Trudne rozstanie po 8 latach... - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Trudne rozstanie po 8 latach...

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 9 ]

1

Temat: Trudne rozstanie po 8 latach...

Hej. Pomóżcie mi proszę zrozumieć moją obecną sytuację w życiu i doradźcie co dalej. Może wywnioskujecie coś, czego ja nie mogę. Przepraszam od razu, że to wszystko będzie chaotycznie napisane, ale BARDZO źle mi na sercu i w głowie. Otóż byłam ze swoim narzeczonym od 8 lat, dwa miesiące temu ze mną zerwał. Stwierdził, że nie pasujemy do siebie charakterami i że ja nie pracuje (gdzie dobrze wie, że choruję i to nie jest takie proste). Nie mieliśmy prawie ze sobą kontaktu, raz przyjechał i pomimo próśb powiedział, że nic z tego nie będzie. Zadzwoniłam równo po miesiącu, przyjechał zabrał mnie ku mojemu zaskoczeniu na spacer przytulił się i powiedział, że daje mi ostatnią szansę. Spędziliśmy razem weekend i było wszystko jak dawniej, albo nawet lepiej. Widzieliśmy się w kolejny i nic nie zapowiadało "tragedii". Powiedziałam, że na razie nie jestem gotowa by pojechać do jego rodziców/rodziny. Widywaliśmy się na zmianę raz u mnie raz u niego - dzieli nas odległość. Zrozumiał. Mieliśmy ustalony wieczór, gdzie nagle dostał telefon od brata, że zaprasza nas na spotkanie i pomimo zaprzeczania z jego strony w końcu mu uległ. Widział, że nie jestem zadowolona, bo było to dla mnie po prostu za szybko. Ale zgodziłam się bo, nie chciałam się więcej kłócić. Na spotkaniu usłyszałam słowo - "narkotyki", ale to nie z jego ust. Dusiłam to w sobie do pewnego momentu, aż w końcu wybuchłam i zapytałam czy brał. Usłyszałam a nawet jeśli, to co z tego. W końcu nie byliśmy razem. No i zaczęła się batalia. Noc spędziliśmy osobno, w południe odwiózł mnie do domu i powiedział, że to kolejny koniec, że dostałam szansę, ale ją straciłam. Nie chcę i nie będę się wybielać, bo wiem, że zrobiłam mu awanturę, ale wolałam "o czymś takim" dowiedzieć się po pierwsze od niego, po drugie nie spodziewałam się tak szybko... Na drugi dzień pojechałam do niego, pomimo tego iż nie chciał, powiedział mi, że tego dalej nie widzi, i nie chce żeby wychodziły takie "brudy". Poprosiłam Go na koniec spotkania, żeby się jeszcze zastanowił, żeby wszystkiego nie przekreślał. I jak będzie chciał to niech odezwie się pierwszy. Telefon milczał całymi dniami, aż pewnego wysłał mi link z piosenką, którą kiedyś razem słuchaliśmy, po czym to usunął. Wiem, że może komuś wydać się to śmieszne i "szczeniackie" (dla sprostowania, bo wcześniej tego nie mówiłam ja mam 26 lat on 24), ale poczułam, że to może ten moment, że wszystko wróci... Zadzwonił... rozmawialiśmy o jego samochodzie. Powiedział, że odda mi go po nowym roku i żebym tylko zrobiła prawo jazdy. