Ludzie zazwyczaj garną sie do drugich, gdy czegoś potrzebują. I nie mam tu na myśli głównie tego co materialne, ale tego co niematerialne, głównie rozmowę taką, która będzie im odpowiadać. Mało kto kocha z a n i c. Jeżeli nie masz innym do zaoferowania nie tyle z tego co posiadasz, ale głównie z tego, kim jesteś, to raczej ludzie do Ciebie nie przyjdą.
Inna sprawa: ci, o których inni sobie przypomną jedynie wtedy, gdy potrzebują od nich coś materialnego, to często osoby, które zabiegają o względy tamych osób. Tamci niestety mają ich w dupie, a jedynie potrafią ich wykorzystać.
A ja się pytam: gdzie ty jest miejsce na bezinteresowność, na kochanie pomimo??? Zawsze ten, kto kogoś odrzuca, czyni toz tego powodu, że tamta osoba mu czegoś nie dała. Nie zależy mu na przyjaźni, czy znajomości z kimś, kto mu nie pasuje. To interesowne.
Co Wy na ten temat myślicie?
Że przyjaciół i bliskich trzeba dobierać ostrożnie, nigdy nie wierzyć budowanej fabule tylko skupiać na faktach i nie ''inwestować'' w znajomości i relacje gdzie tylko 1 strona bierze
Mam taki charakter że bardzo często wchodzę w relację bezinteresownie ... czasem efekt boli ale cóż ... kto ma miękkie serce musi mieć twardą dupę i tyle. Chociaż z czasem nauczyłam się odróżniać kiedy ktoś mną usiłuje manipulować aby tą pomoc ode mnie uzyskać a kiedy faktycznie tej pomocy wymaga. Odczuwam ogromną satysfakcję gdy daję bez żadnych podtekstów - mój czas, zaangażowanie, pomoc materialną też się zdaża. Widzę czasem zażenowanie osoby obdarowanej, pewne niezrozumienie tego że nie oczekuję niczego wzamian.
Ale też nauczyłam się "w końcu" prosić o pomoc. Jako osobie silnej i niezależnej trudno mi było się przełamać i powiedzieć że potrzebuję bezinteresownej pomocy ale teraz już to przychodzi łatwiej. Nie obiecuję wdzięczności w zamian ale normalnie dziękuję za pomoc.
Myślę że takich zachowań powinni uczyć w szkole, znacznie ułatwia to życie
Eh, przestałam robić z siebie ofiarę i użalać się nad swoim losem jakiś czas temu. Wybieram ludzi, którzy traktują mnie z wzajemnością, ignoruję tych, którzy nie chcą dawać nic od siebie. Decyduję o swoim życiu JA, a nie czekam na łaskę innych.
5 2020-12-16 11:33:10 Ostatnio edytowany przez Anemonne (2020-12-16 11:33:59)
Co jest złego w tym, że wchodzimy w relacje z ludźmi, którzy nam z różnych względów odpowiadają? Nie ma ludzi bez wad, ale bliskie relacje zazwyczaj nawiązujemy z osobami, z którymi coś nas łączy i których wady są dla nas do zaakceptowania. Dlaczego mielibyśmy wchodzić w związek/przyjaźń, które nic nam nie dają? Udane relacje są oparte na wzajemności, nie na bezinteresowności.
Co jest złego w tym, że wchodzimy w relacje z ludźmi, którzy nam z różnych względów odpowiadają? Nie ma ludzi bez wad, ale bliskie relacje zazwyczaj nawiązujemy z osobami, z którymi coś nas łączy i których wady są dla nas do zaakceptowania. Dlaczego mielibyśmy wchodzić w związek/przyjaźń, które nic nam nie dają? Udane relacje są oparte na wzajemności, nie na bezinteresowności.
Zgadzam się z tym w całości.
Nie kandyduję na świętą więc nie nawiązuję relacji z przypadkowymi ludźmi by sie dla nich poświecać. Koleguję się i przyjaźnię tylko z osobami, które mają mi coś do zaooferowania (zainteresowania, hobby, dyskusje, pomoc w potrzebie) i którym mogę odpłacic podobną monetą. Jeżeli widzę, że znajomość robi się jednostronna, to ją kończę, bo szkoda moich nerwów i czasu na kogoś kto mnie nie szanuje.
7 2020-12-16 14:51:19 Ostatnio edytowany przez chouchou (2020-12-16 14:52:16)
Szczerze powiedziawszy bardzo nie rozumiem żalu płynącego z Twojego posta. Oczywiście, że ludzie dobierają się w relacjach na podstawie wzajemnych oczekiwań i jest to jak najbardziej zdrowe.
Nie czułabym się dobrze w relacji z osobą bardzo zależną i potrzebująca ciągłego kontaktu, bo czułabym się osaczona i miałabym wyrzuty sumienia, że kogoś zlewam. Nie czułabym się dobrze z osobą ciągle siedzącą w domu, bo potrzebuję czasem urozmaicić mój czas czymś nowym. Są jednak osoby, które idealnie odnalazłyby się w wymienionych relacjach. Jest to naturalne, że wybieramy sobie za bliskie osoby, które dają nam poczucie przynależności, oparcia, bycia częścią społeczności, dzielenia potrzeb i wizji życia. Podobieństwa pozwolą nam dzielić radości i smutki, rozśmieszać się wzajemnie, pocieszać, dzielić ważne chwile. I tu uwaga, z racji dobrania się, każdy dostanie dokładnie te same pozytywne odczucia. Czyli owszem, potrzebujemy siebie wzajemnie, ale dzięki temu obie strony rosną.
