Dziękuję za odpowiedzi.
Pomysł z powiedzeniem jej o tym - być może miał być pewnego rodzaju "usprawiedliwieniem" mojego zachowania. Pokazaniem, że to nie byłam do końca JA - że przemawiały przeze mnie te zaburzenia. Ale ona mi już nie ufa. Co dla niej byłoby prawdą? Tego się nie dowiem...
Wiem, że powinnam odpuścić. Dać jej spokój. I w gruncie rzeczy to czynię. Nie kontaktuję się od momentu wyprowadzki.
Boli mnie, cholernie boli mnie to, że przez swoje zaniechanie straciłam kogoś, komu naprawdę na mnie zależało. Kto naprawdę widział, że coś jest nie tak. Proponowała terapię. Ale ja jeszcze wtedy nie wiedziałam, że coś jest ze mną nie tak... Zrzucałam to na powierzchowne rzeczy (praca nie ta... itd.)
Dlatego tak bardzo żałuję, tak wiele we mnie poczucia winy i poczucia, że popsułam tę miłość a to już nigdy nie wróci.