Tokstyczny (?) "narzeczony" - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Tokstyczny (?) "narzeczony"

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 19 ]

Temat: Tokstyczny (?) "narzeczony"

Witam.

Postaram się zwięźle i na temat opisać sytuacje. Jesteśmy razem 2,5 roku. Każde z nas ma dziecko z poprzedniego związku (on 7-latke, ja 8-latke), wspólnie mamy niespełna roczną córkę.

Jestem po nieudanym małżeństwie, w którym były narkotyki, alkohol i przemoc. Po kilkudziesięciu próbach odejścia w końcu odeszłam od męża, który był w domu 2 dni w tygodniu i to po to, aby odespać melanże z kumplami i spuścić mi łomot.
Poznałam obecnego partnera 2,5 roku po rozwodzie. Normalny, pracujący facet. Dużo rozmawialiśmy itp. Wiecie, na początku było cudownie. W sumie to normalnie, a właśnie tej normalności byłam spragniona. Zdażyły się dwa piwka po pracy, ale nie wpływało to na jakość naszego życia. Ot, dla relaksu. To wszystko.

Pierwszy raz cios padł 1,5 roku po naszym poznaniu. Znalazłam woreczek po narkotykach. Mimo, że wiedział jaki mam do tego stosunek (uraz z poprzedniego związku), że jestem przeciwniczką jakichkolwiek narkotyków, to co jakiś czas walił sobie po nosie... Już wiedziałam czemu niekiedy robił mi nocne, niezrozumiałe dla mnie awantury. Był wtedy okropny. Nie dawał mi spać, wrzeszczał na mnie, sugerował, że go zdradzam, ubliżał mi. Chciałam odejść, skończyć ta relacje, ale już wtedy byłam w ciąży z naszą córką. Zmienił się, nie brał, awantury ucichły. Wybaczyłam, było jak dawniej. Jednak codziennie wychodziło z niego okropne "g*wno". Zaczął pić. A to setka, dwie, a to parę piwek+setka. I tak codziennie. Krzyk był na porządku dziennym. Ja momentami nie wytrzymywałam. Krzyczałam, żeby dał mi spokój, że nie chce rozmawiać, że mnie męczy i mam go dość. A on potrafił siedzieć nade mną kilka godzin i non stop mówić jaki jest samotny, że ja go nie wspieram, że zje*ał sobie przeze mnie życie, że traktuje go jak g*wno, że źle zajmuje się jego córką z pierwszego związku. Zaczął mnie też kontrolować i praktycznie więzić w domu. Nie mogę wyjść nigdzie sama bo od razu zasypuje mnie pytaniami, sugerującymi, że mam romans i idę do swojego "frajera". Jak już uda mi się wyjść i jadę do mamy to jestem zasypywana wiadomościami i połączeniami. Jego zdaniem to troska, moim ubezwłasnowolnienie. Jest egoistą i narcyzem. Wszystko mu sie należy. Mnie nie należy się nic prócz mopa w ręku. Pieniądze, nieważne skąd są, są pod jego stałą kontrolą. Podczas gdy on wydaje po kilkaset złotych na alkohol czy papierosy, ja nie mogę kupić sobie raz na pół roku spodni bo mówi mi, że przeze mnie i moje zachcianki będziemy głodować... Ciągle mówi mi, że jestem bydłem, a nie człowiekiem. Dlaczego? Bo po kilku dniach krzyków i wieszania na mnie psów pękam i mówię, że jestem nieszczesliwa i chce odejść. Zdarza mi się krzyczeć, aby w końcu się zamknął, że go nienawidze. Wtedy mnie nagrywa i mówi, że zabierze mi dzieci, że udowodni, że jestem chora psychicznie i zamknie mnie w szpitalu psychiatrycznym.

Przez to wszystko zapuściłam się. Przytyłam 15 kg, siedzę w domu, czasami nie chce mi sie nawet ubrać. Wychodzę tylko dlatego, że szkoda mi dzieci. Zainwestowałam w remont jego mieszkania, nie mam nawet gdzie pójść. Jestem u skraju nerwów. Kiedy dzieci śpią, biorę kąpiel i płaczę z bezsilności. I zachodze w głowę jak mogłam być taka głupia i tyle poświęcić. Zrezygnowałam z pracy, aby zając się jego dzieckiem, wychowuje je, dałam im dom jakiego nie mieli (on pochodzi z rozbitej rodziny, ojciec, który go wychowywał nie miał dla niego czasu a matka uciekła), a codziennie słyszę, że jestem bydłem i niszczę mu życie...