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym przez dwie godziny w nocy, a ja czułam że to jest ten chłopak jakiego poznałam. Zruszyłam tylko temat "nas" a on dostał histerii. Zaczął krzyczeć, że nic z tego nie będzie, że muszę się z tym pogodzić. I, że zasługuję na kogoś lepszego niż on. To usłyszałam z 10 razy. Wszystko zakończyło się krzykiem i wyłączeniem telefonu z jego strony. 23 Grudnia miałam urodziny i myślałam, że to będzie ostatnia osoba (po tym wszystkim), która złoży mi życzenia. Był pierwszą. Życzył mi wszystkiego co najlepsze, wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku, a na końcu przeprosił, że cierpię. Pół godziny wcześniej zadzwonił do mojej bratowej i wygadał się jej, że były narkotyki przez ten czas jak ze mną nie był, ale nie wcześniej. Ale jest jeszcze jedna sprawa o której nikomu nie może powiedzieć. Zadzwoniłam, podziękowałam za życzenia i powiedziałam, że przyjadę jutro do niego porozmawiać. I tak się stało, przyjechałam... powiedział mi, że zostawił pracę, brał narkotyki, był incydent z policją i że będzie miał z tego powodu problemy a on nie chce mnie tym wszystkim obarczać. Powiedział mi, że nie może spojrzeć na siebie w lustro i że jest skończonym frajerem. Zrozumiałam wtedy, że ma problemy i nie może sobie z czymś poradzić. Zaoferowałam pomoc którą odrzucił, bo uważa, że jej nie potrzebuje. Zapytałam jeszcze "o tę jedną sprawę" Powiedział tylko, że nie może mi tego powiedzieć, że może kiedyś się dowiem i jeśli jego rodzina się dowie, to też uznają Go za frajera. Zadzwoniłam 3 dni temu, że przyjadę. Sam zaoferował, że przyjedzie ale powiedział, że nic mi nowego i tak nie powie. Zaczęły się krzyki, że muszę to w końcu zrozumieć, że nic z tego nie będzie, że muszę zapomnieć, albo pójść do lekarza jeśli sobie z tym nie radzę. Znowu napad histerii z jego strony. Zapytał się mnie tylko co to znaczy zdrada według mnie, bo przy każdej rozmowie mówiłam, że zniosę wszystko, ale nie właśnie to. A skoro nie byliśmy razem, to teoretycznie zdrady nie było - takie jest jego rozumowanie. Choć wiedział, że ja czekam. Zostawił mnie w wielkiej niewiedzy, bo chociaż nie powiedział mi tego wprost, (bo nie może) to przypuszczam jak było. Mogę tylko przypuszczać... Nie mogę poradzić sobie z tą myślą i miewam na przemian tak, że chciałabym usłyszeć prawdę, z drugiej strony jednak nie. Na końcu powiedział tylko, że żałuje. I teraz wierzyć, czy nie? To taki typ człowieka, że z jednej strony w ogień by skoczył, a z drugiej uparty, nie dający sobie nic powiedzieć. I tę drugą stronę ostatnio cały czas pokazywał. Próbuję tłumaczyć to sobie, że się w tym wszystkim pogubił i trochę podnosić się na duchu. A jest tak bardzo źle, że budzę się w nocy i czuję tylko ścisk w sercu. Zastanawiam się czy jest dalej sens... Tyle się nacierpiałam, przez ten ostatni czas... Powiedźcie co o tym wszystkim myślicie, bo wsparcie w rodzinie też jest słabe. I przepraszam za tak długą wiadomość, potrzebowałam też się wygadać.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Trudne rozstanie po 8 latach...
Shedra napisał/a:

