Miałam już zakończyć internetowy poranek przy kawie, ale jeszcze ten wątek mnie zafrapował.
Missinx, nie lubię ludzi paplających, byle paplać, ale zdecydowanie lubię rozmownych, takich "czytelnych" i najlepiej się z nimi czuję. Nie jest to wartościowanie, ale kwestia potrzeb. Pod tym względem fatalnie dobraliśmy się z byłym mężem, który był rasowym introwertykiem, a ja tak często go nie rozumiałam, nie starczało mi cierpliwości, nie umiałam "wyjść ze swojej głowy". Emocje niczego nie ułatwiały, pewne rzeczy dopiero teraz, z dystansu widzę lepiej. Przeprosiłabym go dzisiaj za wszystko, gdyby żył (i gdyby dał mi szansę, bo zawzięciuch był okrutny), ale nie wróciłabym do niego, bo nie byliśmy dla siebie stworzeni.
Ja dziwię się, jakim cudem w teście robionym na zajęciach z psychologii (w pomaturalnym studium) wyszedł mi bardzo niski wskaźnik ekstrawertyzmu. Owszem, najważniejsze dla mnie rzeczy dzieją się wewnątrz mnie, ale lubię ludzi, a rozmowy to mój żywioł. Tylko to muszą być Rozmowy, a nie paplanie. Nawet o serniku czy kupkach dzieci można rozmawiać fascynująco albo nieciekawie.
A teraz odniosę się do postu inicjującego wątek:
GabrielaKlym napisał/a:Myślę, że w dobie internetu prawie każda z nas poznała kiedyś potencjalnego chłopaka na portalu randkowym lub na facebooku. Jakie macie do tego podejście?
1) Czy lubicie długo pisać? Czy chcecie się dowiedzieć czegoś o nim przed randką czy wolicie od razu się spotkać?
2) Czy zdarza wam się, że ktoś się wam spodoba przez internet, a w realu jest kompletne rozczarowanie?
3) Czy zdarza wam się, że ktoś wam się średnio spodobał przez pisanie, ale na żywo zaiskrzyło?
4) Czy spotkacie się tylko z facetami, którzy naprawdę wam się spodobali przez internet, czy może staracie się nie wyciągać błędnych wniosków po samym pisaniu i idziecie na spotkanie nie nastawiając się?
Postanowiłam założyć ten wątek, bo powiedziałam koleżance, że piszę z fajnym facetem, a ona się zdziwiła, że po samym pisaniu wyciągam wnioski... Nie wiedziałam, że to takie dziwne, bo przez pisaniu i zdjęciach w małym stopniu też możemy poznać człowieka.
Moja strategia wygląda tak, że spotykam się tylko, jeżeli pisanie się klei. Odrzucam panów, którzy odpisują jednym słowem, mówią: powiedz coś o sobie, nie pytają o mnie i nie mówią nic o sobie. Dzięki temu nigdy nie musiałam uciekać z randki, zawsze rozmowa jest przyjemna, nawet gdy nie ma chemii.
Zauważyłam, że z chemią jest tak samo. Jeżeli facet mi się na zdjęciu nie spodoba jakoś super (zazwyczaj zwracam uwagę głównie na oczy i czy ktoś się dużo uśmiecha) i jeżeli nie ma w wiadomościach żartów i flirtu - nie ma chemii na żywo.
Bardzo szybko wyciągam wnioski po jednym dniu pisania już wiem, czy ktoś jest interesujący czy nudny i sprawdza się to poten na spotkaniu. Czy też tak macie? Słyszałam, że niepotrzebnie się tak nastawiam i za szybko oceiam ludzi. Próbowałam się umawiać z fajnymi chłopakami, ale którzy mnie nie oczarowali przez internet i efekt był zawsze ten sam - możemy być przyjaciółmi. Sama nie wiem, czy to dobrze, czy źle, że moja ocena tak się pokrywa z tym co potem jest w realu.
1. Lubię najpierw trochę popisać. Chcę się zorientować, czy mam do czynienia z nudziarzem, gburem, czy też z człowiekiem, z którym spotkanie nie będzie stratą czasu. I nie chodzi o przepytywanki, sondowoanie, wywiad, ale ogólny poziom komunikacji. Nie znoszę zaczepek typu: "chcesz się spotkać?", albo jeszcze gorzej: jednowyrazowych, np. "kawa?" Wrrrrr! Odrzucam z miejsca. Nie mówię o pisaniu miesiacami i latami, bo czasami już pierwsza rozmowa może dać jakieś pojęcie o jakości ewentualnego spotkania. Mam takie samo podejście jak autorka wątku. Jeśli rozmowa jest sensowna, klei się, chętnie się spotkam nawet po tej jednej rozmowie. Ale musi być ten udany początek.
2. Nie, nie zdarzyło mi się. Może dlatego, że na podstawie samego pisania nie stwarzam sobie wygórowanych oczekiwań. Bywam zaciekawiona, pełna sympatii, ale zdaję sobie sprawę, że to jeszcze nic nie znaczy, choć samo w sobie jest wartościowe.
3. Nie, jak mi się ktoś nie podoba (na etapie pisania), to się nie spotykam. Kilka razy poszłam na ustępstwo i spotkałam się bez większych wstępów, ale już wiem, że nie warto szukać igły w stogu siana, narażać się na nieprzyjemności czy tracić czas po prostu. Raz mi nawet "zaiskrzyło" z pewnym panem, ale on zbytnio się spoufalał na tym pierwszym spotkaniu. Nie lubię tego nawet gdy mi się gość podoba.
4. Nie nastawiam się, po prostu jestem kogoś ciekawa i chcę poznać. Jeśli nie czuję tej ciekawości, nie umawiam się.