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Tokstyczny (?) "narzeczony"
Natka0113 napisał/a:

Witam.

Postaram się zwięźle i na temat opisać sytuacje. Jesteśmy razem 2,5 roku. Każde z nas ma dziecko z poprzedniego związku (on 7-latke, ja 8-latke), wspólnie mamy niespełna roczną córkę.

Jestem po nieudanym małżeństwie, w którym były narkotyki, alkohol i przemoc. Po kilkudziesięciu próbach odejścia w końcu odeszłam od męża, który był w domu 2 dni w tygodniu i to po to, aby odespać melanże z kumplami i spuścić mi łomot.
Poznałam obecnego partnera 2,5 roku po rozwodzie. Normalny, pracujący facet. Dużo rozmawialiśmy itp. Wiecie, na początku było cudownie. W sumie to normalnie, a właśnie tej normalności byłam spragniona. Zdażyły się dwa piwka po pracy, ale nie wpływało to na jakość naszego życia. Ot, dla relaksu. To wszystko.

Pierwszy raz cios padł 1,5 roku po naszym poznaniu. Znalazłam woreczek po narkotykach. Mimo, że wiedział jaki mam do tego stosunek (uraz z poprzedniego związku), że jestem przeciwniczką jakichkolwiek narkotyków, to co jakiś czas walił sobie po nosie... Już wiedziałam czemu niekiedy robił mi nocne, niezrozumiałe dla mnie awantury. Był wtedy okropny. Nie dawał mi spać, wrzeszczał na mnie, sugerował, że go zdradzam, ubliżał mi. Chciałam odejść, skończyć ta relacje, ale już wtedy byłam w ciąży z naszą córką. Zmienił się, nie brał, awantury ucichły. Wybaczyłam, było jak dawniej. Jednak codziennie wychodziło z niego okropne "g*wno". Zaczął pić. A to setka, dwie, a to parę piwek+setka. I tak codziennie. Krzyk był na porządku dziennym. Ja momentami nie wytrzymywałam. Krzyczałam, żeby dał mi spokój, że nie chce rozmawiać, że mnie męczy i mam go dość. A on potrafił siedzieć nade mną kilka godzin i non stop mówić jaki jest samotny, że ja go nie wspieram, że zje*ał sobie przeze mnie życie, że traktuje go jak g*wno, że źle zajmuje się jego córką z pierwszego związku. Zaczął mnie też kontrolować i praktycznie więzić w domu. Nie mogę wyjść nigdzie sama bo od razu zasypuje mnie pytaniami, sugerującymi, że mam romans i idę do swojego "frajera". Jak już uda mi się wyjść i jadę do mamy to jestem zasypywana wiadomościami i połączeniami. Jego zdaniem to troska, moim ubezwłasnowolnienie. Jest egoistą i narcyzem. Wszystko mu sie należy. Mnie nie należy się nic prócz mopa w ręku. Pieniądze, nieważne skąd są, są pod jego stałą kontrolą. Podczas gdy on wydaje po kilkaset złotych na alkohol czy papierosy, ja nie mogę kupić sobie raz na pół roku spodni bo mówi mi, że przeze mnie i moje zachcianki będziemy głodować... Ciągle mówi mi, że jestem bydłem, a nie człowiekiem. Dlaczego? Bo po kilku dniach krzyków i wieszania na mnie psów pękam i mówię, że jestem nieszczesliwa i chce odejść. Zdarza mi się krzyczeć, aby w końcu się zamknął, że go nienawidze. Wtedy mnie nagrywa i mówi, że zabierze mi dzieci, że udowodni, że jestem chora psychicznie i zamknie mnie w szpitalu psychiatrycznym.