Hej. Pomóżcie mi proszę zrozumieć moją obecną sytuację w życiu i doradźcie co dalej. Może wywnioskujecie coś, czego ja nie mogę. Przepraszam od razu, że to wszystko będzie chaotycznie napisane, ale BARDZO źle mi na sercu i w głowie. Otóż byłam ze swoim narzeczonym od 8 lat, dwa miesiące temu ze mną zerwał. Stwierdził, że nie pasujemy do siebie charakterami i że ja nie pracuje (gdzie dobrze wie, że choruję i to nie jest takie proste). Nie mieliśmy prawie ze sobą kontaktu, raz przyjechał i pomimo próśb powiedział, że nic z tego nie będzie. Zadzwoniłam równo po miesiącu, przyjechał zabrał mnie ku mojemu zaskoczeniu na spacer przytulił się i powiedział, że daje mi ostatnią szansę. Spędziliśmy razem weekend i było wszystko jak dawniej, albo nawet lepiej. Widzieliśmy się w kolejny i nic nie zapowiadało "tragedii". Powiedziałam, że na razie nie jestem gotowa by pojechać do jego rodziców/rodziny. Widywaliśmy się na zmianę raz u mnie raz u niego - dzieli nas odległość. Zrozumiał. Mieliśmy ustalony wieczór, gdzie nagle dostał telefon od brata, że zaprasza nas na spotkanie i pomimo zaprzeczania z jego strony w końcu mu uległ. Widział, że nie jestem zadowolona, bo było to dla mnie po prostu za szybko. Ale zgodziłam się bo, nie chciałam się więcej kłócić. Na spotkaniu usłyszałam słowo - "narkotyki", ale to nie z jego ust. Dusiłam to w sobie do pewnego momentu, aż w końcu wybuchłam i zapytałam czy brał. Usłyszałam a nawet jeśli, to co z tego. W końcu nie byliśmy razem. No i zaczęła się batalia. Noc spędziliśmy osobno, w południe odwiózł mnie do domu i powiedział, że to kolejny koniec, że dostałam szansę, ale ją straciłam. Nie chcę i nie będę się wybielać, bo wiem, że zrobiłam mu awanturę, ale wolałam "o czymś takim" dowiedzieć się po pierwsze od niego, po drugie nie spodziewałam się tak szybko... Na drugi dzień pojechałam do niego, pomimo tego iż nie chciał, powiedział mi, że tego dalej nie widzi, i nie chce żeby wychodziły takie "brudy". Poprosiłam Go na koniec spotkania, żeby się jeszcze zastanowił, żeby wszystkiego nie przekreślał. I jak będzie chciał to niech odezwie się pierwszy. Telefon milczał całymi dniami, aż pewnego wysłał mi link z piosenką, którą kiedyś razem słuchaliśmy, po czym to usunął. Wiem, że może komuś wydać się to śmieszne i "szczeniackie" (dla sprostowania, bo wcześniej tego nie mówiłam ja mam 26 lat on 24), ale poczułam, że to może ten moment, że wszystko wróci... Zadzwonił... rozmawialiśmy o jego samochodzie. Powiedział, że odda mi go po nowym roku i żebym tylko zrobiła prawo jazdy. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym przez dwie godziny w nocy, a ja czułam że to jest ten chłopak jakiego poznałam. Zruszyłam tylko temat "nas" a on dostał histerii. Zaczął krzyczeć, że nic z tego nie będzie, że muszę się z tym pogodzić. I, że zasługuję na kogoś lepszego niż on. To usłyszałam z 10 razy. Wszystko zakończyło się krzykiem i wyłączeniem telefonu z jego strony. 23 Grudnia miałam urodziny i myślałam, że to będzie ostatnia osoba (po tym wszystkim), która złoży mi życzenia. Był pierwszą. Życzył mi wszystkiego co najlepsze, wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku, a na końcu przeprosił, że cierpię. Pół godziny wcześniej zadzwonił do mojej bratowej i wygadał się jej, że były narkotyki przez ten czas jak ze mną nie był, ale nie wcześniej. Ale jest jeszcze jedna sprawa o której nikomu nie może powiedzieć. Zadzwoniłam, podziękowałam za życzenia i powiedziałam, że przyjadę jutro do niego porozmawiać. I tak się stało, przyjechałam... powiedział mi, że zostawił pracę, brał narkotyki, był incydent z policją i że będzie miał z tego powodu problemy a on nie chce mnie tym wszystkim obarczać. Powiedział mi, że nie może spojrzeć na siebie w lustro i że jest skończonym frajerem. Zrozumiałam wtedy, że ma problemy i nie może sobie z czymś poradzić. Zaoferowałam pomoc którą odrzucił, bo uważa, że jej nie potrzebuje. Zapytałam jeszcze "o tę jedną sprawę" Powiedział tylko, że nie może mi tego powiedzieć, że może kiedyś się dowiem i jeśli jego rodzina się dowie, to też uznają Go za frajera. Zadzwoniłam 3 dni temu, że przyjadę. Sam zaoferował, że przyjedzie ale powiedział, że nic mi nowego i tak nie powie. Zaczęły się krzyki, że muszę to w końcu zrozumieć, że nic z tego nie będzie, że muszę zapomnieć, albo pójść do lekarza jeśli sobie z tym nie radzę. Znowu napad histerii z jego strony. Zapytał się mnie tylko co to znaczy zdrada według mnie, bo przy każdej rozmowie mówiłam, że zniosę wszystko, ale nie właśnie to. A skoro nie byliśmy razem, to teoretycznie zdrady nie było - takie jest jego rozumowanie. Choć wiedział, że ja czekam. Zostawił mnie w wielkiej niewiedzy, bo chociaż nie powiedział mi tego wprost, (bo nie może) to przypuszczam jak było. Mogę tylko przypuszczać... Nie mogę poradzić sobie z tą myślą i miewam na przemian tak, że chciałabym usłyszeć prawdę, z drugiej strony jednak nie. Na końcu powiedział tylko, że żałuje. I teraz wierzyć, czy nie? To taki typ człowieka, że z jednej strony w ogień by skoczył, a z drugiej uparty, nie dający sobie nic powiedzieć. I tę drugą stronę ostatnio cały czas pokazywał. Próbuję tłumaczyć to sobie, że się w tym wszystkim pogubił i trochę podnosić się na duchu. A jest tak bardzo źle, że budzę się w nocy i czuję tylko ścisk w sercu. Zastanawiam się czy jest dalej sens... Tyle się nacierpiałam, przez ten ostatni czas... Powiedźcie co o tym wszystkim myślicie, bo wsparcie w rodzinie też jest słabe. I przepraszam za tak długą wiadomość, potrzebowałam też się wygadać.