Widzę tutaj możliwie niezdrowe przekonanie, że żeby zasłużyć sobie na przyjaźń/miłość, trzeba bez mrugnięcia okiem spełniać czyjeś (nawet niewyrażone) potrzeby.
No nie, właśnie o to chodzi, żeby znaleźć zdrowy kompromis między potrzebami swoimi a bliskich – w ten sposób zostaną ci, którzy naprawdę powinni i nie będzie później zaskoczeń, że coś nagle zniknęło chociaż było. Czyli jeżeli ja nie chcę siedzieć w domu cały czas, to to komunikuję - jeżeli wychodzi na to, że jest to aspekt tak ważny dla obu stron, że znajomość skończy się z kimś na tej podstawie, no to dobrze, bo mamy miejsce na kogoś kto będzie dzielił z nami podejście do życia.
Tak nawiasem, z Twojego posta wyziera hipokryzja. Gdybyś naprawdę dawała ludziom miłość i przyjaźń bezinteresownie, nie miałabyś później żalu, że nie dostałaś czegoś w zamian.
chouchou:
A z twojego posta wyziera ocenianie, krytykowanie, brak zrozumienia i nieprawda. Ja miałam innym do zaoferowanie: swoją miłość (przyjacielską) i chętnie bym się dostosowała do kogoś, kto nie chciałby siedzieć stale w domu czy nie chciałby być osaczony. Tu jednak nie tylko o to chodzi. Tym ludziom nie zależało na mojej miłości nie z takich względów o jakich napisałaś. Woleli nawet osoby, które ich skrzywdziły, które ich nie kochaly, a z którymi im się lepiej rozmawialo. A mówi sie, że miłość najważniejsza. Nie do konca to prawda. Trzeba jeszcze mieć fajną gadkę. Nie masz prawa mnie oceniać.
Anemonne napisał/a:Co jest złego w tym, że wchodzimy w relacje z ludźmi, którzy nam z różnych względów odpowiadają? Nie ma ludzi bez wad, ale bliskie relacje zazwyczaj nawiązujemy z osobami, z którymi coś nas łączy i których wady są dla nas do zaakceptowania. Dlaczego mielibyśmy wchodzić w związek/przyjaźń, które nic nam nie dają? Udane relacje są oparte na wzajemności, nie na bezinteresowności.
Zgadzam się z tym w całości.
Nie kandyduję na świętą więc nie nawiązuję relacji z przypadkowymi ludźmi by sie dla nich poświecać. Koleguję się i przyjaźnię tylko z osobami, które mają mi coś do zaooferowania (zainteresowania, hobby, dyskusje, pomoc w potrzebie) i którym mogę odpłacic podobną monetą. Jeżeli widzę, że znajomość robi się jednostronna, to ją kończę, bo szkoda moich nerwów i czasu na kogoś kto mnie nie szanuje.
Ciężko się nie zgodzić.
To co opisuje w pierwszym poście Kwiat w porannej porze to dla mnie bardzo chora ofiarność która wyrządzi jej więcej złego niż dobrego. Sama idea piękna, ale życie pokazuje swoje.
Dałam spokój już tym osobom. Nie ma sensu narzucać się komuś, kto mnie nie chce. Ale samotność bardzo boli.
To nie tak, że nie dawałam komuś zrozumienia. Rozumiałam te osoby, starałam sie też interesoswać ich sprawami (nie mylić z wścibstwem), zrobiłam co mogłam, ale dla nich to było za mało.
Takie są realia, ze jeśli człowiekowi nie rozmawia sie z kimś zbyt dobrze, to nie chce tej osoby, nawet wówczas, gdyby był przez nią kochany.
Rita:
żadna ofiarność nie wyrządza mi krzywdy, tylko odrzucenie.
Co jest złego w tym, że wchodzimy w relacje z ludźmi, którzy nam z różnych względów odpowiadają? Nie ma ludzi bez wad, ale bliskie relacje zazwyczaj nawiązujemy z osobami, z którymi coś nas łączy i których wady są dla nas do zaakceptowania. Dlaczego mielibyśmy wchodzić w związek/przyjaźń, które nic nam nie dają? Udane relacje są oparte na wzajemności, nie na bezinteresowności.
Właśnie tak.
Widać dużo żalu u autorki wątku, ale musi się ona wiele jeszcze dowiedzieć o relacjach, bo ciężko będzie funkcjonować wśród ludzi, mieć zdrowe relacje. Pomyśl autorko o terapii gdzie będziesz mogła przedyskutować te przekonania oraz skąd one u Ciebie się wzieły.
Widać dużo żalu u autorki wątku, ale musi się ona wiele jeszcze dowiedzieć o relacjach, bo ciężko będzie funkcjonować wśród ludzi, mieć zdrowe relacje. Pomyśl autorko o terapii gdzie będziesz mogła przedyskutować te przekonania oraz skąd one u Ciebie się wzieły.
To są przekonania oparte na faktach, których osobiście doświadczyłam. Rozmawiałam już z pewną psycholog na ten temat, która powiedziała mi, że oprócz bycia dobrym dla ludzi potrzebne są jeszcze wspólne tematy i że bez tego jest się odrzuconym. Ja miałam ludziom niejedno do powiedzenia, nie byłam milczkiem, ale wiem, że ogólnie tego było za mało. Nie byłam na tyle ciekawa, by zatrzymać przy sobie innych.
Piszesz o zdrowych relacjach. Ja natomiast nie mam chorych relacji. Zdrowych też nie. Ja nie mam praktycznie żadnych relacji. Ludzie na których mi zależało (i nadal zależy) mają mnie w dupie. Nikogo na siłę nie będę zatrzymywać. Nikogo nie próbowałam osaczyć i nie dawać mu wolności. Chyba każdy zna to powiedzenie: "Jeśli kochasz puść to wolno...". Puściłam, ale nie przyleciał niestety.