Przez to wszystko zapuściłam się. Przytyłam 15 kg, siedzę w domu, czasami nie chce mi sie nawet ubrać. Wychodzę tylko dlatego, że szkoda mi dzieci. Zainwestowałam w remont jego mieszkania, nie mam nawet gdzie pójść. Jestem u skraju nerwów. Kiedy dzieci śpią, biorę kąpiel i płaczę z bezsilności. I zachodze w głowę jak mogłam być taka głupia i tyle poświęcić. Zrezygnowałam z pracy, aby zając się jego dzieckiem, wychowuje je, dałam im dom jakiego nie mieli (on pochodzi z rozbitej rodziny, ojciec, który go wychowywał nie miał dla niego czasu a matka uciekła), a codziennie słyszę, że jestem bydłem i niszczę mu życie...

Jaka jest możliwość, abyś podjęła jakąkolwiek pracę? Może ci pomóc jakoś twoja mama?

3

Odp: Tokstyczny (?) "narzeczony"

Moja mama jest po ciężkim zawale. Niestety nie jest w stanie nawet podnieść i dłuższą chwilę ponosić na rękach Młodszej córki. Jeśli nie znajdę pracy na jedną zmianę to sobie nie poradzę. Myślę na wszystkie sposoby jak to ogarnąć bo sama z siebie chce pójść do pracy, ale naprawdę nie mam logo poprosić o pomoc.

4

Odp: Tokstyczny (?) "narzeczony"
Natka0113 napisał/a:

Moja mama jest po ciężkim zawale. Niestety nie jest w stanie nawet podnieść i dłuższą chwilę ponosić na rękach Młodszej córki. Jeśli nie znajdę pracy na jedną zmianę to sobie nie poradzę. Myślę na wszystkie sposoby jak to ogarnąć bo sama z siebie chce pójść do pracy, ale naprawdę nie mam logo poprosić o pomoc.

A czyje jest mieszkanie w którym mieszkacie?
Powiem ci, że jeśli twój mąż nie zacznie się leczyć, to może być ci bardzo ciężko uwolnić się od niego. Napady szału i zazdrości które ma teraz po narkotykach z pewnością mu nie miną, nawet gdy się od niego uwolnisz.

Po pierwsze skontaktuj się z poradnią leczenia narkomanii najbliżej twojego  miejsca zamieszkania. Tam uzyskasz pomoc psychologiczną i pierwsze porady, jak sobie radzić z mężem. To bardzo dużo, bo teraz jesteś jak dziecko we mgle.

5 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-02-06 23:53:39)

Odp: Tokstyczny (?) "narzeczony"

Niemal identyczny temat

https://www.netkobiety.pl/t120717.html

Autorko najpierw szukaj pracy,ogarnij potem natychmiast psychologa dla siebie i po prostu uciekaj od tego faceta z którym mieszkasz,nie minimalizuj niczego nie lekceważ.
Wszystko co tam Ciebie jeszcze trzyma jest chore i związane z współuzależnieniem,wszystkie lęki obawy,żale,urazy .

6

Odp: Tokstyczny (?) "narzeczony"

Zawsze mnie zastanawiają mechanizmy, na podstawie których ludzie wybierają partnerów. Jak to jest, że wybierają ich tak, że historie toczą się kołem... Ukryte schematy czy życiowa karma, lekcja do przepracowania... Nie wiem. Ale zastanawia mnie też skąd znak zapytania w temacie. Czy masz jeszcze (albo już....) jakieś wątpliwości, że to toksyczna osoba?

Zastanawiam się też, jakie masz pytanie w tym wątku, bo żadnego nie zadałaś. Doszukałam się jednego

I zachodze w głowę jak mogłam być taka głupia i tyle poświęcić.

Na to nie znam odpowiedzi. Czy Ty już znasz?

Ale też ważniejsze: czy już wiesz, co zrobisz? Jutro, za tydzień, za miesiąc, jakie masz przed sobą kroki?

