Nie do końca wiem jak to opisać, żeby było w miarę zwięźle i zrozumiale. Od długiego czasu walczę z zaburzeniami lękowymi. Mam tu na myśli kilka dobrych lat. Oczywiście były gorsze i lepsze okresy, to nie tak, że cały czas sytuacja z moją psychiką jest tragiczna. Ale nie chcę tutaj za dużo pisać o moim stanie psychicznym. Z moją przyjaciółką znamy się od liceum, teraz obie kończymy już studia. Znałyśmy się już w momencie kiedy moje problemy się zaczęły. Ona na początku nie wiedziała o nich, bo ja wstydziłam się o tym mówić. Muszę zaznaczyć, moja przyjaciółka zawsze była bardzo towarzyska, wygadana, odważna, nie wstydziła się niczego. Ja byłam kompletnym przeciwieństwem, cicha, nieśmiała, introwertyczna, zamknięta w sobie.
Gdy moje problemy z zaburzeniami lękowymi się zaczęły, nikt tego nie zauważył. Przez mój charakter nie było tak naprawdę widać różnicy w moim zachowaniu, różnicę widziałam i czułam tylko ja. Po jakimś czasie, jak już obie byłyśmy na studiach (w innych miastach), próbowałam się otworzyć, zaczęłam jej sugerować, że moja skrajna momentami nieśmiałość i wycofanie, fakt, że potrafię zniknąć i się nie odzywać czasami miesiąc czy dwa, to nie kwestia tylko mojego charakteru i introwertyzmu, ale poważniejszych problemów, z którymi walczę każdego dnia. Miałam wtedy ciężki okres w życiu, a ona mnie bardzo wspierała więc myślałam, że rozumie. Teraz zaczynam myśleć, że byłam w błędzie. W naszej relacji też miałyśmy wzloty i upadki, jej charakter jest dość ciężki, mało kto chciał się z nią zadawać w szkole i na studiach. Ale mi to aż tak nie przeszkadzało, przecież każdy z nas ma wady i nie jest idealny. Zawsze jakoś się dogadywałyśmy, nawet jak czasami się kłóciłyśmy. Ponadto około rok temu, ona poznała dużo nowych znajomych, którzy mieli podobne zainteresowania do niej i świetnie się dogadywali i dodatkowo mieszkali w tym samym mieście co ona.
Ale teraz do sedna problemu. Mój stan psychiczny bardzo się pogorszył w przez ostatni rok, wrócił ciągły strach, coraz częstsze ataki paniki. Więc ja stopniowo zaczęłam milknąć jeśli chodzi o naszą relację (i w ogóle jakiekolwiek relacje z innymi znajomymi, przestałam się też udzielać na czacie grupowym na studiach). Coraz więcej czasu zajmowało mi odpisanie jej na wiadomości, ja sama pierwsza praktycznie nie zaczynałam rozmowy. Nie miałam ani siły ani ochoty. I tak to trwało kilka miesięcy, aż postanowiłam się przełamać o napisać do niej. Nie chciałam jej stracić. Po tym pisałyśmy ze sobą znowu przez miesiąc, bardzo się starałam, nawet wtedy jak było mi ciężko. Ale tym razem po miesiącu to ona nagle zamilkła i przestała się odzywać. Ale na portalach społecznościowych widziałam ją jeżdżąca po całej Polsce ze znajomymi, wychodzącą ze nimi do barów/restauracji (wtedy jeszcze były otwarte), chodzącą na domówki. Przyznaję zrobiło mi się smutno i może i byłam trochę zazdrosna że do mnie nie pisze ani się nie odzywa. Ale sama nie mogłam się znowu przemóc żeby do niej napisać i o to zapytać. Najzwyczajniej w świecie brakowało mi odwagi. Wtedy też znowu było gorzej z moimi zaburzeniami, do tego doszły problemy na studiach, okazało się że mam poważną anemię, niedoczynność tarczycy i zdiagnozowano mi hashimoto. Nie miałam głowy do niczego. Szczerze tak źle w moim życiu się jeszcze nie czułam. Walczyłam o to żeby codziennie rano wstać z łóżka i się ubrać, a moja samoocena spadła do zera.
Po kilku miesiącach dostałam od niej wiadomość, że nie wyobraża sobie kontynuowania naszej znajomości po tym jak się znowu do niej przez pół roku nie odzywałam. Załamałam się jak to przeczytałam, próbowałam jej mówić że miałam problemy i przepraszam ale nic z tego. Napisała mi że zawsze umiałam znaleźć pretekst do uniknięcia spotkania. Na tym skończyła się nasza wymiana zdań bo nie wiedziałam co mam jej na to odpowiedzieć. Myślałam że rozumiała, że to co się ze mną dzieje nie było spowodowane moją niechęcią do spotkania jej czy lenistwem ale zaburzeniami na które nie zawsze mam wpływ.
Teraz mam dylemat. Walczyć o tę znajomość, opowiedzieć jej o moich problemach i dlaczego milczałam przez ostatnie pół roku? Nie chcę żeby to też wyglądało tak jakbym próbowała się usprawiedliwiać przed nią. Dodatkowo nie wiem czy będę w stanie się zdobyć na taką konfrontację z nią. Ta sytuacja miała miejsce około miesiąc temu, po tym jak emocje opadły zaczęłam analizować naszą znajomość. I zaczęłam dostrzegać coraz więcej sytuacji w których ona nie zachowała sie jak przyjaciółka, często stawiała mnie w bardzo niezręcznych sytuacjach które mogą wywołać u mnie skrajny lęk, wyśmiewała moją nieśmiałość wśród nowopoznanych ludzi, sprawiając że zamykałam się jeszcze bardziej w sobie. Jak przypominam sobie te wszystkie sytuacje, to nie chce mi się walczyć o tę znajomość, mam wrażenie, że ona tak naprawdę nigdy się mną nie przejmowała, a zadawała się ze mną tylko po to żeby sama nie wiem... mieć gdzie spać w innym mieście. Z drugiej strony nasza wieloletnia znajomość to też dobre wspomnienia, za którymi będę tęsknić jeśli nasza znajomość się zakończy.