Nie jestem tępą osobą. Pewna znajoma określiła mnie: "Dziewczyna wielu talentów". Potrafię zrobić niejedną rzecz, z różnej dziedziny, którą inni ludzie się zachwycają. Jestem też wykształcona. Nie mam jednak bardzo ważnego talentu: talentu do zjednywania sobie ludzi.
nigdy nie jest tak, że każdy każdego lubi.
siłą nie da się wymusić przyjaźni czy miłości.
Przecież pisałam, ze od nikogo nic nie wymuszalam. I wcale nie zależy mi żeby każdy mnie uwielbial. Ja tylko nie chcę być sama jak palec.
To co robisz, żeby nie być sama jak palec?
Jeśli jest tak jak piszesz, że nie wymuszasz, nie robisz z siebie ofiary, nie oczekujesz wielkiego uwielbienia, to co jest nie tak, co nie działa? Czy wiesz?
Bo dla mnie - jak Cię czytam, a może to tylko kwestia tego jak piszesz - to kwestia takiej PRESJI. Od razu piszesz, że masz do zaoferowania MIŁOŚĆ. Dodajesz, że przyjacielską, ale jakbym dowiedziała się, że ktoś ze mną zaczyna znajomość z takimi myślami, to bym się chyba zaniepokoiła. Nie myślę w kategoriach miłości jak kogoś poznaję, to przychodzi naprawdę dużo później, po miesiącach, jeśli nie latach znajomości.
Masz też w sobie dużo żalu - i większość ludzi potrafi dobrze wyczuć nastawienie.
Czy jesteś bluszczem? Z tego opisu to brzmi, jakby bylo do tego blisko. Nie mówię, że tak jest. Ale jak zabiegasz o znajomość? Jaka częstotliwość spotkań? Kiedy zaczynasz pisać o tej miłości przyjacielskiej? Jakie wiadomości piszesz, jak reagujesz, kiedy ktoś odwołuje spotkanie z jakiegoś powodu
Nie wiem, czym jest talent do zjednywania sobie ludzi. Wiem natomiast, że nie trzeba być wygadanym, żeby mieć znajomych i przyjaciół, piszę to ja - absolutnie nieśmiała introwertyczka.
To co robisz, żeby nie być sama jak palec?
Jeśli jest tak jak piszesz, że nie wymuszasz, nie robisz z siebie ofiary, nie oczekujesz wielkiego uwielbienia, to co jest nie tak, co nie działa? Czy wiesz?
Bo dla mnie - jak Cię czytam, a może to tylko kwestia tego jak piszesz - to kwestia takiej PRESJI. Od razu piszesz, że masz do zaoferowania MIŁOŚĆ. Dodajesz, że przyjacielską, ale jakbym dowiedziała się, że ktoś ze mną zaczyna znajomość z takimi myślami, to bym się chyba zaniepokoiła. Nie myślę w kategoriach miłości jak kogoś poznaję, to przychodzi naprawdę dużo później, po miesiącach, jeśli nie latach znajomości.
Masz też w sobie dużo żalu - i większość ludzi potrafi dobrze wyczuć nastawienie.
Czy jesteś bluszczem? Z tego opisu to brzmi, jakby bylo do tego blisko. Nie mówię, że tak jest. Ale jak zabiegasz o znajomość? Jaka częstotliwość spotkań? Kiedy zaczynasz pisać o tej miłości przyjacielskiej? Jakie wiadomości piszesz, jak reagujesz, kiedy ktoś odwołuje spotkanie z jakiegoś powodu
Nie wiem, czym jest talent do zjednywania sobie ludzi. Wiem natomiast, że nie trzeba być wygadanym, żeby mieć znajomych i przyjaciół, piszę to ja - absolutnie nieśmiała introwertyczka.
Przykro mi, że zarówno Ty jak i nie tylko Ty podejrzewacie mnie o rzeczy, które nie są moim udziałem. Gdy zaczynam z kimś znajomość - wcale nie myślę, że od razu musi przerodzić sie z tego przyjaźń. Wiem, że przyjaźń pojawi się później. I u mnie też od razu nie było nie wiadomo czego. Później doszło do większej znajomości, zażyłości, ale po pewnym czasie moje "przyjaciółeczki" mnie zostawiły. Na studiach natomiast byłam odrzucona. Chciałam się zadawać z ludźmi, wychodziłam do nich, rozmawiałam, ale zawsze to ja musiałam przyjść pierwsza. Gdybym tego nie zrobiła - nikt by do mnie nie przyszedł. A nawet gdy byłam z innymi osobami to one wolały głównie do innych się odzywać nie do mnie. Najbardziej doczepiłam sie do 2 dziewczyn, które zaprosiłam też do siebie do domu w wakacje, ale one tego nie zrobiły. 1 z nich potrafiła przy mnie zapraszać tylko tę drugą do siebie. Okazało sie, że w wakacje obie spotkały się i pojechały razem na wycieczkę. Mnie na nią nie zaprosiły. Myślałam że to zrobią, skoro się z nimi zadawałam. NIe mam też problemu z tym, gdy ktoś odwołuje spotkanie. Wiem, że może mieć ku temu powody, i to rozumiem.
I to jest prawda, że nic nie wymuszam. Nikogo nie osaczyłam. Przy innych też nie robię z siebie ofiary. Jedynie tutaj narzekam, ale mam do tego powód, skoro jestem sama jak palec. Nie oczekuję też uwielbienia. Chciałabym tylko nie być sama. Czyto tak wiele?