7 Ostatnio edytowany przez Socjallibertarianin (2021-02-07 16:03:28)

Odp: Tokstyczny (?) "narzeczony"

Jak kobieta mówi iż potrzepuje mężczyzny nie pipy to zaraz powinno zapalić się u niej samej czerwone światło. Taka kobieta uważa że dużo mężczyzn to pipy chodzi min o pewne zachowania gwałtowność, dzikość tow widać po takich typach jak ktoś miał z nimi do czynienia. Czuję że autorka tematu podświadomie ciągnie do takich bad boyów. Widzę to po demonach gdzie dużo kobiet plusuje.
http://img.wiocha.pl/images/a/a/aa824006b039fc19d4eb670435d6170e.jpg

8

Odp: Tokstyczny (?) "narzeczony"

Może źle się wyraziłam, albo po prostu tego nie dopisałam. Od tamtej sytuacji, kiedy znalazłam to świństwo jest czysty.
Zapisałam go również do psychiatry. Niestety wizyty na NFZ mają to do siebie, że między nimi jest długi odstęp czasu. Pierwsza wizyta była w listopadzie, a następna jest teraz 11 lutego. Lekarz przepisał jakieś tabletki. Wziął tylko raz bo stwierdził, że źle się po nich czuje.

Mieszkanie jest jego, natomiast wszystko co w nim jest moje.
Właśnie szukam pracy, parę CV już powysyłałam. Niestety prawda jest taka, że ciężko o pracę na jedną zmianę, która pogodziłaby pracę, żłobek oraz szkołę mojej starszej córki. Jednak nie poddaje się, może w końcu coś się znajdzie.
Jestem z nim ponieważ poniekąd jest mi go szkoda. Od początku wiele mówił o swojej pseudo rodzinie. O tym, jak matka go zostawiła (poznał ją jak miał 10 lat), o tym jak ojca nigdy nie było i wychowywała go babcia. W dodatku w październiku ta właśnie babcia zmarła. Załamał się, pił jeszcze więcej. Niestety odbiło się to też na mnie. Wyładowywał żal na mnie. Znowu wszystko było źle, ja byłam zła, jego życie to gówno itp...

9

Odp: Tokstyczny (?) "narzeczony"

A nie jest Ci szkoda własnych dzieci?
Czy wiesz jakim piekłem jest wychowywanie się i dorastanie w domu z uzależnieniami i z agresywnym partnerem?
I to piekłem bez wyjścia, bo małe dzieci w żaden sposób nie mogą się same z tego uwolnić.
To bardzo smutne, że  uzależniony agresor jest dla Ciebie większym priorytetem, niż dzieci.
I myślę, że bardzo dobrze obrazuje to też skalę Twojego współuzależnienia sad

10

Odp: Tokstyczny (?) "narzeczony"

Nigdzie nie napisałam, że jest ważniejszy.
Nie jest i nigdy nie będzie. Dzieci zazwyczaj są u siebie w pokoju. Nie interpretują tego jak Ty, Isabella. Bardzo są za ojcem, nie patrzą przez niego przez ten sam pryzmat co ja. Nie są świadkami tych awantur, nie pozwalam, aby tego sluchaly. Choć ciężko je odizolować od tych negatywnych emocji to robię wszystko, aby na nie nie przeszły.
Przez wgląd na jego dzieciństwo chciałam po prostu być dobrym człowiekiem, który spełni jego marzenie.
Nie wiem czy to uzależnienie. Nie miałabym problemu, żeby odejść. Ale znajduje się w takiej sytuacji, że nie mam gdzie się zatrzymać.

11

Odp: Tokstyczny (?) "narzeczony"
Natka0113 napisał/a:

Nigdzie nie napisałam, że jest ważniejszy.
Nie jest i nigdy nie będzie. Dzieci zazwyczaj są u siebie w pokoju. Nie interpretują tego jak Ty, Isabella. Bardzo są za ojcem, nie patrzą przez niego przez ten sam pryzmat co ja. Nie są świadkami tych awantur, nie pozwalam, aby tego sluchaly. Choć ciężko je odizolować od tych negatywnych emocji to robię wszystko, aby na nie nie przeszły.
Przez wgląd na jego dzieciństwo chciałam po prostu być dobrym człowiekiem, który spełni jego marzenie.
Nie wiem czy to uzależnienie. Nie miałabym problemu, żeby odejść. Ale znajduje się w takiej sytuacji, że nie mam gdzie się zatrzymać.

A Twoje marzenia kto spełni?
Nie musisz wszystkich ratować, znowu powieliłaś schemat ze swojego poprzedniego małżeństwa.
A dzieci wszystko widzą i czują, nieważne jakbyś się starała to ukryć. Jeśli z nim zostaniesz to Twoje dzieci będą kolejnymi pokaleczonymi ludzmi z problemami w dorosłym życiu, relacjach. Spełnij ich marzenia o szczęśliwym, spokojnym dzieciństwie.
Małymi krokami poszukaj pracy, załatw żłobek, idź sama na terapię.