Biorąc pod uwagę Twój poprzedni wątek, z którego jasno wynikało że macie problemy również w sferze seksualnej w Waszym związku, oraz jego zdecydowany sprzeciw w temacie ewentualnego powrotu do relacji z Tobą - uważam, że dobrze się stało, jak się stało.
Przecież podczas każdego spotkania ten człowiek mówi Ci NIE, i to po wielokroć. Licząc po łebkach, to ze sto razy usłyszałaś już od niego NIE.
Niczego od Ciebie nie chce, niczego nie przyjmuje i generalnie ogania się od Ciebie jak krowi ogon od muchy.
Co mnie dziwi to to, że to Ty nadal biegasz za nim, prosisz, przepraszasz, piszesz, wydzwaniasz i żebrzesz.
Gdybym Ci zadała pytanie - o co tak naprawdę zabiegasz, to co byś odpowiedziała?

3

Odp: Trudne rozstanie po 8 latach...

Shedra ewidentnie Twój były ma problemy, na tle emocjonalnym... Problemy z prawem, narkotyki i może zdrada - nie wnikam...
Co do Ciebie, kobieto przede wszystkim szanuj się i na litość boską nie biegaj za nim, zrobiłaś się natarczywa w stosunku do niego, tylko po co ???
On już dokonał wyboru, wybrał "to" swoje życie... bez Ciebie...
Jak dla mnie powinnaś jak najszybciej zapomnieć o nim !!!!
To moja rada, bo tym mniej wiesz tym spokojniejsza głowa - a czuję, że ona ma więcej za uszami, tylko po co Ci to wiedzieć... to już nie Twoje życie..
Wybór należy do Ciebie ??? I radzę się dobrze zastanowić, żebyś potem nie żałowała...
Powodzenia

4

Odp: Trudne rozstanie po 8 latach...

