Od 1,5 roku czuję coś więcej do mojego znajomego. Choć to mało powiedziane. Poznaliśmy się przez internet, a traf sprawił, że byliśmy w tej samej szkole. Przerwy w liceum były bardzo krótkie, więc rozmawialiśmy niewiele. Znajomość skupiała się na rozmowach telefonicznych, na wymianach wiadomości na fb, zaczepkach w liceum. Z mojej strony, to było jedynie silne zauroczenie, na pewno. Do tego stopnia, że widząc się twarzą w twarz, uginały mi się kolana, drżał głos, czerwieniłam się - ciężko było do mnie dotrzeć, ale kompletnie nie umiałam nad tym zapanować. Wiem, że to skutek tego, że był to czas, kiedy stawiałam go emocjonalnie na piedestale. Sam kiedyś zwrócił uwagę na to, że w jego towarzystwie zachowuję się tak, jakby był jakimś moim idolem - chodzi o pewną ekscytację. Ale odczułam też z jego strony poczucie, że zabiegał o tą relację. Może jedynie na poziomie kumpelskim, przyjacielskim - nie potrafię określić charakteru naszej znajomości. Mamy trochę wspólnych zainteresowań, rzadko bywało, byśmy nie mieli o czym rozmawiać. Często był to flirt, były delikatne sygnały, że może być coś z tego więcej. Dokładnie rok temu opowiedział mi o tym, że podoba mu się konkretna znajoma ze szkoły, jednak jego zauroczenie było nieodwzajemniane. Nie wiem, co mi strzeliło do głowy, ale po tej wiadomości, nie potrafiłam zareagować inaczej, niż włączyć w sobie tryb unikający. A sama perspektywa zajęć zdalnych pozwoliła mi na pewne odcięcie się. Poczułam, że zaczął zabiegać o tą znajomość bardziej, niż kiedykolwiek - wychodząc z wieloma inicjatywami różnych spotkań, wyjść, zaproszeń na próby swojego zespołu. Pisał częściej. Ja już nie potrafiłam, czułam, że to wszystko to jedna, wielka rana. Nie wiem, czy choć raz przeszło mu przez głowę, że mogłabym coś do niego czuć. W głowie pojawiały mi się scenariusze, że wcześniej mogłam być dla niego odskocznią wobec odrzucenia przez tamtą dziewczynę. Wiem, że tak nie jest. Ale wtedy kopałam dołki pod sobą własnymi myślami.
Kontakt stopniowo się urywał. Nie dziwię się. Ile można dobijać się do kogoś i nie odczuć żadnego zaangażowania w jakąkolwiek znajomość? Ostatnia "wymiana wiadomości", była w październiku. Czuję, że postawa unikająca była jedynie plasterkiem, który miał załatać jakiś mój wewnętrzny problem. A teraz to pękło. Od kilku dni, na nowo - pełen ciąg skutków somatycznych. Czuję, że jest mi przykro. Czuje, że mogłam go zranić, choć nigdy nie chciał po sobie pokazywać gorszych emocji. W ciągu ostatnich dni, skomentował mi nowe zdjęcie, kilka dni temu przyszła mi też wiadomość na grupie, na której z nim dawniej pisałam - przez kilka ostatnich miesięcy była kompletnie nieaktywna. Wysłał tam zdjęcie postaci z filmu, o której zawsze mówił, że jestem jej klonem. Poczułam, może naiwnie, że jest szansa, aby spróbować jakoś się odezwać, jakby to miała być z jego strony zaczepka.
Czuję, że jeśli tego nie zrobię, to nie zrobi tego nikt. Po moim milczeniu, nie powinnam mieć już żadnych oczekiwań w jego stronę, poza własnym działaniem. Jednak kompletnie nie wiem, jak zagadać. Zależy mi na tym kontakcie. Boję się, bo zauroczenie do tej pory mi nie przeszło, do tej pory nie umiałabym naturalnie zachować się w jego towarzystwie. Chciałabym umieć zamknąć ten rozdział i potraktować go czysto po koleżeńsku. Chciałabym go przeprosić. Ale to, co mnie hamuje to strach przed odrzuceniem nawet po tej prostej wiadomości, strach przed jego obojętnością. Nie wiem, czy po prostu to zamknąć, mimo obecnych skrajnych emocji, przeczekać ten czas, czy zaryzykować, że może to zatoczyć ponownie błędne koło.