12

Odp: Tokstyczny (?) "narzeczony"
Natka0113 napisał/a:

Nigdzie nie napisałam, że jest ważniejszy.
Nie jest i nigdy nie będzie. Dzieci zazwyczaj są u siebie w pokoju. Nie interpretują tego jak Ty, Isabella. Bardzo są za ojcem, nie patrzą przez niego przez ten sam pryzmat co ja. Nie są świadkami tych awantur, nie pozwalam, aby tego sluchaly. Choć ciężko je odizolować od tych negatywnych emocji to robię wszystko, aby na nie nie przeszły.
Przez wgląd na jego dzieciństwo chciałam po prostu być dobrym człowiekiem, który spełni jego marzenie.
Nie wiem czy to uzależnienie. Nie miałabym problemu, żeby odejść. Ale znajduje się w takiej sytuacji, że nie mam gdzie się zatrzymać.

Oj, jeśli myślisz, że dzieci zamknięte w swoich pokojach niczego nie widzą i nie słyszą, grubo się mylisz. Widzą wiele, mało co z tego rozumieją, przez co boją się i będą mieć traumę przez długie lata. Dorośli często nie uświadamiają sobie, jak wielki wpływ mają takie sytuacje na psychikę dziecka.

13 Ostatnio edytowany przez Istotka6 (2021-02-08 13:54:37)

Odp: Tokstyczny (?) "narzeczony"

Nie łudz,  nie tłumacz i nie USPRAWIEDLIWIAJ się sama przed sobą,  że dzieci tego nie widzą...  O naiwności  błoga...  Pochodzę  z rodziny gdzie były awantury przez alkohol,  tata  pił i jakże cieszę się,, że mama go pogonila,  bo bym miała całe  życie zmarnowane  a i tak miałam pod górkę.  Takie dzieciństwo odbija  się na dorosłym  życiu,  chcesz  dzieciom  utrudnić  start w dorosłym  życiu? Chcesz?
Ci robić? Działaj. Przede wszystkim,  zbieraj dowody i na policję z tym,  pogoń go z domu,  bo zneca się psychicznie i zaraz pewnie fizycznie... Pomyśl o dzieciach,  bardzo Cię o to proszę,  ja,  ja będąca na miejscu Twoich dzieci.

14

Odp: Tokstyczny (?) "narzeczony"
Natka0113 napisał/a:

Nigdzie nie napisałam, że jest ważniejszy.
Nie jest i nigdy nie będzie. Dzieci zazwyczaj są u siebie w pokoju. Nie interpretują tego jak Ty, Isabella. Bardzo są za ojcem, nie patrzą przez niego przez ten sam pryzmat co ja. Nie są świadkami tych awantur, nie pozwalam, aby tego sluchaly. Choć ciężko je odizolować od tych negatywnych emocji to robię wszystko, aby na nie nie przeszły.
Przez wgląd na jego dzieciństwo chciałam po prostu być dobrym człowiekiem, który spełni jego marzenie.
Nie wiem czy to uzależnienie. Nie miałabym problemu, żeby odejść. Ale znajduje się w takiej sytuacji, że nie mam gdzie się zatrzymać.

Zaklinasz rzeczywistość.
Nie ma siły na to, żeby dzieci nie słyszały wrzasków, krzyków i awantur - a te hałasy są u Ciebie w domu na porządku dziennym - sama tak wcześniej napisałaś.
Co więc robisz z dziećmi, kiedy mąż wrzeszczy na Ciebie? Przed awanturą wywozisz dzieci z domu?
Albo ich pokój jest betonowym, dźwiękoszczelnym bunkrem, w którym rzeczywiście nie mają szansy usłyszeć krzyków?
Nie ma najmniejszej szansy na to, żeby dzieci tego nie słyszały i nie doświadczały całej gamy uczuć i emocji związanych z przeżywaniem tego wszystkiego.
Nawet jeśli nie są bezpośrednimi świadkami naocznymi tych awantur, to jak najbardziej są przez nie poszkodowane.

