Witajcie!
Proszę Was o opinię, spojrzenie z boku, bo emocjonalnie nie mogę sobie poradzić z pewnym zachowaniem partnera.
Jesteśmy w związku 10 lat. Mój młodszy brat kończący studia poprosił nas o pomoc w sprawdzeniu swojej magisterki. Jego promotor wiele razy i przez długi czas mu nie odpisywał, więc na sam koniec okazało się, że jeszcze wiele rzeczy brakuje. Temat techniczny, mój K. znał się częściowo, ja nie miałam pojęcia, dlatego też nawet stylistycznie było mi trudno poprawiać. Przez ostatnie dwa tygodnie mój K. poświęcił sporo czasu, aby przeczytać i zasugerować poprawki. Łatwo nie było, gdyż mój brat jest bardziej techniczny niż humanistyczny i jego pracy nie czyta się łatwo. Gdy zrobiło się już naprawdę mało czasu, promotor przestał się odzywac. Ponadto zdenerwował się na brata, że wypisuje maile i powiedział, że jego praca musi poczekać. Dziś rano brat zadzwonił do K. z prośbą o sprawdzenie jeszcze czegoś. K. zgodził się na część - drugą miał poprawiać sobie mój brat sam. Po może 3 godzinach mój K. poprosił mnie o przeczytanie tego, co on sam poprawił; ja w między czasie zaproponowałam bratu przeczytanie tej poprawionej części, której K. już nie chciał czytać.
W międzyczasie dwa razy zadzwonił mój brat pytając jak tam, mówiąc, że promotor jest przy komputerze i że trzeba jak najszybciej wysłać, bo boi się, że jak tego nie zrobi od razu, już mu tej pracy nie zaakceptuje. Sytuacja napięta, bo gdyby nie puścił pracy przez antyplagiat do niedzieli (jutra), musiałby nie tylko powtarzać rok, ale i nadrabiać podstawę programową, bo rok niżej ma już zupełnie inne studia. Mój K. sam powiedział, żebym "się nie wczuwała", bo trzeba wysłać jak najszybciej.
Podeszłam do niego dwa razy pytając o coś w związku z pracą. Leżał sobie i czytał coś w telefonie. Po prostu nie byłam pewna czy mogę stylistycznie poprawić coś tak czy inaczej - kompletnie nie znam się na tych tematach i już kilka razy nie akceptował moich poprawek. Za drugim razem K. zezłościł się na mnie, że znowu coś chcę, bo on potrzebuje odpocząć i jest już zmęczony tą pracą.
Jest mi smutno dziś pół dnia. Doceniam wysiłek, jaki włożył w to, aby pomóc przez ten cały czas mojemu bratu, ale dziwi mnie, że na finishu po prostu nie można na niego liczyć i że jeszcze komunikuje mi to ze złością. Podobna sytuacja miała już kiedyś między nami miejsce i przygniata mnie. Co o tym sądzicie? Czy ja przesadzam mając nadzieję na pomoc do końca?