Po pierwsze, współczuję bólu związanego z rozstaniem, natomiast to, co możesz zrobić w tej sytuacji to zaakceptować i przyjąć do wiadomości "Nie", które zostało wiele razy powiedziane przez Twojego byłego. Miłości, związku nie da się wyprosić, wybłagać, ani wychodzić. Myślę, że im szybciej zaakceptujesz jego decyzję o rozstaniu, tym szybciej zaczniesz proces zdrowienia i dasz sobie szansę na to, żeby być z kimś kto Cię pokocha i będzie chciał z Tobą być. Jesteś młoda i kawał życia przed Tobą, a teraz zdobywasz cenne doświadczenie życiowe, które może być dla Ciebie lekcja albo obciążeniem, wybór należy do Ciebie. smile

5 Ostatnio edytowany przez madoja (2021-01-01 13:40:56)

Odp: Trudne rozstanie po 8 latach...

Poczekaj, czy ja dobrze rozumiem że po 8 latach nie byłaś gotowa by poznać jego rodzinę?
Jeśli tak to absolutnie się facetowi nie dziwię. Dokładając jeszcze to, że nie pracujesz i to że przy jego rodzinie robisz awanturę o coś co zrobił jakiś czas temu...

6

Odp: Trudne rozstanie po 8 latach...

Do IsaBella77: O tamtym wątku zupełnie zapomniałam, ale było to prawie 2 lata temu. Od tamtego czasu w tamtym aspekcie się poprawiło.
Wielokrotnie mówił, że nie. Że nie chce, ale też, że NIE MOŻE.
Zabiegam o niego i o prawdę, bo na prawdę ciężko się z tym wszystkim pogodzić. Uważam, że nie stało się nic złego, bynajmniej z mojej strony, co mogło się przyczynić do rozpadu związku po tylu latach. Związku w którym nie było częstych kłótni i nie dogadywania się.

Do Artiii: Możliwe, wcześniej nie było takich problemów, a nagle miesiąc czy dwa, kiedy nie był ze mną, tyle brudów sobie narobił.
Z jednej strony niby to wszystko wiem, ale z drugiej nie mogę się pogodzić.
Sam zaczynał temat (i to nie jednokrotnie), o tym, że jest coś o czym nie może mi powiedzieć. A zostawił z taką niewiedzą... Na pewno lepiej dla mnie, ale głowa szaleje teraz od nadmiaru myśli.

Do Shoggies: Spróbuję, ale nie jest łatwo, gdy człowiek budzi się w nocy z kołataniem serca.
Na pewno nie da, sam zresztą powiedział, że nie będzie ze mną na siłę i z litości. Ale z drugiej strony: po co wrócił, po pierwszym miesiącu? Bo widocznie mu zależało, a przestało po jednej kłótni, gdzie człowiek dowiedział się czegoś, na co nie był gotowy po tak krótkim czasie. Dziękuję za wsparcie.

Do madoja: Źle zrozumiałaś - znam jego rodzinę. Chodziło mi o to, że nie byłam na razie gotowa po miesiącu by tam jechać i nocować tak jak było do tej pory.
Nie pracuję, bo to nie jest takie proste. Uwierz, że nie chodzi o to, że się nie garnę, nie chce mi się, bo wolę sobie siedzieć w domu, ale zdrowie do końca nie pozwala tak jak zresztą mówiłam wcześniej. (Nie będę teraz tłumaczyć, bo to nie temat o tym).
O coś co zrobił jakiś czas temu... Tak i to jak nie byliśmy razem, rozumiem to, ale z drugiej strony narkotyki to jest coś?

Dziękuję wszystkim za odpowiedzi i wybaczcie, że tak późno odpisałam.

7 Ostatnio edytowany przez Shoggies (2021-01-04 00:41:00)

Odp: Trudne rozstanie po 8 latach...
Shedra napisał/a:

Zabiegam o niego i o prawdę, bo na prawdę ciężko się z tym wszystkim pogodzić. Uważam, że nie stało się nic złego, bynajmniej z mojej strony, co mogło się przyczynić do rozpadu związku po tylu latach. Związku w którym nie było częstych kłótni i nie dogadywania się.

