Cześć. Dotarłem tutaj do was nie dawno. Poczytałem kilka postów i widzę, że potraficie być wsparciem w tym trudnym momencie.
Taki moment pojawił się również u mnie. Jestem z żoną 14 lat. 5 lat po ślubie od 3 lat dziecko. Kiedyś już raz na rok sie rozstaliśmy bo pojawił się ktoś kto ją porwał. Po roku wróciliśmy do siebie. Zaczęliśmy to odbudowywać. Nasza relacja popsuła się po narodzinach dziecka. Odsunęliśmy sie od siebie emocjonalnie i fizycznie. Przestaliśmy siebie słychać i swoich potrzeb. W sumie to ja przestałem słuchać jej potrzeb bo o swoich przestałem mówić bo już dawno zauważyłem, że nie są brane pod uwagę. Cała jej miłość poszła na dziecko. Ja uznając to za normę. By nie zabierać tej uwagi i miłości dziecku stwierdziłem że zajmę sie pracą by to wszystko utrzymać i zapewnić dobry start dziecku. Próbowaliśmy rozmawiać o tym ale kończyło sie awanturami i szybkimi stwierdzeniami ze ja jej nie rozumiem. Padały hasła, że potrzebujemy terapii małżeńskiej. We wrześniu dowiedziałem sie o jej romansie z moim najlepszym przyjacielem od roku. On wiedział o naszych problemach bo mu sie zwierzałem.
Znalazłem w telefonie tajne rozmowy, zdjęcia które sobie wysyłali. Przyznawała sie na 2 razy. Na początku że potrzebowała sie wygadać bo ze mną nue mogła, a później jak odkryłem kolejne rzeczy to przyznała się ze było coś więcej.
Załamałem się jednak stwierdziłem, że trzeba jakkolwiek powalczyć i być silnym bo jest to dziecko, które bardzo kochamy. Zaczęliśmy pierwszy raz od długie czasu tak spokojnie rozmawiac. Ustaliliśmy wspólnie ze nie możemy tych lat tak przekreślić i ktoś mudi nam pomóc (terapeuta). Ja w między czasie zapisałem się na indywidualną terapię bo doszedłem do wniosku, że sam już z tego sie nie pozbieram.
Po kilku sesjach i wnioskach stwierdziłem, że wrócę do domu i jak jest w nas szczera chęć to spróbujemy ogarnąć to gruzowisko z pomocą specjalisty i może uda się wrócić na dobry tor. Wrocilemyz żądaniem, że urywa kontakt definitywnie, że kasuje wszystkie komunikatory i jej telefon jest do wglądu. Kontakt urwała na 2 tyg. Po tym czasie zadałem jej pytanie (nie znając prawdy) czemu ma kontakt z kochankiem. Oczywiście powiedziała że ma i dała sie złapać.
Padłem na ziemię i przestałem juz w cokolwiek wierzyć. Zacząłem zastanawiać się czy ta terapia małżeńska ma sens. Zapewnia mnie, że jek bardzo zależy i żebyśmy spróbowali. Ja stwierdziłem, że sie wyprowadzę bo już jestem bliski załamania. Postanowiłem jednak zostawić ukrytą kamerę (niania elektroniczna) z myślą, że zaraz zjawi się kochanek. On sie nie zjawił, ale pojawiła się przyjaciółka z którą była raczej szczera. Podczas tej rozmowy powiedziała, że nie wierzy w te terapię i z dalszej wypowiedzi wynikało, że kochanek sie nie określił co do tego czy on by wszedł w związek z nią i ona nie wie. I już chyba wiem skąd te rozterki. Tam nie jest pewna i tutaj robi mi nadzieję.
Było mi z tym moralnie bardzo źle że ją nagrywałem w naszym domu. Na drugi dzień opiekowałem się dzieckiem i zabrałem kamerę. Nie wiem czy zrobiłem dobrze ale powiedziałem jej, że wiem, że nie wierzy w te terapię i pokazałem jej klatkę z ich spotkania.
Wpadła w furię i zaczęła mnie oskarżać, że wszystko spieprzyłem tym. Ze potrzebuje tylko węszyć i szpiegować. Ze zle interpretuje te słowa i ona bardzo chce iść na te terapię bo jej zależy. I tylko tam znajdziemy pomoc.
Powiedzcie mi czy ja mam prawo czuć się z tym aż tak źle. Moje zaufanie do niej spadło do zera po pierwszym kłamstwie, a tu zaraz kolejne kłamstwa plus to nagranie.
Czy pójście na tą terapię ma jeszcze jakikolwiek sens? Czy iść i zobaczyć czy ona tam będzie szczera i otwarta gdy wie, że ja wiem co mówiła? Spotkanie od tygodnia mamy już ustalone.
Mam totalny bałagan w głowie.. Źle mi też że nagrywałem ale chyba tylko tak mogłem cokolwiek uzyskać.
Dzięki za wypowiedzi.