie, żeby móc się cieszyć życiem 