15 Ostatnio edytowany przez R_ita (2021-02-08 14:05:36)

Odp: Tokstyczny (?) "narzeczony"
Natka0113 napisał/a:

Nigdzie nie napisałam, że jest ważniejszy.
Nie jest i nigdy nie będzie. Dzieci zazwyczaj są u siebie w pokoju. Nie interpretują tego jak Ty, Isabella. Bardzo są za ojcem, nie patrzą przez niego przez ten sam pryzmat co ja. Nie są świadkami tych awantur, nie pozwalam, aby tego sluchaly. Choć ciężko je odizolować od tych negatywnych emocji to robię wszystko, aby na nie nie przeszły.
Przez wgląd na jego dzieciństwo chciałam po prostu być dobrym człowiekiem, który spełni jego marzenie.
Nie wiem czy to uzależnienie. Nie miałabym problemu, żeby odejść. Ale znajduje się w takiej sytuacji, że nie mam gdzie się zatrzymać.

A ty wiesz jak interpretują to Twoje dzieci? Skąd? Dzieci widzą, wiedzą, słyszą i rozumieją więcej niż Ci się wydaje. A jak nie rozumieją to jeszcze gorzej bo wtedy boją się jeszcze bardziej.  Szkoda, że temu umniejszasz.
To, że są za ojcem... no i? Wiesz ile funkcjonuje mechanizmów, dlaczego dzieci są za takim ojcem albo ogólnie opowiadają się po stronie toksycznego rodzica, w tym alkoholika, dlaczego lgną do niego? Nie koniecznie miłość i uważanie go za super człowieka.
Są świadkami. Te emocje na nie przechodzą.

16 Ostatnio edytowany przez feniks35 (2021-02-08 16:03:58)

Odp: Tokstyczny (?) "narzeczony"

Serio potrzebny Ci Autorko znak zapytania w tytule tematu? Masz jakiekolwiek wątpliwości ze to toksyk, agresor i przemocowiec (psychiczny i ekonomiczny)?
Bo jak czytam Twoj wątek to od pierwszych zdan o tym człowieku nie mam żadnych wątpliwości, ze od niego należy wiac w podskokach. A jak już to załatwisz i ogarniesz sobie życie to poszukałabym od razu terapii dla siebie i dla dzieci. Dla siebie, bo masz jak widać inklinacje zeby odtwarzać patologiczne relacje z nowymi patologicznymi partnerami (podświadomie uciekasz w stare chore wzorce, które już wcześniej przerobiłas plus czujesz misje by tym razem "uratowac" alkoholika i narkomana).
Dla dzieci, bo wbrew temu co piszesz i w co chyba wierzysz one doskonale zdają sobie sprawę z tego co się dzieje w Waszym domu. Nie muszą stać w pokoju z Wami gdy się na siebie drzecie.One i tak wiedzą ze tata pije, mama nie ma nic do powiedzenia i jest bezsilna i ubezwłasnowolniona. A ze może nic nie mowia to jest to ich reakcja obronna przed tym co się dzieje, wyparcie podobne jak Twoje, plus maly człowiek  ma na tyle empatii zeby nie dobijać matki, co do której czuje ze i tak jest w proszku.
Moj tata nie jest może typowym alkoholikiem  nie pil nigdy ciągami, wypłatę oddawal i pracowal ale jak juz było picie to do oporu. W każdym mscu były te dwa, trzy dni w okolicach wypłaty gdy wracał na czworaka. I ja 4 letnie dziecko juz wiedziałam, że to te dni około wypłaty, nasłuchiwałam klucza w zamku gdy wracał z popołudniowej zmiany i doskonale wiedziałam że dziś ten odgłos świadczy o tym ze tatus wrocil "ugotowany". Czasem tez nie wrocil tylko byl znajdowany i zbierany gdzieś z przystanku polprzytomny, posiniaczony. Myslisz ze płakałam wtedy i urządzałam histerie? Cichutko leżałam w lozku wystraszona i martwiłam się o mamę, czulam jej rozpacz, nerwy i złość. I mimo, że nienawidziłam w tych momentach mojego ojca z całego serca to nie okazywałam tego. Nie chcialam mamie dokładać. Dopiero w okresie dorastania zaczęły wyłazić ze mnie wszelkie zle emocje, złość,pogarda do niego, nieraz rownież pretensje  do mamy ze po co trzymała takiego tate w domu.
Podsumowując zabieraj dzieci jak najszybciej z tej patologii. Jesli Twoja mama ma mieszkanie, a chyba gdzieś mieszkać musi, to wprowadz sie do niej nawet do ciasnoty byle  z dala od patologicznego i agresywnego "partnera".