Może i nie trzeba być koniecznie wygadanym, żeby nie być samemu, choć uważam, ze gawędziarzom jest łatwiej. Trzeba jednak w tym co się mówi (nie koniecznie dużo), pasować do kogoś, i tu u mnie pojawia się problem. Myślę, że moja rozmową nie pociągam innych. Na pewno nie są to te powody, które wymieniłaś. Przede wszystkim na pewno przy poznaniu kogoś nie nastawiam sie w tej kategorii, że to koniecznie musi być przyjaźń. Ale odrzucenie zawsze boli.
21 2020-12-19 18:30:35 Ostatnio edytowany przez Monoceros (2020-12-19 18:31:03)
Przykro mi, że zarówno Ty jak i nie tylko Ty podejrzewacie mnie o rzeczy, które nie są moim udziałem. Gdy zaczynam z kimś znajomość - wcale nie myślę, że od razu musi przerodzić sie z tego przyjaźń. Wiem, że przyjaźń pojawi się później. I u mnie też od razu nie było nie wiadomo czego. Później doszło do większej znajomości, zażyłości, ale po pewnym czasie moje "przyjaciółeczki" mnie zostawiły. Na studiach natomiast byłam odrzucona. Chciałam się zadawać z ludźmi, wychodziłam do nich, rozmawiałam, ale zawsze to ja musiałam przyjść pierwsza. Gdybym tego nie zrobiła - nikt by do mnie nie przyszedł. A nawet gdy byłam z innymi osobami to one wolały głównie do innych się odzywać nie do mnie. Najbardziej doczepiłam sie do 2 dziewczyn, które zaprosiłam też do siebie do domu w wakacje, ale one tego nie zrobiły. 1 z nich potrafiła przy mnie zapraszać tylko tę drugą do siebie. Okazało sie, że w wakacje obie spotkały się i pojechały razem na wycieczkę. Mnie na nią nie zaprosiły. Myślałam że to zrobią, skoro się z nimi zadawałam. NIe mam też problemu z tym, gdy ktoś odwołuje spotkanie. Wiem, że może mieć ku temu powody, i to rozumiem.
I to jest prawda, że nic nie wymuszam. Nikogo nie osaczyłam. Przy innych też nie robię z siebie ofiary. Jedynie tutaj narzekam, ale mam do tego powód, skoro jestem sama jak palec. Nie oczekuję też uwielbienia. Chciałabym tylko nie być sama. Czyto tak wiele?
Może i nie trzeba być koniecznie wygadanym, żeby nie być samemu, choć uważam, ze gawędziarzom jest łatwiej. Trzeba jednak w tym co się mówi (nie koniecznie dużo), pasować do kogoś, i tu u mnie pojawia się problem. Myślę, że moja rozmową nie pociągam innych. Na pewno nie są to te powody, które wymieniłaś. Przede wszystkim na pewno przy poznaniu kogoś nie nastawiam sie w tej kategorii, że to koniecznie musi być przyjaźń. Ale odrzucenie zawsze boli.
Ciekawe jest to, że moich intencji nie rozumiesz, mówisz mi, że "przykro ci", że "cię podejrzewam o coś". Może się czepiam, ale takie słowa uruchamiają we mnie dwa nieprzyjemne uczucia: poczucie winy (sprawiłam przykrość), złość. To drugie, bo nikogo o nic nie podejrzewam, można podejrzewać kogoś o coś złego, a ja nie powiedziałam, że uważam, że zrobiłaś coś złego. Zaoferowałam jakiś swój czas, propozycje, o co może chodzić, kilka pytań. Nawet napisałam, że "nie mówię, że tak jest" - ale wszystkie moje słowa odebrałaś jako atak.
I znów, pytam co Ty robisz, a nie co ludzie robią wobec Ciebie. A Ty odpowiadasz: one to, ona tamto. To brzmi jak przerzucanie odpowiedzialności na innych. Do mnie też nikt nie podszedł. Miałam to w nosie, podchodziłam sama, bo jestem odpowiedzialna za moje szczęście. Mnie też nikt nie zaprosił na wycieczkę, zorganizowałam ją sama - bo to ja jestem odpowiedzialna za moje szczęście. Ktoś pojechał na wycieczkę beze mnie? Ma do tego prawo, ja mam prawo, żeby było mi przykro. To też MOJA decyzja, czy jest to powodem już w tym momencie do zerwania znajomości, czy jednak mam w sobie trochę pokory, uznaję, że być może tym razem to nie chodzi o mnie, tylko o nie, to one chciały być ze sobą, a nie BEZE MNIE, i po prostu kontynuuję znajomość.
"Trzymanie urazy - to jak wypić truciznę z nadzieją, że zatruje drugą osobę".
Oczywiście, może przyszłaś tutaj się tylko wygadać, i nie chcesz porad. No trudno, ja dziś tyle mam do zaoferowania.
"Bo dla mnie - jak Cię czytam, a może to tylko kwestia tego jak piszesz - to kwestia takiej PRESJI. Od razu piszesz, że masz do zaoferowania MIŁOŚĆ. Dodajesz, że przyjacielską, ale jakbym dowiedziała się, że ktoś ze mną zaczyna znajomość z takimi myślami, to bym się chyba zaniepokoiła. Nie myślę w kategoriach miłości jak kogoś poznaję, to przychodzi naprawdę dużo później, po miesiącach, jeśli nie latach znajomości."
"Czy jesteś bluszczem? Z tego opisu to brzmi, jakby bylo do tego blisko".
Te cytaty świadczą, że bierzesz pod uwagę to, że taka jestem, a więc w jakimś stopniu mnie podejrzewasz o to.