Do Artiii: Możliwe, wcześniej nie było takich problemów, a nagle miesiąc czy dwa, kiedy nie był ze mną, tyle brudów sobie narobił.
Z jednej strony niby to wszystko wiem, ale z drugiej nie mogę się pogodzić.
Sam zaczynał temat (i to nie jednokrotnie), o tym, że jest coś o czym nie może mi powiedzieć. A zostawił z taką niewiedzą... Na pewno lepiej dla mnie, ale głowa szaleje teraz od nadmiaru myśli.

Do Shoggies: Spróbuję, ale nie jest łatwo, gdy człowiek budzi się w nocy z kołataniem serca.
Na pewno nie da, sam zresztą powiedział, że nie będzie ze mną na siłę i z litości. Ale z drugiej strony: po co wrócił, po pierwszym miesiącu? Bo widocznie mu zależało, a przestało po jednej kłótni, gdzie człowiek dowiedział się czegoś, na co nie był gotowy po tak krótkim czasie. Dziękuję za wsparcie.

No właśnie to jest coś, co ludziom często trudno jest zrozumieć, też przez to przechodziłam. Możesz zajrzeć do sąsiedniego wątku Witusia. Ludzie czasami kończą dobre związki. Jeden z partnerów uważa, że wszystko jest ok i nie rozumie, dlaczego coś się kończy, ale drugi ma inną perspektywę, czegoś mu brakuje i odchodzi. Najlepiej nie drążyć w sobie i zaakceptować, że tak bywa, choć oczywiście, boli.

Czy jest sens gryźć się tym, że zostawił Cię z niewiedzą? Czy wiedza zmieniłaby cokolwiek? A może bardziej Cię pogrążyła? Może lepiej zostawić ten temat i skupić się na powróceniu do równowagi psychicznej. Myślę, że masz dość cierpień i bez innych rewelacji.

Czy chcesz być z człowiekiem, który jest tak niestabilny, że co chwilę zmienia zdanie odnośnie związku? Odchodzi i wraca? Każde rozstanie jest traumą, więc niestety każdy taki numer w waszym wypadku to powiększanie traumy w obrębie relacji. Nawet jeśli w tamtym momencie mu zależało, to chciałabyś żyć w takim układzie? Na beczce prochu? Zastanawiając się, czy w końcu Cię rzuci? Myślę, że lepiej tego nie rozkminiać. "Nie" przyjąć za "nie" i zamknąć ten rozdział.

8

Odp: Trudne rozstanie po 8 latach...
Shedra napisał/a:

O coś co zrobił jakiś czas temu... Tak i to jak nie byliśmy razem, rozumiem to, ale z drugiej strony narkotyki to jest coś?
Z jednej strony niby to wszystko wiem, ale z drugiej nie mogę się pogodzić.
Sam zaczynał temat (i to nie jednokrotnie), o tym, że jest coś o czym nie może mi powiedzieć. A zostawił z taką niewiedzą... Na pewno lepiej dla mnie, ale głowa szaleje teraz od nadmiaru myśli.

To nie ma znaczenia co on zrobił. I to nie ma wpływu na Twoją obecną sytuację.
Nie byliście wtedy razem, i nadal nie jesteście. To tak jakbyś się zastanawiała, co dozorca zrobił, albo pan Kazik spod piątki.
To nie jest ważne. I niczego nie zmienia.
Ważne jest to, żeby nie błagać, nie przepraszać i nie uganiać się za kimś, kto Cię nie chce, i kto po wielokroć to mówił i podkreślał.

9

Odp: Trudne rozstanie po 8 latach...

To wczesne zaczeliscie, malo zwiazkow w tak mlodym wieku tyle trwa a jezeli jeszce byly jakies problemy w miedzy czasie. Nieraz jak ludzie so inni inaczej widza swiat to jedemu sie wydaje ze jest ok drugiemu brakuje pewnych rzczy w zwiazku lub mu przeszkadzaja. Najwazniejsze rozmawiac ale jak juz nic nie da sie poradzic to trzeb skonczyc. Jestezs jeszcze mloda mozesz poznac kogos wyciagnij aby tylko dbbre wniski z tego zwiazku.

Posty [ 9 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Trudne rozstanie po 8 latach...

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024