17

Odp: Tokstyczny (?) "narzeczony"

Natka, wychodzenie z toksycznego związku nie zawsze jest łatwe i szybkie. Często trzeba zacząć od siebie, niestety. Masz w sumie trójkę dzieci, bo przecież jest jeszcze dziecko twojego partnera, a to naprawdę niezły orzech do zgryzienia. Najważniejsze teraz, abyś znalazła w sobie siłę do przeciwstawienia się jemu, do "niezgody" na jego chlanie i ćpanie. Izabella dobrze napisała o współuzależnieniu, bo przejawiasz takie symptomy, np. często spotykane jest u takich osób poczucie odpowiedzialności za alkoholika/narkomana, oraz  wewnętrzny przymus odczuwania, że jest się komuś potrzebnym. Dokładnie o tym piszesz w swoich wpisach. Nie musisz wiedzieć że jesteś współuzależniona, bo niby skąd masz taką wiedzę mieć? Dlatego pisałam ci o tym, abyś sama odwiedziła poradnię leczenia uzależnień, tam znajdziesz pomoc psychologiczną i prawną . Spotkasz też osoby w podobnej do twojej sytuacji, wymienicie się doświadczeniami, poczujesz się silniejsza.

Najważniejsze to zrobić pierwszy, choćby maleńki krok i nie schodzić z tej obranej drogi. Niech cię nie przeraża fakt, że nie masz dokąd pójść, że nie masz pracy i znikąd wsparcia. Naprawdę każdemu tak się wydaje na początku, ale jeśli będziesz zdeterminowana i twarda to za jakiś czas wszystko zacznie się układać. Tylko uwierz, że możesz z tego wyjść.

18 Ostatnio edytowany przez madoja (2021-02-10 08:43:54)

Odp: Tokstyczny (?) "narzeczony"
Monoceros napisał/a:

Zawsze mnie zastanawiają mechanizmy, na podstawie których ludzie wybierają partnerów. Jak to jest, że wybierają ich tak, że historie toczą się kołem...

Tez mnie to zastanawia. I naprawdę nie wierze że na początku to był super facet, taki normalny, pracujący, kochany i nagle JEB! narkotyki i wrzaski. Jestem przekonana, że były światełka ostrzegawcze, ale autorka je zignorowała. Może nawet nie napisze o nich tu, żeby nie wyjść na kompletną idiotkę, ale jestem pewna że były.

19

Odp: Tokstyczny (?) "narzeczony"

To już nawet nie chodzi o to czy ktoś wychodzi na idiotę czy nie tylko o to, co teraz. Bo fakty są naprawdę jednoznaczne. Facet bierze narkotyki, robi awantury, wrzeszczy, nie daje spać, upija się, kontroluje finansowo i nie tylko, dzieci są tego świadkami, a TY NA TO POZWALASZ.

On nie jest biednym misiem, którego trzeba opatrzyć i przytulić i wszystko będzie dobrze. To jest przemocowiec, który wykorzystuje to, że mu chcesz gwiazdkę z nieba dać i nie stawia sobie żadnych granic - wykorzystuje władzę i sobie pozwala na to, żeby wrzeszczeć, awanturować, wyrażać wszelkie niezadowolenie, posuwać się do przemocy, w tym wyzywania i szantażowania.

Decydujesz się kontynuoować ten związek, żyjesz z nim. To jest Twoja decyzja. Rozumiem, jest Ci przykro. Jesteś z tym sama. Nie tak miało być. Chciałabyś, żeby ktoś też miał obowiązek zrobić coś z tą sytuacją.
Ale tak nie jest. Obowiązek jest na Tobie, żeby zadbać o siebie! i o swoje dzieci.

Posty [ 19 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Tokstyczny (?) "narzeczony"

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024