Nie wiedziałam jaki nadć tytuł, więc wpisałam hasła. Mam nadzieję, ze w skrócie opiszę co mnie trapi.
Mam nerwicę lękową i jestem w trakcie terapii, idzie mi co raz lepiej. Mam męża i 3 letnie dziecko. Mieszkamy w domu jego rodziny, z tym że z nimi prawie nie rozmawiamy. Taka dziwna rodzina no ale nie jestem u siebie i na podwórku nic nie moge praktycznie. Dom jest w mieście. Nie znam w tej dzielnicy nikogo. Dopóki nie było dziecka, to nie spędzało się tu czasu, jedziło do znajomych, chodziło do barów itd. Kiedy pojawiło się dziecko, to znajomi się pokończyli. I tak potrafię siedzieć całymi dniami w domu z dzieckiem (mąż w pracy). Że jest to dzielnica domkóe, to dzieci bawią się u siebie na placach zabaw i moje dziecko nie ma tu żadnych znajomych, nie ma, bo dzieci nie wychylają nosów poza swe podwórka. Chodzimy na osiedlowy plac, ale on zawsze świeci pustkami. Nie dostało się do przedszkola, więc kolejny rok spędzimy w domu, sami. (jak mąż jest, to staramy się gdzies wyłazić, ale nie mamy gdzie, bo nie ma już znajomych, a nie stać nas na ciągłe kluby dla dzieci, wycieczki itd.). Chodzę z dzieckiem na place zabaw kilka km od domu, jeżdżę autobusami, ale to kosztuje i czas i pieniądze. Nie mam siły codziennie przemierzać km by dziecko miało kontakt z innymi dziećmi, chcę, ale nie jestem w stanie, poza tym trzeba gotować, zjeść, no i lato nie trwa wiecznie Jesienią już nie bedzie łatwo. Mam może jakieś znajome dalej, ale wydaje mi się, że czasem już wymuszam spotkania, bo nikt wiecznie nie ma czasu.
Moja rodzina jest toksyczna. Ojciec ma nową żonę (mama zmarła), z którą się nie lubimy. Zawsze jak się spotkamy, to ten narzuca mi swoją wolę (robi to z resztą z wieloma ludźmi, ale z mojego rodzeństwa tylko mi), mówi mi jak powinnam coś zrobić, żyć, jak czuć, jak zachowywać się w stosunku do innych, oddychać itd wszelkie moje decyzje neguje. Jednak czasem jest spoko, ale mimo wszystko to zachowanie boli. Normalnie powinnam zerwać z nim kontakt, ale... Mam możliwość zamieszkania w domu,gdzie mieszka on, tylko w osobnym mieszkaniu. Na wsi. Połowa domu jest mojego wujka, który mieszka w Niemczech i chce nam udostępnić dom na jakiś czas. I jestem w kropce. Z jednej strony chcę się odizolować od toksycznego ojca, z drugiej nie chcę już więcej samotności. Przez ponad 2 lata próbowałam znaleźć tu jakichś znajomych i bez skutku. Z tej samotności nabawiłam się nerwicy lękowej. Na wsi mam jakąś znajomą, która ma dziecko w wieku mojego, być może poznam i innych ludzi, ale to nie jest pewne. I mimo wszystko zawsze będzie ten ojciec - jest do kogo "gębę otworzyć" w razie samotności. Jest ktoś, kto zostanie z dzieckiem, gdy będę musiała pędzić do sklepu, a dziecko z gorączką lub śpi. Moje dziecko lubi tę wieś, a jest za daleko by jeździć tam często.
W tym momencie nie mam innej możliwości,nie mam szansy na kredyt, na własne mieszkanie, na wynajem też nas nie stać. Zależy mi na tym, by więcej nie być samemu, by mieć z kim wypić kawę, jak mąż jest w pracy, by pogadać z kimś poza mężem i by moje dziecko miało wokół siebie innych ludzi niż ja i mąż i przypadkowi ludzie, których spotykamy na wycieczkach z dala od domu. Tam pewnie często będą wpadać inni ludzie z rodziny, nocować. Całe życie wszyscy wszystkim mówili jak mają żyć, co robić, czego nie, ale mnie to bardzo boli, może jak nauczę się dystansu do tego i riposty to będzie mi łatwiej? Z drugiej strony boję się, że te naruszanie granic przez innych bedzie mnie zbyt dużo kosztowć, poza tym wieś, nie będę miała takiej możliwości przyjechać do kina, do sklepów do miasta (choć w kinie byłam 1 raz w tym roku, a do sklepów jeżdżę bo nie mam gdzie jechać). Z kolejnej strony tu nie widać szansy na zmianę, próbowałam naprawdę wiele, jeździłam po ludziach, po placach, ile można? A spróbować tam, może okazać się to dobre? WIem, ze sama musze podjąć decyzję, ale w moim stanie to nie jest takie proste. Może z Waszej strony znajdę jakieś ciekawe spostrzeżenia, myśli, które pomogą mi nakierować odpowiedź?
A dlaczego nie pracujesz? Gdybyś miała pracę, czułabyś się potrzebniejsza, miałabyś jakiś cel na codzienne zmagania z rzeczywistością a tak czujesz że wszystko jest bez sensu. Znalazłabyś wreszcie znajomych, no i byłoby więcej pieniędzy w waszym budżecie domowym i moglibyście coś wynająć lub wziąć kredyt. A i dziecko wtedy znalazłoby miejsce w przedszkolu. Jak ty nie pracujesz, miejsca dla niego w przedszkolu nie znajdziesz...
Domyślam się, że autorka nie pracuje bo nie ma z kim zostawić obecnie dziecka skoro z rodziną męża się nie odzywa[?].
Z tego co piszesz to mieszkanie na wsi to kusząca propozycja: starzy znajomi, dzieci w podobnym wieku, spotkania. Ja mieszkam co prawda nie na wsi ale pod miastem i też wszędzie daleko mam. Do kina nie pojadę bo nie mam autobusu powrotnego. Z kolei będąc na wsi i mając z kim zostawić dziecko to może częściej wyrwałabyś się z mężem na imprezę lub do kina?
A co twój mąż na taką przeprowadzkę?
4 2016-08-26 16:06:48 Ostatnio edytowany przez scarvive (2016-08-26 16:09:48)
No tak, ale dziecko powinno iść do dzieci, do przedszkola, a nie pójdzie, póki mama nie znajdzie pracy; a mama siedząc w domu nabawiła się nerwicy lękowej... czyli praca uzdrowiłaby sytuację - kobieta wyrwałaby się z tej samotności i bylejakości a dziecko znalazłoby się wśród swoich rówieśników.
Ja mam dwójkę dzieci i też rodzina mi nie pomagała w pilnowaniu - musiałam znaleźć nianię, ale nie wyobrażałam sobie nie iść do pracy. Po pół roku już dostawałam świra od siedzenia z małym dzieckiem... nie wiem jak autorka znosi to już 3 lata.