"To drugie, bo nikogo o nic nie podejrzewam, można podejrzewać kogoś o coś złego, a ja nie powiedziałam, że uważam, że zrobiłaś coś złego. "
Podejrzewać można człowieka nie tylko o coś złego, ale właściwie o cokolwiek. Aż tak nie odebrałam Twoich słów, jako atak. Tak przecież nie napisałam. Raczej jako brak zrozumienia, a z tego powodu też może być przykro.
I tu nie chodzi tylko o to, że one nie zaprosiły mnie na wycieczkę. To jest tylko 1 z przykładów. Cały czas traktowały mnie jak 5 koło u wozu, czyli jak kogoś im niepotrzebnego. Przecież dobra relacja to taka, w której każda ze stron się stara. Nie musi to być koniecznie fifty-fifty, bo zazwyczaj jednej stronie zależy na kimś bardziej niż drugiej. Ale przypadek w którym tylko ja czynię krok w stronę kogoś a ten ktoś ma mnie w dupie, zdecydowanie mi (jak i znacznej większości osób) nie odpowiada. Poza tym te dziewczyny zrobiły mi jeszcze inne przykrości, o których nie będę tutaj pisać. To naturalne, że jest mi przykro, ze jestem sama, bo człowiek potrzebuje kontaktów z innymi.
Ja myślę, że życie to ciągłe bycie na arenie i próbowanie, próbowanie, próbowanie bez końca. Bo albo jesteś na tej arenie i kopią cię w tyłek, i upadasz raz po raz, i wkurzasz się i cierpisz, ale masz szanse na coś wspaniałego, albo tkwisz w żalu, siadasz na widowni i tylko rzucasz popcornem w tych, którym nie wychodzi. Masz wybór i codziennie go podejmujesz.
Pewnie jestem ostatnią osobą, od której chcesz rekomendacje, ale bardzo polecam Brene Brown z jej wykładami o odwadze.
Nie ma bezinteresownych relacji. Nawet jak ktoś jest z daną osobą nie dla płytkich rzeczy jak wygląd, zabawa czy pieniądze, to w dalszym ciągu ma jakieś oczekiwania. Zawsze w każdej relacji będzie pewna interesowność.
25 2021-01-03 09:47:02 Ostatnio edytowany przez Darcy (2021-01-03 09:47:21)
Bezinteresowność kończy jeżeli druga osoba coś oczekuje.
Takie są realia, ze jeśli człowiekowi nie rozmawia sie z kimś zbyt dobrze, to nie chce tej osoby, nawet wówczas, gdyby był przez nią kochany.
Przykro mi, ale nie wystarczy mi, ze ktos mnie kocha. Nie wystarczy mi, ze ktos ma dobra gadke. Tu nie chodzi tylko o milo spedzony czas, a podobny tok rozumowania, chemie, energie. Zreszta ludzie dobieraja sie roznymi pokreconymi kryteriami, jak nawet stylem przywiazania, odgrywaniem traum z dziecinstwa, ale tez charakterami.
Tak sobie mysle - cenisz sobie bezinteresownosc. Dalas komus uczucia i masz pretensje, ze mimo to wybral kogos innego. Czy te uczucia, ktore mu okazalas oby na pewno byly bezinteresowne? Mam wrazenie, ze oczekujesz wzajemnosci.
Kwiat w rannej porze napisał/a:Takie są realia, ze jeśli człowiekowi nie rozmawia sie z kimś zbyt dobrze, to nie chce tej osoby, nawet wówczas, gdyby był przez nią kochany.
Przykro mi, ale nie wystarczy mi, ze ktos mnie kocha. Nie wystarczy mi, ze ktos ma dobra gadke. Tu nie chodzi tylko o milo spedzony czas, a podobny tok rozumowania, chemie, energie. Zreszta ludzie dobieraja sie roznymi pokreconymi kryteriami, jak nawet stylem przywiazania, odgrywaniem traum z dziecinstwa, ale tez charakterami.
Tak sobie mysle - cenisz sobie bezinteresownosc. Dalas komus uczucia i masz pretensje, ze mimo to wybral kogos innego. Czy te uczucia, ktore mu okazalas oby na pewno byly bezinteresowne? Mam wrazenie, ze oczekujesz wzajemnosci.
Normalne, że oczekuję wzajemności, bo nikt nie lubi być samotny. Z tego, co napisalaś też nie jesteś bezinteresowna, bo wymieniłaś dosyć dużo kryteriów, dla których nie odrzucisz danej sooby. Szkoda, że ludzie nie są tacy jak zwierzęta, pod tym względem, że zwierzętom wystarczy tylko to, że się ich kocha. Psu okażesz serce, to on Ci to odwzajemni, z ludźmi już jest inaczej. Nie da się żyć będąc samotnym, każdy potrzebuje drugiego człowieka. Człowiek jest istotą społeczną.
28 2021-12-25 22:09:14 Ostatnio edytowany przez Kwiat w rannej porze (2021-12-25 22:24:25)
"Jovanna: Tu nie chodzi tylko o milo spedzony czas, a podobny tok rozumowania, chemie, energie. Zreszta ludzie dobieraja sie roznymi pokreconymi kryteriami, jak nawet stylem przywiazania, odgrywaniem traum z dziecinstwa, ale tez charakterami".
I to jest przykre, bo to są kryteria raczej niezależne od człowieka. Okazanie komuś serca, pomoc, dobre słowo... - to wszystko jest zależne i każdego na to stać, przynajmniej w odniesieniu do osób, na których mu zależy. Ale to, o czym wspomniałaś, raczej jest wrodzone. I co, jeśli ktoś nie ma tych wrodzonych cech, ale kogoś kocha i mu to okazuje?? Dla takich ludzi już nie może być wzajemności, tylko okazanie serca ma być jedynie dla osób, które czasem nic albo mało się starają, żeby pozyskać czyjąś sympatię, tylko urodzili się z cechami, które wymieniłaś? To bardzo niesprawiedliwe.
