Cześć,
nie mogę już dłużej wytrzymać więc napisze. Prosze przeczytać całośc.
Rok temu dostałam spadek , pół roku później moja młodsza siostra też. Spadek miał przejśc na kupno mojego 1 mieszkania.
Jednak za taką sumę mogłam kupić sobie coś mniejszego niewyremontowanego w starym budownictwie.
Nie narzekałam.ceny były i są fatalne, ciągle idą w górę.
Po pół roku w kwietniu udalo się kupić mieszkanie całkowicie do remontu. Zaczęłam w czasie pandemii sama remontować własnymi łapami. Jako, że nie chciałam męczyć rodziców ani wydawać dużo pieniędzy. Poza tym była pandemia i wielu budowlańców nie pracowało a ja się balam- mniejsza z tym.
W maju moja siostra za swój spadek kupiła mniejsze mieszkanie ode mnie, w starszym budynku , juz prawie zrobione. Nie musiała robić kuchni, lazienki bo już była . Stan mieszkania - do odświeżenia- nie do remontu. Wprowadziła się po 2-3 tyg.
Ja nadal nie.
Dodatkowo później każdej z nas skończyły się przypisane na nas lokaty które pewni członkowie rodziny pozakładali.
Ja dostałam 4 razy mniej niż ona. Byłam załamana. Jestem sfrustrowana, bo moi rodzice raczej chętniej pomagają jej przy odświeżeniu i przebywają w jej mieszkaniu niż w moim.
O co mi chodzi. Nie jestem osobą idącą tylko za pieniędzmi w życiu. Od 2 lat wiedziałam, że będzie taka sytuacja jak spadek, później te lokaty- ale niewiedziałam ile. JESTEM WDZIĘCZNA i DZIĘKUJĘ BARDZO mojej rodzinie za pomoc i za postawienie na nogi i ZDAJĘ SOBIE sprawę, że jestem w mniejszości, ponieważ nie muszę brać kredytu. Robie tylko bieżące wydatki.
Ale chodzi mi o pewną rzecz. Wiem, ze mozecie mi zarzucić egoizm i jakieś zapatrzenie tylko na kwestie finansowe. Jestem starsza, zawsze pomagałam mojej siostrze się 'ogarnąć'. Ona była taka że trzeba było za nią zawsze 'sprzątnąć, przeprosić' bo sama nie ogarniała. Albo, trzeba było jej mówić w liceum czy na początku studiów, że jednak warto się uczyć a nie imprezowac czy się lenić. CHociaż z 2 strony była wtedy dorosła i mogła sama decydowac o sobie- ale nie 'należało splamić honoru rodziny'.
Zawsze sie tym przjemowałam. Jestem starsza, zawsze było mówione, ze ja sie wczesniej wyprowadzę. Że rodzina MNIE pomoże. Zostałam sama. WIEM, że mogę brzmieć NIEREALNIE, FATALNIE jak EGOISTKA. Pewnie posypią się komentarze, że większośc osób nie dostaje nawet 1 gr od nikogo i POWINNAM SIĘ CIESZYC. Tak jak powiedziałam, ciesze się- jestem WDZIĘCZNA BARDZO. Ale dlaczego zawsze we wszystkim moja siostra młodsza, której się zawsze pomagało musi mnie wyprzedzić, ubiec, musi mieć łatwiej? Znalazła mieszkanie bo ja jej przetarłam 'szlak' , znowu- jak w liceum na studiach to teraz w dorosłym życiu. Ona nie wiedziała nawet wczesniej na jakie portale internetowe wchodzić, jak przygotowac się do rozmowy z włascicielem... Tak jestem zazdrosna.. Ale na jej miejscu też wzielabym tą okazję, miaal po prostu szczęście. Dobra lokalizacja - lepszy budynek, starszy, bardziej elegancki od mojego. Gdybym była na jej miejscu także bym to wybrała - jej pooszło szybko jestem o to zazdrosna bardzo. I np teraz cała rodzina pomaga jej, bo 'jes t młodsza' a mnie nie ' bo ja sobie zawsze poradzę'.
Prosze coś mi uświadomic, błędy w moim mysleniu, bo ja naprawdę zaraz pękne z zazdrosci. Miałam byc pierwsza- jej zawsze wszystko lepiej i LŻEJ szło. Kiedy np mówiłam rodzicom będąc 'dorosła' czyli będąc na studiach, ze np nie chce jej uczyć, że ona ma sama brać odpowiedzialnośc za siebie etc to mówili mi, ze powinnam ją uczyc, bo tak powinno byc w rodzinach, ze starsi pomagają mlodszym. I co mam z tym? Nic, nawet nie tknela w pomocy mojego mieszkania. Ja skręcałam jej łóżko z ojcem, ja skręcałam jej półki do salonu kiedy ona SPAŁA...I jakos nie ma refleksji aby mi pomóc... A Kiedy ja o tym wspominam to jestem tą nadgorliwą, irytującą...
Kto ma rację? a moze ja zbyt emocjonalnie do tego podchodzę? 1 mieszkanie- zrobie remont calego do konca roku i przecież mogę sprzedać za wyższą cenę po remoncie. Co o tym sądzicie? Może aż tak źle nie jest?
Chodzi mi tylko 'teraz' o to , że znowu jestem przyblokowana, że jestem 'zalezna' od kogoś, że nie mogę skonczyc prawka bo robie remont, też po kosztach bo na razie mnie super nie stac na wynajęcie na miesiąc ekipy... Wszystko robie z doskoku i po kosztach, nie mieszkam tam, a ona już 'mieszka, zaprasza chłopaka, znajomych, jest SWOBODNA, wyluzowana' jak gdyby nigdy nic. Kiedy cos sie popsuje ojciec przyejdzie wezmie jej 2 klucze kiedy ona w pracy i jej naprawi, zawoła ekipe... Tak u mnie nie jest.
Kiedy ja popełniłam jakiś błąd w relacjach z rodziną?