Dlaczego tak jest, że ja okazałam tyle serca nejednej osobie i zostałam odrzucona? Czemu muszę być sama jak palec? Nie mam zupełnie nikogo i nie zarzucajcie mi, że jestem jakaś niepokorna itp. Ja po prostu nie chcę być sama. Nie oczekuję tego, żeby otaczać się wianuszkiem osób, choć nie miałabym nic przeciwko temu. Wystarczyłoby mi jednak mieć kogoś jednego, prawdziwego, ale nawet takiej osoby nie mam. I to nie jest tak, jak ktoś tu wyżej napisał, że od razu, przy nawiązaniu nowej znajomości, mam w głowie, żeby się zaprzyjaźnic z tą osobą, i ta osoba to widzi, i przez to ją odstraszam. Tak nie jest. Nie robiłam nic na siłę. Ja po prostu uważam, że jeżeli ktoś okazuje komuś sympatię, robi co może, by zaprzyjaźnić się z tą osobą, ale mimo to zostaje odrzucony, to znaczy że ta osoba, która odrzuciła - patrzyła na cechy, które są wrodzone, które nie są zależne od kogoś, a których nie miał ten, kto zabiegał. Tak było w moim przypadku. Kochałam, ale nie pasowałam. Tak się nie da żyć, nie mając nikogo. Mam też opinię pięknej osoby, ale uroda też mi nie pomogła.
Dlaczego tak jest, że ja okazałam tyle serca nejednej osobie i zostałam odrzucona? Czemu muszę być sama jak palec? Nie mam zupełnie nikogo i nie zarzucajcie mi, że jestem jakaś niepokorna itp. Ja po prostu nie chcę być sama. Nie oczekuję tego, żeby otaczać się wianuszkiem osób, choć nie miałabym nic przeciwko temu. Wystarczyłoby mi jednak mieć kogoś jednego, prawdziwego, ale nawet takiej osoby nie mam. I to nie jest tak, jak ktoś tu wyżej napisał, że od razu, przy nawiązaniu nowej znajomości, mam w głowie, żeby się zaprzyjaźnic z tą osobą, i ta osoba to widzi, i przez to ją odstraszam. Tak nie jest. Nie robiłam nic na siłę. Ja po prostu uważam, że jeżeli ktoś okazuje komuś sympatię, robi co może, by zaprzyjaźnić się z tą osobą, ale mimo to zostaje odrzucony, to znaczy że ta osoba, która odrzuciła - patrzyła na cechy, które są wrodzone, które nie są zależne od kogoś, a których nie miał ten, kto zabiegał. Tak było w moim przypadku. Kochałam, ale nie pasowałam. Tak się nie da żyć, nie mając nikogo. Mam też opinię pięknej osoby, ale uroda też mi nie pomogła.
Może okazujesz serce niewłaściwym osobom? Może problem jest w tym, że próbujesz uzyskać wzajemność od osób, które nie są zainteresowane głęboką przyjaźnią, a wola płytką znajomość typu kawa raz na miesiąc.
Nie do końca rozumiem, co masz na myśli, że osoba, która odrzuciła patrzyła na cechy wrodzone?
Jeśli ktoś mi nie odpowiada to uważam że mam prawo zerwać znajomość bez względu na to jaką cechą mi nie pasuje, ważne, że ta cecha jest dla mnie na tyle ważna, na tyle mi u kogoś przeszkadza, że nie mogę jej znieść i wolę zerwać znajomość.
Nie do końca rozumiem, co masz na myśli, że osoba, która odrzuciła patrzyła na cechy wrodzone?
No a co mam myśleć, jeżeli zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, zeby zdobyć sympatię tej osoby, a ona mimo to, nie odwzajemniła tego? Zapewne by odwzajemniła, gdybym się urodziła z cechami, które jej się podobają, a których nie jestem w stanie mieć. Zawsze jest tak, że gdy ktoś kogoś odrzuca, to z powodu tego, że dana osoba mu czegoś nie da, często nie da tego, co jest niezależne od nego. Cechy wrodzone to jest to "coś", co sprawia, ze pasujesz do ludzi, że umiesz z nimi rozmawiać tak, żeby ich przyciągnąć do siebie, żeby ta rozmowa im się podobała. I nie koniecznie trzeba tu tylko mądrze mówić, bo znam takich ludzi, którzy mówią mądrze, a mimo to nie są zbyt lubiani, choc nie są wredni. Znam też takich, którzy mają głupią gadkę a są lubiani. Jeśli mowisz mądrze, to masz zapewnione to, że nie powiedzą Ci ludzie, ze jesteś głupia, będą Cię poważać, ale żeby Cię lubić i chcieć do towarzystwa - trzeba czegoś wiecej.
To po co robisz wszystko co w Twojej mocy, żeby zdobywać sympatię innych? Sama wystawiasz się na strzał. Piszesz tak enigmatycznie, że ciężko cokolwiek doradzić.
Dałam wsparcie, dobre słowo, mądrą radę. Było nawet tak ze ta osoba powiedziała mi że pięknie coś jej ujęłam a mimo tego mnie nie chce.
Nie będę się narzucać ludziom, którzy mnie odrzucaja, zrobiłam już na tyle. Więcej i tak nic nie da, a jedynie się poniżę. Samotność jednak cholernie mnie boli.
Dałam wsparcie, dobre słowo, mądrą radę. Było nawet tak ze ta osoba powiedziała mi że pięknie coś jej ujęłam a mimo tego mnie nie chce.
Nie ma obowiązku Cię chcieć. A Ty nie masz obowiązku dawać wsparcia tym, którzy Cię nie chcą.
Może tu jest problem, że zamiast rozwijać jakies relacje, to Ty łapiesz ludzi z problemami i chcesz im pomagać?
Dalej ciężko stwierdzić bez konkretów.
36 2022-01-27 19:24:17 Ostatnio edytowany przez CatLady (2022-01-27 19:25:47)
Nie do końca rozumiem, co masz na myśli, że osoba, która odrzuciła patrzyła na cechy wrodzone?
No a co mam myśleć, jeżeli zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, zeby zdobyć sympatię tej osoby, a ona mimo to, nie odwzajemniła tego? Zapewne by odwzajemniła, gdybym się urodziła z cechami, które jej się podobają, a których nie jestem w stanie mieć. Zawsze jest tak, że gdy ktoś kogoś odrzuca, to z powodu tego, że dana osoba mu czegoś nie da, często nie da tego, co jest niezależne od nego.
Może za bardzo się starasz? Nie wszyscy muszą Cię lubić. Możliwe, że celujesz w osoby, które nie szukają tego, co Ty masz, co możesz ofiarować.
To jest normalne że lubimy ludzi, którzy mają pożądane przez nas cechy. Jeśli ja lubię osoby inteligentne, z czarnym poczuciem humoru, zaradne, racjonalnie podchodzące do życia, raczej introwertyczne to raczej nie polubie kogoś, kto jest np emocjonalny albo nadmiernie ekstrawertyczny. Nie dogadam się z taką osobą i nie ma znaczenia, jak bardzo ten ktoś będzie miły i jak bardzo będzie mi schlebiał. Wręcz przeciwnie.
Piszesz ogólnikami, ale mam wrażenie, że jesteś osobą która właśnie za bardzo się stara, próbuje schlebiać innym, na siłę się podobać. Nie roztaczaczasz aury osoby znającej siebie, swoją wartość. Powiedz, czy Ty wiesz kogo szukasz, jakiej osoby, jaki charakter ma mieć Twój wymarzony przyjaciel? Jaki ma temperament, co lubi, jak spędza czas?
Wiem, że chciałam zadawać sie (nie przyjaźnić, to za dużo powiedziane) z osobami, które mnie odrzuciły, podobały mi się ich cechy charakteru, ale jak widać, to było tylko w jedną stronę. Chyba aż tak bardzo się nie starałam, ale wyraźnie dałam im do zrozumienia , że mi na nich zależy. W stosunku do tych osób byłam w jakiejś mierze podobna. Łączyły i łączą nas wspólne zainteresowania i poglądy. Jedną z tych osób starałam sie bardzo wesprzeć, bo ma duży problem. Pocieszałam ją i mówiłam słowa, które chyba każdego by dowartościowały. Ta osoba w efekcie jedynie podziękowała mi za te słowa, dodając jeszcze, ze są one piękne i na tym koniec. Jak widać to nie starczyło, żeby chciała coś wiecej mieć ze mną wspólnego. Myślę, że nie przesadzam z narzucaniem się ludziom, bo gdyby tak było, to do tej pory bym o nie zabiegała. Jeżeli jednak one mi dały wyraźnie do zrozumienia, że im na mnie nie zależy, to odpuściłam.
Problem w tym, że czy ja się staram, czy też nie, to i tak jestem sama jak palec. Niejedna osoba mi powiedziała, że jestem inteligentna, mądra i przede wszystkim piękna, ale to jak widać i tak za mało, żebym nie była samotna. Ja po prostu nie pasuję do innych, i to jest oczywiste, że w tym leży problem.
"Nie ma obowiązku Cię chcieć. A Ty nie masz obowiązku dawać wsparcia tym, którzy Cię nie chcą".
Wiem, że nikt nie ma obowiązku, dlatego odpuściłam. Ale czy to załatwia sprawę do końca, skoro ja nie potrafię żyć, będąc sama? To w dużej mierze nie załatwia sprawy. Ja nie chcę nie mieć nikogo.
Może tu jest problem, że zamiast rozwijać jakies relacje, to Ty łapiesz ludzi z problemami i chcesz im pomagać?
Tylko 1 z tych osób miała problem i starałam sie jej pomóc, ale nie tylko pomóc. Chciałam po prostu mieć z nią jakąś bliższą relację. Były jeszcze inne osoby - bez problemów, którym okazałam serce, ale nic to nie dało.
To jest normalne że lubimy ludzi, którzy mają pożądane przez nas cechy. Jeśli ja lubię osoby inteligentne, z czarnym poczuciem humoru, zaradne, racjonalnie podchodzące do życia, raczej introwertyczne to raczej nie polubie kogoś, kto jest np emocjonalny albo nadmiernie ekstrawertyczny. Nie dogadam się z taką osobą i nie ma znaczenia, jak bardzo ten ktoś będzie miły i jak bardzo będzie mi schlebiał. Wręcz przeciwnie.
Ok., rozumiem, ze takie osoby Ci nie odpowiadają i zgadzam się z tym, żeby się nie przyjaźnić takimi ludźmi, ale czy to musi być równoznaczne żeby zupełnie ich odrzucać? Czy to że są dla nas dobrzy ma już nie mieć żadnego znaczenia? Dla mnie w takiej sytuacji jakieś znaczenie by to miało, doceniłabym to że okazali mi serce. Nie pasowałyby mi ich cechy wrodzone, ale pasowałaby mi ich dobroć, dlatego też w jakiejś mierze bym odwzajemniła ich staranie się. Uważam, że to że ktoś nas lubi i nam to okazuje, też powinno się liczyć, nawet jeśli ta osoba nie ma innych cech, ktore nam sie podobają.
Ja od tych ludzi nie chciałam nie wiadomo czego, wystarczyłoby mi tylko trochę serca z ich strony, ale one miały i mają mnie w dupie. ((
.
Ok., rozumiem, ze takie osoby Ci nie odpowiadają i zgadzam się z tym, żeby się nie przyjaźnić takimi ludźmi, ale czy to musi być równoznaczne żeby zupełnie ich odrzucać? Czy to że są dla nas dobrzy ma już nie mieć żadnego znaczenia? Dla mnie w takiej sytuacji jakieś znaczenie by to miało, doceniłabym to że okazali mi serce. Nie pasowałyby mi ich cechy wrodzone, ale pasowałaby mi ich dobroć, dlatego też w jakiejś mierze bym odwzajemniła ich staranie się. Uważam, że to że ktoś nas lubi i nam to okazuje, też powinno się liczyć, nawet jeśli ta osoba nie ma innych cech, ktore nam sie podobają.
To zależy.
Moja mama miała kiedyś sąsiadkę, która była dobra osobą, utrzymującą chorego syna, męża mającego ciągle problemy z zatrudnieniem i do tego dokarmiającą koty, taka typowa świętą męczennice. To była bardzo dobra i miła osoba, moja mama ja lubiła właśnie za tą dobroć, mimo, że czasem moja mamę irytowała. Ja też uważałam, że to miła i dobra osobą, ale dla mnie ta dobroć nie wystarczyłaby do nawiązania bliższej relacji, bo choć dobra, to miała manierę prostej kobiety, jak to mówią że wsi. Nie miałabym z nią o czym za bardzo rozmawiać, pewnie na dłuższą metę zaczęłaby mnie irytować. Pewnie nie odrzuciłabym jej całkiem, w sensie, że gdybyśmy się spotkały pod blokiem to bym z nią porozmawiała, albo raz na ruski rok mogłabym wejść na kawę, bo to sąsiadka. Jednak gdyby nie była sąsiadką i mieszkałaby gdzieś dalej to znajomość umarłaby śmiercią naturalną, mimo tego, że to dobra osoba. Nie chciałabym ciągnąć na siłę znajomości jeśli coś nie klika i nie jest dla mnie ciekawe lub przyjemne spotykanie się z tą osobą.
Nawet jeśli ktoś by mi pomógł, to podziękowałabym, może byłby jakiś kontakt smsowy, sporadycznie, ale nie zmuszałabym się do bliskiej znajomości z poczucia obowiązku.
Jakich znajomości oczekujesz? Chciałabyś bliższych relacji, czy luźniejszych, typu kawa raz na miesiąc i pogaduchy o pierdołach?
42 2022-02-01 10:03:54 Ostatnio edytowany przez Kwiat w rannej porze (2022-02-01 11:12:26)
Odrzucenie zawsze rani. Uważam, że w życiu trzeba być dobrym dla innych, ale też i dla siebie. Nie zawsze jedno z drugim da się całkiem pogodzić, tak jak w przypadku, gdy chce nas osoba, która nam nie pasuje. W tym wszystkim dobrze jest znaleźć jakiś kompromis, tzn. nie przyjaźnić się z taką osobą, bo robi się to bardzo wbrew sobie, ale też zupełnie nie odrzucać kogoś, kto jest dla nas dobry. Dobrze jest w jakiś sposób też docenić tę dobroć, okazać tej osobie choć trochę serca, bo ona na to zasługuje. Jeśli chodzi o te osoby, które mnie odrzuciły, to nie było między nami jakiejś różnicy intelektualnej, tak jak w przypadku Ciebie i Twojej sąsiadki. Mamy wspólne poglądy, zainteresowania, ale powiedziałabym, że różni nas nieco nasz styl bycia. Tak naprawdę nie wiem, o co im chodziło, że mnie nie chcą, nie siedzę w ich głowach, a pytać o to też mi nie wypada. Mogę jedynie spekulować na ten temat. Chciałabym mieć jeśli nie przyjaźń, to dobre znajomości, oparte na zrozumieniu, wspólnych tematch, zainteresowaniach, pomocy w razie potrzeby. Może kiedyś się to uda. Choć nie jest zupełnie tak, że jestem sama jak palec. Tam, gdzie pracuję, rozmawiam z ludźmi i nie jestem źle traktowana. Są jeszcze jakieś facebookowe znajomości. Zawsze to coś, ale człowiek generalnie chciałby czegoś więcej. Na siłę też nic nie będę robić, bo to nie ma sensu.
Ciekawi mnie ten wątek, ale nie wiem, co jest sednem problemu i co doradzić, bo sama mam problem z nawiązywaniem znajomości i z utrzymaniem ich i też nie wiem, w czym tkwi. No, może częściowo zauważyłam, co robię źle, ale to mi nie wystarczy, żeby coś naprawić. Mam tendencję do unikania.
Wydaje mi się, że po prostu do tanga trzeba dwojga. Nawet jeśli ja mam jakieś niedociągnięcia, popełniam błędy, to gdyby druga strona chciała ciągnąć znajomość to jakoś by się udało. Znam takie osoby, z którymi kontakt jest przez wiadomości, albo raz na 3 miesiące się spotkamy i nikomu to nie przeszkadza. Inne osoby być może odbierają takie coś jako unikanie, niechęć do kontaktu i się odsuwają. Trzeba trafić na kogoś, kto nadaje na podobnych falach. Problem wcale nie musi być w nas.